Żywe trupy, nimfy i strzygi – artystki tworzą feministyczny danse macabre
Chodzę na wystawy, piszę o nich i je polecam. Z…
Jaką rolę w sztuce pełni groza? Sprawdzamy, jak kobiety wykorzystują w swojej sztuce makabrę. Pod lupą Aleksandra Waliszewska i 4 inne wyjątkowe artystki, które zręcznie posługują się tą kategorią, ujawniając kryjące się za nęcącą formą prawdziwe społeczne lęki.
Choroby psychiczne, wojny, dyktatura mediów, patriarchat i nowe technologie – oto prawdziwe, zmaterializowane w świecie zagrożenia, które „dokumentują” w swoich pracach jedne z moich ulubionych artystek. Jako mała dziewczynka z wypiekami na twarzy oglądałam serial Twin Peaks, zagłębiając się w przedziwny świat małego miasteczka. Może dlatego od zawsze ceniłam w sztuce raczej niepokój niż komfort. Postacie, które chcę Wam przedstawić z pewnością tego komfortu nie dają. I dobrze.
Aleksandra Waliszewska
Krwiożercze nimfy, tańczące w paszczy kota femme fatale, złośliwe chimery i bladolice widma pielgrzymują przez niekiedy okrutne, innym razem zabawne, ale zawsze przyciągające widza płótna. Patrząc na nie miałam wrażenie, że wszystkie te postaci biorą udział w jednej, spójnej opowieści. Ale właściwie o czym?
Repertuar archetypów wywodzi się z mitologii, baśni, z poetyki snu, a raczej koszmaru, sztuki średniowiecznej i tzw. dawnych mistrzów. Inspiracji jest wiele. Aleksandra Waliszewska budzi do życia kapłanki, strzygi i czarownice, konfrontując widza z gęstą magmą jego własnych lęków i niepewności. Sceny kanibalizmu, quasi rytualnych mordów i trudnych do jednoznacznego odczytania interakcji nadal szokują. W świecie przepełnionym obrazami wojny i cierpienia to dość duże osiągnięcie. Zalani masą wizualnych świadectw ludzkiego okrucieństwa coraz częściej przechodzimy nad nimi do porządku dziennego. Dlaczego te obrazy nadal wzbudzają dyskomfort?
Aleksandra Waliszewska od 20. lat portretuje świat usytuowany gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią. Nic nie wprawia nas w większy stan dyskomfortu, tak jak niepewność, co do żywotności otaczających nas ludzkich i nie-ludzkich istot. Tak naprawdę strach przed robotem przypominającym człowieka (legendarny model Sophia) nie różni się tak bardzo od strachu przed zatopionym w baśniowej stylistyce i słowiańskiej mitologii żywym trupem, który tak często „nawiedza” wyobraźnię polskiej artystki.
Unica Zürn
Mroczne kłębowiska niemieckiej pisarki i malarki Uniki Zürn wprowadzają widza w stan wewnętrznego rozedrgania. W nakładające się na siebie warstwy chińskiego tuszu artystka wplątuje słowo pisane. Poetyckie wizje artystki często zbudowane na zasadzie anagramu, czyli przestawianych sylab lub liter wyrazu wyjściowego, oddają poczucie niestałości, jakiego doświadczała cierpiąca na depresję i schizofrenię artystka.
Unica Zürn była przedstawicielką surrealizmu, prywatnie długoletnią partnerką Hansa Bellmera. Rzeźbiarz i grafik przez lata tworzył dziwaczne, zdeformowane lalki o powtarzających się i zmodyfikowanych kończynach. Zürn często występowała jako jego modelka, pozując do fotografii związana sznurami. Do niedawna funkcjonująca w cieniu swego kochanka, Zürn zyskuje powoli coraz większą rozpoznawalność. Świadczy o tym m.in. jej obecność na tegorocznym weneckim Biennale, gdzie po raz pierwszy zobaczyłam jej prace na żywo. W 2021 roku ukazało się pierwsze polskie tłumaczenie wybranych tekstów artystki. W Trąbach jerychońskich mroczna seksualność miesza się z relacjami z pobytów w szpitalach psychiatrycznych i wątkami feministycznymi.
Zürn popełnia samobójstwo w 1970 roku.
