Czytasz teraz
„Gdzie byliście, gdy żyła?”. Morrissey o śmierci Sinead O’Connor
Muzyka

„Gdzie byliście, gdy żyła?”. Morrissey o śmierci Sinead O’Connor

Morrissey

Sinead O’Connor pożegnali fani, celebryci i media. Światową żałobę przerwał Morrissey, który zarzucił wszystkim kłamstwo.

Dusza wojowniczki

Jej ścieżka nie była usłana różami. Życie Sinead O’Connor było pełne wyzwań, z którymi uporanie się wymagało niezwykłej siły. Już jako dziecko musiała stawić czoła rozwodowi rodziców, po którym zamieszkała ze znęcającą się nad nią matka. Bito ją kijem od miotły, miesiącami musiała spać w szopie.

Gdy była nastolatką, wysłano ją do domu funkcjonującego na zasadzie poprawczaka, prowadzonego przez siostry zakonne. Trafiała tam nieprzystosowana społecznie młodzież. Była to kara za kradzież i wagarowanie. Miejsce to nie miało nic wspólnego z azylem, a niekończące się piekło trwało. Po latach Sinead wyznała, że czuła się tam jak w więzieniu.

Od lat zmagała się z problemami psychicznymi, o czym nie bała się głośno mówić. Cierpiała na depresję, zaburzenie afektywne dwubiegunowe i borderline, co doprowadziło do wielokrotnych prób samobójczych. W 2017 roku straciła syna, który odebrał sobie życie. Nie potrafiła sobie z tym poradzić i jej stan jeszcze bardziej się pogorszył. – Postanowiłam podążać za moim synem. Nie ma sensu żyć bez niego – pisała na Twitterze.

O’Connor zmarła zaledwie 18 miesięcy po stracie ukochanego dziecka. – Był miłością mojego życia, lampą mojej duszy. Byliśmy jedną duszą w dwóch połówkach. Był jedyną osobą, która kiedykolwiek kochała mnie bezwarunkowo – tak brzmi jej ostatni wpis w social mediach. Miała zaledwie 56 lat. Jej wrażliwość, odwagę i nadzwyczajny talent wspomina cały świat.

Morrissey: Zawiniliśmy wszyscy

Była wyzwaniem, nie dała się zaszufladkować i miała odwagę mówić, gdy wszyscy inni milczeli. Była nękana tylko za to, że była sobą. Jej oczy w końcu zamknęły się w poszukiwaniu duszy, którą mogłaby nazwać własną – tak o Sinead pisze lider The Smiths, Morrissey. W obszernym wpisie na swoim blogu muzyk poruszył nie tylko kwestię życia i śmierci artystki. Skrytykował też celebrytów, przemysł muzyczny i wszystkich tych, którzy przypomnieli sobie o niej dopiero kiedy umarła.

Okrutny kojec sławy tryska dziś pochwałami dla Sinead… ze zwykłymi kretyńskimi etykietami »ikony« i »legendy«. Chwalicie ją teraz TYLKO dlatego, że jest już za późno. Nie mieliście odwagi wspierać jej, kiedy żyła i szukała was

Morrissey ma kontrowersyjne poglądy i przyzwyczaił się do lawiny hejtu. Gdy wspominał piosenkarkę, podkreślał, że branża nie lubi odchyleń od normy – te akceptowane są dopiero po śmierci. – Istnieje pewna nienawiść przemysłu muzycznego do piosenkarzy, którzy nie pasują (wiem to aż za dobrze) i nigdy nie są chwaleni aż do śmierci – zauważył. Przy okazji wytknął też brak lojalności płynącej ze strony wytwórni, która porzuciła ją mimo sprzedania siedmiu milionów albumów.

Dyrektorzy generalni firm muzycznych, którzy prezentowali swój najbardziej czarujący uśmiech, odmawiając jej udziału w swoich listach, ustawiają się w kolejce, by nazwać ją »feministyczną ikoną«, a 15-minutowi celebryci i gobliny z piekła rodem oraz wytwórnie płytowe sztucznie pobudzonej różnorodności cisną na Twittera, by świergotać swój bełkot… podczas gdy to WY namówiliście Sinead do poddania się… ponieważ odmówiła etykietowania i została zdegradowana

Zobacz również
The Weeknd

Na końcu Morrissey przywołał gwiazdy, które również przez całe życie walczyły z problemami osobistymi i niezrozumieniem otoczenia. – Dlaczego ktokolwiek jest zaskoczony, że Sinead O’Connor nie żyje? Komu zależało na uratowaniu Judy Garland, Whitney Houston, Amy Winehouse, Marilyn Monroe, Billie Holiday? Dokąd zmierzasz, gdy śmierć może być najlepszym rozwiązaniem? Czy to muzyczne szaleństwo było warte życia Sinead? – pyta retorycznie, ale zaraz dodaje, że nie, wcale nie było.

Swoje przemyślenia lider The Smiths podsumowuje gorzkimi słowami:

Jej oczy w końcu zamknęły się w poszukiwaniu duszy, którą mogłaby nazwać własną. Jak zawsze, hieny medialne nie trafiają w sedno i z zamkniętymi szczękami wracają do obraźliwie głupich »ikon« i »legend«, podczas gdy w zeszłym tygodniu wystarczyłyby słowa o wiele bardziej okrutne i lekceważące. Jutro pławiący się faworyci wrócą do swoich internetowych shitpostów i przytulnej Kultury Raka, swojej moralnej wyższości i swoich nekrologów papugowanych wymiocin… z których wszystkie przyłapią cię na kłamstwie w takie dni jak dziś… kiedy Sinead nie potrzebuje twojego sterylnego szlamu

Bilety na najlepsze koncerty znajdziecie tutaj

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony