Magik i Piorun, Radoskór z hołdem… Tak zapamiętamy Kosmiczny Koncert
Redaktor naczelny magazynu Going. MORE, współpracownik tygodnika Polityka i kwartalnika…
Tym razem Kosmiczny Koncert miał aż dwie odsłony. My byliśmy na tej pierwszej, żeby sprawdzić, jak do swojego dziedzictwa podejdą legendy polskiej sceny rapowej. Strategie były różne, za to publiczność mogła powiedzieć z czystym sumieniem zacytować Molestę: wiesz, nie jesteśmy tu przez przypadek.
Kosmiczny Koncert w grudniu, 28. dzień we wrześniu
Czy da się rozpocząć nostalgiczne wydarzenie czymś lepszym niż utwór zatytułowany Powrót? Nie sądzę. Nie sądzą tak również członkowie Molesty, którzy wparowali z energią na scenę w katowickim Spodku, rozpoczynając nie tylko granie, lecz również rzucanie piłką do kosza. Nieco później okazało się, że polscy raperzy – nie tylko ci z Warszawy – mają spore problemy z celnością, ale to nic. To przecież nie był Kosmiczny Mecz, tylko Kosmiczny Koncert.
Dyskografia warszawiaków ma to do siebie, że jest tak rozbudowana, iż nie było większego sensu sięgać po solowe utwory z najnowszych czasów. Warto też podkreślić, że nie był to występ z cyklu Skandal On Tour, choć to właśnie dwa utwory z wiadomego krążka zrobiły największe zamieszanie. Oddano Szacunek Tomaszowi Chadzie, nie zapominając o małej inwentaryzacji. Włodi nie ma już 21 lat, więc zmienił jeden ze swoich wersów – mógłbym jednak przysiąc, że ze sceny padła liczba 68. Czy tak faktycznie było? Pewnie już nie rozstrzygniemy.
Przegapiliście relacje na naszym Instagramie? Spokojnie, przypięliśmy je
Chwilę przed tym, gdy zrobiła się największa wrzawa, Wilku zanotował celny rzut. Najpierw pokazał chłopaczynom i dziewczynom, jak to wtedy było, później zaczął wraz ze wspomnianym Włodkiem przytaczać kultową historię, która skończyła w tym roku 25 lat. Leciwy bas łamał żebra, a legendy gry postanowiły udowodnić, że życie nie połamało im kręgosłupów. Po odegraniu numeru powiedzieli ze sceny: niektóre rzeczy to kwestia wychowania, reszta to doświadczenie, no i trochę szczęścia.
Wychodki i melodyjki
Jak świat światem artyści kochają kokietować publiczność domyślnymi komplementami koncertowymi. Aż czasem chciałoby się krzyknąć: tak, tak, wiemy, że w mieście X są najlepsi fani, tylko uważaj, żebyś przypadkiem nie pomylił go z Y. Doceniam więc, że tutaj niemal obyło się bez tego typu wyświechtanych zdań. Dało się wyczuć atmosferę cieszenia się z niepisanej umowy między twórcami i obserwatorami, której najważniejszą część stanowiło stwierdzenie: wy wiecie i my wiemy, po co tu jesteśmy.
A po co byliśmy? Wszystko wskazuje na to, że po to, by przypomnieć sobie o naszej miłości do starowinek, zapominając na moment o morderczym tempie polskiego przemysłu rapowego. Uprzedzając fakty: boleśnie przekonał się o tym Fejz, który zagrał solowy, trapowy utwór, co skończyło się masowym odpływem ludzi – tak dużym, że służby musiały instruować zebranych, by jak najszybciej usunęli się ze schodów prowadzących do foyer.
W tym kontekście mniej niecodzienna wydaje się reakcja Spodka na Melodyjki, jeden z najnowszych hitów Borixona. Jeśli pamiętacie gifa z Travoltą (a wiem, że tak), to już wiecie, o co chodzi. Przetrzebiony skład Wzgórza pozostawił jednak po sobie dobre wrażenie. Artystycznym punktem kulminacyjnym okazało się nawinięcie Wychodków pod bit grupy Cypress Hill. Wrzawa była tylko nieco mniejsza niż po wspomnieniu Radoskóra.
