Festiwal Pięć Smaków w blasku neonów. Tych dwóch filmów nie wypada przegapić
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Millennium Mambo Hou Hsiao-hsiena i Światło nie zgaśnie nigdy Anastasii Tsang, które znalazły się w tegorocznej odsłonie wydarzenia, różni wiele: czas powstania, konwencje i tempo. Obie produkcje łączy jednak spowijająca się nad nimi poświata kolorowych świateł. Bez nich losy bohaterów zupełnie nie byłyby takie same.
Takich wiadomości nikt nie lubi otrzymywać, bo to ten przypadek, gdy rzeczywistość brutalnie weryfikuje oczekiwania. W ubiegłym roku dowiedzieliśmy się, że Hou Hsiao-hsien, czołowy przedstawiciel tajlandzkiej nowej fali i twórca nagrodzonej w Cannes Zabójczyni, pracuje nad pierwszym od siedmiu lat filmem. Shulan River miało być monumentalną historią o bogini rzeki, która próbuje odnaleźć się we współczesnym Tajpeju, niegdyś poprzecinanym licznymi traktami wodnymi. Niestety, trzy tygodnie temu okazało się, że mistyczna weduta nigdy nie trafi na duży ekran. Postępująca choroba Alzheimera uniemożliwiła twórcy dalszą pracę. – Serdecznie prosimy wszystkich, żeby zapewnili reżyserowi i jego rodzinie przestrzeń do spokojnego życia – głosiło oficjalne oświadczenie bliskich.
Festiwal Pięć Smaków. Bezpowrotnie utracony czas
Do oglądania prezentowanego na Pięciu Smakach Millennium Mambo, należącego bez dwóch zdań do najgłośniejszych dzieł Hou, w takich okolicznościach można podejść dwojako. Z jednej strony wypada żałować, że 76-letni Tajwańczyk nie nakręci już nic podobnego. Z drugiej – docenić, że tak niezwykły film jego autorstwa wraca do kin ponad dwie dekady po premierze, nie tracąc wiele ze swojej świeżości. Nadal pozostaje żywym, niejednoznacznym portretem młodości z jej blaskami i cieniami, a także refleksją nad bezpowrotnie utraconym czasem. To również niezwykła pocztówka z początków XXI wieku i wizytówka audiowizualnego pietyzmu reżysera.
Festiwal Pięć Smaków. Niepewność w nowym millenium
Główna bohaterka Millennium Mambo, Vicky (Shu Qi), opowiada o swojej przeszłości, sięgając myślami dziesięć lat wstecz. Już pierwsze minuty filmu sygnalizują, że nie był to zupełnie beztroski okres. Owszem, nie brakowało w nim uniesień, pijackich tańców w barze czy rozmów do białego rana. Zabawa maskuje jednak ustawiczne poczucie braku na wielu polach. Kobieta szuka sensu życia i spełnienia w miłości. Mieszka wraz z Hao-Hao: zaborczym, uzależnionym od speedu i niepewnym swoich uczuć DJ-em. Pocieszeniem okazuje się być inny mężczyzna, którego spotyka podczas pracy w klubie nocnym. Jack, ustatkowany i pewny siebie biznesmen, ma zapewnić jej spokój i stabilność. Nietrudno zgadnąć, że stało się zupełnie inaczej. Vicky miota się pomiędzy kochankami, sama zapominając, czego właściwie chce. Los, podobnie jak nowe millennium, w którym toczy się akcja filmu, niby stwarza dużo okazji, ale trzeba umieć je jeszcze odpowiednio wykorzystać.
Festiwal Pięć Smaków. Siła improwizacji
Hou Hsiao-hsien już na etapie pracy na planie stwierdził, że nie opowie w gruncie rzeczy prostej historii o trójkącie w standardowy sposób. Jak przypomina Igor Kierkosz w eseju opublikowanym na łamach Mint Magazine, reżyser stronił od scenariusza. Aktorzy nie wypowiadali odgórnie narzuconych kwestii, tylko – niczym u innego azjatyckiego twórcy, Honga Sang-soo – improwizowali. Niekontrolowane emocje płyną przez to swoim torem, potęgując niezdecydowanie bohaterów. W końcu podejmowanie wiążących decyzji potrafi być zwodnicze. Możemy coś początkowo założyć, ale jeden skok w bok sprawi, że w ostateczności wejdziemy drugi raz do tej samej rzeki. Chłodna kalkulacja przegra z impulsem.
Festiwal Pięć Smaków. Klubowy smutek
Tak skonceptualizowana metoda aktorska przywodzi na myśl prace nad paradokumentem. W tym przypadku skojarzenie nie okazuje się ślepym trafem, bo Hou Hsiao-hsien początkowo chciał jedynie ukazać społeczność słuchaczy techno w Tajpeju. Ostatecznie scena klubowa pełni tu raczej funkcję tła, na którym rozgrywają się wydarzenia popychające fabułę do przodu. To jednak nader wyrazista oprawa – mroczna, nieco oniryczna, a przez to transowa. Dużą wartością dodaną okazuje się w niej sama muzyka. Autor lwiej części ścieżki dźwiękowej, Giong Lim, wraz z lokalnymi DJ-ami odwalił kawał dobrej roboty. Nawet brzmienia oscylujące wokół większej liczby BPM-ów są jakby spowolnione, przytłumione i bardziej hipnotyzujące. Całkiem blisko im do dokonań popularnej w tamtym okresie grupy Seefel, która żwawy IDM zderzała z gitarowym szumem.
W tym wszystkim wyróżniają się jeszcze neony, od których przecież zaczęliśmy. Jako symbol nastałej nowoczesności – oświetlają opustoszałe ulice Tajpeju, zadymione kluby nocne z półnagimi tancerkami i liminalne mieszkania. Hou Hsiao-hsien nie eksperymentował jedynie z przygotowaniem aktorów. W odróżnieniu od poprzednich filmów operował niemal voyeurystycznymi kadrami. Emocje wymalowane na twarzach spowitych wielobarwnymi światłami oglądamy raczej z bliska. Kryją w sobie samotność bohaterów Tsai Ming-lianga i melancholię Wong Kar-waia, w której łatwo się zatracić.
Moją wyobraźnię stworzyły tradycyjne koreańskie opowieści. Przeczytaj rozmowę z Borą Chung, autorką zbioru opowiadań Przeklęty królik!
Festiwal Pięć Smaków. Świat, który przemija
U Tajwańczyka neony są elementem zwartego, przemyślanego anturażu. Potęgują zagadkowość i kreują atmosferę miejsc, w których przebywają bohaterowie. W przypadku powstałego dwie dekady później Światło nie zgaśnie nigdy, które również zobaczymy na Pięciu Smakach, sprawa ma się nieco inaczej. To one stanowią lejtmotyw fabuły i nadają jej kierunek. Dla Anastasii Tsang, reżyserki debiutującej w świecie pełnego metrażu, są symbolem przemijającego świata, w którym tradycja i rzemiosło górowały nad postępem. Dziś skrupulatne formowanie szklanych rurek jest i czasochłonne, i niepraktyczne. Łatwiej kupić LED-y albo żarówki energooszczędne rzucające bardziej sterylne światło.
Światło nie zgaśnie nigdy rozpoczyna się od smutnej wiadomości. Umiera Bill, mąż głównej bohaterki, Heung. Kobieta nie potrafi oswoić się ze stratą. Ciągle słyszy i widzi mężczyznę, nie wie, gdzie się podziać. Nie ona jedyna odczuwa brak małżonka. Okazuje się, że w należącym do niego warsztacie produkcji neonów, który zamknięto ze względu na kłopoty finansowe, rezyduje Leo. Bill przyjął go na praktyki, ale nie zdążył w porę nauczyć go fachu. Chłopak nie zamierza jednak porzucać rzemiosła. Nie dość, że nigdzie indziej nie przyjęto go do pracy, to pokochał to pozornie żmudne zajęcie. W powolnym wypełnianiu rurek gazem widzi głębszy sens, ucieczkę od rozpędzonej codzienności.
Poprawnie o rzeczach ważnych
Debiut Hongkonki w zestawieniu z Millenium Mambo jest formalnie konwencjonalny, ba, chwilami nawet zbyt poprawny. Ma równo ułożoną strukturę, wątki płynnie przenikają się między sobą, a ścieżka dźwiękowa Alana Wonga i Janet Yung osadza go w ramach melodramatu. Brak technicznej dezynwoltury wynagradzają jednak dwa solidnie zbudowane motywy: konsolacji i podziwu dla ideowej pracy. Ten pierwszy wyraża się w sposobie, jakim Heung i Leo próbują uczcić zmarłego mężczyznę. Choć brakuje im pieniędzy, informacji i zezwoleń, usiłują wskrzesić opus magnum rzemieślnika, które niegdyś rozświetlało miasto. Transformacja żałoby w proaktywne działanie pozwoli im rozliczyć się z przeszłością (czy tego samego nie robi Vicky u Hou?) i pójść do przodu. Obserwacja ich poczynań staje się oczyszczająca i dla samego widza.
Festiwal Pięć Smaków. Azjatycki etos pracy
Tsang – może tylko czasami nadmiernie romantyzując – składa też hołd neonowym rzemieślnikom, których wymienia zresztą z imienia w napisach końcowych. Wykonywane przez nich czynności nie należą do najłatwiejszych. Aby odwzorować narysowany projekt, trzeba mieć dużą wyobraźnię przestrzenną. Poza tym ręczne składanie rurek wymaga wiele cierpliwości i uważności – w końcu rozgrzany gaz potrafi poparzyć. Tak rozumiana gotowość do życia w zgodzie z etosem konsekwentnego, sumiennego wykonywania obowiązków kojarzy się z innymi azjatyckimi produkcjami: dokumentem Jiro śni o sushi Davida Gelba i Kwiatem wiśni i czerwonej fasoli Naomi Kawase. Tam owocem pracy było rozpływające się w ustach jedzenie. Tu – światło, które nie zgaśnie nigdy.
Millennium Mambo / reż. Hou Hsiao-hsien / Tajwan 2001
Światło nie zgaśnie nigdy / reż. Anastasia Tsang / Hongkong 2022
***
Festiwal Pięć Smaków w tym roku odbywa się już po raz 17. Jego głównym celem od lat pozostaje popularyzowanie kina azjatyckiego nad Wisłą. Robi to bez uproszczeń i orientalizacji, za to z dużą wrażliwością i otwartością na odmienność kulturową. Wydarzenie odbędzie się w dniach 15-21.11 w Warszawie, zaś do 3 grudnia część filmów zobaczymy online. Poza Światło nie zgaśnie nigdy i Millennium Mambo zwróćcie szczególną uwagę na retrospektywę króla chińskiego wuxia, Kinga Hu, przegląd najciekawszych nowości z Indii i specjalne pokazy Goodbye, Dragon Inn Tsai Ming Lianga.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.