Czytasz teraz
Daria ze Śląska: „Bycie smutną typiarą nie jest moim jedynym stanem skupienia” [WYWIAD]
Muzyka

Daria ze Śląska: „Bycie smutną typiarą nie jest moim jedynym stanem skupienia” [WYWIAD]

Daria ze Śląska

Daria ze Śląska wydaje się tajemniczą, smutną piosenkarką. Dzięki przeczytaniu naszego wywiadu zobaczycie, że rzeczywistość jest zupełnie inna.

Krzysztof Nowak, Going. MORE: Czego nauczyłaś się w tym roku?

Daria ze Śląska: Pewnie trochę tego było. Z muzycznych rzeczy – gram na SPDS-ie i cieszę się, bo ostatnio idzie mi lepiej. Oczywiście przez pierwsze trzy miesiące nauki wściekałam się, że nic mi nie wychodzi. Jestem z tego rzutu, że chciałabym już po tygodniu wszystko zrobić i mieć wysokie skille, a tak się nie da. Do tego jeszcze nie umiem odpuszczać, ale jestem chyba na dobrej drodze, żeby to skumać. Coraz lepiej czuję, co mi się podoba, i w co nie warto się angażować.

A czy nauczyłaś się już życia w Warszawie?

Daria ze Śląska: Ostatecznie to życie w innym mieście jest bardzo podobne do mojego dawnego życia w Katowicach. A może tylko tak mi się wydaje, bo w sumie rzadko jestem w Warszawie, mimo że przeprowadziłam się tu na dobre parę lat temu. Ostatnio moje życie w stolicy sprowadza się głównie do snu po trasie i ogarnięcia zakupów w okolicznych sklepach. Czasem zdarzy się coś ekstra, jak np. pójście do lasu, gdy jest ładny dzień, czy wyskoczenie do knajpy.

Mimo tych małych przyjemności pewnie łatwo pożałować decyzji o przeprowadzce.

Daria ze Śląska: Zupełnie nie żałuję. Czułam, że po prostu muszę się przeprowadzić. Przede wszystkim znalazłam świetną, połowicznie zdalną pracę w korporacji. Motywowało mnie też to, że i tak często jeździłam do Warszawy, by być bliżej studia i kolegów muzyków. Ostatecznie mogę tylko trochę żałować, że wybrałam najgorszą opcję mieszkaniową.

Czyli jaką?

Daria ze Śląska: Najtrudniejszą, bo najciaśniejszą, w myśl zasady: kto ma dać radę, jak nie ja? Uznałam, że złożę się w kostkę i po trzydziestce zamieszkam w siedmiometrowym pokoju. I tak wylądowałam w kilkuosobowym mieszkaniu na Gocławiu z grupą nieznanych mi osób.

Czy było to związane z finansami?

Daria ze Śląska: Nie. Zdjęcie pokoju do wynajęcia było zrobione w opcji rybiego oka, więc wyglądało na to, że to ustawna, spora miejscówka. Inna sprawa, że zamiast najpierw obejrzeć lokum, przyjechałam z całym mandżurem. Kto tak robi? Niestety ja. W tym pokoju z mebli zmieściły się tylko: mój wannabe-gamerski fotel, klawisze i gitara. Ten pierwszy służył mi za stolik, na którym kładłam klawisze. Między gaciami i skarpetami miałam półeczkę na makarony i resztę suchego prowiantu. To w tym mieszkaniu powstał numer Mainstream, więc można byłoby go sparafrazować tak: nie idźmy w mainstream, siedźmy człowiek na człowieku.

Co było dalej?

Daria ze Śląska: Tak minęło mi pół roku. Nie wytrzymałam dłużej, bo rodzina została na Śląsku, a poza tym w wytwórni był zastój. Po jakimś czasie znów przeniosłam się do Warszawy, kiedy poczułam, że sytuacja z moją płytą się zagęszcza. Znalazłam 50-metrowe mieszkanie na Grochowie, w którym mieszkam od bodajże trzech lat. Od siedmiu metrów do 50 – to chyba duży progres, nie? (śmiech)

Powiedziałaś, że do stolicy sprowadziłaś się enigmatyczne parę lat temu, a przy wielkości mieszkania użyłaś słowa bodajże. Czemu to wszystko takie nieostre?

Daria ze Śląska: Bo chociaż jestem z wykształcenia historyczką, to mam bardzo słabą pamięć do dat, które są bezpośrednio związane ze mną. Poza tym ostatnie lata sklejają mi się ze sobą. Sporo się dzieje. Pamiętam za to, że w 1709 roku była bitwa pod Połtawą. Nie wiem, czemu mi to siedzi w głowie.

Jak coś to w 972 roku była bitwa pod Cedynią, ale to cię pewnie nie zaskoczy.

Daria ze Śląska: Oczywiście, Mieszko I. Gdybyś jednak zapytał mnie o coś sprzed trzech dni, to będę miała pustkę w głowie. Ale za to pamiętam moją pierwszą próbę mieszkania w Warszawie, dokładnie na Ursynowie, i nagrywanie na YouTube’a coverów Doris Day i Raya Charlesa. Nie wiem jednak, kiedy dokładnie się to działo. Obstawiam, że 10 albo 12 lat temu.

Jedna rzecz się jednak wyjaśniła. Jesteś gadułą, choć słuchacze pewnie myślą inaczej.

Daria ze Śląska: Oczywiście, że jestem, do tego kocham brnąć w dygresje. Nie widać tego w mediach?

Nie. Przez nie wydajesz się introwertyczką zmuszającą się do wywiadów.

Daria ze Śląska: Lubię gadać i to czuć, szczególnie gdy spotykam się z ludźmi po koncertach. Ale na początku solowej działalności muzycznej byłam zeschizowana. Wydaję mi się to całkiem normalne. Do tego sposób mojego ujawnienia się w sieci i pismach mógł wielu osobom sugerować, że jestem smutną, tajemniczą typiarą w czapce z daszkiem. Owszem, jestem smutną typiarą, ale to nie znaczy, że to mój jedyny stan skupienia.

Z drugiej strony, mimo że prywatnie jesteś gawędziarą, to lirycznie rzadko wychodzisz poza introspekcje.

Daria ze Śląska: Nawet dziś rano trochę myślałam o tym, jak często poruszam temat relacji sercowych i rodzinnych. Te chyba jakoś bardzo wyraźnie widzę i potrafię zaczepić się o szczegół. Po przesłuchaniu pierwszy raz Tu była Dawid Podsiadło powiedział, że otwierając album utworem Chinatown, trochę mówię ludziom: albo w to wchodzicie i dalej łatwiej nie będzie, albo nara.

Co mu odpowiedziałaś?

Daria ze Śląska: Nie pamiętam. Wiem za to, że jestem osobą, która ma dość specyficzne poczucie gruzu. Gdy ktoś twierdzi, że opowiedziałam o czymś bardzo ciężkim albo że dla kogoś to już jest za dużo, to szybko kontruję: eee, przeżyłam to, to nie było takie straszne. Perspektywa czasu wygładza. Albo może forma radzenia sobie z rzeczami.

Mam teorię. Wiele zachowujesz dla siebie, ale akurat nie te rzeczy, które zachowują dla siebie inni.

Daria ze Śląska: Możliwe, ale to też może kwestia bycia w Jazzboyu? Z moich demówek zazwyczaj wybierano raczej te, które najbardziej dotykały. Ale nie zawsze tak było. W ramach mojego duetu The Party Is Over poruszałam też trochę światopoglądowych rzeczy. Wtedy poczułam, że rzeczywistość zewnętrzna mnie docisnęła, na przykład w okolicy strajku kobiet, i jest warta pokazania swojego zdania. Szybko jednak zaczęłam zauważać, że dociska mnie też rzeczywistość wewnętrzna. O niej również śpiewałam w poprzednim projekcie, natomiast szczególnie na początku bardzo kryłam się za metaforą. Okazywało się wtedy, że o ile nie miałam większego problemu z mówieniem o hardkorowych przeżyciach, o tyle trudno mi się było odsłonić w samej piosence i napisać, co mam na myśli, bez poetyzowania.

Bo te sprawy były zbyt osobiste?

Daria ze Śląska: Były zbyt mało mądre.

Nie rozumiem.

Daria ze Śląska: Myślałam, że to takie bzdurki, że to mało ważne. A przecież historie, które mi się wydarzyły, przewróciły moją rzeczywistość na drugą stronę. Były momenty, które mnie zmiotły z planszy, rozwaliły, rozbebeszyły. Wiem, że sporo ludzi przeżyło coś podobnego.

