Czytasz teraz
Czekaliśmy na to dziesięć lat. Duet Kiasmos wydał drugą płytę
Opinie

Czekaliśmy na to dziesięć lat. Duet Kiasmos wydał drugą płytę

Świeżutki album nagrywano w Islandii, Londynie i na Bali. – To żywszy materiał, ale nadal zachowujący nasz charakterystyczny styl, przechodzący od cichego, ambientowego podszeptu do wybuchowego tanecznego rytmu – przekonują artyści.

Gdyby ta płyta była autostopowiczem, prawdopodobnie byś się odwrócił. Uderzający, pełen gracji i zupełnie obnażony – ten album orbituje wokół zaniedbanego skrzyżowania, gdzie muzyka taneczna spotyka się z zarośniętą ścieżką modern classical. Tak dekadę temu pisał dziennikarz Clash, Matthew Bennett. Panowie roztoczyli klimat jednego z tych materiałów, który miłośnicy elektroniki będą celebrować z każdą kolejną dekadą. Dzieła nieporównywalnego do żadnego innego, podnoszącego poziom dyskusji dla całego gatunku. To z kolei słowa Alana Ranty z Tiny Mix Tapes.

Co dwie głowy, to nie jedna

Równie entuzjastycznych recenzji było jeszcze więcej. Trudno im się dziwić – fonograficzny debiut Kiasmos należał do najciekawszych wydawnictw 2014 roku. Intrygował już sam pomysł zderzenia ze sobą dwóch różnych muzycznych osobowości. Janus Rasmussen zaczynał od grania w electropopowej formacji Bloodgroup, która chętnie eksplorowała rejony microhouse’u i minimal techno. Ólafur Arnalds, stawiający pierwsze kroki w zespołach metalowych, roztaczał z kolei ambientowe, muśnięte melancholią tła. W dźwiękach szukał przede wszystkim ukojenia, transu i ilustracyjności. Jak pogodzić ze sobą tak odmienne podejścia do elektroniki?

Kiasmos: tańczyć na smutno

Artystom szybko udało się znaleźć wspólny język, którym opowiadali intymne, skrywane dotąd historię. Rezultatem ich brzmieniowego porozumienia okazał się elegancki, wyrazisty zestaw kompozycji orbitujących wokół minimal techno. Słuchacze odnaleźli w nich odniesienia do twórczości GAS, Jona Hopkinsa czy Pantha du Prince, ale panowie nie poprzestali na odcinaniu kuponów. Ich piosenki do płakania na parkiecie (to cytat z samych producentów!) stały się synonimem stylu całej wytwórni Erased Tapes. Bez dwóch zdań zainspirowały innych wrażliwców stojących za konsoletami: duet Gidge, Christiana Löfflera albo Howling.

Kiasmos
Okładka albumu Kiasmos duetu Kiasmos / Erased Tapes / materiały prasowe

Burst: kotwica dla całego materiału

Debiutancki album islandzko-farerskiego duetu jest też szczególny z innego powodu – Kiasmos nie wydało dotąd jego następcy. Regularnie grali DJ sety, wypuszczali pojedyncze piosenki, remiksy i EP-ki. Na dłuższy powrót do studia nagraniowego nie zdobyli się jednak przez całą dekadę. Zrobili to dopiero teraz, przypominając, że na niektóre rzeczy warto poczekać trochę dłużej. Nadchodzi era II.

Zobacz również

CARBON Silesia Festival ogłasza. W Zabrzu zagrają Vitalic, GusGus i Röyksopp!

Wyczekany długogrający krążek ujrzał światło dzienne 5 lipca – w sam raz na letnie, upalne dni. Jego pierwszą zapowiedzią był utwór Burst, który właśnie trafił do sieci. Łagodna elektronika sprawnie wchodzi tu w dialog ze stopniowo narastającą sekcją smyczkową. To niezbity dowód na to, że panowie wciąż hołdują gatunkowym crossoverom, szukając piękna między analogowymi a syntetycznymi dźwiękami. Jak się okazuje, wytypowanie Burst do roli singla nie było przypadkowe. – To zapis momentu, gdy cały album zaczął układać się w jedną całość. Włożyliśmy wiele pracy w to, żeby ten utwór był tym, czym jest, dzięki czemu stał się kotwicą dla całego materiału – opowiadają twórcy.

Kiasmos – Burst

Wraz z premierą wydawnictwa panowie wracają na szlak koncertowy. Swoje piosenki wplatali w DJ sety, ale przez pięć lat nie występowali razem w formule live. Przerwę oficjalnie zakończyli 27 maja w stolicy Islandii, Reykjaviku. W swoim tournée nie mogli nie uwzględnić Polski, gdzie mają wyjątkowo oddanych fanów. Duet zagra 12 lipca na festiwalu Audioriver, który w tym roku po raz pierwszy odbędzie się w Łodzi.

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony