Nostalgia za latami 90., powrót rave’u i Crazy Frog. DJ BLIK mówi, jak jest
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Sam nazywa siebie międzygalaktycznym producentem, który przemierza kosmos w poszukiwaniu brzmienia. Przystankiem na jego trasie okazała się Ziemia, gdzie w ubiegłym roku zaprezentował płytę Topia. Teraz idzie za ciosem, wydając EP-kę Phantasma. Okazji na rozmowę z taką osobistością nie mogliśmy zaprzepaścić!
Aktualizacja: Z nietuzinkowym artystą rozmawialiśmy w marcu ubiegłego roku. Dziś przypominamy nasz tekst, bo światło dzienne właśnie ujrzała jego kolejna EP-ka. „Phantasma” składa się z sześciu utworów, z czego część już wcześniej wylądowała w serwisach streamingowych. Trzy grosze do materiału dołożyły wokalistki Dominika Płonka i nath.
Na wstępie musimy zastrzec, że nie wiemy, kim jest DJ BLIK. Anonimowość stawia go w jednym rzędzie z innymi zamaskowanymi postaciami ze sceny klubowej: Burialem, Daft Punk czy Claptone’em. Czy to problem? W żadnym razie, to tylko zaostrzyło nasz apetyt na odsłuch dziesięciu premierowych kawałków. Przybysz z kosmosu zabiera słuchaczy na podróż po różnych odcieniach elektroniki rodem z lat 90. Electro, acid, hardcore i techno przeplatają się między sobą, nie dając oddechu nawet na minutę. Autor parkietowego evergreena opowiedział nam więcej o tym, w jakich okolicznościach powstawał ten materiał i co wiedzie jego nostalgią za kulturą klubową sprzed trzech dekad.
Światło dzienne ujrzał właśnie twój debiutancki album. Jakie emocje ci towarzyszą? Ulga, stres, a może podekscytowanie?
DJ BLIK: No przyznaje, że emocje są, ale raczej pozytywne. Zajawa to chyba najlepsze ziemskie określenie na wszystko, co tu robię i czuję. Album powstał szybko i pomogli mi z nim najlepsi ziomale, więc trudno powiedzieć, że się przy nim jakoś naharowałem. W sumie to lekki szok, że siedzę dopiero rok na Ziemi. Trochę poimprezowałem, poklikałem biciki w boomboksie, ten się dograł, tamten nawinął i pyk! Płyta już w gramofonach. Zajawa!
Topia czerpie pełnymi garściami z bogatego dziedzictwa warszawskiej sceny lat 90. Co najlepiej wspominasz z tamtego okresu?
DJ BLIK: Jako że dzieciństwo przesiedziałem na swojej zabitej dechami Planecie, całą muzyczną wiedzę posiadłem z dwóch źródeł. Pierwsze to mój serdeczny ziomal – Jeż Jerzy, który lotniczą wysyłał mi kartony z ziemskimi magazynami muzycznymi. Machina, Techno Party, Plastik (debest!) no i Ślizg. Czytałem, aż mi poliki bladły. Drugie źródło to Crazy Frog – ten stary ciul z wadą wymowy – siedział tu u was w latach 90., ale już nie mógł więcej w melanż, więc wrócił, no i przywiózł trochę wosków z rejwami z DE, no to się słuchało. Marusha my love, Kai Tracid, Dune, Members of Mayday <3 Zresztą widziałem, że Crazy teraz znowu się tu kręci, Nagramy coś, wierzę. A, no i Vivę Zwei u nas łapało – śnieżyła, że ledwo było widać Zwobota, ale leciała non stop. No i nasiąkłem.
A czego dziś brakuje Ci we współczesnej scenie elektronicznej, czym charakteryzowała się tamta dekada? Czy uważasz, że te trendy dziś wracają w nowej formie?
DJ BLIK: No ja letko w szoku, bo jak tu wylądowałem, to spodziewałem się, że nic nie skumam, że muza będzie dziwna, a ludzie poubierani jak w Jetsonach. A tu transiki elegancko wjeżdżają, acid ma się świetnie, ludzie w luźnych portkach, kolorowych teesach i szybkich okularkach popylają. A przecież ta młodzież w dziewięćdziesiątych to miała minus pięć lat. Szok. Ale no przyznaję, podoba mi się tu. I Warszawka baaardzo spoko. Raz wyskoczyłem do Trójmiasta na koncert ze Szczylem, bo mnie zaprosił i też było fajnie, raz na Śląsk mnie wystrzeliło, jak grałem na Feście, ale no serducho bije mi dla stolicy.
No właśnie, Szczyl. Oprócz niego na płycie pojawiają się Wuja HZG i Frank Leen. Dlaczego akurat tacy goście?
DJ BLIK: Bo to największe kozaki, jakich tu spotkałem. Artur Wojtczak [dziennikarz portalu Muno.pl i popularyzator kultury klubowej – przyp. red.] mi powiedział, że fajną muzyczkę robią, no to zagadałem. Okazało się, że mają luz z tym, że jestem truskawką, złapaliśmy się na browarek, raz, drugi, a za trzecim to już numery gotowe. Tak wyszło, że głównie z facetami miałem tu póki co do czynienia, od nich też nauczyłem się mówić w formie męskiej, ale ostatnio odkryłem dziewczyny, no i to jest dopiero jazda! Też mają zajawę na muzę, kumacie, co to oznacza?
Czy w najbliższym czasie będziemy mieli okazję usłyszeć DJ BLIK-a na żywo?
DJ BLIK: No pewka! Już nawet było coś grane w zeszłym roku. Był FEST Festiwal, 3Era w 3city i jakieś mniejsze bibki w Wwa. No ale najlepiej to było na premierce albumu tydzień temu. Gdzieś ty był, że cię nie było, człowieku?! Melanż życia.
Alter ego DJ BLIK-a to truskawka. Czy za tym kryje się jakaś szczególna historia?
DJ BLIK: No taki się urodziłem, tak wyglądam i nie zamierzam się z tego tłumaczyć. Dodam tylko jedno: DJ BLIK to movement!
Nasz rozmówca grał na FEST Festivalu. W tym roku znów będzie królować tam elektronika!
Naszego rozmówcę poprosiliśmy też o odpowiedzi na cztery krótsze pytania. Sprawdźcie, dokąd sięgają jego muzyczne horyzonty i z kim mógłby dzielić scenę.
Artysta, z którym kiedyś chciałbyś połączyć siły jako DJ BLIK
Piosenka, która wg ciebie definiuje lata 90. w elektronice:
Utwór, który chciałbyś zremiksować jako DJ BLIK
DJ BLIK: Ej, to dobre pytanie. Trochę remiksów dla ziomali już wjechało. Zrobiłem dla Baascha i dla Holaka, ale widzę, że najlepiej mi nowe dni hulają na spotku. To zrobiłem dla takich dwóch kosmitek, nath i Kachy. No i tera mam zajawę na dziewczyny. Może muzykę Zalii bym zremiksował, albo nie wiem – Reni Jusis? Byłoby ekstra.
Najlepszy set, jaki usłyszałeś w którymś z nieistniejących już warszawskich klubów
DJ BLIK: No nie mogłem być w tych nieistniejących, ale widziałem filmiki z 1500, jak Jeff Mills nak**wiał, musiało być epicko. W klipie do 1500 trochę takich klimatów zmiksowałem, to sobie sprawdź, człowieku.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.