Czytasz teraz
Bora Chung: Moją wyobraźnię stworzyły tradycyjne koreańskie opowieści
Kultura

Bora Chung: Moją wyobraźnię stworzyły tradycyjne koreańskie opowieści

Kiedy mieszkałam w Stanach, żyłam pośrodku pola kukurydzy. Bez auta czy konia mogłabym tam umrzeć z głodu. No więc zdobyłam samochód. Potem wjechałam nim do bagna. Jakimś cudem auto przetrwało wypadek, a ja zyskałam pomysł na kolejne opowiadanie – rozmowa z Borą Chung. 

Bora Chung to południowokoreańska pisarka, której zbiór opowiadań Przeklęty królik właśnie ukazał się w Polsce (wyd. Tajfuny, przekład Marta Niewiadomska). Jeśli wierzyć tłumom, które szturmowały autorkę jednocześnie na Targach Książki w Krakowie i Festiwalu Conrada tamże, tytuł błyskawicznie stał się hitem. Za granicą nie jest inaczej – przekład anglojęzyczny zdobył jednocześnie nominacje do Międzynarodowego Bookera i National Book Award.

Na rozmowę umówiłyśmy się w kameralnej Królowej Przedmieścia. Kiedy pojawia się na miejscu (kwadrans przed czasem!), wydaje się nieco spłoszona. Jednak jak tylko zaczniemy rozmawiać, szybko rozbije to wrażenie. Jest dokładnie taka, jak jej opowiadania: inteligentna i przewrotna. Zgadza się też ta część z morderstwami, ale o tym później. Zaczniemy od innej historii. 

Bora Chung
Bora Chung, Przeklęty królik, wydawnictwo Tajfuny, tł. Marta Niewiadomska

– Króliczki? No tak, ale to nie był w ogóle mój pomysł. 

W 2008 roku dołączyłam do magazynu Lustro. Ich zdaniem fikcja to lustro dla rzeczywistości, a przynajmniej tak podobno powiedział któryś filozof – stąd nazwa. Każdego roku publikują antologię opowiadań. W 2016 chcieli wydać cykl poświęcony znakom chińskiego zodiaku. Jest tam 12 zwierząt. Z większością z nich możesz zrobić bardzo wiele. Krótko po ogłoszeniu tematu, wszyscy inni autorzy rzucili się na smoki, konie i tygrysy. Zanim ja dotarłam do rozpiski, został tam tylko królik i jagnię. Nie wiem nic o owcach, najwyżej coś o swetrach. Wybrałam więc króliki, bo w podstawówce mieliśmy mini zoo i dzięki temu w dzieciństwie widywałam je prawie codziennie – opowiada Chung.

Projekt przerodził się w tytułowe opowiadanie ze zbioru Przeklęty królik. Prywatnie urodzona w roku smoka, Bora jest urodzoną opowiadaczką. Jak podkreśla, jej technika opiera się na świadomym i konsekwentnym oddalaniu się od rzeczywistości. Zaskakująco, rozwiązanie przeszczepiła ze świata filmu, a konkretnie z praktyki reżysera filmowego z Kazachstanu. Jej zdaniem Timur Biekmambietow skutecznie przezwyciężył gorset twórcy filmu radzieckiego. – W czasach, kiedy zaczął tworzyć swoje filmy, w tej części Europy efekty specjalne nie były zbyt popularne. Kino opierało się raczej na filozofowaniu, abstrakcyjnej formie i zachęcaniu widzów do drzemki – podsumowuje pisarka. – Gdy reżyser przeniósł się do Hollywood, zaczął tworzyć rozbuchane wizualnie obrazy, w których ciężarówki robią salta. W jednym z wywiadów powiedział, że zawsze zastanawia się, jakie jeszcze prawa fizyki mógłby złamać w kolejnych filmach. To było dla mnie jak objawienie i postanowiłam sama tego spróbować – dodaje z zachwytem. 

Bora Chung. Lewitowane. 

Choć w jej opowiadaniach – przynajmniej tych wydanych do tej pory – żadne auto nie rusza do piruetów, pisarka śmiało przekracza granice tego, co wydaje się nam możliwe. Nie sięga jednak po chwyty znane z literatury gatunkowej. Zamiast tego tworzy uderzająco rzeczywiste światy, w których dzieje się coś zaskakującego. 

W jednym z moich tekstów z toalety wychodzi ludzka głowa. Normalnie na taki widok ktoś powinien zacząć krzyczeć, wezwać służby porządkowe czy chociaż dozorcę. Moja bohaterka reaguje jednak bardzo spokojnie. Zależało mi, by zbudować taką opozycję, bo z tego punktu mogłam rozwinąć moją historię. Na początku miałam całe strony krzyków, szoku i wołania o pomoc, ale wtedy się zacięłam. Nie wiedziałam, co robić dalej, więc zamiast tego poszłam całkiem w drugą stronę – przywołuje. Gdy kobieta staje się spokojna, opowieść rusza w rytmie, charakterystycznym raczej dla złego snu. Głowa raz pojawia się, raz znika, czasem wchodzi w interakcje z domownikami. Wszyscy reagują z – szokującym, owszem, ale dla czytelników – brakiem większego zdziwienia. – Kiedy zmieniłam swoje podejście, ta historia przyszła do mnie sama. Wtedy poczułam, że znalazłam mój kierunek i to stało się inspiracją także dla kolejnych tekstów. Przecież zawsze coś może pójść w przeciwną stronę. Zobacz, rozmawiamy jak dwie normalne osoby, ale może zaraz zaczniesz latać? Nikt nie broniłby nam kontynuowania tego wywiadu, prawda? 

Spróbowałam odwdzięczyć się pomysłem na zwrot akcji. Mój ulubiony obrazek w internecie to ten z The New Yorkera z dwiema rozmawiającymi ze sobą postaciami. Podpis przy jednej z nich brzmi – i ten cytuję pisarce – teraz, gdy jesteśmy w sobie zakochane, mogę zdradzić Ci, że nie jestem żyrafą tylko 58 łasicami w płaszczu. Odpowiada bez mrugnięcia powieką: – Okej, w porządku. Widzę, że nawet wisi obok Ciebie odpowiednio długi płaszcz

źródło: The New Yorker

Słowianie są dziwni. Ale to okej. 

Bora nie tylko urodziła się w roku smoka. Mityczne stworzenia to jeden z tematów, przy których się ożywia. Jak szczegółowo mi wytłumaczyła, w całej Azji daleko im do ziejących ogniem europejskich odpowiedników. Te, z którymi dorastała, są mądre i dobrotliwe. Jednocześnie, to dopiero początek fantastycznego imaginarium, jakie wypełniło jej dzieciństwo. – W Korei mamy tysiące lat historii, pełnej mitycznych żółwi czy drzew bambusowych. Wszystko może być magiczne albo rozmawiać ze sobą nawzajem czy z ludźmi. Jako dziewczynka kochałam te opowieści, bo to one stworzyły koreańską wyobraźnię. To część naszej tożsamości jeszcze sprzed buddyzmu i konfucjanizmu, przed całym zewnętrznym wpływem. Ja też stamtąd pochodzę. To źródło mojej wrażliwości i mojego widzenia świata – podkreśla. Co ciekawe, autorka w czasie studiów miała okazję zapoznać się także z mitologią słowiańską. Jak ją ocenia? – Słowianie są dziwni i zupełnie różni od Koreańczyków. Uwielbiam jednak to, że ludzie potrafią w swoich głowach tworzyć tak fascynujące i tak odmienne światy. Czy kiedyś w jej książkach pojawią się przetworzone wersje także naszych mitów? Podobno jest taka szansa. 

A jeśli chcielibyście zapoznać się z klasyczną koreańską mitologią – taka szansa też istnieje. Bora jest bardzo podekscytowana szeroko zakrojonym procesem cyfryzacji lokalnych tekstów kultury. Jak tłumaczy, to wspólny projekt koreańskich uniwersytetów i instytutów badawczych. Pracownicy naukowi przetłumaczyli opowieści ze starożytnego chińskiego (pełniącego w regionie analogiczną rolę do łaciny) i je zdigitalizowali. W specjalnych bazach możecie nie tylko obejrzeć oryginał i jego warianty z kolejnych stuleci, ale też przeczytać tekst we współczesnym koreańskim. 

Bora, czy Ty chcesz mnie zamordować?

Podobno to, czego brakuje w klasycznych tekstach, to historie o miłości. Bora uzasadnia ten stan rzeczy faktem, że samo pisanie było w przeszłości bardzo drogie. Nie można było więc marnować środków na uczucia, gdy do omówienia były wojny, japońscy piraci, dynastie i smoki. A jaki stosunek do tych uniesień serca ma ona sama? – Piszę historie miłosne. Jak najbardziej. I zazwyczaj kończą się morderstwami. 

Zobacz również

Racja. Obiecałam Wam opowieść o zabijaniu. 

Nic na to nie poradzę. Wolę morderstwa od szczęśliwych zakończeń – opowiada z rozbrajającą otwartością. Dopytuję z pewnym niepokojem, czy myślała kiedyś o wprowadzeniu fantazji w praktykę. – Tak, nieustannie się nad tym zastanawiam, ale spokojnie, głównie kieruję te emocje w stronę Koreańczyków. Nie mam morderczych zapędów, po prostu jestem strasznie wkurzona. Denerwuje mnie niesprawiedliwość społeczna i denerwują mnie źli ludzie, których obserwuję w moim społeczeństwie. 

Jedną z takich historii opisała właśnie w Króliku. Akcja opowiadania rozgrywa się na przełomie lat 60. i 70. Wojskowa dyktatura wprowadziła wówczas ban na alkohol, tworzony na bazie ryżu, a lokalne przedsiębiorstwo, zajmujące się produkcją od 600 lat, z dnia na dzień nie mogło już działać legalnie. Sytuacja ciągnęła się przez 12 lat. Po tym czasie ryżowy likier wrócił do kieliszków, a obecnie jest chroniony jako dobro narodowe. W teorii wszystko dobrze się skończyło. Szkoda tylko, że kosztem przedsiębiorstwa, które nie przetrwało ponad dekady bez źródła dochodu. Jak kwituje Bora: – Nie musiałam daleko szukać, żeby znaleźć taką historię i na pewno nie była to jedyna opowieść o ludzkiej podłości, na jaką się natknęłam. Serio nie powinnaś się dziwić, że tak dużo myślę o morderstwach. 

Co jeszcze kryje się w jej tekstach? Sięgnijcie po Przeklętego królika i przekonajcie się na własnej skórze. Nie pożałujecie.  

Gabrielle Zevin: przygotowując się do pisania książki, popsułam konsolę [WYWIAD]

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony