Czytasz teraz
Raper, polityk, ojciec. Autorka filmu o Liroyu opowiada o swoim bohaterze [WYWIAD]
Kultura

Raper, polityk, ojciec. Autorka filmu o Liroyu opowiada o swoim bohaterze [WYWIAD]

Liroy

Nie tak dawno temu w Fenomenie sportretowała Jurka Owsiaka. Teraz zainteresowała się inną ikoną lat 90., która po trzech dekadach nadal utrzymuje się w sferze publicznej. – Wyciągnęłam wiele z obcowania z nim. Więcej we mnie pokory, luzu i próby czerpania radości z tego, co pozornie wydaje się bardzo banalne – mówi o relacji z Piotrem Marcem reżyserka Don’t F**k with Liroy, Małgorzata Kowalczyk. 

Mikołaj Kubacki, gwiazda filmu Wujek Foliarz, opowiada o aktorskich zabobonach, teoriach spiskowych i dojrzewaniu z bohaterem. Przeczytajcie naszą rozmowę!

Stanisław Bryś, Going. MORE: Ile wiedziałaś o Liroyu, zanim zaczęłaś kręcić o nim dokument?

Małgorzata Kowalczyk: Może nie jestem tak dużą ignorantką, ale przyznaję się bez bicia, że nigdy nie byłam fanką muzyki, którą wykonywał. Ze mnie raczej jazzmanka niż dziewczyna słuchająca rapu. Oczywiście kojarzyłam Liroya jako personę muzyczną. Pamiętałam wybuch jego popularności przy okazji drugiej płyty, to były lata mojej młodości. Dostałam zresztą kasetę z Alboomem od mojej mamy na Gwiazdkę. Poza tym wiedziałam, że Liroy jest z Kielc, przeklina, mówią o nim Scyzoryk, a jego piosenka Scobiedoo Ya świetnie sprawdza się na randkach. I to mniej więcej byłoby na tyle. 

Dlaczego zatem zainteresował cię akurat ten artysta? 

Swój poprzedni film, Fenomen (dokument o Jurku Owsiaku – przyp. red.), kręciłam kamerą w bardzo wysokiej jakości. Musiałam znaleźć miejsce, w którym będę mogła przetrzymać dużo materiału źródłowego. Okazało się, że z pomocą przyszedł TVN, ale w Krakowie, więc jeździłam tam na montaż. Kursując pomiędzy nim a Warszawą dwa razy w tygodniu, cały czas przejeżdżałam przez Kielce. 

Zwiastun Fenomenu, pierwszego filmu Małgorzaty Kowalczyk opowiadającego o Jurku Owsiaku

Czyli miasto jednoznacznie kojarzące się z Liroyem. 

Prawda jest taka, że ilekroć je mijałam, nuciłam to słynne Scyzoryk, scyzoryk, tak na mnie wołają. Jako że tak jak ty jestem dziennikarzem, z automatu zaczęło mnie interesować, co u tego faceta słychać i co to w ogóle za postać. Wiedziałam, że ma jakąś styczność z polityką. Pudelek szeroko rozpisywał się o tym, jak to brutalnie nie potraktował matki swoich dzieci, choć to ostatecznie okazało się fejkiem. Zbierałam te i inne informacje, słuchałam podcastów i wywiadów w trakcie jazdy. Postać Liroya zaczęła mi się coraz wyraźniej rysować. 

Miałaś tak samo z Jurkiem Owsiakiem? 

Dokładnie tak. Wiesz, Jurka wybrałam dlatego, że wszyscy mówili: Boże, stara, nie bierz się za to, przecież nie wiadomo, co to za postać, czy on tych pieniędzy nie ukradł, daj spokój. Od razu pomyślałam: To przecież świetny temat. Kiedy mówiłam o tym, że pracuję nad filmem o Liroyu, słyszałam podobne rzeczy w stylu: A on w ogóle jeszcze gra? Przecież bawił się w politykę, i to na dodatek z Kukizem. W ogóle daj spokój, skandal, jak potraktował żonę. Przecież to totalny przegryw. Dzięki przekorze, która jest wpisana w mój charakter, zaczęłam kwestionować te słowa. Im głębiej zaczęłam wczytywać się w historię Liroya, tym bardziej do mnie docierało, że mamy do czynienia z kimś wyjątkowym. 

Liroy
kadr z filmu Don’t F**k with Liroy Małgorzaty Kowalczyk / Best Film / materiały prasowe

Na jakim polu? 

Po pierwsze: to prekursor rapu w Polsce. Po drugie: zrobił coś przełomowego, za co podobne persony w Stanach Zjednoczonych byłyby gloryfikowane i hołubione. Chodzi mi o sprawę legalizacji medycznej marihuany. Nie wiedziałam o niej mimo tego, że staram się być na bieżąco, więc podejrzewałam, że moi rodacy też mają braki w wiedzy. 

Podkreślając to, chcę zauważyć, że jako naród – mówię też o sobie – mamy tendencję do wyciągania dywanu spod stóp osobom, które zaszły daleko. Podcinania skrzydeł, zrzucania z piedestału. Na początku kogoś gloryfikujemy, jeździmy na koncerty, robimy z niego boga, żeby później brutalnie sprowadzić do parteru i sprawić, że stanie się pośmiewiskiem. Miałam to szczęście, że pomieszkiwałam w różnych krajach na świecie i pracowałam z różnymi osobami ze środowiska filmowego. Widziałam, jak Stany Zjednoczone fantastycznie dbają o swoje postacie i budują na ich kanwie całe mitologie. To samo dzieje się w Wielkiej Brytanii czy Niemczech, ale nie u nas. Gdy ktoś robi coś dobrego, nagle wyciągamy niewygodny szczegół z jego życia. Tak było z Lechem Wałęsą. Część społeczeństwa uważa, że nie ma znaczenia, co dokonał: ważne, że mógł być TW Bolkiem. Tak samo Liroy: osiągnięcia idą w kąt, bo rozmawiał z Kukizem. 

Zwiastun filmu Don’t F**k with Liroy Małgorzaty Kowalczyk / Best Film

Jurkowi Owsiakowi zarzucano, że źle dysponuje zebranymi środkami.

Ktoś z Radia Maryja powie, że ukradł nam pieniądze, chociaż nie było na to żadnych dowodów. Tylko na kanwie mylnych założeń potrafimy ukręcić człowiekowi łeb. To, żeby się z tym skonfrontować, było dla mnie niesamowitą motywacją do działania. 

Do czego inni – poza spółkowaniem z Kukizem – doczepiają się w historii Liroya? 

Przyznam wprost, że nie wchodziłam w te wszystkie konflikty. Rzeczy, które się wokół niego kłębiły i to, co przez 30 lat powiedzieli o nim ludzie, miałam w głębokim poważaniu. Badałam go raczej pod kątem tego, jak budował siebie samego i jakie podejmował decyzje. 

Jeśli jednak miałabym odpowiedzieć na twoje pytanie, wymieniłabym kilka rzeczy. Po pierwsze: świat muzyczny, do którego przynależał, w pewnym momencie zaczął uznawać, że jest zbyt komercyjny. Później: sytuacja z polityką, bo nie do końca było jasne, z kim i gdzie zaczął działać na tym polu. Zaczęto kojarzyć go z prawicowymi tworami, a później nie mógł się od tego odkleić. Dalej – medyczna marihuana, przez którą niektórzy nazywali go ćpunem, choć przecież zmienił bieg historii i działał zgodnie z prawem. 

kadr z filmu Don’t F**k with Liroy Małgorzaty Kowalczyk / Best Film / materiały prasowe

Wcześniej wspomniałaś jeszcze o zarzutach związanych z życiem prywatnym. 

Pokazały, jak nierzetelne potrafi być nasze dziennikarstwo. W pewnym momencie ukatrupiliśmy człowieka, bazując na informacjach zaczerpniętych tylko z jednego źródła i dotyczących tego, że nie płaci za alimenty i fatalnie traktuje swoją rodzinę. Dzisiaj, z perspektywy czasu, gdy pojawiły się wyroki, a dzieci są z Liroyem, ci reporterzy powinni puknąć się w łeb. Ale wtedy takie teksty poszły i obniżyły rangę artysty. Urzekła mnie determinacja i wytrwałość, z jaką konfrontował się z tymi ocenami i samemu budował swoją postać. Poczułam, że odnajduję się w jego historii, mimo że jest ode mnie zdecydowanie starszy. 

Łatwo było przekonać Liroya, żeby stanął przed kamerą? 

To był luz. Nie namawiałam go jakoś bardzo szczególnie. Po prostu powiedziałam, że jestem zainteresowana jego historią, uważam, że jest pod wieloma względami muzycznym prekursorem i że doceniam to, co zrobił na gruncie wprowadzenia medycznej marihuany. A jeśli jest ciekawy, kim ja jestem, niech włączy Fenomen na Netfliksie. Dałam mu gwarancję, że przygotuję rzetelny film dokumentalny, a nie żadną laurkę. Oddzwonił, spotkaliśmy się. Przyjechał dwie godziny spóźniony, bo często bywa roztrzepany. Powiedziałam mu wtedy: Jeśli to się powtórzy, nie będą z tobą robić żadnych biznesów.

Zdyscyplinował się?

Tak, nadal się spóźniał, ale już nie tak dużo (śmiech). Skumał moje zasady, a ja jego. Na początku jeździłam do niego do Gdańska, spotykaliśmy się w różnych okolicznościach, ale nie rozmawialiśmy o filmie, tylko o tym, co tu i teraz. Chciałam go wyczuć i zobaczyć w różnych sytuacjach życiowych, żeby upewnić się, jaką ma prawdziwą twarz. Podobało mi się, jak reagował na to, gdy życie brało go z zaskoczenia. Ma bardzo solidny kręgosłup moralny. 

Liroy
Małgorzata Kowalczyk i Liroy na premierze filmu Don’t F**k with Liroy / fot. dzięki uprzejmości rozmówczyni

Czy podobnie poznawałaś Jurka Owsiaka? 

Inaczej, bo dowiadywałam się o nim z materiałów archiwalnych, na przykład z kaset VHS. Zebrałam na tyle dużo informacji, że mogłabym niemalże napisać książkę. W międzyczasie rysował mi się obraz tego, jak zamierzam opowiadać o jego życiu w filmie. 

W Don’t F**k with Liroy niektóre historie nie są uzupełnione o materiały archiwalne. Dla przykładu: nie zachowały się nagrania z pierwszych imprez DJ-skich albo koncertów artysty. 

Fakt, relacjonuje je sam Liroy. Nie miałam powodu uważać, że mija się z prawdą. Wie, że może zapisać tym filmem przepiękną historię, ale też skrajnie się ośmieszyć, zwłaszcza że doskonale rozumie, jak łatwo kogoś osądzić. Jeśli więc opowiadał jakąś historię i wymienia konkretne nazwiska, wierzyłam, że nie narusza w żaden sposób niczyjego interesu, a w razie potrzeby ktoś naprostuje fakty. 

Czy tak się stało? 

Na pierwszej projekcji filmu w Kielcach było prawie 300 osób. Po seansie przez dobre 40 minut rozmawiałam z ludźmi i nikt nie powiedział, że przybliżyłam postać Liroya w fałszywy sposób. Słyszałam raczej opinie w stylu: Jak ty go prawdziwie ukazałaś albo Jestem pod wrażeniem. My go znamy, wiemy, kim jest, ale nie sądziliśmy, że można odtworzyć to w filmie

Oczywiście, za uwierzeniem swojemu bohaterowi zawsze idzie ryzyko, ale trzeba zaufać swojej intuicji. Zawsze mogłam zadzwonić do osób, o których opowiadał. Celowo zdecydowałam się tego nie robić. 

Liroy
kadr z filmu Don’t F**k with Liroy Małgorzaty Kowalczyk / Best Film / materiały prasowe

O brak wypowiedzi postronnych obserwatorów też chciałem dopytać. 

Pomyślałam, że przez trzydzieści lat o Liroyu zostało powiedziane niemal wszystko. Jego personalia zostały przemielone na miliony różnych sposobów. Uznałam, że pora się zatrzymać. Facet ma 54 lata, więc może to ten moment, w którym przede wszystkim jemu powinniśmy dać głos. Interesowało mnie, co miał do powiedzenia.

Czy łatwo było ci zbliżyć się do swojego bohatera? 

Znamy się dopiero dwa lata, ale przecięliśmy się już na tylu płaszczyznach, że z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że aspirujemy do fajnej przyjaźni, a już na pewno do fantastycznego koleżeństwa. Abstrahując od tego, że jest strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o rolę bohatera filmu dokumentalnego, prywatnie bardzo cenię jego twarde, lojalne zasady i to, jak stoi za drugim człowiekiem. Niedawno miałam sytuację w życiu prywatnym, gdy musiałam zmierzyć się z brakiem zaufania do innej osoby. Przyszedł do mnie Liroy i powiedział: Pamiętaj, że za tobą stoję, a wszyscy twoi wrogowie to też moi wrogowie. 

Czy dokumentalista może i powinien przyjaźnić się ze swoją postacią, czy jednak warto, żeby utrzymywał jakiś dystans? 

Grunt to zachować profesjonalizm. Prywatnej więzi nie zbudowaliśmy w trakcie samego nagrywania, bo umawialiśmy się formalnie. Bardzo słabo znałam jego partnerkę życiową, dzieciaki widziałam z dwa razy. Zbliżyliśmy się, kiedy zaczęłam budować sam pomysł na film. Próbowałam zweryfikować fakty, dowiedzieć się, gdzie znaleźć niektóre rzeczy, skąd pozyskać niezbędne zgody albo poszerzyć kontekst. Stanęliśmy na planie już trzy miesięcy później. Nie zaplanowaliśmy nawet żadnych pytań. Po prostu powiedziałam: Mam w głowie pewien schemat, którym będę chciała podążać. Będę poruszać wszystkie kwestie, nawet te trudne. Jeżeli uznasz, że przegięłam albo przekroczyłam twoją granicę, wyjdź z planu. Nie wyszedł. 

Małgorzata Kowalczyk i Liroy na premierze filmu Don’t F**k with Liroy / fot. dzięki uprzejmości Rozmówczyni

Jedyną osobą, która poza Liroyem stanęła przed kamerą, jest jego mama. Jak zareagowała na twoją obecność w jej domu? 

To było tak, że pojechaliśmy do jego rodzinnego Suliszowa, żeby nagrać wątek szukania swojego miejsca na Ziemi. Wiem, że to zabrzmi infantylnie i romantycznie, ale mama Liroya po prostu mnie polubiła. Jest bardzo opiekuńcza, zaraz dostałam kawę i ciasteczka. Scena z nią nie była zaplanowana. Wszystko podpięłam i poinformowałam, że włączam nagrywanie. Miałam to szczęście, że była ze mną ekipa, która świetnie rozumie specyfikę filmów dokumentalnych. Wiedziała, że trzeba inicjować jakieś interakcje, ale jednocześnie zostawić przestrzeń bohaterom, tak, żeby w pewnym momencie mogli nawet zapomnieć, że tu się kręcimy. 

Zobacz również
Sabrina Carpenter

Sytuacja była dlatego zupełnie naturalna. W jej utrzymaniu pomogła mi też wielkość kamery Alexa Mini, którą mieliśmy ze sobą. Potrafi tak się ułożyć, że gdy wszyscy obok niej przechodzą, staje się czymś w rodzaju mebla. Najzabawniejsze jest to, że sama zaczynam ją tak traktować. Dopiero odsłuchując materiały, orientowałam się, że walnęłam jakiś głupi tekst albo odebrałam telefon. W końcu łącznie nagraliśmy kilkanaście godzin rozmów. Tym się różni tworzenie filmu dokumentalnego od reportażu telewizyjnego. 

Jak mniemam, sam Liroy nie stresował się planem. 

Miałam duże szczęście, że otrzaskał się przed kamerą, chociaż zwróć uwagę na to, że gdy zadaję mu pierwsze pytanie, naturalnie się poprawia, przesuwa krzesło, gładzi koszulkę. Tyle tylko, że wtedy faktycznie wzięłam go z zaskoczenia. Większość sytuacji wyglądała tak, że ekipa pojawiała się na planie dwie godziny przed włączeniem kamery. Był czas na to, żeby się z nią oswoić.

Dopytuję o stres, bo odnoszę wrażenie, że twój bohater długo był nieobecny w przestrzeni medialnej. Co prawda teraz świętuje na trasie koncertowej 30-lecie płyty Alboom, ale po jednej kadencji w Sejmie raczej usunął się w cień. 

Może tak, ale szczerość nie zniknęła. Gdy ktoś jest naturalny, nie musi zastanawiać się nad tym, co i jak chce powiedzieć, bo wie, że wszystko jest spójne i się ze sobą łączy. Poza tym Liroy naprawdę siebie lubi. Czerpie ogromną energię z wystąpień publicznych i dobrze mu to idzie. Jest naprawdę plastycznym bohaterem. Weźmy choćby scenę, w której wstaje z łóżka – jest całkowicie odegrana aktorsko. Po prostu zaproponowałam: Słuchaj, weź się obudź, a on to zrobił. Podobnie było w przypadku ujęć na hamaku. Nie przygotowywałam wcześniej tych kadrów, tylko poszłam na żywioł. Nauczyłam się tego przy okazji Fenomenu, bo jeśli mam być szczera, jedyne, co wypaliło z przygotowywanych długo planów, to tytuł (śmiech). 

Plastyczność twojego bohatera bierze się też stąd, że ma wiele twarzy, między którymi lawiruje. Jest ojcem, artystą, aktywistą, politykiem. Czy coś łączy wszystkie te wcielenia? 

Nie rozszczepiam Liroya na kilkanaście postaci. Przekornie i trochę zawadiacko spytałam go o to, kim jest, bo czułam, że będziemy chcieli się z tym rozprawić, ale nie miałam wątpliwości, że to wszędzie ta sama persona. Kiedy przyjrzysz się temu, jak działa, dostrzeżesz ten sam mechanizm. Stoją za nimi pracowitość, determinacja i niesamowita skromność. Nie mam pojęcia, jak je ze sobą łączy. 

Liroy – Scyzoryk

A gdybyś miała powiedzieć, kim najbardziej Liroy jest teraz? 

Filozofem (śmiech). Przyznam szczerze, że ilekroć z nim rozmawiam, sprzedaje mi kolejną teorię. A tak bez żartów, to dziś jest pewnie domatorem szukającym swojej przystani. Nie wiem, czy by się ze mną zgodził, ale podczas gdy wydaje mi się, że dużo osiągnął: wyciągnął z podziemia hip-hop, wprowadził medyczną marihuanę i ma wspaniałe dzieciaki, jedna rzecz u niego kulała –  rodzina. Nadal muzyka gra mu w sercu, ale być może najważniejsze, żeby teraz znalazł spokój i czuł satysfakcję z codzienności. Sama wyciągnęłam wiele z obcowania z nim. Więcej we mnie pokory, luzu i próby czerpania radości z tego, co pozornie wydaje się bardzo banalne. 

Najpierw Jurek Owsiak, teraz Liroy, a co będzie potem? Czujesz, że zaczynasz specjalizować się w portretowaniu znanych postaci na dużym ekranie?

Prawdę powiedziawszy, nie planowałam tego. Oba dokumenty, jak wspomniałam na początku, były wyrazem prywatnego buntu. Osobiście wkurzało mnie to, co robimy z niejednoznacznymi postaciami, i dlatego je wybierałam. Nie myślałam, że wpiszę się w konkretny format filmów dokumentalnych, chociaż wiedziałam, że podobają mi się produkcje robione po hollywoodzku, na wysokim poziomie. Taka estetyka jest dla mnie szalenie ważna, bo składa hołd tym bohaterom. 

Liroy
kadr z filmu Don’t F**k with Liroy Małgorzaty Kowalczyk / Best Film / materiały prasowe

Kto byłby twoim wymarzonym protagonistą? 

Nie zastanawiałam się nad tym specjalnie, bo takie postacie po prostu pojawiają się na mojej drodze. Jakoś okazuje się, że nasze ścieżki się przecinają. W tym momencie trochę inne rzeczy chodzą mi po głowie. Na razie nie mogę zbyt wiele zdradzić, ale chyba natrafiłam na projekt, który może być Świętym Graalem.

Don’t F**k with Liroy Małgorzaty Kowalczyk weszło do kin 21 marca. Dystrybutorem dokumentu jest Best Film.

Oficjalny plakat filmu Don’t F**k with Liroy / Best Film / materiały prasowe



Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony