DOOM 3K: wariactwo, które wydarza się na koniec świata [WYWIAD] | MORE Flex
Szefowa działu kreatywnego Going. Piszę i rozmawiam o książkach, feminizmie…
DOOM 3K to coś więcej niż moda. To społeczność, skupiona wokół post-memowej estetyki, fantazjowania o dystopijnej przyszłości… i dzieleniu się miłością.
Przed Wami kolejna odsłona cyklu MORE Flex, poświęconego twórcom i twórczyniom mody w Polsce. W pierwszym odcinku spotkałam się z Wavy P, działającym pod szyldem Saga Semi. Drugi to wyprawa do trzeciego tysiąclecia, którego mieszkańcy odkrywają miejską modę, memy i zwyczaje, jakimi jarali się mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej w latach 20. XXI wieku. Poznajcie DOOM 3K.
IG: @doom3k
Skąd pomysł na nazwę? Czym jest DOOM 3K?
Razem z Sylwią Rochalą pracowaliśmy nad magazynem Moodboard. Zaczęliśmy żartować, że zrobimy Doomboard, który bardziej pasuje do naszych estetycznych korzeni i tego, co nas inspiruje. Zakochaliśmy się w tym jak wiele odniesień ma ta nazwa – gra, doom metal, MF Doom, komiksy (Dr Doom i Doom Patrol) czy crust punk, który teraz eksploruję. Był to też początek mody na Y2K. Śmialiśmy się, że robimy modę nie millenium tylko dla pokolenia 3000. Stąd 3K, ale wymawiane jako three-K czyli freak. W Polsce słowo zagłada przywołuje inne konotacje, więc rzadko z niego korzystamy, ale po angielsku doom freak to jakby poczucie zbliżającego się wariactwa, które wydarzy się wraz z końcem świata. Interesował nas pewien rodzaj narastającego fetyszu dziwności. Baliśmy się, że magazyn będzie ciężko utrzymać z własnych środków, więc zaczęliśmy od merchu… tak to się rozrosło, że oczywiście zostały same ciuchy.
Kiedy to było?
Marka powstała oficjalnie w 2016 roku. Założyliśmy ją we dwoje z Sylwią i wzięliśmy udział w konkursie w ramach Central Europe Fashion Week w Budapeszcie. Tamta edycja była poświęcona modzie zgodnej z ideą zrównoważonego rozwoju. Bardzo dużo slow fashion jest skupione na szlachetnych tkaninach. Ich trwałość jest większa, więc zazwyczaj odzyskuje się naturalne tkaniny: jedwab, len itd. My sięgnęliśmy po to, czego nikt nie chciał wtedy ruszać: banery i flagi kibiców, tkaniny sportowe i klubowe szaliki. Syntetyczna odzież, która nie ulega łatwo biodegradacji i stanowi dużo większy problem ekologiczny. Zaczęliśmy je ciąć, zamieniać na żakard. Stworzyliśmy kilka bardzo eleganckich sylwetek, korzystając z klasycznych elementów jak żakiet, płaszcz jednorzędowy, spódnica ołówkowa. Tailoring, ale zrobiony z koszulek koszykarskich, piłkarskich. Skaj odzyskany z toreb sportowych. Dostaliśmy się do finału. Pojechaliśmy na pokaz w październiku 2016. Nie wygraliśmy, ale to był dobry impuls, żeby w pełni wystartować z marką.
Potem przyszedł czas na pierwszy pokaz.
Zorganizowaliśmy go własnymi siłami, bardzo D.I.Y. w grudniu 2016 roku w niedziałającym klubie ze stripteasem Libido. Pomysł był taki, że upcycling może stać się pojęciem szerszym, dotyczącym nie tylko materiałów, ale też np. przestrzeni czy klasycznie rozumianych modeli. Połączyliśmy siły z Bożną Wydrowską, która robiła tam jeden z pierwszych bali. Wybieg był dawnym barem, sceną dla tancerek go-go. Dla nas był sceną dla voguerów i antymodeli / naturszczyków – głównie zaprzyjaźnionych artystów m.in.: djka VTSS, Pat Dudek czy Filipka Rutkowska. Nie sposób wymienić wszystkich. Na żywo zagrał Kamil Abu Zeneh. Wspaniałe, że wszyscy się zgodzili się nam pomóc. Pojawiła się nawet pierwsza koszulka Wixapolu, bo kolekcja częściowo inspirowana była renesansem gabberów.
To się szeroko poniosło.
Bardzo miło mi coś takiego usłyszeć. Dziękuję! Zawsze nazywaliśmy się inclusive wear w kontrze do mody ekskluzywnej, wykluczającej. Przyszło sporo ludzi, ale pokaz celowo odbył się bez specjalnych zaproszeń dla prasy. Był otwarty dosłownie dla wszystkich. Może to też kwestia tego, że w modzie panował wtedy trend na modernistyczny minimalizm, ale to nie odpowiadało temu, jak ubierali się nasi znajomi, mieszający możliwie każdy styl. To po prostu był Zeitgeist.
Czym się zajmowałeś przed DOOMkiem?
Byłem dziennikarzem, krytykiem i kuratorem mody. Współpracowałem z galerią BWA Design. Jest taki dokument o modzie polskiej Szafa Polska 1945-89, więc pomyślałem, że zrobię kontynuację od roku 90. Na panele dyskusyjne zapraszałem projektantów, którzy wydawali mi się interesujący, awangardowi. Z tego wykluła się pierwsza wystawa, która próbowała być historyczna. Pokazała mi, że modowe archiwa w Polsce prawie nie istnieją. Robiliśmy wypożyczenia od prywatnych kolekcjonerów. Wszystko było bardzo… jak sama moda polska po roku 90tym. Podziurawione, bez ciągłości. Potem była jeszcze wystawa Gotyk Polski. Próba nazwania (choć problematycznie) pewnego kierunku i grona projektantów. Tak poznaliśmy się lepiej z Sylwią.
Masz wykształcenie w tym kierunku?
Studiowałem modę w SAPU przez 2 lata, potem na ASP w Łodzi. Chciałem poznać tę dziedzinę od strony teoretycznej, ale wtedy nie chciałem być projektantem. W Polsce tak się oczywiście nie da, bo studia tego wymagają, więc ostatecznie zrezygnowałem. W Londynie masz np. inne teoretycznie kierunki, gdzie nie trzeba być praktykiem. Potem przyszły sprawy osobiste – pomagałem Sylwii w jej marce. Bardzo dużo się od niej nauczyłem. Sama potrzebowała zmian, chciała zrobić coś świeższego i tak powstało DOOM 3K – spodobało nam się, jak mocna i w jakimś sensie niemodna jest ta nazwa. To było też bardzo o nas, takie meta cytaty z tzw. alternatywy. Przetworzone guilty pleasures typu satanistyczna symbolika, ale nie wzięta na poważnie. Przykłady można mnożyć w nieskończoność.
Od czerwca 2021 marką zajmujesz się sam. Co Cię napędza do działania?
Rozpad duetu to bardzo smutna historia, do dziś wygrzebuję się z ogromnej przerwy w pracy i w jakimś sensie zaczynam od zera, jednak nie wyobrażam sobie zabić naszego dziecka. To był olbrzymi nakład pracy i mnóstwo pomocy od ludzi. Powstał też cały cudowny fando(o)m, który magicznie zbiegł się z popularnością memicznego charakteru o nazwie Doomer. To dziś nie wiem czy to przypadek, czy naprawdę duch czasu. Marka od zawsze skupiała się na tworzeniu społeczności. To nie był z naszej strony zabieg marketingowy. Nie wszystko kręci się wokół sprzedaży. Do wielu pomysłów dokładaliśmy, żeby powstały dla samej idei.
Ludzie często mówią, że obserwują nas, żeby się pośmiać. Powstała nawet praca magisterska o naszym Instagramie XD. Kilka osób ma tatuaż z naszym logo. Mam poczucie odpowiedzialności, bo rzesza ludzi wrzuciła w ten projekt morze miłości. Nigdy nie mieliśmy inwestora czy sensowych budżetów. Wszystko osiągnęliśmy małymi kroczkami. To tak duża część mnie, że nie wyobrażam sobie funkcjonować inaczej. Nie zadaję sobie nawet tego pytania.
Siła społeczności musi bardzo motywować. Nigdy nie jesteś sam, kiedy czujesz tak duży support od ludzi.
Pierwszą kolekcję nazwaliśmy Army Of Lovers. Do dziś nie jestem pewien czemu, bo nie miała żadnego związku z tym zespołem. Od zawsze chodziło o mocny przekaz pełen miłości. W prawie każdym poście i story używam custom wersji serduszka: <3K. Zawsze marzyło nam się stworzenie pewnego rodzaju tribe, czegoś ponad podziałami. Fakecore zamiast wykluczającego true school! Non stop zaprzyjaźniam się z naszymi doomersami – dużo piszemy. W tym trudnym okresie, kiedy zostałem sam z marką, dało mi to ogromne wsparcie. Ludzie pytają o nowości, piszą bardzo, bardzo miłe słowa. Robią sobie zdjęcia sami w naszych ciuchach – czasem wysyłają je bezpośrednio do nas, żebyśmy mogli je opublikować od razu naszych kontach społecznościowych. A przecież ich support już i tak jest nieoceniony – kupili te rzeczy, więc nie mają obowiązku robić nic ponad to! To bardzo budujące i wzruszające.
