Swoją muzykę nazywa „nieskończonym ogrodem dźwięków”. Satori wkrótce zagra w Warszawie
Redaktor naczelny Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
– Chcę, żeby moje piosenki przenosiły do innego świata, do wyśnionego stanu, który będzie na tyle przyjemny, że zechce się w nim pozostać na dłuższą chwilę – mówił producent w jednym z wywiadów. Kosmiczny lot z Satori zaplanowano na 29 listopada w stołecznym klubie Oczki.
Cykl imprez ARK nawet nie obchodził jeszcze pierwszych urodzin, a zdążył na dobre utrwalić się w świadomości entuzjastów rodzimego clubbingu. Za nami przetańczone noce m.in. z Deborah De Lucą, Korolovą czy duetami KREAM i Gioli & Assia, zaś kolejne wydarzenia już na horyzoncie. Szerzej wymieniliśmy je w osobnym zestawieniu, ale dla zaostrzenia apetytu zasygnalizujemy tylko, że na zaproszenie organizatorów do Polski wpadnie Janus Rasmussen z Kiasmos albo… Victoria de Angelis, basistka punkowego Måneskin.
Satori jeszcze tej jesieni w Polsce, a bilety znajdziesz pod tym adresem. Start sprzedaży już 16 października!
Satori. Między snem a jawą
W gęstym od wrażeń grafiku znalazło się miejsce dla jeszcze jednej niezwykłej postaci. Kolejnym gościem ARK tej jesieni będzie Djordje Petrovic, szerszej publiczności znany jako Satori. Wbrew nazwie, którą zapożyczył od m.in. japońskich demonów przypominających małpy i potrafiących czytać ludziom w myślach, ma względem słuchaczy same dobre intencje. Swoją muzyką chce ich przenieść do świata rozpiętego między snem a jawą, gdzie liczą się tylko rytm i pozytywna energia. Paliwo dla takich podróży stanowią trzy elementy, którym producent pozostaje wierny od początku kariery – czyli od ponad dekady.
Muzyczny globtrotter
Po pierwsze i chyba najważniejsze, bo to jego znak rozpoznawczy: artysta skutecznie zaciera granice międzykulturowe, przypominając o tym, że w gruncie rzeczy wszyscy tańczymy pod wspólnym niebem. Jako syn Serba i Południowoafrykanki nasiąknął różnymi inspiracjami. Z jednej strony zgłębiał swoje bałkańskie dziedzictwo, z drugiej – słuchał wiele afrobeatu. Od ponad dekady osadza te style w klubowym anturażu, któremu najbliżej do emotywnego, transowego deep house’u. Nie zaprzestaje zarazem dalszych wycieczek po mapie – najnowsze utwory Molly’s Tango i Mi Sangre Grita nagrał choćby z hiszpańskim wokalistą flamenco, Nani Cortésem.
Satori nie ogranicza się także przy wyborze set-upu. Jego występy trudno nazwać konwencjonalnymi DJ setami – to raczej pełnoprawne live’y, w których nie brakuje improwizacji i reakcji na zachowania publiczności. Poza laptopem i syntezatorami Niderlandczyk zabiera na scenę żywe instrumenty: klawisze, automat perkusyjny, gitary czy flet. To z nich czerpie organiczną energię równoważącą elektroniczną precyzję.
Dobre życie, dobra muzyka
W przesłaniu Petrovicia ważne jest coś jeszcze – przekonanie, że elektroniczne brzmienia stoją na drodze ku bardziej wartościowej, głęboko przeżywanej codzienności. Satori w japońskim buddyzmie oznacza bowiem także nagle oświecenie i samoświadomość.
– Rozpoczynam dzień od niemal uświęconej praktyki parzenia kawy i słuchania starej, tradycyjnej muzyki. Potem ćwiczę, wykonuję medytację oddechową Wima Hofa i idę do studia, gotowy na 12-godzinną sesję pracy – przekonywał w rozmowie z magazynem Fifteen Questions. Zdrowemu, zrównoważonemu podejściu stara się hołdować także wtedy, gdy rusza w trasę koncertową. Czy zainspiruje nas do tego, żeby spróbować inaczej spojrzeć na kulturę klubową? Trzeba się o tym przekonać 29 listopada w warszawskich Oczkach!
Redaktor naczelny Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.

