RuPaul, Grzegorz Braun i chłop przebrany za babę – rozmowa z Aldoną Relax, polską drag queen | Going. PRIDE
Jestem KONESEREM dobrego wzornictwa i architektury, miłośnikiem muzyki, perkusistą, didżejem,…
Nie tylko w polskich kabaretach wielu mężczyzn lubi się przebierać za kobietę. Niektórzy potrafią do tego wyglądać świetnie i zrobić show, które zawstydza niejedną prawilną divę. Żeby założyć sukienkę będąc mężczyzną, trzeba mieć duże jaja. Większe niż Wam się wydaje. Rozmawiamy z Aldoną Relax, polską drag queen.
Ulubiony żart wszystkich Polaków? Chłop przebrany za babę.
Śmieszne czy nie, wielu mężczyzn lubi się za tę babę przebierać, wyglądać świetnie i robić do tego show, które zawstydziłoby niejedną prawilną divę. Tak, nazywa się to drag i początkowo wiele osób miało z tym problem – także w środowisku LGBTQ+. No bo przecież tak nie można, na co to komu? A może warto zadać pytanie – czemu nie? Żeby założyć sukienkę będąc mężczyzną, trzeba mieć duże jaja. Większe niż Wam się wydaje.
W cyklu Going. PRIDE rozmawiam z Aldoną Relax. Didżejką (do drag queens zazwyczaj mówimy w formie żeńskiej), aktywistką, organizatorką imprez i jedną z pierwszych drag queen w Polsce. Rozmawiamy o polskim świecie drag, wpływie amerykańskiej telewizji na tę kulturę i prawicowej propagandzie.
Jaka jest Twoja historia? Dlaczego zaczęłaś robić drag?
Zawsze miałam zacięcie artystyczne, lubiłam malować, a że zamiast pójść na uczelnię artystyczną, skończyłam ekonomię… Żeby dać upust pasjom, poszłam na jakieś kursy makijażu. I tak zaczęłam malować. Wkręciłam się w drag, żeby pokazać, że drag queen może mieć spoko sukienkę i dobry makijaż. Reszta jest historią, która wciąż trwa.
Jak określasz swój styl w dragu?
Ja się robię na starą wredną babę, tak to lubię określać. Wiele zależy tu też od nastroju – czasami wjedzie jakiś goth, czasami styl bardziej różowo-świecący. Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć. Czasami mam na sobie jedynie makijaż, a ciuchy już męskie. Wszystko zależy od tego jak bardzo mi się nie chce. Specjalnie mówię “nie chce”, bo chce mi się bardzo rzadko.
Co Cię w tym inspiruje?
Mindfuck ludzi, kiedy widzą dwumetrowego typa w szpilkach i makijażu. To jest główny powód dlaczego to robię (śmiech). Poza tym, ja po prostu lubię się przebierać i nie chodzi mi tylko o drag. Efekty specjalne, sztuczna krew, zabawa silikonem. W pewien sposób mnie to uspokaja, siedzenie te dwie godziny przy lusterku i pindrzenie się działa jak terapia. Lubię to robić. A poza tym mój drag wiąże się mocno z moim aktywizmem, bo w dużej mierze on stał się platformą do tego, żeby działać na rzecz środowiska LGBTQ+. To mnie najbardziej nakręca do robienia dragu. Imprezy, imprezami, ale brałam udział też w różnych kampaniach społecznych, organizowanych głównie przez Kampanię Przeciw Homofobii. To, że organizuje imprezy, czy jako Ciężki Brokat, czy jako QUEER Explosion,jest robione w zamyśle dla mojej społeczności, żeby tworzyć safer space i dać możliwość ludziom możliwość przyjścia na imprezę, gdzie można się czuć swobodnie. Bez oceniania, bez dziwnych spojrzeń.
Jak to jest być drag queen w Polsce?
Mnie nigdy nie przydarzyła się żadna nieprzyjemna sytuacja. Za to media prawicowe wycierają sobie gęby moim wizerunkiem przy każdych możliwych wyborach (śmiech). Klasyczne patosy typu “tacy zboczeńcy chcą uczyć twoje dzieci”. Był taki czas, że sporo jeździłyśmy z Charlotte po marszach równości i różni ludzie robili nam zdjęcia. Grzegorz Braun, kiedy kandydował na urząd prezydenta Gdańska, użył naszego wizerunku w swojej kampanii. Zagroziłam, że jeśli nie usunie wideo, to sprawia trafi do sądu. I usunął.
Klasyczna prawicowa propaganda. Czy w takim razie Polacy w ogóle rozumieją kulturę drag?
Ja zaczynałam, kiedy RuPaul’s Drag Race nie było jeszcze popularne w Polsce. Mało kto o tym programie słyszał. Jakieś 8 lat temu tylko środowisko LGBTQ+ wiedziało i rozumiało to coś zwane dragiem. Wówczas nawet mnie drag nie kojarzył się dobrze. Queens w Polsce były topornie pomalowane i ubrane, a ja byłam jedną z pierwszych z dobrym makijażem! (śmiech). Starałam się zawsze mieć zrobioną figurę klepsydry i wyglądać bombowo. Teraz, kiedy jest już Drag Race, queerowe rzeczy stały się bardzo popularne i coraz więcej osób rozumie o co w tym wszystkim chodzi. Kiedy zaczynałam, drag nie miał tylu odbiorców co teraz, a queens można było policzyć na palcach jednej ręki, w całej Polsce było nas może ze dwadieścia. Teraz są całe fandomy queens, które brały udział w programie. Dużo się zmieniło. Dodatkowo, coraz więcej młodych ludzi zabiera się za drag, mam wrażenie, że co tydzień pojawia się jakaś nowa drag queen na Instagramie. (śmiech) Ja za bardzo nie jestem social media queen, wolę zająć się realnym działaniem, niż być instagramową postacią. Rozumiem, że moje grono odbiorców może tego oczekiwać, ale nie zależy mi na tym za bardzo, wolę działać na innych terenach.
Jak oceniasz polską scenę drag? Czy można w ogóle powiedzieć, że jest scena?
Myślę, że tak. Każde miasto ma tak naprawdę swoją. Warszawa, Poznań, Kraków czy Wrocław mają swoje drag queens. Kiedy zaczynałam, w Szczecinie była tylko Charlotte, która mi wiele pomagała i można powiedzieć, że była moją drag matką (w kulturze drag queens mają często swoje drag matki, które dzielą się z podopiecznymi swoimi doświadczeniami i uczą je dragu, a czasem nawet przekazują swoje dragowe nazwiska – przyp.red.), chociaż nazywamy się siostrami (śmiech). Wydaje mi się, że poznańska scena bardzo daje radę. Wszystkie te rzeczy około stowarzyszenia Stonewall są świetne. Jest tam dużo fajnych queens, które robią bardzo fajne rzeczy. Drag nie musi być imitowaniem kobiet – z mojej perspektywy im bardziej coś jest popierdolone, tym lepiej.
Też tak uważam!
No właśnie, coraz więcej jest ciekawych postaci, które się pojawiają. Ka Katharsis, która wygląda totalnie kosmicznie. Do tego Twoja Stara, która jest totalnym klaunem scenicznym i robi świetne show. Jest też Lola Eyeonyou Potocki, która robi zaangażowany społecznie drag. Kiedyś polskie drag queens robiły tylko piosenki Violetty Villas i niezmiernie cieszy mnie to, że to się zmienia. Jest też świetnych młodych drag queens! Choćby Acna Attack, która ma totalnie cudowny drag, wygląda świetnie i robi świetne rzeczy na scenie. Nie robi show do piosenek starych polskich diw, tylko np. do piosenek Maanamu albo do elektronicznych kawałków z wokalem. Brakowało tego i w końcu polskie queens zaczynają robić takie rzeczy. Mimo tego, że to wciąż dość nowe zjawisko w Polsce, polski drag jest naprawdę różnorodny i ciekawy.
Czy programy takie jak wspomniany RuPaul’s Drag Race działają na korzyść całej kultury? Spotkałem się z teoriami, jakoby było to komercjalizowanie sceny. Nie uważasz, że w pewnym sensie to nieuniknione?
Jasne, że jest to skomercjalizowanie dragu. Wcześniej drag nie był w mainstreamie. RuPaul to tak naprawdę zapoczątkował. Ja mam mieszane uczucia względem tego. Z jednej strony jest to super, bo ludzie poznali drag. Z drugiej strony polacy patrzą na drag queens przez pryzmat tych amerykańskich. Te z programu naprawdę zarabiają krocie. Ja się przez dłuższy czas utrzymywałam z grania i występów i to nie było życie w stylu cud, miód i orzeszki. Byłam w stanie się utrzymać, ale to był ostry zapierdol. W Polsce są queens, które utrzymują się z tego, ale dalej to jest ostry zapierdol. Poza tym drag nie jest tani.
Myślisz, że kiedyś RuPaul’s Drag Race Poland jest w ogóle możliwy?
Nie, totalnie nie wydaje mi się. Ale i tak coś się zmienia. Np. Himera brała udział w programie Usłyszcie nas! na TTV. Coraz więcej drag queens bierze udział w teledyskach. Kiedyś występowałyśmy w nich chyba tylko ja i Charlotte, teraz jest coraz więcej młodych. Drag wszedł już do mainstreamu, jeszcze nie tego oficjalnego, ale tego w świecie LGBTQ+.
Drag jest też częścią imprezy którą współtworzysz. Opowiedz trochę o historii Ciężkiego Brokatu: jak to się zaczęło, z kim i dlaczego?
W Ciężkim Brokacie zgadałam się z Avtomatem i Dominiką aka Pupper DJ, która obecnie jest w ekipie WIXAPOLONII (siostrzany skład WIXAPOLU – przyp. red), a wcześniej tworzyła Muzykę Nieheteronormatywną. I tak zaczęliśmy razem działać. Co ważne, robiliśmy to regularnie, przynajmniej w założeniu, mniej-więcej tak jak wspomniane COXY. Przez chwilę chciałam mieć swój klub, ale to jest orka na ugorze. Dlatego dalej będziemy wynajmować jakieś miejsca na Ciężki Brokat. Mamy swoje grono odbiorców, które przychodzi na nasze imprezy. Fajnie jest iść na imprezę na której wiesz, że będziesz się dobrze bawić.
Ciężki Brokat to jedna z imprez, na których osoby LGBT+ mogą bawić się, nie idąc jednocześnie na muzyczny kompromis. Większość imprez tego typu to zabawa przy dźwiękach EDM czy innym bardzo przesłuchanym popie. Nie żeby coś w tym było złego, ale czasami jest chęć tańca przy nieco innej muzyce. Jednak od momentu, kiedy skończyło się COXY ([*]), poza wspomnianym Ciężkim Brokatem, Queer Explosion, czy w pewnym sensie Brutażem, bardzo brakuje imprez stricte dla elgiebetów, na których muzyka byłaby na wysokim poziomie. Jak myślisz, z czego to wynika?
Brutaż z mojego punktu widzenia spełniał wszystkie wymogi imprezy LGBTQ+, na które ja osobiście patrzę. Spoko ludzie, miejsce, muzyka, bez żadnej napinki. Jak idziesz do klubu heteryckiego, zawsze z tyłu głowy jest to poczucie, że “nie jesteś u siebie”. Może to syndrom “polskiego pedała”, ale zawsze czuję, że trzeba tam uważać, a na Brutażu zawsze czułam się niczym nie zagrożona. Sama, tworząc imprezy, kieruję się tymi zasadami. A czemu nie ma takich imprez? Nie wiem, po prostu ich nie ma. Po zamknięciu warszawskiego Blok Baru coś się zmieniło. Miałam tam swój cykl imprez. Cokolwiek robiłam, to zawsze tam. W tym momencie straciłam swoje miejsce w Warszawie. Później znalazłam je znowu i tym miejscem był Pogłos. Niestety, wszyscy z warszawskiego środowiska klubowego widzą jaka jest sytuacja na Burakowskiej i że niedługo nie będzie już takiego miejsca. Są kluby typu Metropolis czy Glam, ale ja chyba nie jestem ich targetem.
No właśnie, bo w tych miejscach muzycznie króluje Madonna, Lady Gaga i królowa foliarzy, Edzia Górniak…
Ja też czasem Lady Gagę zagram! (śmiech)
Wiesz, ja w ogóle nie mam z tym problemu, ale w klubie można oczekiwać też innej muzyki. Bo ile można tańczyć do Glorii Gaynor xD?
Są też remiksy popowej muzyki! (śmiech) Ale tak serio to wydaje mi się, że jeśli odbiorcy Metropolis lub Glamu chcą posłuchać techno czy innej muzyki elektronicznej, to idą na Jasną 1 albo Smolną. Na Brokacie jest jeszcze inaczej, bo my przyciągamy ludzi, których nie zobaczysz w Metropolis ani żadnym innym klubie. W gruncie rzeczy na moje imprezy przychodzą moi znajomi, bo zawsze większość osób znam. Osoby z którymi to organizuję, to moi przyjaciele. Zaczęłam robić Brokat, bo brakowało mi imprezy, na którą sama chciałabym pójść. Zależy mi, żeby czuć się swobodnie, a np. w Metropolis nie czuję się swobodnie, bo tam przychodzi typ wielkomiejskiego geja, który jest ubrany w markowe ciuchy od góry do dołu. To nie jest mój klimat. Jak idę na imprezę, chcę się czuć swobodnie, a tam się tak nie czuję.
Totalnie wiem o czym mówisz, bo kiedy Jasna 1 była połączona z Metropolis podczas afteru po Paradzie Równości w 2019 roku, wszedłem na parkiet i szybko z niego uciekłem… (śmiech). A czy planujecie cokolwiek na post-pandemiczną rzeczywostość?
Działamy, planujemy różne rzeczy. Mamy nadzieję, że od czerwca będzie można robić imprezy i że uda nam się wtedy zorganizować Ciężki Brokat. Jest pewien pomysł na świetne miejsce, ale nie wiadomo czy ono w ogóle powstanie, więc na razie niech to będzie tajemnica…
Jestem KONESEREM dobrego wzornictwa i architektury, miłośnikiem muzyki, perkusistą, didżejem, (jeszcze) niespełnionym producentem i (jeszcze bardziej) niespełnionym projektantem graficznym. Wyznaję słowa Milesa Davisa, który stwierdził, że “życie bez muzyki byłoby niczym”. Od kilku lat przewodzę kolektywom SONDA i SOJUZ, które skupiają didżejów i didżejki z Polski i Europy Wschodniej, tworząc bezpieczne, wolne od uprzedzeń imprezy, prezentujące różne oblicza muzyki elektronicznej.