Doktorant (Film Studies) na uczelni King's College London. Publikował m.in.…
Różne odsłony zakochania, synth-popowe klimaty i pulsujące utwory przypominające przyśpieszone bicie serca. Brytyjska piosenkarka Laurel na swoim drugim longplayu Palpitations prowadzi rozliczenie z miłostkami i bawi się barwnymi metaforami. Co mówi nam o uczuciach?
Pandemia, sprawy prywatne i odnajdywanie samej siebie. Ostatnie lata nie były dla niej łaskawe, ale niedawno wróciła znacznie silniejsza. Dziś 31-letnia artystka doskonale wie, czego dokładnie chce od życia oraz od swojej muzyki. Z Laurel Aurell-Cullen spotkaliśmy się przy okazji premiery jej drugiego albumu Palpitations, który niedawno obchodził pierwsze urodziny. Okres wakacyjnych uniesień i zauroczeń to świetny pretekst, żeby do niego wrócić.
Duet Blauka przed chwilą wydał świetną płytę Wolta. Sprawdź, gdzie usłyszeć ją na żywo!
Jan Tracz: Minęło sześć lat od premiery twojego debiutanckiego albumu DOGVIOLET do wydania najnowszej płyty. W dzisiejszym rynku dla artystów to całkiem sporo. Co się stało?
Musiałam dojrzeć do tego, aby wreszcie zmierzyć się z kolejnym pełnoprawnym nagraniem. W międzyczasie wydałam dwie EP-ki, które okazały się największymi sukcesami w mojej karierze, więc to poniekąd zwiększyło moją pewność siebie. Wcześniej nie chciałam się zbytnio napinać: podobało mi się takie beztroskie wypuszczanie muzyki na bieżąco, bez większego przywiązywania się do samej promocji. Zależało mi, aby zaproponować moim słuchaczom muzykę, która akurat była bliska mojemu sercu.
Problem z longplayami jest taki, że jednak zbyt długo trzeba nad nimi pracować. Już sama produkcja zajmuje wieki! Kiedy wreszcie dojdzie do wydania naszego nowego albumu, to realnie jesteśmy już muzycznie w kompletnie innym miejscu, z zupełnie nowymi piosenkami. Emocjonalnie przestajemy być zżyci z utworami, które właśnie miały swoją premierę. A to nie pomaga.
Muzyczna ewolucja
No właśnie, wspomniane dwie EP-ki, świetnie wyprodukowane i zrealizowane Petrol Bloom (2020) i Limbo Cherry (2021), stylistycznie znacznie różnią się od wspomnianego debiutu. Mniej tam gitarowego grania, a więcej synthpopu. Jak Laurel ewoluowała jako artystka w trakcie tej sześcioletniej przerwy?
Mój debiut był w pełni gitarowym albumem, więc po jego premierze postanowiłam spróbować czegoś zupełnie nowego. Poczułam, że nie chcę nagrywać tylko i wyłącznie smutnych piosenek. Pojawiło się jednak jedno ale. DOGVIOLET nagrałam i wyprodukowałam sama, w swoim własnym mieszkaniu. Jakiś czas po premierze zdałam sobie sprawę, że jeśli chciałabym zmienić brzmienie, to muszę znaleźć producenta, który mi w tym pomoże. Wiedziałam, że sama sobie nie poradzę.
Zależało mi, aby poszerzyć swoje muzyczne horyzonty: w kółko słuchałam takich artystów jak Tame Impala, Empire of the Sun czy Sky Ferreira. Dzięki nim poczułam, że prędzej czy później muszę zmienić własny styl i wręcz spróbować stworzyć coś w ich muzycznym mikrokosmosie. To wtedy na mojej drodze pojawił się Chrome Sparks, producent, który zrewolucjonizował moje dotychczasowe brzmienie. Zaczęliśmy pracować nad Petrol Bloom, na którym bawiliśmy się dynamiką utworów. To było dla mnie zupełnie coś nowego. Natomiast kolejny album, Limbo Cherry, to taki mariaż DOGVIOLET z poprzednią EP-ką. Postawiliśmy tam na synthpopowe ballady o miłości i poczułam, że to kierunek, który powinnam obrać na drugiej płycie.

Laurel, Palpitations: Podróż do popowych terytoriów
Na Palpitations usłyszymy nową muzyczną estetykę, ale czuć przy tym, że to nadal jest twój album.
