Son Lux ma rzeszę wiernych fanów w naszym kraju, a ich koncert na FEST Festival tylko to potwierdził. Chwilę przed występem pogadaliśmy z założycielem zespołu – Ryanem Lottem.
Ryan Lott to nie tylko wybitny kompozytor, producent i wokalista zespołu Son Lux, lecz przede wszystkim arcyciekawa i inspirująca osoba, która niczym z rękawa rzuca interesującymi przemyśleniami na niemal każdy temat. Nie wahaliśmy się więc, by podczas jego pobytu w Polsce zadać mu kilka (momentami niełatwych) pytań.
Ryan Lott (Son Lux) – wywiad
Grasz na FEST Festival. To ogromne wydarzenie, na którym królują pop, hip-hop oraz wiele innych gatunków muzycznych. Jak sprawisz, by publika zapamiętała w tym dźwiękowym gąszczu eksperymentalną, nieco introwertyczną twórczość Son Lux?
Od nas zależy, czy my sami czujemy to, co robimy, nie kwestia, czy ludzie nas pokochają. Nieważne, czy grasz w studiu, czy na scenie – najważniejsze, by być szczerym. Jeśli tak robisz, to z pewnością znajdą się ludzie, którym się to spodoba. A innym oczywiście nie (śmiech).
Son Lux znów zagrają w Polsce – KUP BILET TUTAJ
Esencją naszej muzyki jest odkrywanie i zaskakiwanie samych siebie. A to jest niemożliwe bez eksperymentowania. Na FEST Festival usłyszycie nasz nowy show, który pozostawia wiele miejsca na improwizację i decyzje podejmowane pod wpływem chwili. Zobaczycie różne uniwersa Son Lux – zarówno to bardziej przebojowe, jak i podróż w nieznane rejony muzyczne.
A propos różnych światów – jako Son Lux skomponowaliście muzykę do Wszystko wszędzie naraz. Kim byłbyś, gdyby istniała inna rzeczywistość, tak jak w filmie?
Na pewno musiałoby to być coś kreatywnego. Trudno mi wyobrazić sobie życie, gdzie nie jestem w ciągłym stanie tworzenia. Hmm… W innej rzeczywistości widzę siebie jako malarza. Z tym, że musiałbym być wersją siebie, która lubi mieć ubrudzone ręce, bo w tym uniwersum szczerze tego nienawidzę (śmiech). Wiesz, zadawałem sobie już kiedyś podobne pytanie. Zastanawiałem się, co bym robił, gdybym stracił słuch. Teoretycznie wciąż mógłbym robić muzykę, ale fakt, że nigdy bym jej nie usłyszał, jest przerażający. Zostaje więc malowanie.
Czy uważasz, że stworzenie ścieżki dźwiękowej do tego filmu było największym artystycznym wyzwaniem w Twoim życiu?
Tak. Czuję, że to dobrze, iż na początku nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak trudny i czasochłonny będzie ten proces. Cóż, pewnie i tak byśmy się zgodzili na ten projekt, ale na pewno zrobilibyśmy to inaczej, oddając więcej pracy w ręce osób trzecich i tworząc swego rodzaju zespół kompozytorski. Tak to się robi w Hollywood. Niemniej, po prostu cieszę się, że daliśmy radę zrobić to jako Son Lux. Nawet, jeśli nie pospałem sobie za bardzo przez ostatnie dwa lata. Każdy dźwięk, który słyszycie, jest stworzony przez nas od zera. Cóż, ten film po prostu na to zasługiwał.
Pozostając nieco w sferze sci-fi – masz jakąś wizję tego, jak ludzie będą tworzyli muzykę w 2050 roku?
Jasne. Ostatnio mam bzika na punkcie wirtualnych instrumentów stworzonych przez małą francuską firmę – Moddart. Są one oparte o modelowanie fizycznych parametrów prawdziwych instrumentów. Naśladują procesy, które sprawiają, że prawdziwy instrument wydobywa dźwięk. A teraz najlepsze – każdy z nich można zmieniać! To znaczy, że możesz grać na instrumencie nie poddającym się prawom fizyki, np. pianino, które ma struny o długości kilometra. Na razie to ciekawostka, ale zobaczysz – za 30 lat to będzie tak wszechobecne, jak samplowanie w obecnych czasach. Oprócz tego, nie mogę oczywiście pominąć rosnącej roli sztucznej inteligencji w produkowaniu muzyki.
Co możesz poradzić osobom rozpoczynającym produkcję muzyczną?
Twórzcie jak najwięcej z jak najmniejszą ilością narzędzi. Poznajcie jak najlepiej te, które macie do swojej dyspozycji. Pamiętam, że gdy sam zaczynałem na początku lat 2000., miałem bardzo ograniczone możliwości finansowe. Nie wiedziałem nawet, co to jest samplowanie i po prostu ciąłem ścieżki audio w bardzo chałupniczy sposób. Nawet nie wiesz, jak wdzięczny jestem za ten okres mojej twórczości.
Dużo gadamy o muzyce, a co z tańcem? Wiem, że również stanowi istotną część twojej pracy artystycznej.
Pisanie muzyki do tańca było niesamowicie ważne dla mojego rozwoju twórczego. Tak naprawdę, jest to najbardziej regularna forma pracy twórczej w moim życiu. Wszedłem do tego świata bardzo wcześnie, ponieważ moja żona (a znamy się od 19. roku życia) jest tancerką i choreografką. Dało mi to zupełnie inną perspektywę na tworzenie muzyki. Taniec pokazał mi, jak tworzyć dźwięki, które ucieleśniają idee i uczucia. To przydało mi się choćby podczas komponowania do filmu. W gruncie rzeczy, są to podobne rzeczy. Proces tworzenia muzyki do tańca wygląda tak, że po prostu oglądasz nagranie choreografii i komponujesz do niego niczym do filmu czy teledysku.
Jakie znaczenie dla Ciebie jako artysty zaangażowanego społecznie i politycznie ma fakt, że jesteś w Polsce, gdzie obecnie przebywają miliony osób uchodźczych z Ukrainy?
To trudne pytanie, ponieważ nie chcę być tym gościem z Ameryki, który przemawia z trybuny z jakąś mądrością. Jedyne, co mogę zaoferować, to moje emocjonalne wsparcie dla osób z Ukrainy… Czuję, że im więcej dowiaduję się o całej tej sytuacji, tym mniej rozumiem. To po prostu szaleństwo. Z drugiej strony, sprawa jest w pewnym sensie prosta – Putin jest fanatycznym dupkiem upojonym manią władzy, który dzięki podporządkowaniu sobie mediów sprawia, że tak wielu Rosjan mu wierzy. Tym bardziej frustruje mnie fakt, że w demokratycznych USA również mamy idiotę, którego popiera wiele osób – Trumpa.
Co sądzisz o sprawie Niny Kraviz, która zachowywała wymowną ciszę w sprawie Ukrainy, za co spadła na nią fala krytyki ze strony środowiska muzyki elektronicznej?
To indywidualna decyzja i osąd. Kwestia jest skomplikowana (oczywiście nie ocena działań Putina, bo tu nie ma o czym dyskutować). Natomiast to, jak my, osoby z zewnątrz, decydujemy się zaangażować w sprawę, jest kwestią indywidualną. Mnie, Amerykaninowi, bardzo łatwo jest powiedzieć do mikrofonu j*bać Putina. Ale tak właściwie, to jakie realne znaczenie mają same słowa? Oczywiście, tego rodzaju wsparcie też jest ważne, lecz najbardziej liczą się realne działania każdego i każdej z nas. Dlatego wstrzymuję się od osądu konkretnych osób.
Nina Kraviz – słuszny lincz? Badamy sprawę
Nie mogę się zdecydować, co chcę robić w życiu, więc piszę dla Going., robię muzyczkę jako IKARVS (@ikarvski), jestem modelem (@pomyslav) i dezynfekuję toksyczną męskość w Grupie Performatywnej Chłopaki.