Pamiętajcie o ogrodach. Olivia Laing o swojej nowej książce

Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie…
– W kółko słyszymy o ludziach, którzy powodują szkody. A przecież można być kreatywnym, by osiągnąć coś dobrego. Sposób, w jaki próbuję uprawiać ogród, naprawdę to ucieleśnia – mówi pisarka i eseistka Olivia Laing.
W książce Ogród poza czasem. W poszukiwaniu wspólnego raju Olivia Laing przygląda się zielonym założeniom urbanistycznym i bada ich polityczne znaczenie. Opowiada nam o arkadiach i utopiach, ale też historii opresji i wyzysku. To idealna lektura na wiosnę – aż prosi się, by zabrać ją do parku i tam niespiesznie ją zgłębiać.
Jagoda Gawliczek: Pielęgnowanie ogrodu często jest bardzo osobistym projektem, ale w swojej książce eksplorujesz też jego polityczne aspekty. Miałaś poczucie, że takie podejście jest w jakimś sensie konieczne?
Olivia Laing: Tak, absolutnie. Żyjemy w czasach rozrastającego się faszyzmu, wojen i dominacji sztucznej inteligencji. Obawiam się, że zmierzamy w stronę naprawdę mrocznej przyszłości. Nadszedł czas, aby spróbować wyobrazić sobie lepsze scenariusze i zacząć myśleć o utopiach. Trzeba rozważyć, jak je budować w praktyce. Warto przeanalizować, dlaczego zawiedliśmy w przeszłości i czemu ogród może pomóc w przyszłości.
Ogród teoretycznie daje nam iluzję kontroli nad przyrodą, ale Twoja książka dekonstruuje takie myślenie.
Pierwsza połowa książki pokazuje, jak toksyczne są ideologie, które dotyczą kontroli, eksploatacji i wykluczenia. Chodzi o zabieranie ziemi ludziom i tworzenie tych iluzji piękna i naturalności, które w rzeczywistości nie są ani piękne, ani naturalne. W drugiej połowie książki badam alternatywę, czyli wszystkie te buntownicze idee na temat tworzenia ogrodów.

Dla wielu osób czas pandemii był momentem, w którym doceniły ogrody. Szybko stało się też jasne, jak niewiele osób ma dostęp do tego przywileju.
Olivia Laing: To zabawne, ponieważ mija już piąta rocznica pierwszego lockdownu w Anglii, a moje ciało nadal pamięta ten czas. Pamiętam moment, gdy zobaczyłam kwitnącą wiśnię i ulgę, jaka temu towarzyszyła. To był moment, w którym nagle zostaliśmy uwięzieni wewnątrz naszych domów. Dla mnie ogród był miejscem schronienia, ale automatycznie dostrzegłam też, jak bardzo jest upolityczniony. Dokładnie tak, jak mówisz – stało się dla mnie oczywiste, jak wiele osób nie posiada ani nie ma dostępu do własnych ogrodów. Nie było też wstępu do parków i innych publicznych terenów zielonych, gdyż te zostały zamknięte. To jeszcze mocniej mnie zradykalizowało. Poczułam, jak ważne jest, byśmy mieli wspólną przestrzeń ogrodową. Chciałabym, żeby nie był to luksus tylko dla wybranych.
Myślisz, że możliwe jest takie proste cieszenie się ogrodem, gdy wiemy, jak bardzo jest uwikłany w politykę?
Wierzę, że możesz cieszyć się aspektem ogrodu, który opiera się na teraźniejszości. Rośliny kwitną teraz. Wydarzają się w chwili obecnej. Zawsze można czerpać z tego przyjemność. To trochę jak z odwiedzaniem muzeum, które powstało przez wyzysk i niewolnictwo. Istotne jest zrozumienie źródeł takiej spuścizny. Z mojej perspektywy ważne jest, aby wykorzystać ogrody – jako przestrzenie piękna – także do myślenia o historii, a w konsekwencji o przyszłości, jakiej chcemy. Jak zmienić świat? Nie chodzi więc o ich zamykanie czy zakazywanie. Chodzi o to, aby móc zastanowić się, czy chcesz powtarzać historię, czy raczej wymyślić ją na nowo. Sam ten proces również może być przyjemny. Chcę, aby czytelnik cieszył się myśleniem i czuł się zainspirowany do refleksji. To proces twórczy, w który wszyscy możemy się zaangażować.
Z tego, co czytałam w książce, zdarza Ci się też otwierać własny ogród dla publiczności?
To dla mnie coś bardzo ważnego, chociaż absolutnie nie sądzę, żeby to było rozwiązanie właściwego problemu. Potrzebujemy ogromnych ilości publicznych ogrodów w naszych miastach. To kluczowe i dla ludzi, i dla całego środowiska. Jeśli chodzi o mój ogród – otwarcie ogrodu było bardzo przyjemnym doświadczeniem, zwłaszcza za pierwszym razem. Wówczas mieliśmy końcówkę pandemii i wiele osób po raz pierwszy pojawiło się ponownie w przestrzeni społecznej. Spotykali sąsiadów i przyjaciół albo nawiązywali nowe relacje.
Ale tak jak mówisz, nie pomieścisz ich wszystkich na stałe w swoim ogrodzie. Dlatego te publiczne przestrzenie są tak ważne.
Pojedyncza akcja nie może być odpowiedzią na problemy, z którymi się mierzymy w szerszej skali. Potrzebujemy reformy gruntów. Musimy pomyśleć o tym, jak funkcjonują parki publiczne i ogrody botaniczne. Nie chodzi tylko o to, aby ludzie mogli cieszyć się ładnymi zielonymi miejscami. Myślę, że ogród jest również naprawdę ważnym narzędziem w walce ze zmianą klimatu i rosnącą temperaturą w miastach. Ogrody – nawet bardziej niż drzewa – są centrami bioróżnorodności. To miejsca korzystne dla naszego zdrowia psychicznego i fizycznego. Widzę je jako czynnik napędzający zmiany społeczne i zmiany środowiskowe.
Masz poczucie, że w Wielkiej Brytanii trwa teraz bardziej pogłębiona rozmowa na ten temat?
Zdecydowanie! I to nie tylko w Wielkiej Brytanii. Myślę, że dzieje się tak na całym świecie. Mam poczucie, że w ostatniej dekadzie nastąpiło odejście od myślenia o ogrodach jako przestrzeniach czysto estetycznych, których jedynym celem jest piękno. Obecnie ludzie są o wiele bardziej zainteresowani ogrodnictwem w celach ekologicznych, a także myśleniem o tym, jak stworzyć przestrzenie, którymi może dzielić się wiele osób – w opozycji do prywatnych ogrodów superbogaczy. Wiesz, wszyscy stoimy w obliczu tego samego kryzysu. Wszyscy stoimy w obliczu zmiany klimatu. Ogrodnicy zaczęli zdawać sobie sprawę, że ich zaangażowanie może stać się antidotum, co prowadzi do kolejnych innowacji.
Alana Portero: “Niedobry zwyczaj”, grecki epos i znikanie w książkach
Obawiasz się, że kryzys klimatyczny wpłynie na twój własny ogród? W książce pojawia się sugestia, że nie wszystkie rośliny przetrwają te zmiany.
Olivia Laing: To się dzieje już teraz. Kilka lat temu mieliśmy tu straszną powódź. Wiele roślin wówczas umarło. Na tym etapie jest dla mnie jasne, że to, co rosło tu w latach 60., niekoniecznie ma szansę na przetrwanie. Nie ma powodów, by próbować odtworzyć stale kwitnący ogród. Istotne jest też, aby pozwolić roślinom obumierać i pozostawiać je w ogrodzie na zimę. Odkąd tu jestem, drastycznie zmieniłam podejście do ogrodnictwa. To dla mnie ekscytujące. Właśnie wróciłam z ogrodu, gdzie dwie żaby uprawiały seks w stawie.
W swojej książce badasz różne historyczne założenia i wpisujesz je w kontekst czasów, w których powstawały. Jakiego rodzaju archiwum będzie twój własny ogród?
To bardzo ciekawe pytanie. Dla mnie najważniejsze w ogrodnictwie jest to, że może być pozytywną siłą. Wiesz, w kółko słyszymy o ludziach, którzy powodują szkody. A przecież można być kreatywnym, by osiągnąć coś dobrego. Sposób, w jaki próbuję uprawiać ogród, naprawdę to ucieleśnia. Próbuję stale pozostawać w bliskiej relacji z naturą. Chodzi o to, by stać się jej częścią, a nie tylko ją zdominować. To ekscytujący taniec.
To też taniec między pielęgnowaniem dzikości przyrody a próbą nałożenia na nią pewnego rodzaju architektury. Jak pracowałaś z napięciem między tymi elementami?
Najważniejsze jest słuchanie i uważność. Trzeba być świadomą procesu porządkowania dla samego porządkowania i próbować powstrzymywać lub chociaż ograniczać tę tendencję. Jestem artystką i pisarką. Cały czas tworzę estetyczne formy i to podejście przenika do świata zewnętrznego. To dla mnie absolutnie fascynujące, ponieważ kiedy piszę, nie ma siły, która by mi się opierała. Nie przyjdzie burza, która wejdzie do mojego pliku i zmieni układ słów. Natomiast kiedy wychodzę na zewnątrz, może wydarzyć się katastrofa. Każdego dnia dzieje się coś innego. To sprawia, że improwizujesz.
A czy Twoje pisanie zmieniło się odkąd stałaś się pełnoprawną ogrodniczką?
W pewnym sensie tak, zwłaszcza przez to oddanie kontroli i improwizację. Myślę, że stałam się trochę bardziej swobodna i uważna. Miewam momenty, gdy czuję, że nie mam nic do napisania, a myślenie odbywa się jakby pod spodem. To subtelna, ale dostrzegalna zmiana.
Czy to znaczy, że pisanie może przypominać pielęgnowanie ogrodu?
Właściwie to tak, zwłaszcza na etapie redakcji. Sekator coś wycina i wklejasz tam coś innego – to przesadzanie. Nie jestem malarką ani tancerką, więc nie wiem, czy tam jest podobnie, ale związek między pisaniem a ogrodnictwem jest niesamowicie intymny i bliski.
Wracając do właściwego ogrodu. Marzy Ci się jakaś roślina?
Zawsze próbuję zdobyć jakieś nowe rośliny. Albo inaczej. Zawsze jestem zafascynowana jakąś rośliną i chciałabym zacząć ją uprawiać, ale to, co jest dla mnie najważniejsze, jest dalekie od kupowania i wkładania w ziemię bez refleksji. Szukam ekologicznej nisza, czyli miejsca, w którym ta roślina będzie naprawdę szczęśliwa. Ten proces jest bardzo satysfakcjonujący. Kiedy to działa, o mój Boże, widzę, że dana roślina jest szczęśliwa, rozrasta się i naprawdę chce tam żyć. Moim zadaniem jest to rozgryźć. To jest znowu rodzaj współpracy z ogrodem!
Podobnie postrzegam Twój esej. Jest tam wiele różnych myśli i refleksji, ale każda zdaje się mieć przemyślane miejsce, w którym mogłaby rozkwitnąć. To nie zbieranina elementów, ale subtelnie spleciona całość.
Dziękuję. Zależało mi, by sposób, w który piszę, oddawał moje zainteresowanie złożonością świata.
A nad czym pracujesz teraz jeśli chodzi o pisanie?
Właśnie skończyłam pracę nad powieścią The Silver Book, która opowiada o realizacji filmu Pasoliniego. Jestem bardzo dumna z tej książki. Zostanie wydana w listopadzie w Anglii, Stanach i Włoszech. Mam nadzieję, że ukaże się także w Polsce!
Też mam taką nadzieję – oby ponownie dostała piękną polską okładkę.
Och tak! Jestem bardzo wdzięczna projektantowi okładki [Kamil Rekosz – przyp. red.]. Moim zdaniem jest totalnym geniuszem! Spojrzeliśmy na polskie wydanie Republiki ciał i pomyśleliśmy: to jest coś, czego potrzebujemy do Ogrodu poza czasem! Pozwolił nam jej użyć i teraz w różnych wersjach jest opublikowana na całym świecie.

Ostatnie pytanie. Gdyby jakaś roślina na świecie miała nosić twoje imię, to jaki powinien to być gatunek?
Olivia Laing: To bardzo poważna sprawa. Zawsze skupiam się na tym, co dzieje się w danym momencie i zapominam o tym, co zdarzy się później. Zatem: uwielbiam zawilce i lilie. Jeśli ktoś chciałby nazwać roślinę moim imieniem, to jedna z tych dwóch sprawiłaby mi najwięcej przyjemności.
Pozostaje mi trzymać kciuki, żeby to się kiedyś wydarzyło.
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzi audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.