Czytasz teraz
Monika Surowiec, właścicielka marki Saint Warsaw: Świadomie budować swoją szafę [WYWIAD]
Lifestyle

Monika Surowiec, właścicielka marki Saint Warsaw: Świadomie budować swoją szafę [WYWIAD]

Monika Surowiec

Jeśli zaczniemy rozumieć, co oznacza produkowanie ogromnej ilości ubrań, spojrzymy na nie zupełnie inaczej – mówi nam pionierka mody cyrkularnej nad Wisłą. Wspólnie zastanawiamy się nad ideą zamkniętego obiegu, obnażamy słabości fast fashion i sprawdzamy, w czym krawiectwo przypomina rzeźbiarstwo. 

Jesteś ekspertką od cyrkularności. Co znaczy to słowo? Czy ma jedną definicję? 

W wywiadzie dla Czwórki powiedziałam, że jako termin jest dziś czymś zupełnie innym niż dwadzieścia, dziesięć, a nawet pięć lat temu. Tak naprawdę dopiero teraz się konstytuuje w kluczowych założeniach, choć wiele z tych kryteriów wciąż jest postulatem teoretycznym. Ale już w latach 00. faktycznie zaczęto realizować jego niektóre postulaty i mówić coraz więcej o zamykaniu obiegu. Dekadę później dużo mówiło się zaś o tym, że recykling jest panaceum na nadmiar i genialnym rozwiązaniem, dzięki któremu przywrócimy rzeczy do obiegu albo zaczniemy działać międzybranżowo. 

Na przykład? 

Wykorzystując PET z plastikowych butelek. Zostaje zamieniony na granulat, a następnie na przędzę, z których wykonywane są tkaniny. Dziś jednak podkreśla się, że plastik pochodzący z recyklingu jest bardziej toksyczny niż ten pierwotny: zarówno w branży spożywczej, włókienniczej, jak i odzieżowej. Ta chemia może przedostawać się do naszego organizmu.

Czyli recykling wbrew powszechnej opinii nie jest najlepszym rozwiązaniem? 

Chodzi o to, że nie rozwiązuje problemu nadprodukcji. Wrócę do tego, o co pytałeś na początku. Główną zasadą, na której opiera się cyrkularność, jest dążenie do trwałości produktów. Dotyczące go rekomendacje istnieją od dawna: wystarczy spojrzeć na hierarchię gospodarowania odpadem z 2008 roku. Na czele jest przeciwdziałanie powstawaniu odpadu, ponowne użycie, a na dopiero na samym końcu recycling.

W cyrkularności mówimy o wielu ścieżkach, które muszą się ze sobą krzyżować: konsumenckiej, ale również projektowej i produkcyjnej. To też takie narracje jak odpowiedzialność etyczna, naukowy postęp i motywacje rynkowe. Bez tej synergii nie ma szansy na powodzenie.

Jak te idee wyglądają w praktyce?

To dobre pytanie, bo teorie wciąż nie idą w parze z praktyką. Według naukowców całkowite zamknięcie obiegu będzie możliwe do osiągnięcia za około 100 lat. My tego nie doczekamy. Na razie mówimy raczej o minimalizowaniu negatywnego wpływu. Te działania podejmowane przez firmy czy instytucje są w fazie początkowej: tworzenia pewnego rodzaju mapy drogowej dla mody. A jako jednostki przedsiębiorcy, konsumenci, odbiorcy mody, możemy włączać dobre praktyki. Świadomie budować swoją szafę. Wybierać produkty modowych marek projektujących w sposób zrównoważony, legitymizujących się certyfikatami albo korzystających z wyprodukowanych już przedmiotów. Sama jestem przykładem projektantki, która bazuje w swoich działaniach na drugim obiegu tekstyliów. 

Od początku przemycałaś cyrkularność do swoich prac czy przyszła do ciebie później? 

Ta droga jest ciekawa także dla mnie samej. Na początku lat 00. byłam silnie związana ze środowiskiem modowo-artystycznym,studiowałam na Wydziale Sztuk Pięknych. Zainteresowałam się współczesnymi konceptualistami na przykład brytyjskimi, dadaistami czy ugrupowaniem Fluxus, które było mi bardzo bliskie ze względu na poszerzanie granic percepcji dotyczących szeroko rozumianej sztuki, muzyki, poezji itd. 

Co dało ci zapoznanie się z tym nurtem? 

Dzięki niemu przyjrzałam się współczesności i temu, jak reagują na nią projektanci. Praca twórców jest komentarzem na temat rzeczywistości. Zawsze będzie odzwierciedlać wszelkie zmiany społeczne, gospodarcze i kulturowe. Sama zaczęłam dawać świadectwo współczesnych przemian w designie: na przykład temu, że wyprodukowane już przedmioty są tak samo dobre jak te, które dopiero powstaną. Z taką myślą realizowałam pierwsze kolekcje. Projekty były wykorzystywane w różnych formach audiowizualnych, na przykład w filmie Sufferrosa, który dostał wiele nagród na całym świecie. Pełniłam tam funkcję dyrektorki artystycznej i kostiumografki. To, co jest widoczne dziś w moich dziełach, nie wzięło się z przypadku. To świadomie wybory i budowanie mojej drogi.

Jak zatem powinniśmy podchodzić do marek, u których zainteresowanie cyrkularnością nie stanowi naturalnego etapu rozwoju, tylko jest odpowiedzią na trendy? Czy to aby nie jest greenwashing

To bardzo ciekawe zagadnienie nadające się na osobne badania albo długi artykuł. Odpowiem: To zależy. Nie można dziwić się temu, że nowe marki chcą sięgać po hasło cyrkularność. Jest jednak i druga strona medalu. 

Jaka? 

Zdarza się, że niektórzy projektanci dosłownie doszywają jedynie hasło „moda cyrkularna”, dodając metki do ubrań znalezionych w second handach. Agencje PR-owe czy marketingowe, mając okazję zaprezentować modę cyrkularną, wolą zapraszać medialne osoby, które dopiero zaczynają zmieniać swoje praktyki, a nie twórców, którzy rzeczywiście propagują takie działania od lat. To pokazuje, że trzeba nauczyć się odpowiedzialnego języka komunikacji i nabywać nowe kompetencje, żeby móc właściwie przekazywać temat mody cyrkularnej, Rola odpowiedzialnego marketingu w budowaniu zaufania konsumentów poprzez rzeczywiste wartości marek takich jak moja jest jedną z podstaw. Tymczasem to bywa bardzo podstępne, jeśli patrzysz na marki fast fashion albo ultra fast fashion

Dlaczego? 

Tworzenie przez nie raportów zrównoważonego rozwoju nie jest nawet oksymoronem, tylko nadużyciem, jeśli pomyślisz o tym, że łamią prawa człowieka albo szkodzą środowisku. Posiłkowanie się jednym wybranym certyfikatem ekologicznym nie wystarcza. Na szczęście pojawiła się dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady UE, która potocznie jest nazywana dyrektywą ws. greenwashingu. Ma na celu przeciwdziałanie takim praktykom. Wskazuje, że komunikacja musi być wsparta rzeczywistymi dowodami. 

Wyjaśnij jeszcze proszę różnicę między ultra fast fashion a fast fashion. 

To pierwsze reprezentuje choćby chińskie Shein. Ma niewyobrażalny zasięg: produkuje nawet tysiąc wzorów dziennie, co przekłada się na 100 miliardów sztuk ubrań rocznie. Fast fashion to z kolei m.in. H&M, Zara albo Sinsay. Ich działalność wiąże się na przykład z łamaniem praw pracowniczych. Oferują w szwalniach głodowe stawki, które nie wystarczają na jakiekolwiek życie, nie mówiąc o tym godnym. To praca przy toksycznych chemikaliach, które następnie trafiają do środowiska naturalnego, czyli do wody, roślin etc. To tworzy całą mapę zależności. Jeśli zaczniemy rozumieć, co znaczy produkowanie ogromnej ilości ubrań, spojrzymy na nie zupełnie inaczej. 

Co zatem sprawia, że konsumenci i tak sięgają po takie marki? 

Na przykład status społeczny grupy, do której należą. Bardzo często nie mają przestrzeni, żeby zastanowić się nad problemami związanymi z modą. Poza tym duży wpływ ma cena. Nie wiem, jak często chodzisz do lumpeksów, ale bywa w nich tak, że ubrania marek fast czy ultra fast fashion są w nich droższe niż pierwotnie w sklepie. 

W Warszawie niektóre lumpeksy się zgentryfikowały i dziś są vintage shopami. 

Tak, dlatego poradzenie komuś, żeby skorzystał z drugiego obiegu, czasami w ogóle się nie sprawdza. Ale zostawiam ten wątek, bo moglibyśmy go ciągnąć w nieskończoność, i wracam do poprzedniego pytania. Inna rzecz jest taka, że ludzie naprawdę nie wiedzą o tym, jak są produkowane ubrania, które kupują. Nie mają świadomości, że noszą na sobie coś toksycznego, bo przecież nie ma o tym informacji na metce, choć powinny tam się znaleźć. Mam nadzieję, że dojdziemy do takiego momentu, gdy faktycznie będzie jasno napisane, że konkretny czarny barwnik powoduje ślepotę albo guza mózgu. A trzeci powód? Społeczeństwo jest przebodźcowane. Mamy zanieczyszczenie hałasem, światłem, jeden wielki nadmiar. Brakuje siły, żeby głębiej zainteresować się tym, skąd pochodzą nasze ubrania.  

Czy czujesz, że działalność Saint Warsaw – edukatorska, ale też związana z produkcją autorskich ubrań – jest swego rodzaju misją, żeby zmienić świat mody? 

Moje działania i marka są prekursorskie i mogę wywierać jakikolwiek wpływ na modę. Wbrew schematom branżowym założyłam markę opartą na upcyclingu. Gdy tłumaczyłam, czym się zajmuję, często mówiono mi, że to się nie przyjmie, ale byłam zdeterminowana. Dostawałam pozytywne sygnały z zewnątrz i zdobyłam się na to, żeby podzielić się swoją praktyką. Szczegółowo i transparentnie opisuję sposób, w jaki realizuję działania w Saint Warsaw. Nazwałam to modelem biznesowym opartym na upcyclingu, stworzyłam na ten temat także artykuł naukowy. Upcycling dla mnie nie jest tylko rezultatem artystycznym związanym z przerabianiem ubrań. Ma też wymiar ekonomiczny i etyczny. 

Przecieranie szlaków innym to pewnie także spore wyzwanie.

Jest też w tym ekscytacja, kiedy widzisz, że rzeczywiście wywierasz ten wpływ. Niestety, zdarza się też, że w projektach innych twórców widzę swoje wzory, w wywiadach czytam autorskie wypowiedzi jako czyjeś. Nie ma sensu wchodzić głębiej w ten temat, ale bezwiedne kopiowanie nie jest miłe dla żadnego autora. I nie ma nic wspólnego z inspiracją. Dzielę się swoimi rozwiązaniami po to, żeby inspirować, a nie widzieć je w czyjejś kolekcji czy wypowiedziach. Droga do cyrkularności musi wiązać się z kreatywnością i być oparta na wzajemnym szacunku. 

Chciałbym przejść do tego, jak przemycasz cyrkularność do konkretnych działań Saint Warsaw. Wchodząc na stronę internetową marki, zauważyłem, że nie można na niej kupić ubrań od ręki. To celowy zabieg? 

Sytuacja, w której prowadzę sklep, gdzie można włożyć coś do wirtualnego koszyka, nie pasuje do mojej osobowości i wizji firmy. W przyszłości zaoferuję w takiej formie na przykład akcesoria, ale nie najbardziej zaawansowane konstrukcje. Te powstają w synergii z osobą, jej ciałem i osobowością, poprzez dopasowane miary. Nie proponuję regularnych kolekcji. W moim odczuciu projekty, które tworzę, są ponadsezonowe ze względu na dość charakterystyczną estetykę i kod wizualny. Myślę, że sprawdzą się dobrze i za 10, i za 20 lat. Mam zresztą klientki, które noszą moje ubrania przez tak długi czas. 

Do Saint Warsaw przychodzą osoby świadome tego, czego chcą. Potrzebuję się z nimi spotkać, żeby wiedzieć, co zaprojektować. Uprawiam więc coś w rodzaju upcyklingowego krawiectwa opartego na rzemiośle, bo posługuję się często zapomnianymi technikami ręcznego szycia.  

Indywidualne podejście do klienta zabiera pewnie sporo czasu. Ile? 

Wykonanie jednego projektu potrafi trwać nawet dwa tygodnie – i to kolejny powód, dla którego nie tworzę regularnych kolekcji. Aby wyjaśnić, dlaczego, opowiem ci krótko o moim procesie. Pracuję na istniejących już produktach. Czasami jest tak, że je rozpruwam – defragmentuję i tworzę zupełnie nowy koncept. Częściej pracuję jednak na gotowym ubraniu, co jest o tyle trudniejsze, że potrzeba do tego faktycznych umiejętności rzeźbiarskich. Manipuluję płaską formą. Zabiera to sporo czasu, bo musisz wyczuć, na co pozwala materiał.

Zobacz również
wege kiełbasa

Robisz to sama czy masz kogoś do pomocy? 

Współpracuję z innymi rzemieślnikami, na przykład przy zaszyciu podszewki, ale wszystkie konstrukcje tworzę sama. Ten proces kojarzy mi się z pracą rzeźbiarza stojącego przy kamieniu albo drzewie. Ma jakiś wstępny zarys, ale tak naprawdę dłuto, a w pewnym momencie także wyobraźnia prowadzą go do zupełnie innego rezultatu. Mam nagrania, jak wygląda ten proces i kiedyś je upublicznię, ale lubię zostawić sobie tę dozę tajemnicy. To bowiem naprawdę fascynujące, gdy masz zwykłą marynarkę, która wydaje się kompletnie nieciekawa, i rodzi się z niej coś przestrzennego, trójwymiarowego. 

Jakie ubrania poddajesz manipulacjom? Dobierasz je sama czy otrzymujesz je od klientek? 

Raczej dobieram sama. Gdy ktoś nowy przychodzi do mnie, zazwyczaj oczekuje rzeczy z repertuaru moich charakterystycznych fasonów. To choćby motyw upięcia klap – powtarzalny, ale za każdym razem inny, bo dopasowany do konkretnej osoby. Później, gdy klientki wracają, już wiedzą, jakich materiałów używam. Pracuję na projektach vintage albo marek wysokiej jakości. Kiedy przynoszą swoje ubrania, mogę podjąć decyzję, czy nadadzą się do danego projektu. Wiem, co da się z nimi zrobić. 

Cały czas mówimy głównie o klientkach. A czy do Saint Warsaw przychodzą także mężczyźni? Rozgraniczasz w ogóle męskie i damskie projekty? 

Mam wrażenie, że z inkluzywnością Saint Warsaw jest trochę tak jak z cyrkularnością i upcyclingiem. Zanim różne marki zaczęły włączać to pojęcie do swojej komunikacji, ja po prostu je praktykowałam. Nie zastanawiałam się nad tym, czy to innowacja społeczna. Moje projekty nie były i nie są przypisane do płci. Po prostu pojawia się dana osoba i następuje moment scalenia projektu z człowiekiem, dostosowania go pod konkretne potrzeby.

Chcę dodać, że zależy mi na skalowaniu tej i podobnych praktyk. Istnieją marki, które koncentrują się na sprzedawaniu i prezentacji swoich projektów i to jest OK. Są też takie jak Saint Warsaw, które robią coś więcej. Oprócz proponowania konkretnego produktu modowego mam cały repertuar podpowiedzi i rozwiązań dla konsumenta, także tych edukacyjnych. Gdy zaczęłam w ten sposób komunikować swój koncept, otrzymałam wiele polemicznych głosów typu: Zdecyduj się – albo projektujesz, albo edukujesz. Zaufałam jednak swojej intuicji i wiedziałam, że to jest coś, co należy zrobić, bo ma przyszłość. Nie pomyliłam się. 

Skoro wspomniałaś o przyszłości, zapytam jeszcze, jakie będą dalsze kroki twojej marki. 

Saint Warsaw i całe moje projektowanie ciągle będzie sferą badawczą, w której sprawdzam, co się przyjmie, jeśli chodzi o cyrkularność, a co należałoby wykluczyć. Robię to na dwa sposoby: oferując produkty i angażując się w szeroko rozumianą edukację. Cel jest prosty: im bardziej wzrośnie świadomość na temat negatywnego wpływu produkcji, tym większa szansa, że społeczeństwo zwróci się do drugiego obiegu we wszelkich jego deklinacjach, od kupowania ubrań używanych do upcyklingu. 

Aby jednak osiągnąć sukces, marki muszą stawiać na transparentność, autentyczność oraz budowanie długotrwałych relacji opartych na zaufaniu i wspólnych wartościach. W ten sposób możliwe jest stworzenie świata, w którym moda nie tylko spełnia estetyczne i funkcjonalne potrzeby konsumentów, ale również etyczne. 

I ostatnia wskazówka dla czytelniczek, które mogły zainteresować się twoimi pomysłami. Czy projekty Saint Warsaw można zobaczyć gdzieś na żywo? 

Wcześniej miałam własny showroom. Musiałam jednak go zamknąć, gdy nadeszła pandemia COVID-19. Obecnie pracuję głównie w pracowni na Pomorzu. Efektem tych prac już pod koniec października będzie pokaz mojej kolekcji Black Light. A w przyszłym roku planuję zorganizować w Warszawie miejsce, w którym moje projekty będą dostępne do kupienia. 

13 października Monika Surowiec weźmie udział w panelu dyskusyjnym „Masz to w szafie” organizowanym w ramach popularnonaukowego Festiwalu Przemiany. Wraz z Eweliną Antonowicz opowie tam o tym, jak powinien przebiegać zrównoważony rozwój branży modowej. Going. jest patronem wydarzenia.

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony