Literatura, która po prostu chce czynić dobro, rzadko jest literaturą wielką [WYWIAD]
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie…
– Artyści mogą stworzyć nowe przestrzenie we wspólnej świadomości, w których umieścimy naszą wspólną historię. Dla mnie literatura i sztuka są tak ważne, ponieważ najlepsze dzieła pozwalają ludziom wejść do środka i wykorzystać własne doświadczenia – rozmowa z norweską pisarką Merethe Lindstrom.
Autorka Dni w historii ciszy opowiedziała mi o tym, że przełamywanie milczenia potrafi leczyć traumę i o tym, że istnieje w nas przestrzeń, w którym brak słów może być niezbędny. W swojej powieści Merethe Lindstrom przybliża relację Simona i Evy, między którymi zawieszona zostaje komunikacja. Kto i co próbuje tu przemilczeć i jakie strategie przyjmie małżonka, gdy mąż zbuntuje się przeciwko słowom?
Jagoda Gawliczek: Milczenie jest jednym z bohaterów Dni w historii ciszy. W jaki sposób kształtuje ono relacje pomiędzy ludźmi?
Merethe Lindstrom: Jest wiele rodzajów ciszy, ale myślę, że najbardziej boimy się tej, która pozostaje po zerwaniu komunikacji. Istnieje jednak także potrzebne milczenie, które szanuje prywatność i integralność innych. Myślę, że wszyscy mamy w sobie to miejsce, w którym powinniśmy być sami i nie wpuszczać nikogo – nawet tych, którzy są nam najbliżsi. Warto zostawić to miejsce w spokoju.
Pomiędzy ludźmi będącymi w bliskich związkach obowiązuje pewien niewerbalizowany kontrakt, który mówi, że ważnymi sprawami należy się dzielić. Jeśli ktoś nie jest w stanie się porozumieć, ma to duży wpływ na relację. Niezależnie od tego, jaki jest to sekret, poczucie, że coś ważnego jest przed nami trzymane w ukryciu, samo w sobie może to być traumatyczne i przynieść ze sobą szersze reperkusje. W ten sposób cisza może być sejsmiczna i złowieszcza.
Jak myślisz, jak możemy przezwyciężyć ciszy, gdy wkradnie się do relacji?
Kiedy cisza tworzy dystans, który jest trudny do pokonania, większość związków cierpi na różne sposoby. Jak to pokonać? Nie sądzę, żeby zawsze było to możliwe. Czasem lepiej to zaakceptować, choć oczywiście, jeśli jest to rodzaj milczenia, który podważa całe zaufanie i poczucie więzi, może to być trudne. Niektórzy autorzy i dramatopisarze napisali naprawdę dobre dzieła o tym, co dzieje się, gdy narastająca cisza nagle wybucha. Jednym z moich ulubionych jest szwedzki dramaturg Lars Norén i oczywiście nasz Henrik Ibsen.
W jaki sposób używałaś ciszy jako narzędzia do budowania napięcia między bohaterami?
Myślę, że napięcie już tam było. Tkwiło w dialogu między tymi dwiema osobami lub jego braku. Stawało się to widoczne, gdy pisałam. To jak krajobraz, który w jakiś sposób rozpoznaję, gdzie byłam już wcześniej, ale teraz mogę go zbadać na nowo i w jakiś sposób go przeanalizować. Mój język ma wiele pauz. Podoba mi się cisza powstająca pomiędzy tym, co jest napisane, a miejscami, w których tekst się kończy. Sądzę, że tam powinna znajdować się przestrzeń na myśli czytelnika. Zależy mi, żeby tekst zostawiał otwarte miejsce na refleksję i zwątpienie.
Czy myślisz, że możemy rzeczywiście podzielić się naszymi traumami z drugą osobą? Nawet nie po to, by je zagoić, ale – być może – by zbudować silniejszą więź?
Myślę, że tak. Dla mnie osobiście to bardzo ważne. Myślę też, że więzi są niezbędne w procesie zdrowienia. Kiedy byłam młoda, przeżyłem kilka traumatycznych wydarzeń. Pamiętam, że w tamtym czasie zobaczyłam Guernicę. Wracałam, żeby zobaczyć ją raz po raz. Zarówno ta praca, jak i inne podobne dzieła sztuki, dawały mi poczucie dziwnego komfortu. Motyw nie miał nic wspólnego z moją własną traumą, ale wydawał mi się tak mocnym przedstawieniem ludzkiego cierpienia, a jednocześnie tego, co można zrozumieć i przekazać, że od samego patrzenia poczułam się lepiej.
Sprawdź też wywiad z autorem powieści „Stroiciel fortepianów”
Czy uważasz, że powinniśmy czuć się zobowiązani do dzielenia się historycznymi traumami, próbując zapobiec ich odtwarzaniu?
Czuję się do tego zobowiązana, ale jeśli chodzi o pisanie, nie zawsze tak to działa. Możesz mieć bardzo jasne pojęcie o tym, czego chcesz od swojego tekstu, ale mimo to może on trafić gdzie indziej, wybrać inną drogę. Literatura, która po prostu chce czynić dobro, rzadko jest literaturą wielką. Ale odpowiadając na Twoje pytanie: tak, czuję się zobowiązana… o ile to w ogóle możliwe, ale to już całkiem inna historia. Wydaje mi się, że wiele z tych samych traum się powtarza.
Czy sądzisz, że z kolei obowiązkiem młodszych pokoleń jest odkopywanie wspomnień i słuchanie tych historii?
W mojej książce bohaterowie nie dzielą się przeszłością ze swoimi dziećmi, pozbawiając je w ten sposób możliwości i odpowiedzialności za zapoznanie się z nią. W tym sensie ważne jest, aby przeszłość była czymś więcej. Oczywiście w pewnym sensie wszyscy jesteśmy za to odpowiedzialni. Artyści mogą jednak stworzyć nowe przestrzenie we wspólnej świadomości, w których umieścimy naszą wspólną historię. Dla mnie literatura i sztuka są tak ważne, ponieważ ich najlepsze dzieła pozwalają ludziom wejść do środka i wykorzystać własne doświadczenia.
Czy podczas pracy nad tą książką odkryłaś coś na temat swoich prywatnych relacji?
Moje prywatne relacje są zawsze częścią tego, co skłania mnie do pisania. Mój ojciec dzieli pewne podobieństwa z Simonem, jeśli chodzi o komunikację. Pod koniec życia stał się bardzo cichy. Mimo, że nie ukrywał tego rodzaju traum, jakie ukrywa Simon, było to nadal bardzo trudne. Mieszkaliśmy razem tylko przez krótki czas, kiedy byłam malutkim dzieckiem. Zawsze wysyłał mi taśmy, a później były to rozmowy telefoniczne i listy. Napisaliśmy mnóstwo listów. Myślę, że nasza komunikacja ma wiele wspólnego z tym, dlaczego zostałam pisarką. I chociaż działo się to stopniowo, było bardzo dotkliwe, gdy na starość ucichł. W pewnym sensie powieść pozwala mi zgłębić tę część mojej relacji z ojcem, chociaż ta historia nie dotyczy nas.
Czego nauczyłaś się od swoich bohaterów?
Nie wiem, czy uczę się od moich bohaterów, jednak rzeczy, które tłumiłam, wychodzą na jaw, kiedy piszę. Słyszałam, jak czytelniczki mówiły, że Eva jest raczej chłodna. Ja jednak nie sądzę, że taka jest. Myślę, że to po prostu ktoś, kto boi się, że popełniła pewne błędy. Może źle oceniła męża i inne relacje? Jednocześnie wiele bierze za oczywistość. Mogę się do tego odnieść. Myślę, że pisarze często doświadczają, że słowa, które wkładają w usta swoich bohaterów, prowadzą do niespodzianek. Ja sama do procesu pisania podchodzę w bardzo świadomy sposób, jednak czasami zdania po prostu się pojawiają i mogą nie wydawać się moją decyzją. Mam wrażenie, że bohaterowie zaczynają dzielić się ze mną swoimi przemyśleniami, choć oczywiście one też są moje. Pisanie to porządkowanie chaosu. Jest we mnie mnóstwo chaosu, dlatego zawsze mam coś do napisania!
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzi audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.