Czytasz teraz
Farba znaczy krew – tradycja według współczesnych malarek w MSN
Opinie

Farba znaczy krew – tradycja według współczesnych malarek w MSN

MSN Farba znaczy Krew Going. wystawy Warszawa

Meduzy, femmes fatales, topielice, dominy, boginie, media, sfinksy i chimery zaludniające umysły romantyków, artystów fin de siècle i czerpiących z nich później twórców nowoczesnych powracają na płótna w ramach kończącej się niedzielę wystawy Farba znaczy krew w warszawskim Muzeum nad Wisłą.

Jest to jednak powrót krytyczny – współczesne malarki biorą na warsztat utrwalone przez stulecia wizerunki kobiet, by odzyskać władzę nad własnym obliczem, przy okazji rzucając nowe światło na oficjalną historię sztuki i tradycyjne gatunki malarskie.

W czasie moich studiów na historii sztuki kobiety występowały raczej rzadko. Jeśli już, to przez wiele setek lat przyjmowały rolę muz, kochanek, inspiracji, towarzyszek, asystentek, ewentualnie utalentowanych amatorek, których malarstwo ograniczone było, oczywiście nie z wyboru, najczęściej do martwych natur, pozostając w obrębie domowego zacisza. Kiedy słynna badaczka i feministka Linda Nochlin pytała w 1971 roku „Dlaczego nie było wielkich artystek?”, podważała figurę natchnionego geniusza zarezerwowaną dla białego mężczyzny z klasy średniej. Ideę geniusza przedstawiano jako coś wrodzonego, naturalnego. Geniuszem po prostu się było – wirtuoz zawsze znajdywał drogę wiodącą ku sławie i estymie. Jeśli nie, to zwyczajnie brakowało mu „boskiego natchnienia”. Wniosek nasuwa się sam – o wielkich artystkach nie słyszeliśmy, bo nie były dość utalentowane.

Ewa Juszkiewicz, Bez tytułu (Kości), 2018 [fragment]

Pokazując mechanizmy stojące za brakiem kobiet w historii sztuki, m.in. ograniczony dostęp do edukacji, Nochlin obnaża sztuczność wytworzonej na potrzeby wielkich narracji kategorii. Rozpracowując pojęcie geniuszu, badaczka przywraca kontekst społeczno-kulturowy, zakotwiczając je w rzeczywistości.

Na polu malarstwa zaproszone do współpracy przez kuratorkę Natalię Sielewicz artystki w podobny sposób demaskują konwencje, role i terminy funkcjonujące nie tylko w sztukach pięknych, ale i mające znaczący wpływ na popkulturę. Płótno staje się polem dialogu z ikonografią kobiet stworzoną przez mężczyzn, a poszczególne gatunki i motywy malarskie szansą na zbudowanie nowych tożsamości. Poniżej subiektywny przegląd dzieł, które te wyzwania podejmują.

Portret

Portret, jako narzędzie reprezentacyjne, zarezerwowane niegdyś tylko dla elit, chroniące przed zapomnieniem, zostaje pozbawiony swojego pierwotnego przeznaczenia. Nowożytne wizerunki ulegają dekonstrukcji w twórczości Ewy Juszkiewicz. Monumentalne popiersie staje się „naczyniem” na zwiędłe liście, niwelując główną funkcję identyfikacyjną rzeźby [Bez tytyłu (Kości), 2018]. Portret analizuje również grecka artystka Irini Karayannopoulou – zamiast do historycznych podobizn, odwołuje się do współczesnych kampanii reklamowych. Zastępując wizerunki modelek z magazynów modowych sumarycznym rysunkiem [Pełnia, 2018 – cover artykułu], tworzy alternatywę dla konfekcyjnych rozkładówek.

fot. Andrzej Sieńkowski

Akt

Na obrazach współczesnych malarek ciało niejednokrotnie ulega defragmentaryzacji. Kanadyjska artystka Ambera Wellmann tworzy sensualne zapisy miłosnych uniesień, w których anonimowe ciała budują kalejdoskopowe układy. Inspirując się porcelanowymi figurkami z XVIII wieku Wellmann nadaje skórze niepokojącego blasku – lśniące dłonie, uda, stopy stają się wypukłe, niemalże wychodząc poza płaszczyznę obrazu [Teraz, teraz, 2018]. Cielesną przyjemność studiuje w swoich dziełach również Frieda Toranzo Jaeger. Trzewia samochodu penetrują w dziele meksykańskiej artystki dłonie w różowych rękawiczkach. Niczym w „Kraksie” Ballarda pożądanie stapia się ze skomplikowaną maszynerią, prowadząc do dosłownego wylania się zawartości obrazu [Autoerotyzm, 2018].

W środku: obraz Ambery Wellmann, fot. Andrzej Sieńkowski

Malarstwo mitologiczne

Malarki czerpią również zapamiętale z romantycznej wyobraźni, przetwarzając mitologiczne i literackie motywy. Amerykańska artystka Angela Dufresne w swojej pracy reinterpretuje legendarną chimerę. Nadając kobiecą twarz osobliwej istocie łączącej w sobie lwa, węża i kozę, podkreśla rolę strachu, jaki towarzyszy spotkaniu z Innym – w tym wypadku płcią żeńską [Chimera, 2015]. Na lęku przed nieznanym bazuje również twórczość Autumn Ramsey, która nawiązując bezpośrednio do dzieł XIX-wiecznego malarza Gusave’a Moreau, tworzy swoją odpowiedź na jego przesycone symbolizmem wizje. W jej pracy mityczny sfinks o pełnym delikatności, kobiecym obliczu z zaciekawieniem obserwuje męskie przerażenie. Zaskoczona nagłą wizytą drapieżnego stworzenia potencjalna ofiar nie jest w stanie uciec od jego konfrontacyjnego spojrzenia [Sfinks, 2017].

Autumn Ramsey, Sfinks, 2017

Malarstwo rodzajowe

Skupiające się na codzienności malarstwo rodzajowe na wystawie zyskuje złowieszczy charakter. Cykl Aleksandry Waliszewskiej dokumentujący zwyczajne życie w okresie polityczno-społecznej transformacji [DJ Putifara, 2015-2019] to seria niepokojących kadrów. Skradający się pod parapetem ni to kot, ni to larwa czy nienaturalnie wyginająca się na bezludnej drodze kobieta w czerwonej sukience składają się na przerażające uniwersum, w którym to, co pospolite staje się mroczne i niepewne. Podobny klimat przepełnia twórczość Amelie von Wulffen. Niemiecka artystka garściami czerpie z tradycji malarskiej, zaludniając swoje obrazy człekokształtnymi stworami i bajkowymi zwierzętami. Ci nadzwyczajni bohaterowie umieszczani są w pozornie typowych przestrzeniach i sytuacjach, kreując zabawny, acz jednocześnie upiorny kontrast [Proszę, proszę dajcie nam trochę soku, 2017].

Zobacz również
listopad 2024

Martwa natura

Martwa natura w hierarchii gatunków stała najniżej i to martwą naturą najczęściej zajmowały się hobbystycznie tworzące kobiety. Wśród zgromadzonych na wystawie obrazów studiujących świat przedmiotów nieożywionych uwagę przykuwają draperie Martyny Borowieckiej [Senne węże leżały zwinięte w swoich tajemnych kryjówkach, 2018]. Kawalkada czerwonych i różowych tkanin tworzy trójwymiarowe przestrzenie na modłę popularnego w okresie baroku trompe l’oeil. Technika ta dążąca do jak najbardziej wiernego oddania rzeczywistości w dziełach Borowieckiej służy do wprowadzenia chaosu poznawczego – przedstawiana scena, mimo pieczołowicie oddanych przedmiotów, wymyka się logice. Tkaninę czyni głównym tematem swoich obrazów również mieszkająca w Londynie Amerykanka Issy Wood. Prezentowane z fotograficzną niemalże precyzją zbliżenia kobiecych ubrań, często malowane na aksamicie, wypełniają całe płótno bezwstydnie narzucając się widzowi [(Dziewica) Czerwony pas, 2019].

Obrazy Issy Wood, fot. Andrzej Sieńkowski

Wystawa w warszawskim MSN to intrygujący przegląd twórczości współczesnych malarek, którą charakteryzuje kreatywny dialog z sięgającymi XVII wieku gatunkami – i nie tylko. Do końca trwania ekspozycji [11.08] czeka nas bogaty program wydarzeń towarzyszących, który znajdziecie na dedykowanej projektowi stronie.

Farba znaczy krew

Cover: Irini Karayannopoulou, Pełnia, 2018 [fragment]

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony