„To sprytny clickbait”. Pogadaliśmy z twórcą hitowego blendu Quebonafide
Redaktor naczelny magazynu Going. MORE, współpracownik tygodnika Polityka i kwartalnika…
Quebonafide zakończył karierę, ale to nie znaczy, że nie pojawią się kawałki sygnowane jego ksywą – choć sam zainteresowany pewnie o tym nie wie. Ostatnio YouTube’a podbija blend wykorzystujący wokale jednego z najpopularniejszych raperów w Polsce. Jego autorem jest Damian Def, pochodzący ze Szczecinka 31-letni bedroom producer. Porozmawialiśmy z nim o tej kompozycji.
Krzysztof Nowak: Jak tam, skrzynka spuchła od zapytań o wywiady?
Damian Def: Nikt poza tobą nie pytał o rozmowę po Quebonafide – przychodzą za to wiadomości dotyczące blendów.
Czyli zapytania o współpracę?
Najwięcej jest pochwał za ten blend, trochę pytań o bit, który się w nim pojawił, no i czy jest on na sprzedaż. Pojawiły się też propozycje, żebym zrobił dla tego czy innego rapera remix jego kawałka.
Zastanawiałeś się, czemu wrzutka aż tak chwyciła słuchaczy?
To był dość sprytny clickbait – wygląda na YouTubie jak nowy kawałek, także dlatego, że dodałem miniaturę z tytułem. Prezentuje się legitnie. Przez to, że Quebonafide ogłosił zakończenie kariery, a ludzie nadal czekają na coś nowego, to każda rzecz klika się świetnie. Zresztą sporo odbiorców pisało, że nawet po przesłuchaniu całego utworu myśleli, że to nowość.
Nie poczuli się złapani na haczyk?
Spodziewałem się połowy propsów, połowy hejtów. Nie pojawiło się jednak wiele komentarzy z gatunku: nabrałem się, teraz czuję się źle. Dostałem więcej podziękowań za dobrą robotę.
Myślę, że to było ryzykanctwo.
Nie boję się takich rzeczy. Zrobiłem to dla zabawy, bez żadnej napinki. Nawet gdybym wiedział, że będą tak duże wyświetlenia i złe reakcje, to wypuściłbym ten utwór.
To dla ciebie nie pierwszyzna. Parę lat temu zrobiłeś tak samo z wokalami Ostrego.
Tak, zmieniałem tytuły. Jeśli napisałbym, że to remix Quebonafide, to ludzie wiedzieliby, czego się spodziewać, nie byłoby elementu zaskoczenia.
Nigdy nie trafiła kosa na kamień?
Przy blendzie PRO8L3MU dostałem informację od YouTube’a, że znalazł prawa autorskie do muzyki, bo był tam bit Steeza. Słuchając go, żałowałem, że Oskar niczego na nim nie nawinął. Na szczęście mam możliwości, by zrobić sobie symulację taką, jaka mi się marzy.
Takie samo podejście kierowało tobą przy tworzeniu Cyberpunka?
W pewnym sensie. Najpierw zrobiłem podkład, po czym zacząłem się zastanawiać, jak zabrzmiałby na nim ktoś z mainstreamu. Szybko zdałem sobie sprawę, że pasowałby tu Quebonafide ze swoim starym stylem. Wiedziałem, że nie ma sensu wysyłać mu tego bitu, przecież zakończył przygodę z muzyką. Wspomogłem się technologią.
No właśnie, podejrzewam, że nie znalazłeś acapelli Quebonafide. Skąd ją wytrzasnąłeś?
Udało mi się znaleźć utwór, który był bonus trackiem, nigdy nie wszedł oficjalnie na YouTube’a. To był idealny wybór.
Wróćmy do pytania.
Sztuczna inteligencja oddzieliła dla mnie wokal od instrumentala. To jest kosmos. Kiedyś potrzebowałeś mieć winylu, teraz możesz wziąć każdy utwór i sam ją wydobyć. Warto z tego korzystać.
Czy Quebonafide słyszał, co zrobiłeś z jego wokalem?
Nic mi o tym nie wiadomo. Sam też się do niego nie odzywałem, choć to rozważałem.
Bałeś się jego reakcji?
Sądziłem, że utknę w skrzynce odbiorczej, do której trafiają setki wiadomości. W sumie czekam aż ktoś, kto ma lepsze dojścia, podrzuci mu to jako ciekawostkę.