Wyglądasz jednak na szczęśliwą, dlatego pewne pytanie filozoficzno-muzyczne wydaje mi się szczególnie zasadne. Czy pisanie smutnych tekstów, gdy jest się szczęśliwym, to okłamywanie siebie i odbiorców?

Daria ze Śląska: En general?

En general.

Daria ze Śląska: Nie, choć w pierwszym odruchu pomyślałam, że tak. Przecież można pisać o swojej nie zawsze wesołej przeszłości mimo bycia w dobrym miejscu i momencie. Ważna jest jakość tekstów – treść to podstawa, reszta to kolor. Zresztą mój wewnętrzny cenzor długo mówił mi, że być może nie umiem pisać wesołych linijek, ale to nieprawda. Po prostu bywam zajebiście smutną typiarą, ale też bywam radosną typiarą. Przeczytałam ostatnio w Światłoczułości, że to normalne, że człowiek jest polifoniczny. Nie powinniśmy obawiać się wewnętrznych rozdarć, pęknięć. Takie jest życie. Czasem nas dojeżdża, czasem głaszcze po głowie.

Skoro łączysz te materie, to rozstrzygnij: czy tworzenie smutnych piosenek jest łatwiejsze niż tych radosnych? Można przyjąć, że podobne rzeczy smucą ludzi, ale niekoniecznie te same cieszą czy śmieszą.

Daria ze Śląska: A co z erą memów? Popularność wielu z nich wskazuje, że jednak podobne rzeczy nas ruszają. Polityka, przywary, drobne zachowania… My naprawdę mamy pewną wspólnotę. Nie da się więc ustalić, co jest łatwiejsze, a co trudniejsze. Inaczej jest za to ze śpiewaniem po angielsku, które jest łatwiejsze niż po polsku.

Czemu?

Daria ze Śląska: Angielski ma chyba jakąś przystępniejszą melodię. I nawet jak śpiewasz w tak zwanym anglopidżyn, to od razu jakoś to dobrze brzmi. Choć w pierwszych piosenkach mojego pierwszego składu dość koślawo szedł mi ten angielski, to mimo wszystko w nim pisałam. Gdzieś tam się też konsultowałam językowo z innymi, ale wtedy ważne było, że to mamy, że działa, że jest fun. Po jakimś czasie zaczęłam pisać po polsku, bo czułam, że bardzo chcę trafić do odbiorcy z konkretną myślą, a wiedziałam, że mój skill po angielsku mógł być niewystarczający. Bardzo jednak szanuję ten moment w życiu, w którym wszystko robiliśmy sami. No i że zrobiliśmy też płyty po polsku.

Dotychczas działałaś z Agatą Trafalską przy niektórych tekstach. Jak to się odbywało? Miałyście burze mózgów?

Daria ze Śląska: Wszystkie pomysły na teksty wychodzą ode mnie i ja je piszę, natomiast Agacie dawałam teksty do czytania. Ona często wspierała mnie radami. Nie bała się mówić, co uważa. Czasem nie podobał się jej sposób ujęcia tematu, czasem nie rozumiała jakiejś myśli. Działo się tak szczególnie na początku naszej współpracy. Zauważała zbytnie przepoetyzowanie, ukrywanie się za metaforą czy zbyt błahe linie. To są często nieocenione uwagi, których, gdy jesteś w procesie pisania, możesz nie zauważyć. Możesz je też odsunąć z powodu ego.

Przyznaj się – czy kiedyś pomyślałaś po dostaniu poprawek, że jesteś kanciasta lirycznie?

Daria ze Śląska: W takim sensie, że na przykład piszę częstochowskie rymy? Jasne. Miałam tak z Tróją z chemii, gdzie pojawił się rym hit-kit. Tu jednak chodzi o proporcje. Uznaliśmy, że w pewnym natężeniu wersów taki zgrzyt nie boli, jeśli tylko historia się broni i językowo, i logicznie. Dla mnie czasami takie intencjonalne użycie języka potocznego sprawia, że coś brzmi bardziej ludzko i przystępnie.

Skoro mówisz o przystępności, to przenieśmy się do sklepu. Co powstrzymuje cię przed napisaniem przewrotnego kawałka o tym, jak idziesz do Lidla po bułki i jajka, po czym dzieją się tak zwane sceny?

Daria ze Śląska: Na swoją obronę mam to, że właśnie podczas takiego jednego wyjścia do Lidla docisnęłam melodię i tekst do numeru Mainstream, choć nie mówi on o sklepie. Czasem po prostu trzeba wyjść z domu, żeby coś ruszyło. À propos pracy nad tekstami, to przez cały ranek słuchałam płyty Taxi Łony, Krupy i Koniecznego. Siedziałam przy głośniku jak dziecko i mówiłam do siebie: ale to jest zajebiste. Nie mogłam się oderwać od tych słów. Wcześniej wrzuciłam sobie nowy album Tylera, the Creatora, czyli eklektyczne granie w szlachetnym duchu. Kilka dni temu siedziała mi też w głowie Doechii.

Pozostańmy jeszcze przy muzyce. Na pierwszej solowej płycie byłaś bardzo odsłonięta, a na drugiej bardziej uogólniona. Dlaczego?

Daria ze Śląska: Nie było w tym takiej intencji, jaką zauważasz w pytaniu, ale coś w tym jest, że druga płyta ma trochę mniej ciężaru. Poza tym chciałam spróbować czegoś innego, robiłam, jak czułam. Lubiłam swoją rapową stronę, no i druga płyta jest też bardziej relacyjna niż osobista. Co ciekawe, Taras, Duch i Pamięć do złych słów powstały, zanim wydałam Tu była.

Czy ty chcesz powiedzieć, że Na południu bez zmian powstało z odrzutów?

Daria ze Śląska: Nie. Mało kto wie, że moje pierwsze wydawnictwo miało się składać z dwóch albumów. Wszystkie piosenki były już stworzone, może poza Szukaj mnie i trzema innymi rzeczami. Uznałam jednak, że numery nie mają jeszcze dobrych aranżacji, więc wstrzymałam się z ich publikacją. Niektóre miały też różne wersje, chociażby wspomniana Pamięć, bo siedziała na trance’owej produkcji. Ostatecznie zdecydowałam, że chcę ją pokazać w balladowej wersji, czyli takiej, jaką wymyśliłam w swoim pokoju na klawiszach cztery lata temu. Poza tym druga płyta wyszła już po tym, jak rzuciłam pracę w korpo, czyli w czerwcu zeszłego roku.

Na pewno wtedy? To prawie od razu po wydaniu debiutanckiego albumu.

Daria ze Śląska: No wiem, niby odważnie, ale odłożyłam sobie wystarczająco pieniędzy, by to zrobić i nie wywalić się na ryj. W pewnym momencie uznałam też, że moja głowa jest poza korporacją i nieuczciwie byłoby nadal w niej pracować na pół gwizdka. Nie miałam już sił, by siedzieć w Excelu, skoro myślami byłam przy muzyce i zaplanowanych koncertach. Oczywiście martwiłam się, jak to będzie, zawsze chciałam mieć drugą opcję.

Chyba słusznie, że się martwiłaś. Jako artystka muzyczna jesteś w dużej mierze uzależniona od koncertów. Co by było, gdyby siadł ci głos?

Daria ze Śląska: Siema, Darii nie ma. To mój jedyny instrument.

Nie miałaś z nim jeszcze problemu?

Daria ze Śląska: W tamtym roku musiałam podciąć sobie wędzidełko, ze względu na napięcia mięśniowe. To zabieg związany z językiem, po którym należy pójść na rehabilitację. Przebiegła w porządku, ale mam wrażenie, że inaczej słyszę dźwięki i inaczej je czuję. Choć może to kwestia przyzwyczajenia, pamięci mięśniowej. Nie to jest jednak najważniejsze.

A co jest?

Daria ze Śląska: Od jakiegoś czasu to przecież moje zajęcie na pełen etat. Gdy masz inną robotę, to nie możesz się doczekać, kiedy będziesz mógł żyć tylko z muzyki. A gdy już pasja staje się stałym zajęciem, to musisz to sobie jakoś ułożyć. Człowiek się rozleniwia, już mu się dzień rozjeżdża. Sama świetnie wspominam działanie w muzyczno-korporacyjnej hybrydzie. Robiłam, co miałam zrobić w korpo, po czym obracałam się na fotelu do drugiego monitora i kminiłam numery. Teraz mam tylko i aż muzykę, i to z dużą liczbą występów na żywo. To też pewnie wpływa na tworzenie. Niedawno miałam poczucie, że już nic nie umiem. Ot, takie moje znajome uczucie. Chyba muszę odpocząć, cytując samą siebie.

Może straciłaś hobby?

Daria ze Śląska: Oficjalnie tak, ale zyskałam opcję dwa w jednym: pracę i pasję. Wypowiedzenie z hobby napisałam wierszem jak Kuba Skorupa (śmiech). A przecież Konfucjusz mówił: wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w twoim życiu. Aczkolwiek jest to temat złożony.

Przepraszam Konfucjuszu, ale to gówno prawda.

Daria ze Śląska: Nieprawda, jest w tym sporo prawdy. Za to jeżeli ktoś deprecjonuje zawód muzyka i myśli, że to tylko wieczna balanga… To gówno prawda.

Skoro to nie wieczna balanga, to co?

Daria ze Śląska: Radość i dyscyplina. Był taki etap w moim życiu, do którego wracam od niedawna, że wieczorem wrzucałam sobie w notatki w telefonie plan przyszłego dnia, taki co do godziny. Lubię uczucie odznaczenia, dowiezienia, to mój korpo-schiz. Ostatnio po trasie spałam po 16 godzin na dobę i wstawałam o 11:00, więc byłam zła na siebie. Przy moim zorganizowaniu perspektywa raptem czterech godzin jasnego dnia była deprymująca. Odprężało mnie czytanie. Jako ta lubiąca dygresje podzielę się rekomendacją. Stawiam na wspomnianą Światłoczułość, którą napisał Jakub Jarno. Znakomita książka, którą przeczytałam z polecenia fanpage PigOut. Już pierwsze zdanie jest wyjątkowe.

Co jeszcze robisz, by się zrelaksować?

Daria ze Śląska: Mój psychoterapeuta też mnie o to pyta. Ostatnio pomaga mi floating. Jesteś zamknięty w takiej dźwiękoszczelnej kapsule ze słoną wodą, która wypycha cię nagiego na powierzchnię. Pierwsze 15 minut jest bardzo dziwne, potem przychodzi wyczilowanie. Godzinka działa cuda. Nie byłabym jednak sobą, gdybym za pierwszym razem nie zalała sobie ucha i nie była tydzień chora. Klasyka gatunku. Druga aktywność to bouldering. Każdy kolejny krok na ściance to medytacja, bo musisz się skupić, by nie spaść, oczywiście na materac, no ale zawsze. To dobrze czyści głowę. To też trochę kalistenika, która rozwija nawet najmniejsze mięśnie. Przy tym wszystkim kończysz nowe ścieżki, masz nowe cele, zaznajamiasz się z gradacją ścianek. Stajesz się coraz lepszy i jest za tym jakaś historia.

Czy to już czas na dowcip, że nie tylko pracujesz w muzyce, ale także studiujesz ją?

Daria ze Śląska: Co?

Jazzboy to uniwersytet muzyki emocjonalnej.

Daria ze Śląska: Chyba prędzej melancholii, a najbardziej to detali. Sprawdzanie tysiąca wersji jednej piosenki, kreatywne spory… Zjedliśmy nieraz wspólnie beczkę soli, ale później był czas na deser.

No i chyba jest sporo wykładów dotyczących cierpliwości. Raczej szybko się tu nie debiutuje.

Daria ze Śląska: Pierwsza z kilku uwag, jaką dostałam od Agaty Trafalskiej, gdy się poznawałyśmy, brzmiała: Daria, szykuj się na ostre zapierdalanie, bo nikt nie czeka na to, co robisz, może poza mamą, tatą i paroma osobami.

Zobacz również
Louis Tomlinson Harry Styles

Trochę okrutnie.

Daria ze Śląska: Ale to pomocna prawda przed debiutem. Kiedy piszę dla kogoś tekst albo doradzam komuś śpiewającemu, to zawsze mówię: pamiętaj, że nikt na to nie czeka, więc się nie spiesz. No, przynajmniej przed debiutem nie czeka, bo potem parę osób zaczyna pytać.

Czy, będąc tak długo w zamrażarce, da się przygotować mentalnie na dużą rozpoznawalność?

Daria ze Śląska: Nie da się. Można za to stawać się lepszym i pewniejszym. Po koncercie często analizujemy, co jest do poprawy. Albo sami się nagrywamy, albo oglądamy czyjeś relacje – jak wyglądają światła, jak zaśpiewałam, jak wygląda cały obrazek. Zanim jeszcze mieliśmy prawdziwe koncerty, Agata nagrywała tylko mnie, żeby uchwycić mnie w jak najintymniejszej sytuacji śpiewania, a nie fisiowania po zapaleniu się czerwonej lampki i wejściu w artystyczną pozę. Zastanawiałyśmy się wspólnie, po co pokazuję niektóre rzeczy ze sceny, po co brnę w jakieś nadwyżki. Tak mi minęły dwa lata, zanim podpisałam kontrakt.

Porozmawiajmy teraz o czymś przyjemniejszym, czyli rapie.

Daria ze Śląska: Koniecznie!

Dlaczego zaprosiłaś Młodego na płytę? To nieoczywisty gość na takim albumie jak twój.

Daria ze Śląska: Kiedyś siedziałam w mojej ostatniej pracy, czyli pewnym banku w Warszawie. Jak zwykle sprawdzałam moją ulubioną plejkę Rap Alternatywny i ogarniałam taski. Tak poznałam kawałek S.E.N. Uznałam, że ma super tekst, więc wstawiłam go na relację. Po tym zaczęłam gadać z Młodym o wspólnym numerze. Chyba chciał mnie do jakiegoś zaprosić, ale mi nie siadł. No, nie pamiętam dokładnie. Kolejny był świetny, ale ostatecznie gospodarz zgodził się, żebym wzięła go na swoją płytę. Unisono to pierwszy utwór, w którym piszę o seksie, o zbliżeniu. Młody wysłał mi demówkę, która nazywała się pierwotnie takie tam pieprzenie. Gdy usłyszałam pierwsze wersy, czułam się z nimi bardzo komfortowo. Zrobił to bardzo błyskotliwie i to mnie ujęło. W samej muzie chwyciło mnie granie do tyłu i vibe R&B. Bardzo dużo tego słuchałam za dzieciaka.

Nic dziwnego, że w tym kawałku lecisz rapową frazą, ale to nie jest dla ciebie nowość. Jako stary grzyb słuchający kiedyś zbyt dużo podziemnego rapu pamiętam ProjektED*, który stworzyłaś z Przemkiem Elienem Ciokiem ze składu PHFNG.

Daria ze Śląska: Taaa, chodziłam po mieście z gitarą, na której nawet nie grałam! Faktycznie była to wesoła muzyka rapowa, taka yo, yo, elo, elo.

Wygląda na to, że rap otwiera ci czakrę luzu.

Daria ze Śląska: Tak. Powiem więcej – zrobienie rapowej płyty to moje długo skrywane marzenie, ale strasznie też lubię melancholijne ballady, także jeszcze się czaję. Szukam, słucham, piszę.

Jaka ta płyta byłaby pod względem stylistycznym?

Daria ze Śląska: W dużej mierze zahaczyłaby może o klimaty znane z twórczości Little Simz, czyli eklektycznie podejście i dużo ekspresji. Taki rap mnie interesuje muzycznie. Choć o tym nie mówiłam, to mam trochę napisanych i nagranych rzeczy w takim stylu. Ale czegoś mi brakuje.

Czego?

Daria ze Śląska: Jajec. Muszę mieć poczucie, że materiał jest tak dobry pod względem flow, produkcji i aranżu, że nie wstyd tego pokazać. Mam takie podejście, bo to nie jest fanaberia czy chęć podpięcia się pod popularność rapu. Po prostu ja totalnie uwielbiam ten gatunek. Od dawna sprawia mi on frajdę jako słuchaczce. Aczkolwiek te same kryteria stosuję do każdej płyty, która była, i każdej, którą będę robić. Tak sobie przypomniałam, że moją pierwszą fascynacją była Alicia Keys, ale ona też miała to coś. Wcale nie była daleko od hip-hopu.

Znowu odpłynęłaś w wartościową, ale jednak dygresję.

Daria ze Śląska: Już wracam. Boję się, że jako 34-latka jestem już na to zbyt stara. Nie wykluczam za to, że do działania zmotywuje mnie wspominany już Łona, który co jakiś czas dopytuje, jak mi idzie pisanie. Jak widzisz, muszę jeszcze rozwiązać problem mojego boidupstwa.

Czy zmierzenie się z utworem Szukaj mnie zaśpiewanym przez Edytę Geppert też było formą walki z boidupstwem?

Daria ze Śląska: Trochę tak, bo nie chciałam robić coverów, ale ktoś rzucił temat i zanim się zgodziłam, słuchałam sobie starych piosenek, które nuciła sobie pod nosem mama. Tak wpadłam na Szukaj mnie. Nostalgia uderzyła między oczy. W studiu uznałam jednak, że sama ujęłabym smutek w taki sposób, jak w tym utworze. Czułam, że to numer trochę o mnie, więc postanowiłam się za niego wziąć. Do tego przydarzyła mi się świetna historia. Gdy jechałam do studia na rowerze tą samą drogą co wtedy, gdy stworzyłam ten cover, na ulicy zobaczyłam Edytę Geppert!

Świetnie zmyśliłaś tę historia, gratuluję.

Daria ze Śląska: Jest prawdziwa, przysięgam. Pani Edyta wysiadła z samochodu i z zagubioną miną pobiegła na autobus.

Nie próbowałaś zamienić z nią nawet słowa?

Daria ze Śląska: Jakoś mnie zatkało. Napisałam tylko SMS-a do Agaty, żeby się tym podzielić. I w sumie co miałabym Pani Edycie powiedzieć? Siema, elo? Czułam, że to byłoby bardzo głupie.

Ty o głupocie, to ja o czymś cwanym. Czy wokalny początek Co tam jak się masz został zerżnięty z Miasto budzi się Yugopolis?

Daria ze Śląska: Już to słyszałam. Nie, to nie jest intencjonalne, no i rozwinięcie linii wokalu jest inne. To przypadek, tak jak spotkanie Edyty Geppert. Widzę za to ten clickbaitowy tytuł newsa: Daria ze Śląska jak Paweł Kukiz. Co zrobiła? We wstępie pojawiłyby się zdania: Czy miasto się u niej obudzi następnego dnia? I czy ona się następnego dnia obudzi? Klikałoby się jak głupie.

Sporo mówiłaś o wątpliwościach, więc i ja się nimi podzielę. Zdjęcie promujące twoją trasę koncertową jest niepokojące. Czyżby zaczynały się dla ciebie schody?

Daria ze Śląska: Kurde, nie pomyślałam o tym w ten sposób. W mojej interpretacji widzę, że spokojnie idę pod górę, może po coś fajnego.

Co jest na szczycie?

Daria ze Śląska: Nie wiem, bo patrzę pod nogi. To dobre podsumowanie mojego myślenia o pracy.

A jak myśleć o zdrowym życiu, gdy się tyle gra? Mam wrażenie, że bez przerwy jesteś w trasie.

Daria ze Śląska: Wcale nie. Poza tym druga część trasy jest trochę rzadsza, jeśli chodzi o liczbę występów. Bardzo mi to odpowiada, bo rozmawiałam z managerem, że potrzebuję odpoczynku. Przez dłuższy czas słabo spałam. Przyznaję, że miałam koncert, w trakcie którego leciałam na autopilocie bezsenności. Wyszedł z tego jeden z lepszych występów – nie wszystko kontrolowałam, więc wyszło naturalniej niż zawsze. Mięśnie odpuściły. Nie mam jednak zamiaru tego powtarzać.

My też nie powtarzajmy, tylko kontynuujmy. Zaczęliśmy końcem roku, więc skończmy początkiem następnego. Czy twoim pierwszym postanowieniem noworocznym będzie przygotowanie mowy na odebranie Paszportu POLITYKI?

Daria ze Śląska: A tam się wygłasza mowę? Jezu, to się zestresowałam. Sama nominacja to był dla mnie mega zaszczyt. Myślę, że co będzie, to będzie. Kuba Więcek, też nominowany, grał z nami na finale trasy, a w lutym gramy razem z Kasią Lins w jego projekcie Hoshii. Także, jak to mówi klasyk, niezłą żeśmy ekipę zmontowali. Tak na szybko to myślę, że moje postanowienia noworoczne to jednak więcej odpoczynku, tego bez telefonu, więcej czytania i zagranie na koncercie na pianie co najmniej tak fajnie, jak sobie plumkam w domu, kiedy nikt nie patrzy.

Daria ze Śląska zagra trasę koncertową. Bilety znajdziecie tutaj!

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony