Julia Pośnik: „Nie lubię się ograniczać”. Porozmawialiśmy z wokalistką
Praktykantka w dziale kreatywnym Going. Uwielbia Sza, Maca Millera i…
Po powrocie ze Stanów Zjednoczonych jest gotowa na to, żeby ze zdwojoną siłą podbić rodzimy rynek muzyczny. Czego nauczyła się za oceanem i jaką płytę szykuje po Egoistce? Wokalistka, która niedawno zachwyciła publiczność gdyńskiego Open’era, w wirze pracy znalazła chwilę, żeby odpowiedzieć nam na te pytania.
Weronika Siarkowska, Going. MORE: Niepoprawny numer, którym podzieliłaś się ze słuchaczami w kwietniu, różni się nieco od twoich poprzednich kawałków. Czym jest spowodowana ta zmiana?
Julia Pośnik: To utwór rzeczywiście nieco odmienny od moich poprzednich release’ów. Czuję że styl, który się uwypuklił w Niepoprawnym numerze, był we mnie od zawsze, ale nie miałam przestrzeni, żeby pokazać go w pełnym wymiarze. Kiedy przez cały poprzedni rok byłam w Stanach Zjednoczonych, dużo eksperymentowałam. Myślę, że to pozwoliło mi troszeczkę bardziej otworzyć się na inną stylistykę. Wiele osób było zaskoczonych mrokiem, który w sobie kryję, ale on był we mnie zawsze: czy to w piosence Puszczaj, czy w Nie wystarczamy. Wydaje mi się, że z takiej strony będziecie mogli mnie poznać na nowym albumie.
Czyli to zapowiedź nowej ery?
Tak bym to chyba nazwała. Bardzo się cieszę, bo ciekawie jest obserwować, jak ludzie reagują na moją przemianę. Chociaż nie wiem, czy to do końca przemiana: po prostu jako artystka rozwijam się, jestem w ciągłym procesie twórczym. Jako że miałam przerwę wydawniczą, nie zdążyłam tego jeszcze po prostu ukazać.
Niepoprawny numer stał się hitem na TikToku. Chyba lubisz się z tą aplikacją. Jak ona wpływa na twoją karierę?
Bardzo, chociaż ciągle walczę o to, żeby korzystać niej 100% na swoich zasadach. Słyszę od kolegów z branży i koleżanek, że czują presję obecności na TikToku. U mnie to zadziałało w sposób organiczny. Nikt mnie do tego nie popychał. W ogóle wydaje mi się, że byłam jedną z pierwszych osób, które w Polsce wykorzystała tę aplikację do promowania muzyki.
Muszę jednak uczciwie przyznać, że jakiś czas temu trochę się od niej oddaliłam. Po prostu odczułam przesyt ilością contentu, który chłonę. Wniosek? Grunt to znaleźć balans – wtedy TikTok będzie ci świetnie służyć.
Julia Pośnik: w dwóch językach
Innym trendującym numerem był singiel Every Single Person I Know. Napisałaś go po angielsku, ale kryje też polskie wersy. Dlaczego?
Every Single Person I Know powstało we współpracy z Alexandrą Veltri i Dallasem Catonem, którzy są wybitnymi tekściarzami i producentami. Współpracują z naprawdę wieloma artystami. Stworzenie z nimi piosenki było dla mnie wielkim marzeniem. Gdy przyjechałam do ich studia, od razu złapaliśmy wspólny vibe. Alexandra mówiła: Jula, ten polski brzmi cudownie, musisz go jakoś wpleść w tę piosenkę. W tym samym czasie rozmawialiśmy o Eurowizji i planach na to, żebym w niej startowała. No i to wszystko się połączyło. Skoro Eurowizja, to trzeba zaprezentować ojczysty język.
Urzekła mnie fascynacja polszczyzną u amerykańskich producentów. Sama ją kocham i dlatego w niej tworzę, ale strasznie uroczo było widzieć zainteresowanie nią z innej perspektywy.
A masz jeszcze w zanadrzu piosenki po angielsku czy skupiłaś się na nagrywaniu po polsku?
Mam bardzo dużo. W Stanach Zjednoczonych mają taki system pracy, że każdy kogoś poleca i organizuje się wspólne sesje nagraniowe, przez co ciągle jesteś w procesie twórczym. Spędzając tam dosyć sporo czasu, miałam wiele okazji do komponowania muzyki. Pracowałam z tyloma różnymi producentami, że teraz nadszedł ten etap, w którym mogę żonglować tymi numerami. Jedne są gotowe, drugie trzeba doszlifować, jeszcze inne trafią na kolejną płytę.
Czym jeszcze różni się nagrywanie za oceanem od tego w Polsce?
To jest pytanie, które zawsze dostaję też od moich przyjaciół z branży. Puszczam im piosenki, które śpiewam po polsku i te, które zrobiłam w Stanach. Oni mówią o nich: Jula, coś w nich jest, po prostu brzmią inaczej. Oczywiście, mam świadomość tego, że język sam w sobie bardzo zmienia styl mojego głosu. Ale oni mają też jakieś tajne sposoby na miksowanie utworów (śmiech). Nie jestem w stanie jeszcze stwierdzić, co to dokładnie jest. Wzięłam swojego przyjaciela producenta, który produkował Niepoprawny numer. Byłam z nim w Stanach i mówię do niego: Maurycy, weź ich podglądaj, co oni robią, dlaczego to jest takie nieuchwytne dla nas. Mają kompletnie inne myślenie o muzyce.
Muszę jednak przyznać, że nie odczuwam praktycznie żadnej różnicy, jeżeli chodzi o jakość pracy z Polakami i Amerykanami. Talentem, motywacją i artyzmem nie odbiegamy od nich w ogóle.
Julia Pośnik: w USA trudno się wybić
A czy zauważyłaś jakieś różnice, jeśli chodzi o odbiór muzyki? Jak to jest, kiedy muzyka wchodzi na przodujący globalny rynek, podczas gdy w Polsce często nie wykracza poza nasze granice?
Bardzo ciężko się przebić w Stanach Zjednoczonych. Każdy na wstępie mówił mi, że potrzeba minimum pięciu lat, żeby świat o kimś usłyszał. Chyba dlatego bardzo doceniono tam fakt, że posiadam tak duży fanbase w Polsce. W USA niejedna osoba mogłaby o nim tylko pomarzyć.
Ale tkwi w tym paradoks. Gdy byłam za granicą, zaskoczyła mnie jedna rzecz. Zapytałam się na transmisji live moich fanów, jaką piosenkę chcieliby usłyszeć najpierw: polską czy angielską. Wszyscy poprosili o tę drugą. Myślałam, że bliżej im będzie do utworów po polsku. Może chodziło o to, że nagrywałam tyle contentu ze Stanów, że pewnie byli już spragnieni jakichkolwiek efektów.
Dużo polskich artystów koncertuje za granicą. Odwiedzają Polonię, a przy tym zyskują zagranicznych fanów.
To prawda – rzeczywiście spotkałam bardzo dużo przedstawicieli Polonii. Mam zresztą jedną przyjaciółkę Kaeyrę, która występowała w American Idol. Jest Polką, a normalnie koncertuje w Chicago. To tamtejsza gwiazda.
Zdradziłaś, że masz w zanadrzu jeszcze wiele kawałków i produkcji ze Stanów. A czy teraz w Polsce tworzysz muzykę w jakiś inny sposób dzięki temu, czego się tam nauczyłaś?
Po powrocie wszystko w głowie bardzo mi się pozmieniało. To, czego się nauczyłam w USA, staram się przekuwać na moją pracę w Polsce.
Julia Pośnik: specjalistka od wielu rzeczy
W jakim stylu będzie utrzymana twoja nowa płyta?
Muszę przyznać, że proces jej tworzenia wciąż jest żywy i organiczny. Chciałabym powiedzieć, że będzie dużo utworów podobnych do Niepoprawnego numeru, ale z drugiej strony czuję, że ta płyta okaże się dla moich fanów bardzo nieprzewidywalna. Słuchając jej, warto będzie nastawić się na wiele zaskoczeń.
A czy szykują się jakieś duety z innymi artystami – polskimi albo zagranicznymi?
Mogę zdradzić tyle, że mam na oku parę fajnych artystek ze Stanów, z którymi chciałabym coś zrobić. Proces trwa.
A czy masz idola, z którym współpraca byłaby spełnieniem marzeń?
Powiem krótko – Lana Del Rey albo Billie Eilish.
Jak wyobrażasz sobie swoją przyszłość? Czy chcesz skupić się stricte na muzyce, czy jednak chciałabyś też rozwinąć się w jakiejś innej dziedzinie?
Nigdy nie postrzegałam siebie za specjalistkę tylko w jednej rzeczy. Nie lubię się ograniczać. Uważam, że mam bardzo dużo innych pól do rozwoju. Od dziecka się interesowałam rysunkiem i grafiką. Myślę, że całkiem dobrze mi idzie w marketing, rozważam otwarcie swojego biznesu. I gdzieś tam jeszcze zahaczyłabym po drodze o aktorstwo.
A chciałabyś to wszystko robić w Polsce czy jednak w Stanach Zjednoczonych?
Wizja życia w Stanach towarzyszy mi od dziecka. Moim marzeniem było chodzić tam do liceum, ale tak się złożyło, że pierwszy raz wyjechałam dopiero rok temu. Stały pobyt w USA to nadal bardzo bliska mi wizja. Trudno się od niej zdystansować, bo gdy ktoś mnie spotyka, często mówi: Jula, ty tam idealnie pasujesz!. Kocham jednak życie, które buduję sobie w Polsce, więc jeszcze muszę przemyśleć, jak by to wszystko miało funkcjonować. Być może na zimę tam, a w Polsce – na wiosnę i lato. Zobaczymy.
Nie byłxś jeszcze na festiwalu muzycznym tego lata? Koniecznie sprawdź te wydarzenia!
Praktykantka w dziale kreatywnym Going. Uwielbia Sza, Maca Millera i The Neighbourhood. Siedzi dużo w social mediach. Lubi kino, festiwale i dobre jedzenie.