Koniec z ładowaniem telefonu? Bateria od firmy Betavolt ma starczyć na… pół wieku
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
BV100 jest mniejsza od przeciętnej monety. W tym przypadku sprawdza się jednak stara jak świat zasada, że rozmiar nie zawsze ma znaczenie.
Na pewno doświadczyliście kiedyś podobnej sytuacji. Jesteście w trasie, a poziom naładowania telefonu skacze na łeb na szyję. W końcu urządzenie przestaje zupełnie reagować, a wy zaczynacie gorączkowo zastanawiać się nad tym, co robić. Nie macie pod ręką powerbanku i ładowarki. Ta druga i tak byłaby bezużyteczna, bo ze świecą szukać działającego gniazdka. Ostatecznie dojeżdżacie do celu bez pomocy technologii, za to z dużą frustracją.
Kanada najbezpieczniejszym miastem do podróżowania. Tak zdecydowali internauci!
Innowacja z dalekiej Azji
Producenci nowoczesnych baterii usiłują sprawić, żeby podobne sytuacje odeszły w niepamięć i były już tylko przykrym wspomnieniem. Jeden z nich, chiński start-up Betavolt Technology, poszedł nawet o krok dalej, deklarując, że prototyp jego kolejnego produktu znacznie wyprzedza działania europejskich i amerykańskich instytucji naukowo-badawczych oraz przedsiębiorstw. Oto mniejsza od przeciętnej monety BV100, które ma nieprzerwanie generować energię nawet przez 50 lat. Bateria nie sprawdzi się na razie w smartfonach ze względu na niewystarczające parametry: 100 µW i 3 V. Betavolt zapewnia jednak, że już wkrótce będzie z nimi kompatybilna. Potencjalną przeszkodą ku jej wprowadzeniu na rynek mogą okazać się tylko regulacje prawne.
Dobrze znane promieniowanie
Zasada działania omawianej baterii nie jest niczym przełomowym. Energia powstała w wyniku połowicznego rozpadu izotopu nikiel-63 zostaje przekształcona w elektryczność. Technologię tę zaczęto rozwijać jeszcze przed I wojną światową. Henry Moseley, brytyjski fizyk, zademonstrował potencjał tkwiący w użytkowaniu promieniowania naładowanych cząstek. Pomysł zyskał drugie życie w latach 50. i 60., gdy zimna wojna dopiero się rozkręcała. Szukano wtedy sposobów na to, jak zasilać sprzęt, który musi działać bez nadzoru przez długi czas. Chodziło, rzecz jasna, o urządzenia wykorzystywane w przestrzeni pozaziemskiej, ale też o systemy podwodne i zautomatyzowaną aparaturę naukową w odległych rejonach świata. Potencjał tkwi także w ich wykorzystywaniu w wyrobach medycznych: rozrusznikach serca, stentach albo aparatach słuchowych.
Co ze zdrowiem?
Betavolt nie odkrywa więc Ameryki, ale zamierza dokonać rewolucji na polu miniaturyzacji technologii. W powodzenie tego pomysłu wątpi jednak Juan Claudio Nino, profesor materiałoznawstwa na Uniwersytecie Florydzkim. Zaprezentowany prototyp jest dla niego na razie tyle niepraktyczny, że trudno mu uwierzyć w jego pojawienie się w telefonach. Dla badacza problematyczna jest także kwestia potencjalnego wpływu promieniowania na zdrowie. Długa ekspozycja na rozpadający się izotop – czy to niklu, czy plutonu – może skutkować jego pogorszeniem. Aby tego uniknąć, baterię należy osłonić materiałami ochronnymi, na przykład z woltu albo wolframu. Rozmiar takiej ochronnej warstwy powinien rosnąć wprost proporcjonalnie do wielkości generowanej mocy. W rezultacie akumulator będzie już znacznie większy.
Chińskie przedsiębiorstwo w swoich entuzjastycznych depeszach zdaje się jednak ignorować ten problem. Pisze jedynie o dużym bezpieczeństwie swojego produktu, który ma działać zarówno w skrajnie niskich, jak i wysokich temperaturach. Czas pokaże, czy miało rację.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.