Przy Palpitations postanowiliśmy postawić na sprawdzone rozwiązania i podobny model pracy. Do studia przyniosłam swoje nowe utwory, ale musieliśmy zadać sobie pytanie, w jaki sposób nagramy je tak, aby wyszła z nich taka jedna, koherentna całość. Chodziło przede wszystkim o znalezienie muzycznego stylu, który następnie obierzemy przy każdej piosence. Cała reszta przyszła już sama: kiedy produkuje się album, nigdy nie da się przewidzieć kierunku, który obierze twój proces twórczy. Trzeba pozwolić sobie na spontaniczność i dać się ponieść nowo powstałym dźwiękom. Chcieliśmy zachować tożsamość poprzednich albumów, ale przy tym popchnąć moją muzykę w jeszcze bardziej popowe terytoria. Wiedziałam, że to są moje klimaty i postanowiłam zaufać intuicji.
Określiłabyś to kolejnym rozdziałem w twojej karierze? Czy właśnie może jako sequel do Limbo Cherry?
To raczej coś w rodzaju follow-upu do mojej poprzedniej EP-ki. Bliska do poprzedniej estetyka, ten sam producent, podobne instrumentarium i wciąż ta sama ja (śmiech). Nie zapominajmy przy tym, że nigdy nie da się nagrać podobnego albumu dwa razy. Są artyści, którzy często próbują odtworzyć uzyskane brzmienia na nowych płytach, ale to w żadnym wypadku nie działa. Warto natomiast skupić się na magii świeżych utworów: trzeba w nie uwierzyć, a cała reszta przyjdzie już sama. Chyba dzięki temu udało mi się nagrać Palpitations.
Słuchając Palpitations, czujemy przyjemny powiew lat 80. Przyznaj szczerze: czy oficjalnie to twoja pierwsza wakacyjna płyta?
Na to wygląda! Niby znajdziemy tam parę wzruszających utworów, ale większość z nich to energiczne tytuły, które idealnie wpasowują się w dynamikę słonecznych dni (śmiech).
Laurel, Palpitations: Album jak bicie serca
Twoje utwory wyróżnia chwytliwość. Są drapieżne, pociągające, wręcz kuszące. Napisane przez ciebie teksty potrafią w ułamku sekundy pobudzić wyobraźnię słuchaczy. Fani często piszą, że twoja muzyka jest po prostu sexy. Zastanawiałaś się nad tym, gdy pracowałaś nad nowym albumem?
Nieraz słyszałam takie opinie, ale nigdy tego nie analizowałam. Gdy wchodzę do studia, nie planuję tego, jakie emocje ma dokładnie przekazywać moja muzyka. Kiedy wkrada się tego typu kalkulacja, muzyka z automatu przestaje być twoja. Ona najpierw musi wybrzmieć z naszych własnych trzewi; dopiero później możemy przypisywać jej różnego rodzaju znaczenia i fancy przymiotniki. Dla mnie muzyka, której na co dzień słucham, musi porwać mnie w ułamku sekundy. Inaczej prędko przejdę do następnego utworu. Może dlatego stawiam w swoich kompozycjach na wspomnianą przez ciebie chwytliwość. Kiedy tworzę, myślę o piosenkach w bardzo popowych kategoriach. Zależy mi, aby jak najszybciej zaintrygować słuchacza. Dzięki temu zostanie ze mną na dłużej.
Czym są tytułowe palpitacje? Co dokładnie znaczą?
Dla mnie każdy z tych utworów to taka drobna palpitacja. Wystarczy połączyć je wszystkie w całość, aby sam album przypominał rytmiczne bicie serca. A kiedy najczęściej ono bije?
Kiedy jesteśmy zakochani.
Dokładnie. Silne emocje, które wręcz mogą być odczuwane przez nas fizycznie, wciąż bardzo mnie pociągają. Świadczą o tym, że jesteśmy ludźmi i potrafimy poczuć coś do drugiej osoby. Ten album napędzany jest moim własnym sercem i emocjami. Nie mogłam wyobrazić sobie lepszego tytułu niż Palpitations.
Cała paleta emocji
Dla mnie Palpitations są o różnych rodzajach miłości. Opowiadają, jak to uczucie może namieszać nam w głowach.
Nie ma tam żadnej fikcji. Każda emocja to coś, co kiedyś poczułam i postanowiłam zapamiętać, a następnie spisać na kartce papieru, aby pozostało ze mną na dłużej. W żadnym wypadku nie jest to album koncepcyjny; to raczej zapis wydarzeń z mojej przeszłości, choć znajdziemy też utwory wyśpiewane w czasie teraźniejszym. Tutaj stara ja przeplata się ze współczesną wersją Laurel.
Otwierające album 45 Degrees to intrygujące spojrzenie na zakochanie, w którym nie widzimy nic poza drugą osobą. Tak namacalne emocje od zawsze były motywem przewodnim twoich piosenek. Czy dalej odnajdujesz coś nowego w miłości? Czy po tylu latach wciąż potrafi cię zaskakiwać?
To emocja, która od zawsze miała władczość nad wszystkimi innymi. Może dlatego wciąż tak bardzo mnie inspiruje? W miłości możesz odnaleźć zarówno euforię, jak i złość. Szczęście, ale i smutek. Nadzieję, aczkolwiek i strach. Nigdy nie ukrywałam, że miłość to mój ulubiony songwriterski motyw. Zawsze odnajduję w niej coś nowego i to ona staje się motorem napędowym dla moich nowych tekstów. Miłość przenosi mnie do innego wymiaru i zawsze pragnę, aby te piosenki potrafiły robić to samo z moimi słuchaczami. Choćby dlatego 45 Degrees są bardzo marzycielskie, opowiadają o miłostkach i pocałunkach. Opisują emocje, które sama niegdyś odczuwałam.
Laurel, Palpitations: Pole do analizy i zabawy melodią
Następnie mamy przejście do równie ewokacyjnych Wild Things.
Wild Things to kolejna intensywna kompozycja, której rytm ma korespondować z uczuciami opisywanymi w warstwie lirycznej (dorastanie, zagubienie, nastoletni lęk i tak dalej). Nawet pulsująca produkcja tego utworu bardzo przypomina przyspieszone bicie serca, nasilające się wraz z pojawianiem się kolejnych stresogennych emocji. Te motywy przeplatają się na płycie i pozwalają mi podzielić się swoimi doświadczeniami wraz ze słuchaczami.
Po paru innych love songs dostajemy Heavy Heart i Deathwish jako zamykające utwory, które implikują, jak groźna potrafi być namiętność, czyli tzw. uczucie totalne. One dalej są pełne pasji, ale już nie napawają nadzieją tak jak początek albumu.
Heavy Heart to utwór, w którym bardzo trudno było mi odnaleźć odpowiedni balans. Niby opowiada o miłostkach, ale to już nie są te same dynamiczne emocje, jakie usłyszymy na początku Palpitations. Można powiedzieć, że to kompletnie inna odsłona miłości. To moment dla tych słuchaczy, którzy uwielbiają zagłębiać się w klimaty moich piosenek i analizować ich teksty.
Natomiast Deathwish od początku miało zamykać album – wystarczy spojrzeć na tekst i tytuł! To także nie będzie kompozycja o klasycznej, radiowej kompozycji. Jest bardzo eteryczna, nie ma stałej narracji, bowiem to jedyny utwór na Palpitations, w którym myślałam wyłącznie o sobie, a nie o słuchaczu. Tym trackiem sama sobie zrobiłam prezent. Zawsze chciałam go nagrać, zakochałam się w nim i wiedziałam, że musi trafić na album, nawet jeśli nie podpasuje każdemu.
Bezbronna istota
Całość uzupełnia zmysłowa okładka, na której pozujesz…
… z owcą!
Jaka jest historia tego zdjęcia i w jaki sposób wchodzi ono w dialog z całym albumem?
Zależało mi, aby ta okładka została wraz ze słuchaczami, a przy tym korespondowała z tematyką Palpitations. Dla mnie owca ma biblijne konotacje i w tym wypadku po prostu symbolizuje serce. Do tego to niewinna istota, która jest całkowicie bezbronna w otaczającym ją świecie. Każdy z tych motywów niejako łączy się z moimi tekstami i wpasowuje się w plastyczną stylistykę płyty.

Gdzie widzisz siebie za kolejne sześć lat? Powiedziałaś kiedyś, że twoim marzeniem jest nagrać piosenkę z Laną Del Rey. Uda się?
Zobaczymy! Na pewno chciałabym więcej nagrywać i koncertować: w ciągu ostatnich sześciu lat wydarzyło się naprawdę wiele (choćby pandemia!), ale teraz jestem gotowa na więcej. Co do samej Lany – podobno marzenia się spełniają.
Doktorant (Film Studies) na uczelni King's College London. Publikował m.in. na łamach portalu Collider, Cineuropy, Schön! Magazine, The Upcoming, Filmwebu, Interii, Polityki, Culture.pl, czy Vogue'a. Przeprowadził wywiady m.in. z Adamem Sandlerem, Madsem Mikkelsenem, Alejandro Gonzálezem Iñárritu, Amandą Seyfried i Jeremym Strongiem.

