Czytasz teraz
shama: Życie u soku, u samej pestki
Muzyka

shama: Życie u soku, u samej pestki

shama

W świecie, którego rytm dyktuje tytuł filmowego hitu Wszystko wszędzie naraz, Basia Tomaszewska i Jimi Bachniak tworzą muzykę w duchu slow: bez pośpiechu, pełną nadziei i opartą na długo pielęgnowanych emocjach. Rozmawiamy z artystami przed jesienną trasą promującą ich najnowszy album loki.

shama, sześć miast i Wy. Bilety na LOKI TOUR znajdziecie w Going.!

Dziesięć lat to dużo czy mało? 

Basia Tomaszewska, shama: Raz myślę, że dużo, bo to niedługo połowa mojego życia. Kiedy indziej czuję, że minęło jak jeden dzień. 

Jimi Bachniak, shama: To zależy od aspektu, który akurat weźmiesz pod uwagę. Niekiedy wydaje się, że zagraliśmy sporo koncertów i nagraliśmy równie wiele piosenek. Ale wspólny projekt muzyczny to coś, co buduje się bez przerwy i czas szybko przy nim mija. 

Basia: Mam poczucie, że przez 10 lat bardzo zmieniliśmy się pod kątem tego, co chcemy grać. Musieliśmy też nauczyć się siebie nawzajem. Czuję, że mało zespołów, które powstały w okresie nastoletnim, przetrwało. Nam się to udało, bo na każdym etapie rozwoju poszczególnych członków grupy chcieliśmy się dogadać i znaleźć wspólny grunt. Poza tym z czasem zaczynamy coraz bardziej cenić swój gust. 

W takich momentach, kiedy coś kliknie i dobierzemy się do sosu duszy we dwójkę albo w jeszcze większym składzie, może wydawać się, że to minęło jak jeden dzień. I że tak po prostu miało być. 

Jimi: W 2015 roku, gdy zaczęliśmy grać, mieliśmy po 17 lat. To był czas ważnych momentów, które siłą rzeczy przekładały się na twórczość i naszą współpracę. Dorastaliśmy razem.

Jesteście też parą poza muzyką. 

Basia: Tak, od roku nawet małżeństwem.

shama / fot. Amelia Eksner / @amelia_eksner / materiały prasowe

Jak godzicie bycie ze sobą na scenie i poza nią? 

Jimi: Różne aktywności i relacje działają na zasadzie sinusoidy: raz jest lepiej, raz gorzej. W sytuacji, gdy kariera idzie do przodu i jesteśmy na górce, mam wrażenie, że wszystko śmiga jak należy. Ale kiedy nadchodzi dołek, to też przekłada się na sferę prywatną.

Basia: Coś się nie udaje, pojawia się w tobie frustracja, więc próbujesz wygadać się z tego bliskiej osobie, ale ona jest jednocześnie twoim współpracownikiem. Martwi się tymi samymi rzeczami, więc nie chcesz jej dodatkowo dołować. Ten aspekt emocjonalny jest wyzwaniem, a do tego dochodzą kwestie organizacyjne. Sama mam dość chaotyczny tryb pracy, w którym muszę połączyć życie domowe z tworzeniem i z biznesem. Teraz każdy artysta, zwłaszcza ten niezależny, jest w dużej mierze swoim menedżerem, promotorem i szefem działu promocji. Czuję, że to fajnie wychodzi, ale po drodze pojawia się dużo wyzwań. Dobrze mierzyć się z nimi z bliską osobą, która cię dobrze rozumie, ale przenikanie się sfery zawodowej i prywatnej bywa trudne.

Pytam, bo czuję, że muzykę shamy napędzają emocje płynące z różnych relacji: nie tylko waszej, romantycznej, ale też przyjacielskiej, bo gracie z różnymi bliskimi osobami. Łatwo wam było zbudować takie więzi? 

