Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Informację o śmierci amerykańskiego twórcy przekazali w mediach społecznościowych jego bliscy. – Teraz, gdy nie ma go już z nami, na świecie jest wielka pustka. Ale jak by powiedział: „Miejcie oko na donuta, a nie na jego dziurę” – napisali.
David Lynch rozpoczął przygodę ze światem kina w połowie lat 60. Studiując w Pensylwanii, zrealizował pierwszą eksperymentalną krótkometrażówkę Sześciu mężczyzn, którym robi się niedobrze. Właściwy debiut, surrealistyczną Głowę do wycierania, pokazał światu w 1977 roku. Później spod jego rąk wyszło jeszcze osiem pełnometrażowych produkcji. To m.in. Diuna (adaptacja fantastycznonaukowej książki Franka Herberta, teraz przypomnianej przez Denisa Villeneuve’a), Blue Velvet, Mulholland Drive oraz Zagubiona autostrada. Filmografię Amerykanina zamyka Inland Empire z 2006 roku, częściowo realizowane w Polsce. 13 lat później otrzymał honorowego Oscara za całokształt twórczości.
David Lynch. Znał go także srebrny ekran
Reżyser jako wszechstronny twórca nie ograniczał się jedynie do kinowych produkcji. Dla wielu widzów jego najważniejszym dziełem pozostaje serial telewizyjny Twin Peaks, z którego liczne motywy – ścieżka dźwiękowa Angelo Badalamentiego, czerwony pokój albo donuty – szybko zakorzeniły się w zbiorowej świadomości. Do samych pączków z dziurką w nekrologu opublikowanym w mediach społecznościowych nawiązali zresztą bliscy Lyncha. – Teraz, gdy go już z nami nie ma, na świecie jest wielka pustka. Ale jak by powiedział: „Miejcie oko na donuta, a nie na jego dziurę” – napisali.
Trudno ująć esencję stylu Amerykanina w kilku słowach, bo przez cały okres aktywności twórczej wymykał się jakimkolwiek próbom zaszufladkowania. Śmiało balansował na granicy fantazji i jawy. – Kocham logikę snów i to, w jaki sposób się rozwijają – powiedział kiedyś. Uważnie przyglądał się temu, co niewygodne, zamiatane pod dywan, wypierane do podświadomości. Zamiast stawiania jednowymiarowych diagnoz stawiał przed widzami wiele pytań. Klucz interpretacyjny chował gdzieś głęboko, w splocie pozornie nieistotnych niuansów.
Babygirl to jeden z oscarowych pewniaków? Przeczytaj naszą recenzję filmu Haliny Reijn!
David Lynch nie żyje. To był człowiek renesansu
Wyjątkowość Lyncha widać także w jego dbałości o formę. Starał się czuwać nad wieloma aspektami tworzenia filmów, bawił się intertekstualnością, a po zejściu z planu sprawdzał się w innych dyscyplinach sztuki. We wspomnianej Pensylwanii studiował malarstwo, z którym zaprzyjaźnił się na kilka dekad. – Wszystkie moje obrazy to organiczne, brutalne komedie. Muszą być gwałtownie wykonane, prymitywne i surowe. Aby to osiągnąć, staram się pozwolić naturze stworzyć więcej niż ja sam – mówił po latach. Ciekawiło go również wzornictwo i projektowanie wnętrz. Samodzielnie wykonał meble, które pojawiają się w Zagubionej autostradzie, a w 2011 roku otworzył paryski klub nocny Silencio. Jak twierdził, miała to być intymna przestrzeń, gdzie spotkają się wszystkie sztuki.
Dryfowanie po morzu dźwięków
Reżyser był też zafascynowany muzyką, która w jego wydaniu była równie oniryczna i nieprzenikniona co same filmy. Nagrał trzy solowe albumy (BlueBOB, Crazy Clown Time, Big Dream) i chętnie łączył siły z innymi artystami. Na przełomie lat 80. i 90. przyczynił się do sukcesu dreampopowej wokalistki Julee Cruise. Współpracował także m.in. z Lykke Li, Flying Lotusem i Donovanem. Ostatni kooperacyjny album, czyli Cellophane Memories (z Chrystabell), zaprezentował w sierpniu ubiegłego roku. – Akcja wielu piosenek rozgrywa się w bajkowych lasach, na szczytach gór, w basenach, na zmierzchających autostradach i w zaciemnionych sypialniach – pisał o materiale jego wydawca, Sacred Bones Records.
Chwilę po premierze Cellophane Memories David Lynch wyznał magazynowi Sight and Sound, że zmaga się z zaawansowaną rozedmą płuc, będącą rezultatem długoletniego palenia papierosów. Obawiając się o pogorszenie stanu zdrowia, zdecydował się zawiesić wszelkie działania reżyserskie i nie wychodzić z domu. Kilka dni temu opuścił go w związku z pożarami trawiącymi Los Angeles. Niestety, już do niego nie wrócił. Zmarł kilka dni przed 79. urodzinami.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.