Czytasz teraz
Być jak James Blake. Andrzej Mrozek opowiedział o sobie
Muzyka

Być jak James Blake. Andrzej Mrozek opowiedział o sobie

Andrzej Mrozek

Andrzej Mrozek przygotowuje się do wydania nowej EP-ki. Dawny uczestnik The Voice of Poland zdradził nam swoje plany i przemyślenia.

Długa przerwa wydawnicza

Andrzej Mrozek: Jest parę powodów, ale dwa główne to pandemia i moja choroba. Ta pierwsza zamknęła mi niektóre drzwi, jeśli chodzi o moją muzykę, ale dobrą, przynajmniej dla mnie, stroną lockdownu było to, że miałem mnóstwo czasu na muzyczny rozwój. Dużo śpiewałem i grałem na instrumentach. Siedząc w domu, starałem się pochłaniać jak najwięcej wiedzy na temat produkcji i miksu. To w tym okresie powstała np. piosenka Pierwszy Deszcz z nadchodzącej EP-ki. Te miesiące były dla mnie bardzo ważne, bo teraz dużo bardziej świadomie podchodzę do tworzenia.

Strata czasu w karierze solowej

Jeżeli pytasz o to, czy zarzucam sobie, że mogłem jeszcze coś zrobić, to niestety często to robię. Sporo nad tym pracuję, bo to u mnie dość toksyczna cecha, ale nie jest to łatwe. Patrząc na to jednak zdroworozsądkowo, wiem, że tak naprawdę to nie był stracony czas. Będąc osobą artystyczną, dzielisz się z innymi swoją interpretacją świata. Ciężko jest dokonywać takiej interpretacji, mając niezdrową relację z samym sobą.

Nauczyłem się słuchać sygnałów, które daje mi moje ciało, a co za tym idzie: traktować samego siebie z większym szacunkiem. Skończyłem też studia licencjackie i magisterskie, znalazłem pracę, która mnie interesuje i byłem w wielu ciekawych miejscach, więc nie mogę powiedzieć, że były to stracone lata. Cały czas pracowałem też nad swoją muzyką, komponowałem nowe piosenki, pisałem teksty dla siebie i dla innych… Dzięki temu jestem teraz dużo bardziej świadomy tego, jakim artystą chciałbym być, co mi się podoba, a co zupełnie nie. Myślę, że to bardzo ważne.

Produkcja EP-ki

Pierwsze wersje piosenek powstały jeszcze we współpracy z moją dawną przyjaciółką Toni. Nasze drogi życiowe się rozeszły, ale to ona nauczyła mnie podstaw produkcji muzycznej, dlatego bez niej na pewno ta EP-ka by nie powstała. Kompozycje Multiplayer i tytułowe Płonę to owoce właśnie tej współpracy. Nad finalnymi wersjami utworów pracowałem już z Andrzejem Pieszakiem, z którym poznałem się przy okazji moich występów z Natalią Nykiel – najpierw gościnnie w Łodzi, chyba jeszcze w 2016 roku, a później podczas trasy V Tour w 2018 i 2019 roku, kiedy miałem przyjemność występować przed nią w roli supportu.

Andrzej gra w zespole Natalii na klawiszach, ale wiedziałem, że jest też bardzo utalentowanym producentem z dużym doświadczeniem. Najpierw stworzyliśmy wspólnie utwór Budda, a ponieważ dobrze nam się współpracowało, zapytałem go, czy nie chciałby popracować ze mną także nad innymi piosenkami. Na szczęście się zgodził. Razem odświeżyliśmy brzmienie i aranżacje trzech pozostałych utworów z EP-ki, dzięki którym weszły one na zupełnie inny poziom. Andrzej jest też geniuszem, jeśli chodzi o nagrywanie i miksowanie wokali, dlatego jestem bardzo wdzięczny za to, że mogłem z nim pracować. Wiele się przy tym nauczyłem.

Związki z Toskanią

Na każdą z piosenek z krążka miałem jakiś pomysł, jeśli chodzi o wizualne przedstawienie. Razem z moim menadżerem Kubą Parowiczem wiedzieliśmy jednak od razu, że z racji konkretnej estetyki, o jaką nam chodziło, nie uda nam się większości z nich zrealizować w Polsce. Szukaliśmy więc takiego miejsca, w którym byłoby to możliwe.

Początkowo myśleliśmy o Chorwacji, jednak pogoda i inne niezależne kwestie pokrzyżowały nam plany. Padło więc na Toskanię, która jest bardzo zróżnicowana krajobrazowo, a którą Kuba zna bardzo dobrze. To pomogło nam efektywnie szukać odpowiednich lokacji i w krótkim czasie zrobić mnóstwo pięknych, często bardzo różnych od siebie zdjęć autorstwa cudownego Bartka Porszke. Razem z Magdą Wiak, która była odpowiedzialna za moje włosy i make-up, stworzyliśmy świetny zespół. Nigdy wcześniej nie byłem w tym miejscu i muszę przyznać, że zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Na pewno wrócę tam nie raz.

Współpraca z Duitem

Nauczyła mnie chyba przede wszystkim tego, jak dużo przede mną nauki, a jednocześnie jak ważna w tworzeniu dźwięków jest intuicja. Kiedy wspólnie z Duitem tworzyliśmy EP-kę Międzysmak, byłem na zupełnym początku mojej muzycznej drogi, a on był już wtedy uznanym producentem. Obserwowanie tego, jak pracuje, było dla mnie ogromną lekcją – szczególnie, że tworzył wszystkie te niesamowite brzmienia i warstwy, nie będąc instrumentalistą. Natchnęło mnie to do dalszego rozwoju producenckiego i teraz jestem już w zupełnie innym miejscu niż wtedy, chociaż oczywiście nadal daleko mi do niego. Ale chyba najważniejszą rzeczą, którą zrozumiałem dzięki niemu, jest to, że aby tworzyć piękne dźwięki, trzeba umieć ich słuchać i je słyszeć, krytycznie podchodząc do tego, co nam się podoba, a co nie.

Zobacz również
sanah can you love me

Udział w muzycznym talent show

Zdecydowanie mi pomógł. To dzięki The Voice of Poland poznałem mojego menadżera, z którym współpracuję do dziś i z którym zrobiliśmy i dalej robimy wszystkie te piękne rzeczy. Od dziecka chciałem być piosenkarzem, ale nie wiedziałbym zupełnie, jak się za to zabrać od takiej funkcjonalnej, pozamuzycznej strony. Bez takiej osoby jak Kuba byłoby mi na pewno dużo trudniej.

Trudności w pisaniu tekstów dla innych

Chyba najtrudniejsze jest to, co jest w tym równocześnie najciekawsze, czyli zrozumienie perspektywy osoby, dla której się pisze. Jeżeli piszemy np. o morzu, to inaczej będzie ono postrzegane przez kogoś, kto mieszkał nad nim przez wiele lat, a inaczej przez osobę, dla której wiąże się ono z bardzo konkretnym wydarzeniem. Są oczywiście tematy uniwersalne i takie, które często pojawiały i pojawiają się w tekstach piosenek na całym świecie: miłość, smutek czy zdrada, ale ich interpretacja zawsze będzie się różnić w zależności od tego, kto o nich opowiada. Najważniejszym zadaniem dla mnie jako autora tekstu jest zawsze to, aby brzmiał on w ustach osoby, która go śpiewa autentycznie, mimo że to nie ona go napisała.

Największa inspiracja wokalna

Jako dziecko słuchałem bardzo dużo bluesowych artystów takich jak BB King, Buddy Guy czy Muddy Waters, więc na pewno słychać to w moim śpiewaniu. Oni byli jednak głównie gitarzystami. Jeśli chodzi o sam wokal, to wybrałbym Lenny’ego Kravitza i Gerarda Waya z My Chemical Romance. The Black Parade to pierwsza płyta, którą kupiłem za własne kieszonkowe i do dzisiaj mam ciary, jak jej słucham – w dużej mierze właśnie przez tę niesamowitą ekspresję w głosie Waya.

Bycie przez dzień zagranicznym artystą

Chciałbym być Jamesem Blakiem. Chciałbym wiedzieć, jak to jest być geniuszem, który na co dzień współpracuje z geniuszami i geniuszkami.

Więcej rozmów znajdziecie tutaj!

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony