Jeden z najpopularniejszych raperów młodego pokolenia wydał swoje kolejne dzieło. Nowy album Maty ma dzisiaj premierę, a my się mu przyglądamy i przysłuchujemy.
Nowy album Maty z samej definicji powinien być dużym wydarzeniem muzycznym. Czy tak jednak rzeczywiście jest? Próżno tym razem szukać punktów wspólnych z roll-outem poprzedniego solo. Młody Matczak był poparty wielkimi singlami i niebywałą machiną marketingową. Trzecie dzieło Matczaka, zatytułowane <33, zdaje się być odwrotnością przepychu i rozmachu, dzięki którym podbił branżę muzyczną pierwszymi płytami. Obie, przypomnijmy, otrzymały diamentowe wyróżnienia. Jak jednak to wszystko wypada muzycznie i czy jest szansa na trzeci diament?
Mumbling i rage? Obecne
Jak można było się spodziewać po singlach i generalnej stylistyce, w którą Mata poszedł w ostatnim czasie, na najnowszym albumie słuchać masę rage’owych synthów i mocno zdeformowanych, skompresowanych, przetworzonych dźwięków. Gospodarz też nie stroni od nakładania bardzo intensywnych filtrów na swój wokal. Trzeba jednak przyznać, że jest w tym umiar, i choć, oczywiście, często balansuje na granicy zrozumiałości swoich wersów, to robi to bardzo umiejętnie. Są to rzeczywiście kontrolowane i świadome zabiegi.
Nie jest to też bezmyślne kopiowanie trendu z Zachodu. Jest w tym dużo autorskiego, polskiego sznytu, który fanom takich brzmień naprawdę może się podobać. Jednakże biorąc pod uwagę, jaki fanbase wypracował sobie Matczak i jak ogromną popularnością się szczyci, nie ma co się oszukiwać. Dla większości odbiorców będzie to przesadzony, momentami kakofoniczny mumbling.
Mamrotanie, ale jednak o czymś
Bardzo mocno wykręcone brzmienie nie przykrywa jednak sporej ilości treści upchanej pomiędzy wersami, które mają jedynie prowokować lub zapadać w pamięć swoją absurdalnością. Nawet pierwsze wersy otwierającego otworu są swego rodzaju filozoficzną dywagacją na temat bezsensu istnienia i etyki stwarzania nowych ludzkich żyć. Smaczków i głębszych refleksji można znaleźć jeszcze co najmniej kilka. Słychać, że ostatecznie napisał to ten sam Mata, który wybijał się na co najmniej ciekawych lirycznie trackach. Pióro Matczaka wciąż potrafi napisać zgrabnie i z polotem. Choć już na zupełnie innym papierze, a i charakter pisma uległ sporym ewolucjom, zarówno na plus, jak i na minus.
W głowie od pieniędzy się p******* (tak tak)
Żeby nie było tak kolorowo, jest też masa typowych wersów, które można było przewidzieć, więc po prostu nudzą. To narzekanie na sławę, na fanów, na popularność i pieniądze. Mata ukazuje sporo scen z jego perspektywy, które są autentyczne i pewnie naprawdę potrzebował je przekazać, natomiast umówmy się: nie robią już wrażenia. Nasłuchaliśmy się o tym już nie raz, nie dwa. Osaczony przez fejm i hajs popularny raper nawijający o tym to danie, które dawno się nam przejadło i czeka przecenione, bo nikt nie ma już na nie ochoty.
Ponadto na wielu utworach przewija się wątek złamanego serca, który jest niestety bardzo niekonkretny i niespójny. Z wersów możemy wywnioskować niezbyt powiązane ze sobą wątki, a ich jedynym wspólnym mianownikiem jest fakt, że Macie jakaś dziewczyna złamała serce. Od czasu do czasu wleci jakaś gra słowna związana z relacjami damsko-męskimi, czasem jakiś patetyczny wers o miłości… I tyle.
Dzwoni Ostry mi na ajfon, tłumaczy dwie godziny czemu w jego opinii ku*wą jest Żabson (chyba ty)
Przechodząc do bardziej abstrakcyjnych momentów, a parę ich jest: czuć, że Mata naprawdę nie gryzie się na tym albumie w język. Słychać w jego podejściu kompletnie nieprzejmowanie się konsekwencjami i zdawanie sobie sprawy z własnej pozycji. Prym w tym wiedzie RÓŻOWE OSH33, w którym refrenem jest połączenie legendarnych wersów Peji i Paktofoniki, czy ironicznie, czy w ramach hołdu – ciężko powiedzieć. Jak sam Mata przyznaje w tym tracku, chciał wyzbyć się idoli i trochę zaostrzyć ząbki. Rzeczywiście, namedroppingu jest tam sporo, a sam gospodarz zdaje się rzucać ksywami i opiniami na kompletnym luzie i z dystansem, jakby od niechcenia.
I tak: Mata naprawdę przewija na tym albumie wersy: Trzy pedały w moim samochodzie, jak mogę być homofobem?
Polska niegotowa?
Mata wspomina w utworze Tired of love, że:
W sumie to wiem, że ta płyta nie siądzie
Ale przyznacie, że byliście w błędzie nam
Za parę lat, może za dziesięć, może za dwa
Nie nam to teraz oceniać, czy płyta okaże się prześcigać swoje czasy. Na razie widać w <33 bardzo indywidualny eksperyment jak na polską scenę. Jednak zajeżdża to wszystko niedbałością i wymyślaniem naprędce. Słychać, że masę zabiegów stylistycznych i aranżacyjnych Mata wymyślał na poczekaniu w studio. Jest to wciąż muzyka, którą stworzono z zajawką i jakimś konkretnym pomysłem, ale brakuje w tym kunsztu i dopracowania. Czy ten album przetrwa próbę repeat value? Na pewno nie w całości. Jeśli jednak wielka rewolucja rage’u jeszcze nas czeka, to ten krążek może okazać się z perspektywy ważnym kamieniem milowym. Niech każdy sam odpowie sobie na pytanie, czy słusznie.
Słucham hip-hopu odkąd pamiętam. Do tego doszło zamiłowanie do humoru internetowego - i tak powstał Raportażysta. Cała ta memiczna otoczka to tylko część mojej działalności - chcę również uderzać w poważniejszą publicystykę i znajdować w rapach bardziej wartościowe treści. Ostatnimi czasy doskonale odnajduję się także w tematach przyrodniczych i ekologicznych.