Częścią DNA marki są różne współprace.
Bardzo dużą częścią. Mamy szeroki fanbase wśród artystów i ludzi z bańki kreatywnej. Obserwujemy się nawzajem i czasami ludzie wręcz sami proponują żeby zrobić coś pięknego razem. Od niedawna pracuję z NVDP.DSGN z Amsterdamu, który też odezwał się do mnie sam. Wysłał mi fanart, z którego zrobiliśmy pierwsze gify. Jako artysta rozwija się w olbrzymim tempie, a nasz kolab też stale tylko rośnie. A wszystko zaczęło się od luźnej rozmowy! Często pytam go o zdanie, bo to ważne dla mnie, żeby podobały mu się rzeczy z jego grafikami.
Super są też koszulki ARowe.
To zasługa Rafała Śliwczyńskiego. Zawodowo pracuje z filtrami AR dla naprawdę wielkich klientów. Sam zaproponował ten projekt. To cudowne, że wybrał akurat nas! Okazało się, że nikt tego nie robi z taką dostępnością. Ponoć Vetements kiedyś zrobiło coś podobnego, ale osadzili efekt w specjalnej aplikacji, którą trzeba było pobrać. Mało to było wygodne i już nawet to nie działa. Rafał oparł pomysł w filtrach Instagrama, więc nie trzeba nic instalować. Na naszym profilu mamy po prostu przypięty filtr. Niedługo kolejna część naszego collabu z artystką Oasis of Hate. Cały czas się rozwijamy – pierwszy kolab z Rafałem Dominikiem po prostu ożywał, teraz poszerzona rzeczywistość faktycznie będzie pogłębiać to doświadczenie i dodawać coś, czego nie ma w samym ubraniu.
Co dalej?
Mam problem z pojęciem streetwear. Większość ludzi – nawet jeśli nie chce się z tym pogodzić – nie nosi mody od projektantów, ale właśnie tzw. modę ulicy. Sęk w tym, że spora część streetwearu to logomania, chwalenie się pieniędzmi i tzw. swag. Chociaż jak o tym pomyślę to nowe DOOM 3K to dopiero będzie drip XD. Ukułem sobie pojęcie streetpunk, bo najlepiej oddaje ducha nadchodzącej kolekcji Doom’s not dead. Crust i tribale, ale oczywiście w wersji 3000, bo dziś punkowe wydaje mi się noszenie rzeczy typowych dla tzw. white-trash, wraz z ich estetycznymi obsesjami. To będzie Ed Hardy ale harder XD. Kiczowate czaszki, połyski, barokowy nadmiar efektów i metod dekoracji. Odbarwione rzeczy, poprute brzegi, do tego najlepiej jeszcze brokat i ćwieki. Punkowe stencile, ale w wersji neon i świecące w UV.
Cały czas rozwijam olbrzymi collab z amerykańskim artystą Lord of Graphics. Niedawno przekazał nam swojego Slayera – postać diabełka z aureolą. To jego charakterystyczny symbol, którego stale używał w swoich pracach. Do dziś nie wiem nawet jak mu dziękować! To kolejny dar losu bo Doom Slayer to postać z gry retro sci-fi… Nasz wspólnie wygenerowany świat jest oparty na historii przejścia – Anioł Zagłady u bram cmentarza, ale i anioły strzegące bram nieba. Są tam też herezje i wizje Armageddonu – ukrzyżowanie diabła, wizja końca świata z roku 3000, ale też nawiązania do upadłego anioła i Thunderdome. Pentagram, ale pełen miłości… Powstanie też biżuteria – m.in. łańcuch z naszyjnik z obrotowym kamieniem w stylu mema ‘ponder the orb’ dzięki Foul Jewellery z Wielkiej Brytanii.
Szykujemy też collab z Novocaine.psd z Peru, olbrzymie postmetalfont sita wielkości całej koszulki, które specjalnie zbija dla nas duet Sitobrud. Cały czas staram się dorzucać do pieca. Nawet jeśli to są “tylko” techniki dekoracji to i tak szukam środków wyrazu, których jeszcze nie używaliśmy. Opowiadam to wszystko i myślę: że naprawdę ludzie chcą z nami współpracować!
Na tej liście znalazł się też festiwal Unsound.
Tak! I z Ephemerą, gdzie ukryty QR code z koszulki odpalał animację na stronie festiwalu. Ubrania dla Unsound z Samem Rolphesem to był zawodowy romans marzeń. Zrobiliśmy m.in. z Cool Online World ARowy t-shirt, czapki z migającymi diodami LED i szaliki, które wyprzedały się jeszcze w trakcie festiwalu. Dorabialiśmy je już kilka razy. Cieszę się, że digitalowy glitchowy język Sama udało się przetłumaczyć na piksel szalika. Zaproszenie od Gosii Plysy do współtworzenia tego wydarzenia to ogromny zaszczyt.
To chyba naturalny mariaż?
Niemal każda subkultura opiera się na muzyce i stylu ubioru. Zawsze trąbiliśmy, że robimy post clubwear – nieważne czy to Batcave z muzyką gotycką czy impreza z muzyką elektroniczną. Często spotykam się z opinią, że robimy ciuchy dla fanów techno, ale ostatnio czarnego jest u nas mało. Mam nadzieję, że to czytelne, że przenika się tu dużo więcej gatunków. Wyrazem tego połączenia jest też cykl gościnnych miksów muzycznych, które publikujemy na Soundcloud jako DOOM RADIO, do którego okładki robi Maciej Wodniak.
Jest ktoś, kogo chcesz zobaczyć w ubraniach DOOM 3K?
Na Unsound zachwycił mnie intymny live ECCO2K. Zacząłem słuchać Sadboysów jak typowy Boomer 3K. Oczywiście wiedziałem, że ta muzyka istnieje, ale nie przemawiała do mnie tak jak ostatnio. Może nie byłem wystarczająco smutny. No więc on – ECCO 3K. Ostatnio na pewno też Dorian Electra. Uwielbiam to, co tam się dzieje się w sferze wizualnej – jak bardzo to jest niszowy kink z Internetu, popkulturowy trashcan.
Dorian to dobre przejście do mojego kolejnego pytania. Sylwetki i kroje w DOOM 3K nie mają wyraźnego podziału na płci.
Zawsze marzyło nam się, żeby ubrania DOOM 3K dawały ludziom bufor wariactwa i wolności. Freak, ale pomyślany jako FREE-k. Figura szaleńca w społeczeństwie daje formę wolności od ocen. Wyróżniając się, zdobywasz określoną etykietę i potem masz już święty spokój dzięki przesuniętym standardom. Większość naszych ciuchów jest body positive czyli oversize. Zależało nam, żeby osoby, które na co dzień boją się bardziej awangardowych krojów czy intensywnych kolorów czuły, że mogą się odważyć na eksperyment. Body image to jedno, ale ważny jest też gender image. Wśród klientów (choć nie lubię tego określenia) mamy też artystów drag i osoby trans. U nas to nie polityka czy PR. Grafik NVDP.DSGN, powiedział, że odezwał się do nas w sprawie współpracy widząc, że na stronie nie ma nawet sortowania na ubrania męskie-damskie, wszystko jest unisex. Mieliśmy też bardzo cross-dressing kampanię z Bellą Ćwir.
SILVERBLEND XL SCARF x LORD OF GRAPHIX
Moje ulubione spodnie – mam je zresztą na sobie – też nie były początkowo pomyślane dla kobiet.
Industrial tailored pants rzeczywiście początkowo fotografowaliśmy na mężczyźnie, ale na wspomnianej sesji wystylizowaliśmy je z kozaczkami na szpilce (haha). Sam krój wziął się z połączenia spodni garniturowych zmiksowanych z shuffle pants noszonymi przez cyber gothów. Początkowo mieliśmy przy nich mnóstwo wiszących pasków, ale obserwowaliśmy jak doomersi po kolei je odczepiają. Ostatecznie został jeden. W tym tkwi dla mnie zadanie naszej marki – znalezienie środka między czymś, co może założyć prawie każdy, a czymś ekstremalnym. Jak w naszych bondage pants – można sobie te elementy dowolnie przeplatać. Podoba mi się przetwarzanie elementów subkulturowych, ale jest dla mnie kluczowe, żeby nie poprzestawać na prostym odtworzeniu. Mam poczucie, że DOOM 3K cały czas robi meta-merch. Tak jak się zaczęło – od merchu do zina. To może być postrzegane jako coś deprecjonującego – muzycy dorabiający na koszulkach – ale ja nie widzę w tym niczego złego.
Merch to nie tylko wymiar merkantylny, ale też obnoszenie się swoją miłością. Wybór emocjonalny, a nie tylko estetyczny. Słuchasz kogoś tak dużo, że szukasz uzewnętrznienia poprzez strój. Jednocześnie mniej niż moda, ale i więcej niż moda.
Nigdy o tym nie myślałem, ale rzeczywiście tak jest. Na początku tworzyliśmy ubrania pozbawione logotypów, nadruków. Nasi fani non stop się tego domagali. Myślałem, że to wynik przyzwyczajenia, jak tzw łyżwa u Nike, ale może ludzie po prostu tak nas lubią, że chcą to pokazać? Tym bardziej nie wyobrażam sobie, żeby zawieść moich doomersów kochanych!
Więcej naszych wywiadów
Szefowa działu kreatywnego Going. Piszę i rozmawiam o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzę audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.