Marta Dzido i kobieca przyjemność – rozmowa | MORE Książkowe
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie…
Czy truskawki mają coś wspólnego z rozkwitającą różą? A Matka Boska z wulwą? Co z szacunkiem dla pracownic seksualnych? I co zrobić, kiedy brakuje nam sił do walki? O tym wszystkim – i nie tylko! – opowiedziała nam Marta Dzido, autorka powieści Małż.
Książka wraca w ręce czytelników po 16 latach od pierwszego wydania za sprawą Wydawnictwa Relacja. Marta Dzido zdążyła zachwycić mnie w tym roku zbiorem opowiadań Sezon na truskawki, w którym eksplorowała temat kobiecej przyjemności i wolności. Z zainteresowaniem sięgnęłam więc po archiwalną powieść, która niegdyś narobiła niemałego szumu.
Bohaterką Małża jest młoda kobieta, wchodząca na rynek pracy we wczesnokapitalistycznej Polsce. Bardzo przypominała mi dziewczynę z (dużo późniejszej!) powieści Nowa ja Halle Butler (Wydawnictwo Czarne). Było w niej mnóstwo niezgody na obowiązujące reguły gry, ale dopiero wypracowywała własne strategie oporu. Nie miała narzędzi, które pozwoliłyby jej nazywać i komunikować, czego nie akceptuje w zastanej dynamice społecznej. Zamiast tego mamy tu rollercoaster chaotycznych decyzji i łapczywe próby odzyskania kontroli nad swoim życiem.
Marta Dzido wpadła do naszego goingowego biura, żeby porozmawiać o tym, jakie emocje odczuwa wobec obu tych książek, czemu warto uważnie przyglądać się temu, jakich słów używamy i jakich kształtów można dopatrzyć się w sztuce sakralnej. Zapraszam do lektury.
Odświeżyłam Małża przed naszą rozmową. Byłam zaskoczona, jak wiele się w Polsce zmieniło na przykład jeśli chodzi o realia pracy. Ta gonitwa za każdą złotóweczką, którą da się na godzinie zarobić. Pracownicy w bardzo specyficznej pozycji. To ciekawe, żeby przejrzeć się w lustrze tej książki. Jakie Ty masz emocje co do niej?
Jeśli chodzi o rynek pracy to z jednej strony sporo się zmieniło. Ale wiele mechanizmów zostało: – hierarchiczność, podległość, próby wpisywania ludzi w dany schemat, wyzysk. Dotyczy to zwłaszcza kobiet – żeby wcisnąć je na siłę w role określone stereotypowo. Temat terroru piękności – jaka masz być. Co musisz, czego nie możesz – to też jest strasznie opresyjne. Jeśli chodzi o te kwestie, to myślę, że dalej jesteśmy daleko w tyle.
Jeśli chodzi o sytuację kobiet na rynku pracy to w książce podziały zarysowane są bardzo wyraźnie. Nawet jeśli mają inne zadania w miejscu pracy, i tak mają przynosić mężczyznom kawusię. Są spychane do patriarchalnych modeli. A kiedy widzę bohaterki w Sezonie na truskawki to to są zupełnie inne kobiety.
W Sezonie są dziewczyny, które wykonały pracę nad sobą i poszły dalej. W Małżu jest natomiast bohaterka na etapie walenia głową w mur. Jej się wydaje, że idąc na wprost i obijając się o ten mur ona coś może. A jedyne co może… to sobie nabić guza. Patrząc po latach na książkę i siebie w świecie widzę, że walenie głową w mur zaszkodzi tylko mi, ale! są sposoby, żeby ten mur obejść, podkopać go. Sposoby na wydostanie się z tej sytuacji. Bohaterka Małża jeszcze tego nie wie. Dlatego jest tam tak dużo jej zderzeń z rzeczywistością.
Rzeczywistość sama w sobie też jest specyficzna.
Powieść dzieje się w momencie, kiedy Polska wchodziła do Unii. Panował totalny wyzysk, pracy nie było, ludzie wyjeżdżali. Moi rówieśnicy, którzy kończyli studia, uciekali, bo tutaj nie byli w stanie przetrwać. Teraz siedzimy i rozmawiamy z perspektywy dziewczyn z wielkiego miasta, którym się powodzi – bo jakoś tam nam się powodzi, skoro tu siedzimy i rozmawiamy o literaturze. Nadal jednak jest dużo niesprawiedliwości, dużo jest wykorzystywania, wysysania energii twórczej i kreatywności z ludzi, którzy chcą i mogliby zrobić coś fajnego, dobrego. Jedyne, co im się proponuje, to udział w kulturze konsumpcjonizmu czy bezsensownego hedonizmu, który do niczego nie prowadzi.
Bo rzeczywiście ten kapitalizm taki młody, buzujący, przekłada się nawet na to, jak bohaterowie budują relacje. One też są kapitalistyczne, oparte na korzyściach i wyzysku. I chociaż wiele się zmieniło, to sam system faktycznie się nie zmienił. To jak postrzegamy siebie wynika wprost z tego – np. fakt, że budujemy marki personalne.
Myślę, że jeszcze do tego doszło to, jaki wizerunek świata serwują nam media społecznościowe. W Małżu tego nie ma, bo jesteśmy przed rozwojem technologii i mediów społecznościowych. Obecnie żyjemy w bańkach. Wydaje się nam, że wiemy jaki świat jest, a tak naprawdę jesteśmy w określonej grupie znajomych i docieramy do konkretnego zestawu informacji. Wystarczy wyjść z domu i pojechać gdzieś pociągiem. Kiedy zaczniemy rozmawiać z ludźmi – na żywo, nie za pomocą lajków okaże się, że to wcale tak nie wygląda, świat jest inny, o wiele bardziej różnorodny i złożony.
Media społecznościowe, fejk newsy, dziennikarstwo typu kopiuj – wklej, influenserstwo kreują nasze postrzeganie rzeczywistości i wpływają na to, jak się czujemy same ze sobą. Między innymi dlatego tak wiele młodych dziewczyn ma problem z wizerunkiem – jak będę widziana, jak wyglądam, mierzalne ilością serduszek i polubień. A jeśli ich nie ma, to może coś jest nie tak. Cały czas podlegamy ocenie innych, a nie myślimy o tym, czy nam jest dobrze. Czy dana rzecz sprawia nam frajdę nie dlatego, że to modne czy tak wypada, czy ktoś tego oczekuje. Żeby to zrozumieć i wprowadzić w życie trzeba przejść długą drogę. Z jednej strony mamy więc opresję kapitalistyczną, systemową. Z drugiej opresję kościoła katolickiego i patriarchalnej kultury, które są odpowiedzialne za wiele zła. To dlatego tak wielu z nas w momencie wchodzenia w dorosłość potrzebuje terapii, żeby wyzwolić się ze schematów, narzuconych nam przez kulturę.
Ale to też się chyba na szczęście zmienia? Wydaje się, że jesteśmy coraz bardziej świadomi.
Mam 21-letnią córkę. To w pewnym sensie rówieśniczka bohaterki Małża sprzed kilkunastu lat. I rzeczywiście ona należy do pokolenia kobiet, które są bardziej świadome, wyzwolone. Ale kiedy rozmawiam z nią, jak w jej świecie wygląda proces usamodzielniania się – to mimo, że część ludzi zaczęła studia, część poszła do pracy zarabiają pierwsze pieniądze, to jednak nikt, kto nie odziedziczył mieszkania po babci i dziadku, nie jest w stanie mieszkać samodzielnie. Nikogo na to nie stać. Wynajem mieszkania jest koszmarnie drogi. Kupno mieszkania, wzięcie kredytu jest po prostu niemożliwe. Czy myśmy się wyzwolili? Czy tak wiele się zmieniło? Może niektóre realia są inne, ale schemat jest podobny. Możemy stać się niewolnikami banków i instytucji, które będą nas ścigać o odsetki. To pozorna możliwość wyboru.
Zwiastun filmu „Solidarność według kobiet”, którego Marta Dzido jest współreżyserką i narratorką
Z jednej strony media społecznościowe umożliwiają dostęp do alternatywnych wzorców, a z drugiej sprawiają, że nadal niedostępny dla większości kanon piękna wydaje się bliższy, co dużo mocniej frustruje. Teraz już nie patrzymy na okładki czasopism, ale nasze własne twarze przekształcone filtrami.
Jeśli ktoś lubi eksperymentować z programem graficznym czy robić operacje plastyczne – niech robi, mi to nie przeszkadza. Czasem jednak wydaje mi się, że rośnie pokolenie dziewcząt, którym może być trudno się w tym wszystkim połapać. Ostatnio znajoma opublikowała post na temat golenia nóg. Rozmawiała ze swoją 10-letnią kuzynką, którą zaszokowały włosy na jej nogach. Była przekonana, że dojrzewając po prostu się je traci i wszystkie dorosłe panie już ich nie mają. Dlaczego więc jej 30-letnia ciocia ma te włosy, skoro nie widziała ich u żadnej innej dorosłej kobiety?
To w sumie symboliczna historia! Skoro dojrzałość miałaby być równoznaczna z gładką nogą to jeśli ktoś nie chce dojrzewać – w takim znaczeniu, że nie chce wchodzić w system – to zachowuje te włosy.
To kwestia tego jak rozumiemy świat – co jest procesem biologicznym a co kulturowym.
W Małżu zwróciła moją uwagę jeszcze jedna rzecz – kłótnia bohaterów o pracę seksualną i postulat: one pracują, zarabiają, dlaczego ktoś im odbiera ich pieniądze?
Patrząc na czas powstania tej książki jest tam sporo postulatów, wyprzedzających swoje czasy. Wówczas ta książka była bardzo popularna i czytana, w pewnych kręgach wręcz kultowa. Pewne kwestie nie były podejmowane nigdzie wcześniej. Bardzo się cieszę, bo poszłyśmy do przodu w niektórych tematach i więcej o nich mówimy, na przykład właśnie o świadczeniu usług seksualnych. Chociaż! Ten temat w 1907 próbowała podjąć Zofia Nałkowska na zjeździe kobiet, przemawiając do polskich emancypantek, że fajnie tu sobie dyskutujemy o niepodległości, ale co z kobietami, które świadczą usługi seksualne? Dlaczego obowiązuje podwójna moralność? To temat, który dalej jest nierozwiązany. Mówienie o tym jest pierwszym krokiem do zmiany, ale zmiana cały czas jeszcze nie nastąpiła. Nie ma regulacji prawnych. W czasie pandemii wspierałam akcje koleżanek, które zbierały fundusze dla osób pracujących seksualnie, pozbawionych możliwości zarabiania czy ubiegania się o instytucjonalne wsparcie. W jaki sposób i na jakiej zasadzie miałyby się ubiegać, skoro nie miały żadnej umowy?
A jak myślisz – co znajdą w Małżu osoby w wieku Twojej córki?
Poprzez dekoracje i czas akcji może się wydawać, że Małż to książka historyczna, ale w niej jest masa współczesności. Małż mówi o bardzo brutalnym wchodzeniu w dorosłość. Bohaterka była marzycielką, idealistką, wrażliwą osobą, wyczuloną na absurdy. Mogłaby założyć kostium, pogodzić się z pewnymi sprawami, iść na kompromis. Ale ona nie chce! Jest buntowniczką i wierzy w swoje marzenie. Ta książka jest najbardziej o tym. Przy okazji redakcji zastanawiałam się czy ludzie zrozumieją pewne detale: praca w outlooku, marzenie o filmiku nagrywanym telefonem, dzwonienie z telefonu stacjonarnego w domu. Ale to wszystko to przecież scenografia do historii, która jest uniwersalna i. wspólna młodym ludziom z Europy Środkowo-Wschodniej. Patrzę na Ukraińców, którzy przyjeżdżają tutaj, żeby pracować, bo nie byli w stanie żyć w swoim kraju. Zostawiają kumpli, otoczenie, swoje pokoje, rodzinę i przyjeżdżają. To znaczy, że u siebie nie byli w stanie zarabiać pieniędzy, które by im pozwalały na godne życie. Jest na świecie masa wyzysku i firm, którym się wydaje, że mogą mieć tanią siłę roboczą z ludzi, którzy nie mają wyjścia.
Plus ten wyzysk emocjonalny – który wydaje mi się drugim bohaterem książki – jest nadal aktualny. Uczymy się budować relacje partnerskie, ale chłoniemy patriarchalne wzorce praktycznie zewsząd. Trudno jest z tym zerwać i na przykład nie usługiwać emocjonalnie komuś – zwłaszcza jako kobieta, chociaż problem dotyczy wszystkich płci.
Tak, usługiwanie to kolejny temat-rzeka. To bardzo powszechne. Wiele kobiet, które spotkałam, chciałyby, żeby wszystkim było wokół dobrze, żeby każdy miał jak najlepiej. W związku z czym kompletnie zapominają o sobie. Po kilkunastu latach okazuje się, że oddały wszystko, co mogły. Serce na dłoni. Zostają same. Nie wiedzą, co było ich marzeniem. Czy kiedykolwiek sprawiły sobie przyjemność. Czy zrobiły coś dla siebie. Jesteśmy wychowywane do bycia sympatyczną, miłą, grzeczną. W Małżu wszyscy chcieli, żeby główna bohaterka właśnie tak się zachowywała i to może się czasem spełniało, ale ona wolała też zrobić coś dla siebie. To się wiąże też z Sezonem na truskawki. Tam jest dużo o własnej przyjemności, o wyzwalaniu się z różnych oczekiwań.
No właśnie! W Sezonie jest tak, że o przyjemności mówi się bez zawstydzenia, bez kalkulowania, co wypada, a co nie. Jedna z tych historii to opowieść o przyjaciółce, która sobie pozwalała. Inne dziewczynki momentami ostro ją krytykowały, a potem wyszło na to, że to ona przeżyła życie w pełni. Osiągnęła coś, do czego tamte nawet nie pozwalały sobie aspirować, a czego im koniec końców brakowało.
Istnieje cały schemat, który mówi dziewczynkom, że mogą mieć tylko jednego księcia, który przyjedzie na koniu i obudzi je pocałunkiem. Obudzi! Jakbyś spała całe swoje wcześniejsze życie! On Ci pokaże świat, objaśni go. Powie, co jest co, a Ty będziesz za nim podążała. Tak jest w bajkach. Chociaż na szczęście to też się zmienia. Pojawia się spojrzenie z innej perspektywy. No i religia. Nie religijność, ale kościół jako instytucja. Rozpanoszył się wszędzie. Dopóki tego nie zerwiemy – a to bardzo silny związek – to będzie nam trudno. Pozostaje edukować, rozmawiać. Jeśli mamy dzieci – to je wychowywać na ludzi wolnych, świadomych i odpowiedzialnych za swoje decyzje. Podejmujących je nie dlatego, że tak trzeba, ale że tak chcą.
Wydaje mi się, że warto podsuwać Sezon także mężczyznom. Ta książka mogłaby pomóc uczyć ich empatii i zrozumienia.
Może tak! Jeśli są otwarci na dialog. Jeśli to mężczyźni, którzy skupiają się na wyrażaniu swojego stanowiska i narzucania go innym osobom, wszystko wiedzą i cały świat w sekundę wytłumaczą innym – to niestety, ale mogą tej książki nie pojąć.
W tych młodszych pokoleniach te podziały chyba się trochę luzują – co jest kobiece, co jest męskie. Zaczyna się też pojawiać męskość nowoczesna – pozwalająca sobie na łzy, słaba, prosząca o pomoc. Pielęgnowanie tego nurtu i szerzenie wiedzy na temat tego, że mężczyźni mają swoje problemy i to okej, żeby o nich mówić, może stworzyć pole do dialogu.
Całe szczęście! Bo mężczyźni mają przerąbane i nie potrafią – albo ja nie widzę tego ruchu – zebrać się w swoim męskim siostrzeństwie i zawalczyć o swoje prawa. Są uprzywilejowani ekonomicznie, mają władzę. Ale są poszkodowani systemowo w kwestii przeżywania emocji, bycia słabszym, zarabiania mniej niż partnerka – to nie znaczy, że jest się gorszym i trzeba się biczować. Cała masa do przepracowania! Znam facetów, którzy lubią sobie pomalować paznokcie czy założyć spódnicę. Jest im super wygodnie, kiedy jest lato, ale nie wsiądą tak do tramwaju, bo boją się spotkania z agresją. Nie widzę jednak, żeby faceci organizowali się wokół społeczności.
W Polsce działa Grupa Performatywna Chłopaki oparta na braterstwie – nie rozumianym stereotypowo, ale skupionym na wspólnym przeżywaniu emocji. Z kolei mój partner pokazał mi ostatnio chłopacką grupę na Facebooku założoną po to, by dzielić się problemami tego typu. To oczywiście bańka i kropla w morzu, ale i tak jestem tym szalenie podekscytowana, że takie inicjatywy się pojawiają.
Czyli to się zaczyna! Całe szczęście! Ale pamiętajmy, że jesteśmy społeczeństwem, które cały czas ma odziedziczone traumy związane z wojną – to poprzechodziło od dziadków i pradziadków, babek i prababek. Mamy masę kompleksów, uważamy się za najgorszych… a z drugiej strony za najlepszych! Są tacy, którzy twierdzą, że doznaliśmy najwięcej krzywd na całym świecie, że jesteśmy narodem superbohaterów. A z powodu nieumiejętności przeżywania emocji olbrzymia część naszego społeczeństwa jest uzależniona od alkoholu i od innych substancji psychoaktywnych. Nie umiemy powiedzieć: dzisiaj się czuję źle i mam Was dosyć. Musimy spełniać konkretne wymogi, nie dając sobie przestrzeni na posłuchanie wewnętrznego głosu.
A propos milczenia na określone tematy. W Sezonie na truskawki zachwyciło mnie jeszcze jedno – sam tytuł i jego znaczenie. Kiedy dowiedziałam się, że dziewczynki nazywają w ten sposób menstruację – to piękne! Oswajają w ten sposób temat na co dzień bardzo wstydliwy.
Wczoraj wróciłam z Belgradu, gdzie miałam spotkanie autorskie z okazji serbskiego wydania mojej powieści Frajda. Serbia to bardzo patriarchalny kraj, a okazało się, że też mają piękne określenie na miesiączkę – rozkwitająca róża. I też nie jest używane powszechnie z powodu stabuizowania tematu menstruacji. Dało mi to do myślenia. Możliwe, że każda kultura, nawet najbardziej opresyjna, ma piękne, zmysłowe, metaforyczne określenia na fizyczność kobiet, ale są one wyparte przez wulgarność. Przez mówienie, że to coś brudnego i złego. Te wszystkie słowa cipa czy kutas to nazwy narządów płciowych, ale z drugiej strony są obelgami. Zaczynamy patrzeć na swoje ciała przez pryzmat tych słów. To silniejsze od nas. Jak to odzyskać?
Jeszcze o ile kutas jest nacechowany w pewnym sensie pozytywnie – ktoś, kto budzi mimo wszystko respekt – to jak jesteś cipą to już gorzej być nie może.
Oj tak.
Widziałam ostatnio posta o wulwopozytywności – zachętę dla dziewczyn do rozmawiania o swoich wulwach. Normalizowania tego, że one mają różne kształty. To temat tabu, a my wstydzimy się swoich ciał, więc mało jest wizualnych reprezentacji. Koniec końców dziewczyny mogą nie widzieć jak to u nich nawzajem wygląda. Penisy są wszędzie!
Penisy były na każdej ławce czy krzesełku w szkole. Wszędzie, gdzie się tylko odwróciłam – tam rysunek penisa flamastrami, kredami, spray’ami.
A kobiece kształty to najwyżej Matka Boska.
Dużo takiej ornamentyki sakralnej to jest właśnie ten kształt. On się skądś wziął. Bramy raju! Moc stwarzania! Z boginiczności, która pierwotnie należała do kobiet, ale przez dziadów została zepchnięta na bok.
Co też jest obecne w Małżu – główna bohaterka kłóci się o to, że nie ma Boga, ale jest kobieca siła stwórcza.
Haha, tak, racja! To jest też bohaterka, która nie chce wziąć ślubu. Dziś to nie jest już takim szokiem. Związki partnerskie są bardziej akceptowane niż wtedy, jednak w mniejszych miejscowościach czy określonych środowiskach wciąż zdarza się parcie na ślub. A jak ślub to kiedy dziecko? To coś, co stresuje wiele osób.
To prawda. Nawet wśród moich progresywnych znajomych wciąż krąży to widmo ślubne. To nie są osoby religijne, ale podążają za wizją bezpieczeństwa, osiąganą dopiero w małżeństwie. Nie mówię, że każdy ślub jest zły, ale często to w pewnym sensie próba przeskoczenia na jakiś poziom relacji na skróty.
Potrzeba rytuału też jest ważna. Rytuał jest ściśle związany z kościołem. Wielu moich znajomych, nie mających nic wspólnego z religijnością, nagle decydowało się na ten krok. Tak samo z pogrzebami. Na naszym życiu i jego kluczowych momentach – miłość, śmierć – kościół trzyma łapę. Są jednak także osoby, które chcą mieć te rytuały, ale nie wiążą ich z instytucją. Moja córka miała świecką komunię. Dostała prezenty, spotkaliśmy się w gronie rodzinnym – nie czuła się przez to gorzej niż dzieci, które poszły do kościoła.
A jak został przyjęty Sezon? Wzbudzał kontrowersje?
Dostałam bardzo dużo pozytywnych odpowiedzi od ludzi. Energii typu: myśmy to wiedziały, czułyśmy, że to jest nasza historia, ale nikt jej dotąd nie dał słów. To dla mnie super ważne. Bardzo możliwe, że są ludzie, dla których ta książka jest obrazoburcza albo zbyt odważna, ale takie osoby się do mnie nie zwróciły.
Może skupili się na praktyce.
Może tak. Może muszą to wszystko przemyśleć. Moje widzenie świata zbiega się z postaciami bohaterek. Wyrażam siebie ich ustami. Widać ewolucję od buntu bez chwili namysłu do odkrycia, że da się inaczej. Nie trzeba być cały czas na barykadach, a nadal można bardzo dużo zrobić. Nie przez negację czy krytykę, ale poprzez afirmację i radość. I to prawo do mojej własnej radości – uznanie, że to moje ciało jest moje i to ja z niego korzystam. Owszem, wspieram protesty. To nie tak, że zaakceptowałam próby zabrania nam resztek praw. Natomiast nie spalam się na tym, czego nie mogę zmienić, a robię to, co mogę i to w czym jestem dobra.
W sumie to potrafi być wielki prztyczek w nos – cieszenie się sobą. Odzyskiwanie przyjemności, która jest stabuizowana. Trochę podobnie jest z osobami queerowymi. Spotyka je przemoc i to coś, z czym oczywiście trzeba walczyć. Jednak afirmowanie swojej tożsamości, pozwalanie sobie na przyjemność – jest w tym wszystkim bardzo ważne.
I też odzyskiwanie słów! Pamiętam, kiedy w 2005 roku Karol Radziszewski zrobił wystawę Pedały. Zastanawiałam się, dlaczego wybrał taką nazwę, o co chodzi. Potem pomyślałam, że to nie jest jego niepoprawność polityczna. To jest odbieranie komuś słów, odzyskiwanie ich dla siebie. Tak jak w wypadku puszczalskiej, którą jestem. Puszczam się, czyli nie trzymam się czegoś kurczowo, jestem wolna. Nie da się obrazić osoby, dla której słowa mają znaczenie emancypacyjne nie obraźliwe.
Tak jak Marsz Szmat.
Dokładnie. Te zdziry, te dziwki – kiedy to nie zaboli, to atakujący nie ma już swojej broni. W sensie języka. Moją strategią teraz jest afirmacja.To daje siłę. Kobiety, która jest pewna swojej wartości, świadoma, a przy tym radosna, nie wyprowadzą z równowagi na przykład bzdety o cnotach niewieścich. I to jest rodzaj broni, ale nie jest już to ten mur, w który wali głową bohaterka Małża. Co jeszcze pomaga? Świadomość, że nie jestem sama.
Byłam kiedyś na zawodach sportowych – biegu pełnym przeszkód, które trzeba było pokonać na trasie. Jednym z utrudnień była wysoka ściana. Nie dało się na nią wskoczyć samodzielnie. Trzeba było poczekać na innego biegacza czy biegaczkę. Ta osoba Cię podsadza, a potem Ty – wisząc na ścianie – podciągasz tę drugą osobę. Nowoczesne siostrzeństwo nie działa w pojedynkę, a uczy się pomagać sobie nawzajem.
Dokładnie! Jakiś czas temu w czasie Igrzysk Wolności w Łodzi brałam udział w rozmowie o Wolnej Polsce / Wolnej Polce z Marią Peszek i Kaliną Alabrudzińską. Dziewczyny mówiły, że są bardzo zmęczone walką i zaangażowaniem. Rozumiem to zmęczenie, też je czuję. Ale to, co sprawia, że się nie wycofuję to fakt, że wokół mnie jest masa sióstr, które gdy mnie dopada zmęczenie, mają tyle siły, że starczy jej i dla mnie. A kiedy one się zmęczą, ja będę miała siłę. Będziemy szły razem. Bohaterka Małża jeszcze tej wiedzy nie ma. Inne kobiety może są w jej świecie, ale równie samotne i rozproszone. To opowieść sprzed rewolucji.
Ale już w Sezonie…
W Sezonie rewolucja już trwa w najlepsze!
Sprawdź inne teksty z cyklu MORE Książkowe
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzi audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.