Jimi: Trudno powiedzieć, bo to się po prostu zrobiło. Jako zespół najpierw graliśmy pod nazwą The Rockin’ Chair z naszymi kumplami, Antonim i Kacprem. Zostaliśmy z nimi do dziś. 

Basia: Jesteśmy jak homary albo łabędzie. Gdy dorwiemy kogoś w życiu, kto jest miły, wartościowy i chce się z nim spędzać czas, podtrzymujemy z nim relację i lubimy ją pielęgnować. Ta przyjaźń trwa już od ponad dziesięciu lat, chłopaki będą z nami także na nadchodzącej trasie. 

Jimi: W międzyczasie w tym roku skład naturalnie się powiększył. Dołączyła do nas siostra Basi, która poza wspieraniem nas wokalnie gra na perkusjonaliach i syntezatorze basowym. A do tego Maja, przyjaciółka Basi, która odpowiada i za perkusjonalia, i za skrzypce.

shama – mona melody

Czy w takim składzie nagrywaliście płytę, czy muzycy towarzyszą wam jedynie na scenie? 

Basia: Płyta była naszym autorskim tworem, a przyjaciół-muzyków zapraszamy do grania na żywo. Oba światy się ze sobą łączą, bo Jimi założył, że album powinniśmy nagrać z myślą o koncertach. Sami rejestrowaliśmy te partie, wiedząc, że aranżacje mają być dość live’owe. Taka koncepcja artystycznego ograniczenia środków pozwoliła nam osiągnąć spójność i na poziomie brzmienia, i treści. Wszystko dobrze się spięło. 

Kiedy rozpoczęliście pracę nad lokami

Jimi: Pierwszy raz, kiedy stwierdziliśmy: „Kurczę, robimy album”, nastąpił gdzieś na przełomie 2023 i 2024 roku. Nagraliśmy wtedy utwór openbar, który ostatecznie okazał się pierwszym singlem z płyty. 

Basia: Na dalszym etapie prac przestaliśmy myśleć o piosenkach jak o odrębnych bytach, tylko postrzegaliśmy je za jedno dzieło. Jarają nas koncepcyjne wydawnictwa i medleye. Wydaje mi się, że ułożyliśmy historię, która niesie za sobą jakiś emocjonalny przekaz. Nad jej uspójnieniem pracowaliśmy rok.

shama
shama – loki / okładka albumu / fot. materiały prasowe

Co masz na myśli, mówiąc o emocjonalnym przekazie?

Basia: Najpierw przedstawiamy swoją historię: to, jak kiedyś się czuliśmy i jakie mieliśmy przemyślenia związane z wchodzeniem w dorosłość. Rozpoczynamy od nuty nieco ciemniejszej, pełnej lęku i strachu.

Jimi: Sporo też na tym etapie buntu…

Basia: Zmęczenia światem i tym, jak jest ułożony. Ale stopniowo odkrywamy piękne rzeczy, w których można pokładać nadzieję i z których można czerpać energię. Chcieliśmy zostawić słuchacza z poczuciem wewnętrznego spokoju. Poza tym gdy zapoznaję się z nowym albumem, lubię poczuć, że poznałam jakąś historię albo postać, nawet jeśli niekoniecznie jest to sam twórca. loki tworzą taki odrębny świat. Da się do niego swobodnie wejść, a gdy się już go opuści, być może człowiekowi będzie trochę luźniej. 

Opowiedzcie coś więcej o tym zmęczeniu.

Jimi: Chodzi o zmęczenie osobiste i takie, które odczuwamy względem świata. Myślenie o nim miało bardzo różne fazy. Z jednej strony to był bunt przeciwko różnym systemowym problemom. Impulsem do nagrania jednego z tekstów z początku albumu była historia naszej przyjaciółki. Musiała wstrzymać bardzo ważne życiowe decyzje bodajże przez to, że nie dostała informacji o kredycie. To się może wydawać trywialne, zwłaszcza że przyzwyczailiśmy się do podobnych sytuacji. Ale świadomość, że czyjaś przyszłość zależy od cudzego kaprysu, na który zupełnie nie ma się wpływu, była dla nas dość dotkliwa. 

Kolejne frustracje były związane z realiami przemysłu muzycznego, całego show-businessu i tym, że współcześnie wszystko jest tak bardzo skoncentrowane na social mediach. Gdy nie wrzucisz codziennie albo co drugi dzień jakiegoś contentu, właściwie nie istniejesz. Ilość jest często postrzegana za ważniejszą od jakości. 

Basia: Wszystko jest szybkie i bylejakie. Przemysł muzyczny przypomina maszynkę, która co chwilę wypluwa nowe rzeczy. Nieważne, jakiej będą jakości, ważne, kto zrobi ich więcej. Czuję się pod tym kątem nieco staroświecka. Od 10 lat chodzę w tych samych ubraniach, nie lubię wyrzucać rzeczy.

shama – in the woods

Wolisz je naprawiać? 

Basia: Moja babcia opowiadała o tym, że kiedyś istniał zawód repasatorki, osoby naprawiającej oczka w rajstopach. Dziś nie ma kogoś takiego, bo rajstopy, które po jednym założeniu potrafią być dziurawe, po prostu wyrzucasz i kupujesz nowe.

Nasza generacja, nie tylko na tym polu konsumpcyjnym, to pokolenie ogromnych szans. Mówiło się nam od dziecka, że mogliśmy być prezydentami, kosmonautami, kim tylko chcemy, bo w Polsce wreszcie są na to szanse. To jednak ogromne obciążenie. Prawda jest taka, że ograniczenia też mogą wpływać pozytywnie na przykład na proces twórczy, o czym przekonaliśmy się przy okazji tworzenia albumu. Nie chcieliśmy wyciągać dźwięków z wielkiego śmietnika brzmień, tylko z małego woreczka. O tym mówił też David Lynch, który przez wiele lat codziennie jadł to samo. Kiedy masz tak ustrukturyzowane życie, pojawia się pole na kreatywność. A gdy nasze mózgi od małego są zarzucane różnymi treściami i przekazami, czujesz się przygnieciony.

Może jest tak, że esencją nadziei, którą niesiecie słuchaczom, jest pokazanie, że mogą żyć inaczej? 

Basia: Tak, chociaż pojawia się tu zgrzyt. Nasza muzyka jest bardzo optymistyczna, jesteśmy dość pozytywnie nastawieni. Chcemy żyć fajnie, komfortowo, w zgodzie ze światem, ale jest dużo powodów, dla których nie jest to proste.

Rozmawiałem niedawno z Maciejem Milewskim z Cinnamon Gum. Dla niego ucieczką od męczącej rzeczywistości okazał się zwrot w stronę analogowego tworzenia muzyki. Czy to recepta, którą sami przyjęliście? 

Basia: To w ogóle połączyło nas jako muzyków i ludzi. Zaczęliśmy się sobą nawzajem interesować, bo zrozumieliśmy, że oboje czujemy, rozumiemy i kochamy estetykę lat 60 i 70. Maciek jest zresztą dla nas fajną inspiracją i cieszymy się, że ktoś taki pojawił się na polskim rynku. Grono podobnych artystów i słuchaczy stale rośnie. 

A swoją drogą, ostatnio miałam w tym temacie myśl, która naładowała mnie czymś więcej niż nostalgią za czymś, czego nawet nigdy nie poznałam, bo nie żyłam w latach 60.

shama / fot. Amelia Eksner / @amelia_eksner / materiały prasowe

Jaką? 

Basia: Może stare brzmienia nie są echem przeszłości, tylko drogą do przyszłości? I sami próbujemy zbudować most do tego, żeby ludzie z powrotem doceniali proste rzeczy i nauczyli się zgody? Do tego pasuje mi nasza muzyka. Jest współczesnym głosem, ale ceniącym uniwersalne wartości. 

Jimi: Nawołujemy do tego, żeby trochę zwolnić lub przynajmniej jeszcze bardziej nie przyspieszać. 

Basia: Albo zmienić kierunek. Idziemy w jakimś tempie, ale pytanie, czy w dobrą stronę.

Czujecie, że taki przekaz rezonuje z słuchaczami? 

Basia: Po wydaniu płyty i koncertach ludzie piszą do nas, że w tekstach, mimo że są dość poetyckie, słyszą krytykę kapitalizmu i życia tylko po to, by wydawać, wyrzucać i znów wydawać. Bardzo mnie cieszy, że wokół tej muzyki rośnie grono ludzi i nie mogę się doczekać, by spotkać ich na koncertach. Czuję, że słuchacze po prostu ją rozumieją i nie muszę niczego specjalnie tłumaczyć. Nie przekazuję żadnej wymyślnej nowiny, bo ta tęsknota za spokojem jest wszechobecna. 

Jimi: Pamiętam, gdy jeszcze przed premierą całego albumu wydaliśmy singiel krab. Kilkoro naszych fanów, jakoś w wieku między liceum a studiami, powiedziało, że czują, jakby ten utwór był wiadomością, którą akurat teraz potrzebowali otrzymać. Pisaliśmy go z taką myślą i to było dla mnie niesamowite, że nasza piosenka mogła być dla kogoś fundamentem naprawdę ważnej życiowej decyzji.

shama – krab

A czy młodsza Basia i Jimmy, na przykład jako 16-latkowie, polubiliby dzisiejszą muzykę shamy? 

Basia: Myślę, że tak. 

Jimi: Raczej później, gdy już zdobyłem dostęp do Spotify. Dopiero wtedy mogłem zacząć eksplorować muzykę, do jakiej zawsze mnie ciągnęło – oldschoolowych, bluesowo-rockowych brzmień, wcześniej dla mnie trudno osiągalnych. Do tego czasu słuchałem więcej cięższych rzeczy, na przykład hard rocka. 

Basia: Jimi miał dość konserwatywne podejście, że mamy grać w taki, a nie inny sposób, bo nowoczesna muzyka nie umywa się do klasy i jakości, która była kiedyś. Ale potem stopniowo zaczął otwierać się na nowe rzeczy, a ja wraz z nim. Dzięki temu w tym roku zobaczyliśmy naszych największych współczesnych idoli. Kilka tygodni temu byliśmy w Berlinie na koncercie Parcels – bardzo ważnego zespołu na naszej ścieżce. A przed chwilą pojechaliśmy do Hamburga zobaczyć Maca DeMarco. To dość surrealistyczne, że mogliśmy to zrobić, bo mocno utożsamiamy się z jego życiową filozofią.

To znaczy?

Basia: Co prawda nigdy nie rozmawiałam z nim osobiście, ale wydaje mi się, że ma w życiu kilka ważnych dla siebie rzeczy i po prostu się ich trzyma. Mimo że gra już od kilkunastu lat, rozpoznawalność i pieniądze w ogóle go nie zmieniły. Nadal pozostaje niezależny i opiera się temu, czego wymaga od niego rynek. 

Jimi: No i nie prowadzi Instagrama. 

Basia: Oczywiście, też jest tak, że może sobie na to pozwolić z różnych powodów. Ale także dzięki temu czuć, że to nie jest komercyjna muzyka, tylko od serca, prawdziwa, a jej tworzenie pewnie przenosi się na inne sfery jego codzienności. Na życie u samej pestki, u soku, a nie gdzieś z wierzchu.

Zobacz również
Charli xcx winyl

Mac DeMarco @ ARTE Concert Festival 2025

Słucham tego, co o nim opowiadacie, i wydaje mi się, że za sukcesem Maca faktycznie stoi konsekwencja w tym, co robi. Czy dla was samych to ważny aspekt procesu twórczego? Myślicie już o przyszłości shamy i tym, jak zachować jej spójność?  

Jimi: Chyba nie mamy aż tak szeroko zakrojonych planów i wizji tego, co będzie dalej. Ale tak jak powiedziała Basia, Mac rzeczywiście jest dla nas większą inspiracją pod kątem filozoficznym i życiowym niż stricte muzycznym. Na płytach, wywiadach czy nagraniach występów, które oglądaliśmy na YouTube, sprawia wrażenie, jakby czuł sztukę w podobny sposób co my. Pokazuje i tłumaczy nam rzeczy, których zupełnie jeszcze nie wiedzieliśmy. Tak jest z tą konsekwencją: wydaje mi się, że na tyle głęboko się w nas zakorzeniła, że pozostanie z nami w jakiejś formie. 

Basia: Raczej nie czuję, że kolejny album shamy będzie powrotem do lat 90. i muzyką na melanż. Pewnie, że do loków można się pobawić, ale raczej w klubie ich nie puszczą. Przy czym nie wykluczam eksperymentów w duchu tego, co zrobił Tame Impala na najnowszej płycie. Obrał inny kierunek, ale wciąż słychać, że to ten sam Kevin Parker. 

Teraz mam na przykład fazę wokalno-folkowych odkryć. Fascynuje mnie Björk i inne wokalistki, które szukały w swoim głosie osobliwego na pierwszy rzut oka brzmienia. Pewnie będzie tego więcej na naszej drugiej płycie, ale same emocje, ciepło i wiodące instrumenty z nami pozostaną. To zresztą elementy, które spajają loki z naszym pierwszym minialbumem, shamą.

Czy shamę usłyszymy na waszych nadchodzących koncertach, czy skupiacie się na tegorocznym materiale? 

Jimi: Gwoździem programu będą loki, bo trasa promuje jednak ten album, ale pewnie nie zabraknie kilku wcześniejszych utworów lubianych i przez nas, i przez publiczność.

Jak idą przygotowania do występów? 

Basia: Najpierw opracowaliśmy ich wizję, a teraz na jej podstawie zaczęliśmy grać próby z zespołem. Moment zderzenia początkowych założeń z rzeczywistością to duży stres, bo chcemy wszystko jak najlepiej zrealizować. Trochę to przypomina wspinanie się na górkę, ale już za chwilę będziemy z niej zjeżdżać i po prostu grać. 

shama wystąpiła na festiwalu Męskie Granie 2023.

Czy wakacyjne festiwale, na których zagraliście – toruńska NADA albo Santander Letnie Brzmienia – były dla was przedsmakiem jesiennego tour? 

Basia: Czymś w rodzaju rozgrzewki. 

Jimi: Najpierw w maju zorganizowaliśmy koncert premierowy płyty, na którym zagraliśmy ją w całości. Później faktycznie testowaliśmy te numery przez całe wakacje. Zawsze jest tak, że podczas grania na żywo piosenki ewoluują. Teraz nadszedł fajny moment, że zbieramy w pigułce to doświadczenie z letnich festiwali i ulepszamy o nie kolejne występy. 

Basia: Na tyle, że album będzie brzmieć zupełnie inaczej niż w wakacje. Słuchacze mogą spodziewać się czegoś całkiem nowego.

Na koniec chciałbym znów wrócić do przyszłości. Wyobraźcie sobie, że możecie stanąć na scenie z nieżyjącym już artystą. Kto by to był? 

Basia: Ostatnio sporo myślę o Amy Winehouse. Chciałabym ją poznać i nie tylko z nią pośpiewać, ale po ludzku pogadać. Nie śmiem myśleć o B.B. Kingu czy Muddym Watersie, bo nawet nie wiedziałabym, co miałabym robić z nimi na scenie. Byłabym tak oszołomiona tym wydarzeniem, że pewnie nie dałabym rady nawet otworzyć ust i cokolwiek zagrać. 

Jimi: Ja bym pewnie wybrał Muddy’ego, chociaż zastanawiałem się nad Jimim Hendrixem. To musiałaby być niesamowita zabawa.

shama
plakat promujący LOKI TOUR zespołu shama / materiały promocyjne








Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony