Rap, bunt, energia. „Kneecap. Hip-hopowa rewolucja” wchodzi do kin
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Ten rok należy do nich. Wydali drugą płytę Fine Art, dostali zaproszenie na Coachellę, a na duże ekrany właśnie trafia poświęcony im biopic, dzięki któremu Irlandia chce zdobyć Oscara. Trio z Belfastu brawurowo przekonuje, że hip-hop może być elementem walki o polityczną podmiotowość i zachowanie dziedzictwa kulturowego.
W maju ubiegłego roku do kin wszedł polski film Życie w błocie się złoci Piotra Kujawińskiego. To historia Lupusa, zdolnego chłopaka z blokowisk, który wraz z kumplami marzy o wydaniu pierwszej płyty. Zamiast upragnionego kontraktu płytowego dostaje jednak w pakiecie ojca alkoholika, niestabilność finansową zmuszającą do handlu narkotykami i konieczność opieki nad młodszą siostrą. W takich warunkach trudno przeżyć, nie wspominając już o rozwijaniu rapowej kariery.
Jan-Rapowanie wraca na scenę! Kiedy go zobaczymy?
Z kamerą wśród blokowisk
Choć doceniłem same intencje twórców, włącznie z zaproszeniem do obsady nawijających w świecie rzeczywistym Małacha i Dudka P56, nie pozostawiłem na produkcji suchej nitki. Hip-hop w całej tej układance zdaje się jednym z elementów doklejonych na siłę. Nie stanowi dodatkowej wartości, bo w jego miejsce można byłoby wkleić cokolwiek innego, co kręci młodych dwudziestolatków (…) Zamiast tego [film] kończy się na byciu zlepkiem scen o trudnym życiu wśród blokowisk i papierowych relacjach międzyludzkich – relacjonowałem.
Nawijka na dużym ekranie
Dziś nie bez powodu przypominam sobie o pełnometrażowym debiucie Kujawińskiego. Do kin trafia właśnie nowość od Richa Peppiatta (One Rogue Reporter, Grounded. Brytyjczyk również osadził akcję swojego filmu na hip-hopowym tle. Zrobił jednak coś, czego nie udało się dokonać w Życie w błocie się złoci i wielu innych – fabularyzowanych bądź nie – rapowych biopikach. Na sukces Kneecap. Hip-hopowej rewolucji składa się wiele czynników, które pozwoliły uchwycić niepokornego ducha tytułowych postaci. To modelowy przykład filmu dobrego jak rasowa nawijka: szczerego, autentycznego, z wartko płynącą akcją, a jednocześnie głęboko osadzonego w sferze społecznej.
Muzyka wyrazem buntu
Peppiatt miał nosa i trafił na świetnych bohaterów. Po wyprodukowaniu dokumentu o house’owym zespole The KLF zapragnął zostać w świecie muzyki. Tak przypadkiem znalazł się w Belfaście, gdzie Kneecap akurat grali koncert. Choć nie rozumiał wielu słów, zaiskrzyło. Na spotkanie z artystami czekał kilka miesięcy. – Trwało ono do nieprzyzwoitych godzin porannych kolejnego dnia. Osiągnąłem najważniejsze – rzuciłem chłopakom wyzwanie: zróbmy film. Odważny, surowy i bezkompromisowy – wspomina reżyser.
Filmowiec spotkał się z triem w październiku 2019 roku. Oni sami zadebiutowali raptem dwa lata wcześniej. Od początku jasno deklarowali, że muzyka służy im jako narzędzie buntu i niezgody na rzeczywistość. W tym wypadku wypadałoby jednak raczej powiedzieć: „wkurwu”, bo panowie zdecydowanie nie owijają w bawełnę. Debiutancki singiel Kneecap, czyli C.E.A.R.T.A., napisali chwilę po incydencie, do którego doszło przed manifestacją związaną z uchwaleniem Irish Language Act. Oficjalny dokument od dwóch lat reguluje status prawny języka irlandzkiego w Irlandii Północnej. Wtedy stanowił przedmiot ożywionych światopoglądowych sporów.
Niezgoda w ojczystym języku
Móglaí Bap, członek zespołu, wraz z przyjacielem dał się ponieść chwili i wymalował napis Cearta (po irlandzku: prawa) na przystanku autobusowym. Policja złapała jego kolegę i wsadziła go na noc do aresztu, gdzie został zmuszony do zeznawania po angielsku. Pierwsza piosenka Kneecap to świadectwo emocji towarzyszących tamtemu zrywowi, ale też szerszy manifest niezgody: na bierność establishmentu, rutynę, niestabilność finansową. Mało w nim przy tym patosu, znacznie więcej cynicznych obserwacji zmieszanych z uliczną braggą. Dla niektórych taka mieszanka okazała się zbyt obrazoburcza. Publiczne radio RTÉ Raidió na Gaeltachta wycofało ją z emisji, bo zawierała wulgaryzmy i barwne opisy brania narkotyków.
Cenzura od rodzimego nadawcy okazała się świetnym motorem napędowym do dalszego działania. Za Mo Charą, Móglaí Bapem i DJ-em Próvaí wstawiła się spora grupa słuchaczy. Poza żywiołowością docenili w nich gotowość do nawijania po gaelicku, zwłaszcza że potencjalnie równała się utracie słuchaczy nierozumiejących języka. Takie ryzyko jednak im się opłaciło: czas pokazał, że przekaz Kneecap broni się na wielu szerokościach geograficznych. Przed chwilą grupa dostała zaproszenie na Coachellę. Na początku tygodnia okazało się, że zagra po raz pierwszy w Polsce, na katowickim OFF Festivalu. Wkrótce wystąpi też w Australii. Sam film świetnie zdążyła już zaś przyjąć publiczność amerykańskiego festiwalu w Sundance. Irlandczycy przyjechali na imprezę jak do siebie, na pace furgonetki policyjnej i z racami w ręku.
Bez martyrologicznej defilady
Peppiatt dotrzymuje tempa swoim bohaterom. Do zagęszczenia akcji, która po pierwszych koncertach rozpędza się niczym shinkansen, wykorzystuje dynamiczny, miejscami wręcz teledyskowy język. Słychać w nim echa najntisowych klasyków z Wysp (Human Traffic, Trainspotting), filmów policyjnych i kina zaangażowanego społecznie. Do ostatniej z konwencji twórca podchodzi z komediową lekkością, raz po raz wkładając w usta bohaterów żarty z Wielkiego Głodu czy dowódcy IRA, Michaela Collinsa. Wymowne okazuje się cameo Michaela Fassbendera, który wiele lat wcześniej portretował Bobby’ego Sandsa, innego lidera paramilitarnej organizacji.
Niektórzy tak orbitujące wokół komizmu zabiegi mogą uznać za przejaw dezynwoltury. Mnie samemu łatwiej uwierzyć, że nawijanie o trudnych tematach – walce o tożsamość czy zachowaniu ginącego języka – nie zawsze musi wiązać się z patosem. Kneecap przecież nie pracują w muzeum, tylko frywolnie bujają się po świecie z używkami. – Patriotyzm nie musi polegać na wiecznej martyrologii, lecz powinien być jednocześnie spojrzeniem w przyszłość – skwitował w swojej recenzji Jakub Demiańczuk z Polityki. Przyszłość wiąże się tu z wolnością do ekspresji, która wypełnia także samą formę filmu. I o którą, jak się okazuje, wcale nie jest tak łatwo w pokrewnych, przyciężkawych biopikach.
Kneecap / reż. Rich Peppiatt / 105′ / Irlandia, Wielka Brytania / dystr. Gutek Film / w kinach od 29.11.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.