Sinéad O’Connor: „Dorastałam na oczach wszystkich” [FRAGMENT KSIĄŻKI]
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE
– Zawsze zdawała się szukać kogoś, kto jej wysłucha, kogoś, kto pomoże jej przedefiniować samą siebie – pisze o zmarłej w ubiegłym roku wokalistce dziennikarka muzyczna Allyson McCabe. Jej esej Dlaczego warto rozmawiać o Sinéad O’Connor, którego fragment prezentujemy, właśnie ukazuje się w Polsce.
Świat zapamięta ją jako niepokorną liderkę, która odważyła się poruszać zaangażowane społecznie tematy, gdy większość siedziała cicho jak mysz pod miotłą. Otwarcie sprzeciwiała się przemocy, rasizmowi i innym formom dyskryminacji. Dużą niezgodę na krzywdę przypłaciła ostracyzmem ze strony słuchaczy i wieloma kryzysami psychicznymi.
Sinéad O’Connor, bo to o niej mowa, zmarła niespełna rok temu. W miniony weekend oficjalnie podano do wiadomości, że przyczyną jej śmierci było zaostrzenie astmy oskrzelowej i przewlekłej obturacyjnej obturacyjnej choroby płuc. Odejście jednej z największych estradowych aktywistek przełomu XX i XXI wieku, a zarazem posiadaczki niezwykłego głosu i autorki czternastu płyt, wywołało falę upamiętnień, wspomnień i komentarzy. Sama Allyson McCabe rozpoczęła prace nad swoją książką na długo przed śmiercią Irlandki. Tytułowe pytanie to raptem jedna z wielu kwestii, które próbuje rozstrzygnąć na ponad 250 stronach.
Dzięki wartkiemu stylowi i zespoleniu losów O’Connor z osobistymi przemyśleniami Amerykance udaje się uciec od ferowania łatwych wyroków albo stawiania gloryfikujących pomników. Porywającym esejem pozwala tym samym uważnie przyjrzeć się artystce, której można nie lubić albo nie rozumieć, ale którą zdecydowanie trudno ignorować. Jej praca to także uniwersalna opowieść o życiu w blasku reflektorów i konfrontacji ideałów z rzeczywistością.
Za możliwość przedruku serdecznie dziękujemy Wydawnictwu Filtry. Książkę na język polski przetłumaczyła Zofia Szachnowska–Olesiejuk. Śródtytuły i wytłuszczenia pochodzą od redakcji.
Sinéad O’Connor: solidarna z raperami
Ilekroć O’Connor była atakowana w prasie lub przez prasę, w odpowiedzi jeszcze bardziej szła w zaparte. Wszelkie próby uciszania postrzegała nie tylko jako utrudnianie, ale wręcz tłamszenie jej kariery. Przyrównywała swoje doświadczenia do cenzury wymierzonej przeciwko raperom, których muzyki i teledysków nie chciano emitować w mediach, których ceremonii rozdania nagród nie transmitowano w telewizji, których twórczość reprezentowała nieakceptowane zagrożenie dla trzymanej przez branżowe tuzy i często niekwestionowanej przez nikogo władzy.
Szybko miała okazję otwarcie podkreślić swoją solidarność z raperami. Krótko po incydencie w Garden State Arts Center sąd okręgowy na Florydzie uznał album 2 Live Crew As Nasty as They Wanna Be za „obsceniczny” i zabronił zespołowi występowania na żywo. Kiedy raperzy zostali aresztowani za złamanie zakazu, O’Connor publicznie udzieliła im swojego poparcia, stwierdzając, że za decyzją sądu stały uprzedzenia rasowe.
W roku 1990 O’Connor miała już znacznie liczniejszą publiczność i była o wiele bardziej wygadana niż kilka lat wcześniej, co widać wyraźnie w udzielanych w tym okresie wywiadach. Kiedy Kurt Loder z MTV zaczął jej tłumaczyć, że w rapie bardzo często prezentowane są postawy seksistowskie, O’Connor wytknęła hipokryzję przemysłowi, który akceptował seksizm białych wykonawców, takich jak Billy Idol, Warrant czy Aerosmith, jednocześnie odmawiając czasu antenowego czarnym artystom. Poza tym, dodała, raperzy tworzą lepszą i nierzadko inteligentniejszą muzykę od nich.
Kiedy powiedziała, że według niej rap i hip-hop są uważane za groźne z uwagi na ich popularność, Loder wyraźnie się usztywnił i próbował kontrować, podkreślając, że niektórzy uznają teksty rapowych utworów za obraźliwe. Ale O’Connor zripostowała, że przecież nikt nie każe im tej muzyki słuchać.
Pozbawiony amunicji Loder zmienił front i poruszył temat macierzyństwa, pytając, czy nie przeszkodzi ono O’Connor w wykorzystaniu w pełni jej potencjału. Odparła, że posiadanie dziecka pomogło jej znaleźć zakotwiczenie w prawdziwym świecie, ponieważ świat gwiazd rocka nie jest prawdziwy. Kiedy zapytał o to, co się wydarzyło w Garden State Art Center, sugerując, że obraziła Sinatrę, O’Connor powtórzyła swoje stanowisko, odcinając się prowadzącemu, że Sinatrze być może przyda się ten dodatkowy rozgłos.
Wszystko to stanowiło wstęp do ceremonii MTV Video Music Awards w 1990 roku, której gospodarzem był będący wówczas u szczytu sławy Arsenio Hall. Podczas swojego monologu na otwarcie imprezy Hall chodził między rzędami siedzeń na widowni i chwalił się, że program jest transmitowany w ponad stu krajach na całym świecie. Pokazując do kamery obecnych na sali celebrytów, podsycał ogólną ekscytację przed wielkim wieczorem.
O’Connor z łatwością mogła wykorzystać to wydarzenie do autopromocji. Oprócz tego, że pokonała Madonnę w kategorii „najlepszego teledysku w wykonaniu wokalistki” i „najlepszego teledysku postmodernistycznego”, zgarnęła także nagrodę dla teledysku roku za Nothing Compares 2 U.
Rasizm pod płaszczykiem cenzury
O’Connor wydawała się autentycznie zdumiona. Odbierając pierwsze dwie statuetki, nie powiedziała prawie nic poza zdawkowymi podziękowaniami. Ale kiedy wręczono jej trzecią nagrodę, wygłosiła przemówienie, w którym podkreśliła związek pomiędzy swoimi doświadczeniami a cenzurowaniem czarnych wykonawców.
Wyjaśniając, dlaczego nie chciała, aby przed jej koncertami grano hymn państwowy, oznajmiła oglądającej ją na całym świecie publiczności: „Nie mam szacunku dla [amerykańskiego] systemu, który narzuca ludziom cenzurę, co w moim odczuciu jest tożsame z rasizmem. Nie chciałam wychodzić na scenę po hymnie państwa, które prześladuje ludzi za granie koncertów”. Następnie posunęła się jeszcze dalej, zwracając uwagę na to, jak MTV zasłania się „obscenicznością”, żeby nie emitować rapowych teledysków, i podkreślając, że „cenzura w każdej formie jest zła, ale najbardziej, kiedy chodzi o rasizm ukryty pod płaszczykiem cenzury”.
Wkrótce po gali MTV O’Connor została uhonorowana po raz kolejny – tym razem Billboard przyznał jej tytuł Artysty Roku 1990. Podczas transmitowanej w telewizji uroczystości nagrodę wręczyła jej Joni Mitchell. O’Connor wydawała się wdzięczna za to wyróżnienie, ale w swojej przemowie znów wykroczyła daleko poza standardowe podziękowania.
Zamiast wygłosić zwyczajową formułkę, wyjaśniła widowni, że za sprawą płyty I Do Not Want What I Haven’t Got doświadczyła więcej szczęścia i bólu, niż wydawało jej się to możliwe. Wyraziła wdzięczność za możliwość komunikowania się z ludźmi na poziomie emocjonalnym, ale także mówiła o cierpieniu wynikającym z bycia nieakceptowaną na poziomie czysto ludzkim przez przedstawicieli przemysłu i mediów.
Publiczność zapewne nie tego się spodziewała, ale gdy O’Connor zaczęła dziękować swoim przyjaciołom, swojemu synowi i Bogu, rozległy się gorące oklaski. Następnie, zamiast promować album, który uczynił z niej „artystkę roku”, pokazała wszystkim inną płytę CD: kompilację coverów Cole’a Portera, z której dochód miał zostać przeznaczony na organizacje charytatywne zajmujące się walką z AIDS. Resztę swojej przemowy wykorzystała na zwiększanie świadomości na temat AIDS, potem przeszła się po scenie, śpiewając You Do Something To Me, i na koniec pożegnała widownię słowami: „Dziękuję wam bardzo, używajcie prezerwatyw!”.
Sinéad O’Connor i Prince: niejasna relacja
W 1990 roku to była naprawdę wielka sprawa. Od gwiazd popu oczekiwano jedynie, że będą śpiewać, a w przypadku kobiet, że jeszcze będą przy tym wyglądać sexy. Nie miały wykorzystywać swojej pozycji do mówienia o problemach społecznych czy domagania się istotnych zmian. Zachowanie O’Connor postrzegano w branży nie tylko jako wyraz nie- wdzięczności za zdobytą sławę, ale wręcz jako kąsanie ręki, która ją karmiła. Wkrótce pożywką dla brukowców stało się również jej życie prywatne.
Gdy małżeństwo O’Connor z Johnem Reynoldsem znalazło się na granicy rozpadu, zaczęły krążyć plotki, że związała się z Hugh Harrisem, czarnym piosenkarzem, występującym jako support podczas jej trasy koncertowej. Źródłem tych informacji miała być niania Jake’a, która podobno otrzymała za te pikantne rewelacje gratyfikację finansową. O’Connor odniosła się do nich w wywiadzie dla Rolling Stone’a, stwierdzając, że jej życie osobiste to wyłącznie jej sprawa, ale kiedy zaczęto spekulować, że jest w ciąży z Harrisem, wokalista wycofał się z kolejnych koncertów.
W tym samym czasie pojawiły się doniesienia o jej dziwacznym spięciu z Prince’em. Po tym, jak Nothing Compares 2 U stało się wielkim hitem, Prince zaprosił ją do swojej mega posiadłości w Hollywood. Jak pisała później we wspomnieniach, pomyślała, że może chce wspólnie świętować jej sukces.
Według snujących domysły przyjaciół mogło to być zaproszenie na randkę, a ona byłaby otwarta na taką propozycję. Okazało się jednak, że nie chodziło ani o jedno, ani o drugie.
Według relacji O’Connor Prince oznajmił jej, że nie podoba mu się, jak przeklina w wywiadach, a kiedy kazała mu się odpieprzyć, stracił panowanie nad sobą. Po chwili się uspokoił, a przynajmniej tak to wyglądało, ale z jakiegoś dziwnego powodu zaczął okładać ją poduszką. Kiedy uderzył ją w twarz, poczuła, że w środku znajdowało się coś ciężkiego. Uciekła z jego domu w środku nocy, wybiegła na nieoświetlone tereny wokół posiadłości, a następnie na ulicę, skąd w końcu udało się jej zadzwonić do przyjaciół z prośbą o pomoc.
W 1990 roku wszyscy w branży wiedzieli, że Prince ma obsesję na punkcie kontroli, lecz powszechnie uważano go też za muzycznego geniusza i sprzymierzeńca kobiet. Dochody z filmu Purple Rain z 1984 roku przyniosły mu około siedemdziesięciu milionów dolarów zysku, a sześć z jego albumów weszło do pierwszej dziesiątki na liście Billboardu. Pomimo znaczącego sukcesu komercyjnego I Do Not Want What I Haven’t Got O’Connor nie miała nawet w przybliżeniu tak silnej pozycji jak Prince. Do tego była powszechnie postrzegana jako ta nadęta jędza, która nienawidzi mężczyzn i Ameryki.
Spodziewając się ciosów, które zawsze spadały na jej głowę, gdy mówiła ludziom o rzeczach, o których nie chcieli słuchać, O’Connor wolała nie dzielić się informacją o tym incydencie, opowiedziała o nim jedynie garstce osób, w tym swojemu nowemu menedżerowi Steve’owi Fargnolemu (wcześniej Fargnoli zajmował się karierą Prince’a, od 1979 roku aż do chwili, gdy dziesięć lat później Prince zwolnił go bez żadnych wyjaśnień).
Fargnoli uwierzył O’Connor, podejrzewał nawet, że atak mógł wynikać z utrzymującej się wrogości pomiędzy nim a Prince’em. O’Connor nie chciała w tym uczestniczyć. Wolała udawać, że ten incydent nigdy się nie wydarzył, że w ogóle większość tego, co zaszło w ciągu tamtego roku, nigdy się nie wydarzyła. Odnosiła wrażenie, że wszystko obraca się przeciwko niej.
Walidacja i konfrontacja z przeszłością
W grudniu 1990 roku O’Connor próbowała wytłumaczyć wiele ze swoich wcześniejszych zatargów z prasą, mówiąc dziennikarzowi Los Angeles Timesa: „Wszyscy uczymy się na bieżąco. Ja dorastałam na oczach wszystkich”. Następnie opowiedziała o przemocy doznanej w dzieciństwie i o narastającym poczuciu beznadziei oraz alienacji, kiedy nikt nie interweniował ani nie pytał, dlaczego nie panuje nad sobą. Jak wyjaśniła: „W rezultacie zaczęłam czuć, że jestem okropną osobą. Prawdziwy problem został zamieciony pod dywan”.
Jej autorefleksja jest niezwykle szczera i tragiczna w wymowie, ponieważ ten schemat miał się powtarzać niezależnie od tego, ile razy i jak usilnie starała się go przełamać. O’Connor zawsze zdawała się szukać kogoś, kto jej wysłucha, kogoś, kto pomoże jej przedefiniować samą siebie, tak aby to jej pomysły znalazły się w centrum uwagi – a nie fryzura czy to, z kim sypia w danej chwili.
Robert Cichy wydał płytę o Warszawie. Lubię zejść z turystycznego szlaku i odkryć coś innego
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE