Harder, faster, Schafter – inglisz w polisz rapie
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich…
A bo raperzy ze Stanów to mają łatwiej. Panie, po angielsku to wszystkie słowa się rymujo. Tam to nawet nie trzeba rymów szukać, co nie nawiniesz, to będzie dobrze brzmiało… – lamentowali polscy raperzy od zarania dziejów.
PLOT TWIST: totalnie mieli rację.
Started from the bottom…
Oczywiście jak w każdej dziedzinie, tak również w rapie mieliśmy do czynienia z ewolucją. Raperzy zza oceanu wcale nie urodzili się ze zdolnością do generowania na poczekaniu wielokrotnych rymów. Rapowanie na czasownikach, częstochowskie rymy – protoplaści hip-hopu posługujący się językiem angielskim ruszali dokładnie z tego samego miejsca, co ich późniejsi naśladowcy w innych krajach. Nie ma sensu o tym klikać, skoro powstał świetny filmik, który wykłada kawę na ławę w 13 minut -> hop do niego:
Nice, huh? Analizowanie zwrotek i kolorowanie rymów może wydawać się pozornie zabawnym zajęciem, ale przyznacie chyba, że przedstawienie tego w tak przejrzystej formie ROBI WRAŻENIE. Naturalnie wszyscy wczuci słuchacze rapu są w stanie wyłapać rymy w rzeczywistym czasie, bardzo często jednak ich uwaga skupia się głównie na końcówkach wersów. A jest to przecież tylko malutka część całości. Zresztą odpalcie to (RIP [*] TO THE ONE OF THE GREATEST EVER):
…now we’re tutaj, kurwa
Skoro wiemy już co jest rymowym Everestem, przejdźmy do folderu z polskim rapem. Jak już wspominałem: na początku były czasowniki. Trzy czasy, odmiana przez osoby, liczby, rodzaje wymuszające zastosowanie tych samych końcówek; nie dziwne, że pierwsi rymoplastycy nie mogli odmówić sobie przyjemności korzystania z tego narzędzia. O zobrazowanie, lub raczej udźwiękowienie, tegoż fenomenu zadba Numer Raz (nie mylić z graczem z numerem pierwszym):
Z czasem progres w sferze rymowania zaczął być zauważalny. Próbujący przebić się do świadomości słuchaczy raperzy dostrzegali własne deficyty i przeczuwali, że praca nad technicznym warsztatem może pomóc im zdobyć uznanie odbiorców. I mieli rację. Jedno z pierwszych wartych odnotowania dokonań (które – szczerze mówiąc – jest imponujące do dziś) należy do Fokusa, który udowodnił, że wielopoziomowe nagromadzenie rymów jest możliwe również w polskim rapie:
Następnie nastała złota era polskiego truskulu. Dinale, Jimson, Smark, Laikike1, a nawet (pokraczny, ale jednak kumający ocb) VNM, potwierdzili, że wielokrotne rymy mogą być standardem, a nie jedynie odświętnym wypadkiem przy pracy. Ten zwrot był naprawdę imponujący i tłumaczył, czemu BRD SRC wyryło się również na moim serduszku. Problem w tym, że wymagał on pewnych kompromisów, a najczęstszym z nich był dobór bitów. Nie trzeba być wielkim geniuszem, żeby skumać, że wolne, bardzo repetytywne podkłady mocno ułatwiały sprawę, ale zarazem prowadziły do coraz większej jednorodności brzmienia.
Kto w Polsce był najbliżej MF Dooma? Adam Mickiewicz. Poważnie. Problem w tym, że nawinięcie tych wersów pod bit, z utrzymaniem odpowiedniego rytmu, jest wręcz niemożliwe. Zdecydowanie łatwiej rymuje się słowa, które mają przewagę samogłosek i pozbawione są liter ze znakami diakrytycznymi, takich jak ś, ć, ź itd. Wynika to z tego, że prawidłowe odtworzenie dźwięku spółgłosek w odpowiednim tempie wymaga znacznie większego nakładu energii i znacznie lepszej kontroli narządów mowy. Możecie sprawdzić to sami/e – najpierw włączcie sobie ten bit…
…i teraz spróbujcie zmieścić się w jego takcie, wymawiając najpierw ten zestaw słów: mama, tata, lata, mata, szata, a potem ten: kość, gość, mość, rość, złość. Nawet jeśli uda się Wam zrobić to w dokładnie takim samym tempie, to pierwszy zestaw będzie i tak brzmiał lepiej. Dlaczego? Ponieważ to głównie samogłoski odpowiadają za nadanie odpowiedniego rytmu rapowaniu.
Nieśmiertelna nawijka US-owa
Zjawiła się młoda gwardia i wywróciła pisanie zwrotek do góry nogami. Anglicyzmy w PL-rapie to nie tylko przejaw flexu i chęci udowodnienia anglistom i anglistkom, że nie mają co się martwić o ustną maturę. Poszukujący nowych brzmieniowych rozwiązań raperzy musieli zauważyć, że najprostszą drogą do osiągniecia efektu, jaki gwarantują kawałki Drake’a czy Young Thuga, jest po prostu skopiowanie tego, co robią wspomniani. I mieli rację, po raz kolejny.
Body kit w mojej foreign whip, gasoline
Jestem ’03 albo ’96, palę nicotine
Twenty eight inch rims w mojej foreign whip
Włączam DVD, włączam DVD, włączam DVD
Body kit w mojej foreign whip, gasoline
Jestem ’03 albo ’96, palę nicotine
Twenty eight inch rims w mojej foreign whip
Włączam DVD, włączam DVD, włączam DVD, boy
Po co męczyć się ze spółgłoskami i stawać w szranki z Mickiewiczem, skoro można wrócić do nieśmiertelnych czasowników i uzupełnić je zestawem angielskich słówek i zwrotów. Lenistwo? Może. Pójście na łatwiznę? Maybe. Antypolskość? Jeezzzzz…. stop it. Nieistotne. Wykorzystane środki są nieważne. DVD Schaftera to przełom w polskim rapie. Wybitny earworm, który nie przypomina niczego, co pojawiło się wcześniej na naszej scenie.
Dziś angielskie wtręty to standard. Robi to Belmondo, robi to Hodak, robi to Guzior, robi to prawie cała scena. Schafter nagrywa już nawet całe traczki w ang, a jak pisze po polsku, to i tak aplikuje w zwrotki ogromną liczbę zapożyczeń. Momentami staje się to męczące, co do tego nie ma wątpliwości, ale przy zachowaniu umiaru ta strategia ma ogromny potencjał. Zresztą nie przyszedłem tu nikogo bronić czy atakować. Rozrysowuje wam kulisy gry jak Gmoch i tyle.
Jak następnym razem usłyszycie kolejną polglish zwrotkę, zastanówcie się, czy hejtować grę, czy gracza.
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich rapowych wersów i sposobów na przejście Dark Souls.