Sztukmistrz z Bałut
Co do kokietowania – pojawienie się w koszulce z napisem Kato Vice mogłoby zostać tak odebrane, gdyby nie fakt, że chodziło o Ostrego. Ten typ tak ma, po prostu. I ten typ nadal jest nie do zdarcia, jeśli chodzi o poziom warsztatowy koncertów.
W kuluarach co rusz pojawiały się opinie, że łodzianin nie wychodzi z formy, a przy tym jego sztuki to profesura. Wystarczyło tylko posłuchać, co zaczął wyprawiać przy Rise of the Sun ze swoim wokalem. Po kolejnych szybkich zbitkach widziałem oczyma wyobraźni tabuny polskich raperów w gipsach po poślizgnięciu się na mikrofonie. Czysta ekwilibrystyka. O długowieczności reprezentanta Asfaltu świadczył również fakt, że zagrał przekrojówkę z ponad półtorej dekady. W tych okolicznościach Hybryd wydawał się nowinką, a to przecież kawałek liczący sobie siedem lat.
Kosmiczny Koncert z kosmicznym ciężarem
Ile było osób, które miały na twarzach chusty i lekko kiwały się na scenie? Podejrzewam, że osiem, ale może i 10. Na pewno za to na początku Fokusowi i Rahimowi towarzyszył Gutek, bo zagrano Ja to ja. Jak możecie się domyślać przez sam sznyt utworu, mieliśmy do czynienia z pozytywną aurą.
Słysząc to, co zdarzyło się po chwili, można wywnioskować, że członkom Paktofoniki zależało na tym, by nie dać się wtłoczyć w ramy nobliwego powtórzenia bez jednego z bohaterów. Wcześniej zamaskowani ludzie grali teraz w kosza, tańczyli breka i dyskutowali osiedlowo na ławeczce, a raperski duet grał kolejne klasyki w odmienionej formie, odmitologizowując je (za to wyświetlany fragmentami film o drodze składu potrafił chwycić za serce i gardło). Pierwsze Chwile ulotne miały zmieniony, tłukący bit, podobnie jak niektóre inne tracki. Presja wydawała się jakby mniejsza dzięki wpuszczeniu większej ilości światła. No i było kilku Magików, o czym już za moment.
Nowe Nowiny
Przez dłuższy czas zastanawialiśmy się z Raportażystą, kto podejmie się zarapowania Jestem Bogiem. Dzięki poruszaniu się po backstage’u wiedzieliśmy bowiem, że wersy zmarłego rapera wybrzmią za sprawą zaproszonych gości. Większość z nich była na tyle dobrze pochowana w kolejnych pokojach Spodka, że i nam nie zabrakło niespodzianek.
Ostatecznie wspomniany kawałek pojawił się niemal na samym końcu i nie został odświeżony dzięki gościowi, co nadało mu odpowiedniej rangi na tle całości. Co innego numery z (teoretycznie) mniejszym ładunkiem emocjonalnym. L.U.C., Grubson, Fejz, Małpa, Zbuku… Wybory były nieoczywiste, więc każdy ma pewnie skrajnie różnych faworytów. Moim faworytem pozostaje aktor Marcin Kowalczyk, który dekadę temu wcielał się w Magika w filmie i powrócił do Nowin, by wyrapować je na scenie. Tumult mówił sam za siebie – gość znów świetnie wszedł w rolę. Ba, jego partia była również (nieintencjonalnie?) intertekstualna, bo w nawijce przypominał momentami… Pioruna. Jeśli za to ktoś chce zrozumieć, jak duże było to przeżycie dla zaproszonych raperów, powinien zapolować na nagranie z Avim. Ale o tym jeszcze z nim porozmawiamy, byście wiedzieli więcej.
Inne koncerty też mogą być kosmiczne. Te najlepsze znajdziecie w Going.!
Redaktor naczelny magazynu Going. MORE, współpracownik tygodnika Polityka i kwartalnika ZAiKS Wiadomości, a także rapowa głowa. W przeszłości dziennikarz prasowy magazynów Playboy, Esquire i CKM czy redaktor muzyczny newonce.