Kishi Bashi zagra w Warszawie. Nową płytą zaprasza do tańca i wiary w ludzkość
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE
– Myślenie o tym, że świat dobiega końca, stawia nas w dość chorobliwym położeniu. Staram się dlatego przekonać ludzi, by czerpali jak najwięcej z bycia „tu i teraz” – przekonuje amerykański muzyk o japońskim pochodzeniu. Jego ubiegłoroczny album Kantos usłyszymy na żywo w stołecznej Hydrozagadce.
Lato w mieście nie brzmi specjalnie zachęcająco? Z zazdrością patrzycie na zdjęcia znajomych opalających się na plaży albo zdobywających górskie szczyty, bo wiecie, że do Waszego urlopu jeszcze daleka droga? Mamy świetne remedium na te troski. W Warszawie za chwilę odbędzie się koncert jednego z najoryginalniejszych przedstawicieli współczesnej sceny alternatywnej. Wraz z nim na nowo odkryjecie pomysłowy songwriting, przeniesiecie się do fikcyjnych światów i przekonacie się, jak duża siła tkwi we wspólnotowym doświadczaniu muzyki. To nie tyle namiastka krótkich wakacji, co ich godny substytut.
Kishi Bashi na żywo w warszawskiej Hydrozagadce. Złap swoją wejściówkę na ten niezwykły występ!
Kishi Bashi. Co warto o nim wiedzieć?
O niezwykłe wspomnienia 16 lipca w stołecznej Hydrozagadce zadba Kaoru Dill-Ishibashi, szerszej publiczności znany jako Kishi Bashi. Amerykanin o japońskich korzeniach może pochwalić się ponadtrzydziestoletnim stażem scenicznym. Już na studiach inżynierskich założył zespół Tamarisk. Granie w nim spodobało mu się na tyle, że porzucił nauki ścisłe i zaczął szkolić się na kompozytora filmowego. Jego wiodącym instrumentem zostały wówczas skrzypce.
Już wtedy było jasne, że artysta nie zamierza ograniczać się twórczo. Po studiach nie ugrzązł w orkiestrach. Stanął za to na czele zespołu Jupiter One, w którym zderzał ze sobą elektronikę i indie rock. Utwory formacji znalazły się na ścieżkach dźwiękowych do FIFY 08, FIFY 09 i wyścigowego Burnout Paradise.
W podobnym czasie Amerykanin zaczął występować jako muzyk estradowy. Tak związał się m.in. z Reginą Spektor i gigantami psychodelii z of Montreal. Suma tych doświadczeń dodała mu odwagi do tego, żeby ruszyć z karierą pod własnym nazwiskiem. Rozpoczął ją nagranym po angielsku i japońsku krążkiem 151a.
Kantos. Trochę optymizmu
Kishi Bashi odwiedzi Polskę w ramach trasy promującej ubiegłoroczny krążek Kantos. Wydał go pod egidą oficyny Joyful Noise (znanej także ze współpracy z CocoRosie, Tropical Fuck Storm albo Deerhoof), która opiekuje się nim od czasów fonograficznego debiutu. Płyta stanowi kolejny niezbity dowód na to, że artysta nie ma sobie równych w niekonwencjonalnym songwritingu. Zestawienie klasycznych instrumentacji z nowoczesnymi aranżacjami bywa ryzykowne, ale Amerykanin trzyma takie połączenie w ryzach. W porównaniu z poprzednimi materiałami dokonał zarazem istotnej zmiany i pokusił się o… nieco więcej optymizmu.
Na krążku Omoiyari z empatią i współczuciem przyjrzał się rasowej dyskryminacji azjatyckiej diaspory w Stanach Zjednoczonych. Sonderlust ujął w ramy intymnego świadectwa ery rozstania, gdy życie rozpada się na tysiąc kawałków. Tym razem poszedł zaś w nieco inną stronę. Choć ma świadomość kierunku, w jakim nieuchronnie zmierza ludzkość, pragnie dostrzec jej pozytywne aspekty. – W czasach, gdy wiele osób zaczęło panikować na temat AI i tego, co oznacza dla naszej przyszłości, zacząłem postrzegać pracę nad „Kantos” jako sposób na zbadanie koncepcji zakorzeniania się w społeczeństwie – podkreśla. Jego zdaniem piosenki w tak niepewnych czasach wciąż pozostają nośnikiem emocji i solidarności.
Kishi Bashi. Muzyczny i kontekstowy róg obfitości
Pogodniejszy ton całego materiału, który wielu słuchaczy z pewnością zachęci do tańca, nadają konkretne rozwiązania aranżacyjne. Jego autor nigdy nie stawiał przed sobą granic, ale tym razem jeszcze bardziej puścił wodze fantazji. Łączy ze sobą avant pop, południowoamerykański jazz i funk oraz żwawy japoński city pop. Nie zapomina przy tym o ilustracyjności rodem ze ścieżek dźwiękowych i szeroko rozumianego library music. Głowę chłonną na takie zestawienia utrzymał dzięki wszechstronnym inspiracjom. Zasłuchiwał się w dance punku od The Rapture i LCD Soundsystem. Wrócił myślami do spuścizny giganta disco, Nile’a Rodgersa. Ducha starożytnej kultury szukał podczas podróży na Kretę, a oświeceniowej filozofii – w pismach Immanuela Kanta.
Co taki eklektyzm oznacza dla słuchaczy? Odpowiedź jest prosta – jeszcze więcej niespodzianek, frajdy i koncertowych wrażeń. Kishi Bashi jest w świetnej formie i szkoda byłoby nie doświadczyć jej na żywo akurat teraz.

Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE

