Co gdyby śnieg nigdy nie przestał padać? – „Samosiejki” Dominiki Słowik | MORE Książkowe
Szefowa działu kreatywnego Going. Piszę i rozmawiam o książkach, feminizmie…
Co gdyby śnieg nigdy nie przestał padać? Jak będzie wyglądał oniryczny kres antropocenu? Laureatka Paszportu „Polityki” Dominika Słowik powraca do czytelników ze zbiorem opowiadań „Samosiejki”.
Kiedy listonosz staje w drzwiach, które otwieram z plecakiem i biletem kolejowym w ręku (słowa kluczowe: UTDF, Białystok, jadom) i wręcza mi (przedpremierowo!) przesyłkę od Wydawnictwa Literackiego, mój mózg podpowiada, że to musi być magia. Skonsumowałam opowiadania Samosiejki Dominiki Słowik w dwóch podróżach pociągowych. Jak było? Czy to godne następstwo bestsellerowej Zimowli? Zaraz wszystkiego się dowiecie.
Ci, którzy znają mnie prywatnie (albo doczytali moje bio w stopce na MORE) wiedzą, że boom czytelniczy zaczął się dla mnie w marcu 2020. Jeden z pierwszych przełomów, niejako jaskółką zachodzącej we mnie zmiany, była Zimowla Dominiki Słowik. Ilość stron – 624 – wydawała mi się wcześniej wyprawą, na którą nie będę sobie w stanie pozwolić. Brak czasu, problemy z koncentracją – moje czytelnicze nawyki predestynowały mnie do sięgania po zbiorki opowiadań lub powiastki. Kiedy ogłoszono wprowadzenie lockdownu pojechałam po zapas makaronu, papier toaletowy i właśnie Zimowlę. Kiedy, jak nie teraz?
Tl;dr – kompletnie przepadłam w tej prozie. I sukcesywnie w czytelnictwie w ogóle. Półtorej roku później nie straszne są mi już opasłe tomiszcza. Przewrotnie, 29 września Dominika Słowik wypuści tom opowiadań. W krótkich formach buduje małe suspensy, które po chwili się rozpadają, prowadząc nas do kolejnej historii. Część z nich wyczerpuje się w kilkustronicowej narracji, część chciałabym poznać rozpisane na 624 strony. Motywem łączącym opowieści jest – ocho, będzie szumnie – kres antropocenu.
Według niektórych myślicieli era człowieczej dominacji ma się ku końcowi, a rola nie-człowieczych podmiotów stale się zwiększa. U Słowik mamy roślinny romans, psie metamorfozy, przypowieść o ziarnku fasoli. Bohaterowie i bohaterki tych tekstów testują paralelne scenariusze rzeczywistości – co, gdyby śnieg nigdy nie przestał padać? Co jeśli w przydomowych krzaczorach rozsiane zostaną ziarna z innego porządku? Co wyrośnie z Samosiejek?
Bardzo dużo tu cielesności, zmysłowość jest blisko związana z naturą (sztandarowy przykład to romans kobiety przyrównany do bakterii rozkwitających w morzu). Wszystko jest trochę brudne, trochę niewygodne, swędzi i dokucza. Ludzie nie odnajdują się dobrze w swoich rolach, przestają być posłuszni – normom, oczekiwaniom, regułom logiki.
Książka sprawiła mi niesamowitą frajdę, a konstrukcja opowiadań wodziła mnie za nos. Nie wszystkie były równie mocne – jak często przy takich zbiorkach bywa. Czasem np. wolałabym kończyć spotkanie z danym tekstem bez demaskowania elementów budujących tajemniczość. Nadal jednak jako całość zdecydowanie spełniają swoją rolę. Warto było pozwolić sobie zatonąć w jej świecie.
Psst, jeśli zaciekawiły Was Samosiejki, sięgnijcie też po Trzymam wilka za uszy Laury van den Berg. Mają trochę ciemniejsze zabarwienie, a za lokalny koloryt odpowiadają aligatory grasujące w szuwarach. Jednak tu także znajdziecie tu autorkę w roli prządki, tkającej opowieści z mieszanki oniryzmu, absurdu i tajemnic.
Nie tylko „Samosiejki”. Sprawdź więcej książkowych rekomendacji
Szefowa działu kreatywnego Going. Piszę i rozmawiam o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzę audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.