Jessica Stoller
Artystka zmienia oblicze porcelany, tworząc przedziwne figurki, w których kobiece ciało ulega makabrycznym modyfikacjom. Bawiąc się z tradycyjnymi motywami z historii sztuki i niecodziennym materiałem, Jessica Stoller buduje kontrasty wzbudzające śmiech i przerażenie jednocześnie. Groteska miesza się z idealizacją charakterystyczną dla porcelanowych figurek, które pierwotnie miały przede wszystkim cieszyć oko. Któż nie pamięta stojących na regałach przesłodzonych „drunostojek”? W rękach Stoller zmieniają się one w upiorne przepowiednie śmierci i rozkładu. Tak jak w pracy roboczo nazwanej Danse Macabre, czyli z francuskiego taniec śmierci. Późnośredniowieczny motyw kościotrupów tańcujących z reprezentantami różnych klas społecznych, zawodów, płci i wieku artystka skonfrontowała z typowym dla porcelany przedstawieniem baletnicy. Tancerka Stroller niknie w czarnej smole z motylami, przypominającej rozrastającą się niepohamowanie tiulową spódnicę.
Stroller wszystkie swoje figurki robi ręcznie, wypalając je po kilka razy dla uzyskania mocnych, głębokich kolorów. Pokazuje obwisłe piersi, zmarszczki, cellulit i wszelkie inne „niedoskonałości” kobiecego ciała. Zestawiając je z motywami rodem z horrorów w humorystyczny sposób komentuje napędzany przez media i patriarchat strach przed starością.
Madame Favre
Jej dzieła odkryto we francuskiej bibliotece spirytystycznej w latach 70. XX wieku. Wyjątkowe prace ołówkiem datowane na lata 1858-1860 były częścią niepozornego zeszytu The Natural Talent of Madame Favre. Kim była tajemnicza rysowniczka? Do dzisiaj niewiele wiadomo o autorce niezwykle szczegółowych portretów. Ubrane w dworskie stroje dwugłowe kobiety, często ukazane z brodami, o pieczołowicie ułożonych włosach i porcelanowych obliczach zdają się przekazywać sobie nawzajem jakieś zaszyfrowane wiadomości. W cyklu ćwiczeń rysunkowych Madame Favre powraca motyw wymyślnych fryzur, które czasem dosłownie wyrastają na ich głowach niczym ogrody, by innym razem przemienić się w pochłaniające je żarłoczne potwory.
Niektóre z prac są datowane, niektóre opatrzono dedykowanym stemplem Favre. Wszędzie o autorce znajdziemy ten sam zestaw informacji – ubogi i niewiele mówiący o źródłach jej sztuki, historii i inspiracjach. Nie przeszkadza to Madame Favre uczestniczyć w światowych wystawach, jak chociażby na prestiżowym Frieze Art Fair w Londynie w ramach wystawy The Medium’s Medium. Jej prace są częścią m.in. kolekcji Henry Boxer Gallery czy szwajcarskiej Collection de l’Art Brut.
Miriam Cahn
Androgyniczne istoty pozostawione gdzieś na pustkowiach, z zaciśniętymi pięściami i zębami, gotowe do ataku, ale i będące jego ofiarami – Miriam Cahn nie idzie na kompromisy. Przy użyciu pasteli i węgla, szwajcarska artystka kreuje oniryczne obrazy, w których dominuje przemoc, rozpacz i osamotnienie. Choć jej figuratywnym pracom na pierwszy rzut oka daleko do rzeczywistości, zdają się odsłaniać najbardziej surową prawdę o ludzkiej egzystencji. Łyse twory wyglądają czasem jak duże, przerażające dzieci. Bezosobowe, pozbawione elementów charakterystycznych, stają się kimś w rodzaju „everymana”, na którego miejscu może postawić się każdy z nas. Przynamniej czasami.
Miriam Cahn od początku swojej kariery była silnie zaangażowana politycznie. Pod koniec lat 70. przyjechała do Warszawy jako delegatka OFRA (szwajcarskiej Organizacji na Recz Kobiet) na Światowym Zgromadzeniu Budowniczych Pokoju. Zanim wypracowała swój charakterystyczny styl, przerabiała medialne przekazy, tworząc mroczne, nerwowe szkice węglem. Tak powstały obrazy wojny w Zatoce Perskiej, konfliktu w byłej Jugosławii czy ataku na World Trade, przywołujące okręty wojenne, wybuchy czy miejsca deportacji. Makabra w wykonaniu Cahn była jak najbardziej zakorzeniona w brutalnym tu i teraz. W późniejszym etapie jej artystycznej drogi rozlewała się na coraz bardziej ogólnoludzkie, uniwersalne motywy, takie jak rodzina czy miłość.
Więcej rozrywki z dreszczykiem? Najstraszniejsze escape roomy w Warszawie
Chodzę na wystawy, piszę o nich i je polecam. Z wykształcenia historyczka sztuki i fotografka, z zamiłowania kartomantka. Ezo tematy nie są mi obce. Lubię rozmawiać, szczególnie z kobietami i o kobietach. Jestem związana z Radiem Kapitał, gdzie współprowadzę "Tarotiadę" i mam swoje solowe pasmo "Czeczota".