Björk: „Spotify to najgorsze, co przydarzyło się artystom”
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Islandzka wokalistka twierdzi, że kultura streamingu nieodwracalnie zmieniła współczesny krajobraz muzyczny. Jej głos poniósł się szerokim echem po sieci.
Muzyka to sztuka, a sztuka jest istotna i niezwykła. Ważne, niezwykłe rzeczy są cenne i należy za nie płacić. Tak w 2014 roku Taylor Swift uzasadniała decyzję o usunięciu swojego dorobku z katalogu Spotify. Jej piosenki wróciły tam dopiero trzy lata później. W podobnym czasie giganta streamingowego zbojkotował Neil Young, tłumacząc, że oferuje niesatysfakcjonującą jakość dźwięku. Thom Yorke, lider zespołu Radiohead, jeszcze bardziej nie przebierał w słowach. Gdy platforma kończyła pięć lat, nazwał ją ostatnim desperackim bąkiem umierającego trupa. Stwierdził wówczas także, że utrudnia bezpośredni kontakt artystów z fanami. – Żaden wykonawca tego nie potrzebuje. Możemy sami się tym zająć, ale wielkie wytwórnie myślą inaczej. Węszą okazję do odsprzedaży wszystkich starszych utworów prawie za darmo, zarobienie fortuny i dalsze trwanie – przekonywał.
Od fikcyjnych artystów po dezinformację
Jak widać, powodów, dla których wykonawcy nie trawią firmy Daniela Eka (choć jednocześnie trudno im nie zgodzić się na proponowane przez nią warunki), nie brakuje. Nieproporcjonalne tantiemy, straty w jakości dźwięku i gatekeeping to tylko wierzchołek góry lodowej. Na Wikipedii powstał nawet osobny artykuł zbierający większość oskarżeń wniesionych przeciwko Spotify. Dowiemy się z niego, że platforma swobodnie wpuszcza do obiegu fikcyjnych artystów, każe płacić za umieszczanie na popularnych playlistach i zdarzało jej się nie dbać dostatecznie o dane udostępniane przez użytkowników. Dużo zamieszania wywołała także sprawa podcastu The Joe Rogan Experience dostępnego do odsłuchu w serwisie. Ponad 270 naukowców i pracowników służby zdrowia nawoływało do usunięcia programu ze względu na obecną w nim dezinformację. Szwedzkie przedsiębiorstwo długo się temu opierało.
Czy Lazyrecords to alternatywa dla serwisów streamingowych? Sprawdźcie, jak działa nowość!
Björk: nagrywanie płyt jak sadzenie nasion
To wszystko w gorzkich słowach ostatnio podsumowała Björk. Islandzka wokalistka odbywa właśnie przebieżkę po mediach w związku z sieciową premierą swojego najnowszego filmu koncertowego Cornucopia. Jednego z wywiadów udzieliła szwedzkiemu dziennikowi Dagens Nyheter. Zapytana o to, czy pracuje nad kolejnym studyjnym krążkiem, przypomniała, że nagrywanie piosenek bywa czasochłonne. – Tylko w ciemności można zasadzić nowe nasiono. Aby wyrosło na zdrową, silną roślinę, potrzeba prywatności i kilku lat, kiedy nikt – nawet ty sam – nie będzie wiedział, co robisz – stwierdziła. Podkreśliła, że sama chciałaby jak najdłużej doświadczać tego procesu, ale nie wie, czy starczy jej czasu.
Bjork: Spotify zmusza do koncertowania?
Co ma wspólnego swobodne przesiadywanie w studiu nagraniowym ze Spotify? Björk pospieszyła z wyjaśnieniami. Islandka uważa, że może poświęcić tyle czasu na wymyślanie nowych utworów, ile potrzebuje, bo nie uzależnia swojego dochodu od zysku z serwisów streamingowych. To różni ją od młodszych twórców, którzy są zmuszeni do częstszego udawania się na trasy koncertowe, żeby jakkolwiek się utrzymać. – Pod tym względem Spotify jest prawdopodobnie najgorszą rzeczą, jaka przytrafiła się muzykom. Kultura streamingu zmieniła całe społeczeństwo i całe pokolenie artystów – utrzymuje.
W wypowiedzi ikony alternatywy kryje się jednak drobny zgrzyt. Nie wspomniała ani słowa o tym, że film Cornucopia, który właśnie promuje, znalazł się w katalogu platformy streamingowej… Apple TV+. Być może to rezultat tego, że konkurencyjny potentat technologiczny lepiej wynagradza artystów. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Björk może być lekko stronnicza.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.