Nie zapominajmy, że wykorzystałeś też fragmenty materiału wideo pewnej dużej marki. Nie będziesz mieć z tego problemów?
Myślę, że nie. Z tego, co widziałem, beatmakerzy używają ujęć z klipów, by zilustrować swoje wrzutki. Nie zarabiam na tym, wyłączyłem monetyzację. Uprzedzając pytanie: tu też chciałem oszukać widza, tak by dopiero w połowie zorientował się, że to nie jest oficjalny teledysk. Podejrzewam, że dużo osób nie widziało tej produkcji.
Na dokładkę zastanawiasz się też nad wrzutką na Spotify. Widziałem komentarz, który napisałeś.
Miałem tego nie zrobić, bo nie posiadam praw autorskich. Zainteresowałem się jednak tematem i zacząłem szukać podobnych przypadków. Na streamingach wisi blend Palucha autorstwa 2stego, zrobił już pół miliona wyświetleń. Może sprawa nie jest przegrana? Wiesz, ani na Spotify, ani na YouTubie nie ma oryginalnego kawałka, więc może nie widnieje w systemie. Chyba warto będzie pogadać z 2stym.
Można podejrzewać, że obecność na platformach przełoży się również na popularność twojego bitu. Nie poszedł tak szeroko, jak chciałeś?
Poniósł się klasycznie, czyli nie za bardzo. Kanał traktuję jak katalog, w którym raperzy mają z czego wybierać – wrzucam w tytuły modne ksywki, by artyści mogli łatwiej trafić na bity i by wiedzieli, jakiego stylu się spodziewać.
Krótko mówiąc: tworzeniem blendów chcesz zwrócić na siebie uwagę słuchaczy?
Nie uważam się za wielkiego blendera. Ten ostatni to dopiero dziewiąty w mojej karierze.
To po co robisz blendy?
Dobre pytanie. Wiadomo, jest to zabawa, ale na przestrzeni miesiąca mój kanał urósł przez tę wrzutkę z Quebonafide o 1000 subskrypcji. To super reklama. Więcej ludzi zaczyna mnie słuchać, więc bity lepiej schodzą.
A co z ambicją? Myślisz, że zrobiłbyś lepszy bit niż ten, który ma oryginał?
Jak najbardziej. Zaczynam od szukania utworu, którego bit mnie nie powalił.
Niektórzy producenci mogliby się obrazić za te słowa. W końcu zajmujesz się głównie type beatami.
Bylem ich przeciwnikiem. Mówiłem: producenci powinni mieć własny styl, a nie robić czegoś po kimś. Trzaskałem oldschoolowe bity, ale dopiero robienie type beatów naprawdę mnie rozwinęło.
Czemu?
Jest nowy dzień. Wstajesz i myślisz sobie, że wczoraj robiłeś tamto, a teraz chcesz spróbować czegoś innego. Siadasz, robisz, mierzysz się z wyzwaniem i stajesz się lepszy.
Nie uważasz, że robienie type beatów to zaprogramowanie się na odtwórczość?
W jakimś stopniu tak jest. Staram się jednak inspirować osobą, a nie ją odwzorować. Wspomniany Steez operuje na synthpopowych dźwiękach, ale nie jest powiedziane, że tylko on może to robić. Staram się nadać swój rys brzmieniu, żeby nikt nie powiedział, że to bit producenta PRO8L3MU.
Czas na szybkie obliczenia. Jeśli w trakcie miesiąca wrzucisz 10 type beatów, to ile z nich sprzedasz?
Oj, trudno powiedzieć. Są takie sytuacje, że wrzucam podkład i za pięć minut go nie ma, ale to jedna strona medalu. Druga dotyczy sprawy sprzed tygodnia. Ktoś wygrzebał i kupił bit sprzed pięciu lat. Musiałem odpalić stary dysk i sprawdzić, czy w ogóle mam do niego ścieżki…
Traktujesz to jako hobby po pracy, które daje ci kieszonkowe?
To może być dochodowe zajęcie, jeśli wyrobisz sobie solidną bazę klientów. Staram się jednak, żeby to było hobby. Nie chcę dojść do momentu, w którym nie mogę, lecz muszę sprzedawać bity. Przynosi to jednak jakieś pieniądze, pomaga w życiu.
Opiszesz mi swojego klienta?
Modelowy to raper, który działa sobie w głębszym podziemiu. Sprzedaję produkcje na facebookowych grupkach, mam też stałych klientów, którzy kupują ode mnie od paru lat.
Któryś z nich jest kluczowy?
Na pierwszym miejscu jest Musiel z Mogilna, z którym zrobiłem dwie płyty. Ostatnio wydaliśmy krążek, wszystkie bity były moje. Nie mam parcia na mainstream, nie wysyłam paczek do raperów. Jedyny duży projekt, do którego coś dołożyłem, to płyta Znany i lubiany Bonsona z 2016 roku.
Jak się zgadaliście?
Znalazł mnie i napisał na Facebooku: słuchaj, słyszałem twoje bity, podoba mi się ten, ten i ten. Początkowo pracowaliśmy nad wspólną EP-ką, powstało nawet parę tekstów. Ciekawostka jest taka, że niektóre zwrotki z tego niepowstałego krążka pojawiły się później na Almost Famous, Jak posłuchałem jednego z kawałków, to pomyślałem: gdzieś już to słyszałem. Po chwili ogarnąłem, że mam na kompie pierwszą wersję.
Dlaczego ten materiał nie wypalił?
Prawdopodobnie chodziło o moje sprawy życiowe, mniej się poświęcałem. Odłożyliśmy to na potem, rozmyło się z czasem. Żaden z nas chyba nie ciągnął tego projektu, by go zakończyć. A szkoda, wyprodukowałem trochę nowych bitów. Gdy mu coś nie siedziało, to próbowałem stworzyć coś w nieco innym stylu. Czasem ludzie piszą do mnie, czy mógłbym zrobić coś z jakiejś kategorii – biorę takie zlecenia. W zeszłym roku napisała do mnie wokalistka, która chciała stworzyć ze mną EP-kę w stylistyce, w której tworzy Doja Cat. Powinna niebawem wyjść.
Wróćmy jeszcze do tych jedynych produkcji w szerszym obiegu. Co poczułeś, gdy się w nim pojawiły?
Moment, w którym wszedłem do Empiku i w nowościach zobaczyłem tę płytę… Mogłem pokazać ją kumplom, pokazać, że jestem na okładce. To był piękny moment.
Czy nie było trochę tak, że brak tej podciął ci skrzydła i popchnął do bardziej transakcyjnego podejścia do twórczości?
Myślę, że nie. Tu wychodzą lenistwo i brak aspiracji. To mój błąd, ale nie aspiruję do bycia wielkim, znanym producentem. Staram się robić rzeczy z natchnienia, dla rozrywki. Lubię też szybki efekt – siadam, dwie godzinki, skończone, wstawiam i patrzę, jakie są reakcje.
W takim razie mogę założyć, że zostawiłeś za sobą marzenia o czymś większym?
Pewnie, że spróbowałbym z pierwszoligowymi raperami, ale myślę, że to się jeszcze stanie.
Do tego trzeba jednak wysyłać paczki, starać się.
No widzisz, jako leń myślę, że to przyjdzie do mnie samo. Jak mówiłem – pewnie błędnie. Na razie mam taki projekt lokalny z kumplami, który nazywa się dobrerzeczy, mamy studyjko z mikrofonem i z tego czerpię satysfakcję. Nie mam w głowie platynowych płyt, poświęcam za to produkcji trzy godziny dziennie. A przynajmniej tak było w ostatnim miesiącu.
Masz poczucie, że nawet średnia półka sceny producenckiej jest zabetonowana?
Myślę bardziej, że trzeba mieć duże umiejętności lub wyczucie, żeby się przebić. Wiem, że nie jestem na poziomie Atutowego. Ten gość to jakiś robot! Co tydzień wychodzi singlowo z czołowym graczem, wypuszcza zróżnicowane projekty… Jak jesteś na takim, to przychodzi do ciebie samo. I tak być powinno.
Szukacie biletów na najlepsze koncerty rapowe? Znajdziecie je tutaj!
Redaktor naczelny magazynu Going. MORE, współpracownik tygodnika Polityka i kwartalnika ZAiKS Wiadomości, a także rapowa głowa. W przeszłości dziennikarz prasowy magazynów Playboy, Esquire i CKM czy redaktor muzyczny newonce.