Reżyserka estońskiego kandydata do Oscara: w saunie masz prawo do swoich uczuć
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie…
Wygrana na festiwalach filmowych m.in. w Sundance i San Francisco. Wyróżnienie na festiwalu Millennium Docs Against Gravity. Rola estońskiego kandydata do Oscara. Uznanie dla filmu Anny Hints płynie z wielu stron świata. Choć było to przedsięwzięcie imponujące pod względem logistycznym – 8 lat zdjęć i kamery chłodzone lodem – nie chodzi tu jednak o wiwatowanie dla rzemiosła. Co więc stanowi o wyjątkowości obrazu Siostrzeństwo świętej sauny? Spytałam o to samą autorkę.
Jagoda Gawliczek: Oglądając Twój film byłam zachwycona intymnością i delikatnością tej historii. Jak trafiłaś na ten temat?
Anna Hints: Wywodzę się z kultury sauny dymnej, która jest charakterystyczna dla południowo-wschodniej części Estonii. Wychowywała mnie babcia z Południa i była dla mnie jak mama. Wszystko, co widzisz na ekranie – nasze pieśni, duchowość, całe to dziedzictwo – mam to po prostu we krwi.
Jak rozumiesz duchowość w tym kontekście?
Dla mnie ten temat sprowadza się do dwóch płaszczyzn. Po pierwsze, chodzi tu o połączenie z naturą, ale nie poprzez podporządkowanie jej. Nie mamy prawa nią rządzić. Jesteśmy jej integralną częścią. Po drugie, chodzi o cykliczność czasu. On nie płynie linearnie, nie pędzi z punktu A do B. Zawiera w sobie jednoczeście przyszłe pokolenia, jak i naszych przodków. Późna jesień to czas, by spotkać się w saunie z ich duchami. To niebędne części rytuału sauny. Chodzi o to, żeby oczyścić swoje ciało i duszę, wypocić je. Trzeba być do tego obecnym i trzeba na to czasu. Dopiero wtedy zaczyna wychodzić z Ciebie coraz głębsze warstwy brudu. Nie tylko na poziomie cielesnym, ale też emocjonalnym. Wracasz do łona kosmicznej matki, jesteś nago, naga jest też Twoja dusza. Wiesz, w saunie kobiety rodziły, obmywały zwłoki i leczyły się. To ważne miejsce, bo mogły w nim być nagie we wszystkich tego słowa znaczeniach.
Jak dokładnie wygląda ten rytuał?
Zanim cokolwiek się wydarzy, trzeba podgrzewać saunę przez 6 godzin. Potem możesz do niej wchodzić i wychodzić, nagrzewać się i schładzać. Taka sesja trwa około 4 godzin.
Kiedy poczułaś, jak istotne jest to zjawisko?
Już w dzieciństwie. Gdy zmarł mój dziadek, jego ciało leżało w domu. Dzień przed pogrzebem poszłyśmy do sauny – babcia, ciocia, jej córka i ja. Właśnie tam – w tym momencie i przestrzeni – babcia zdradziła nam, że dziadek ją zdradzał z inną kobietą, że miał z nią czwórkę dzieci. Odsłoniła przed nami swoje emocje: ból, złość, frustrację. Wspólnie jej wysłuchałyśmy a potem śpiewałyśmy pieśni. Wspólnie uwolniłyśmy tę opowieść. Na to wszystko potrzeba czasu! Po tym, jak byłyśmy tam z babcią, poczułam, że pogodziła się z tą sytuacją. Akceptacja przyszła do niej dzięki wyrażeniu emocji i doświadczeń. Dzięki temu, że się przed nami otworzyła, mogła ze spokojem pogrzebać dziadka. To było dla mnie bardzo głębokie przeżycie na poziomie emocjonalnym i fizycznym. Oczywiście byłam wtedy dzieckiem, więc nie potrafiłam tego w żaden sposób zracjonalizować. Teraz jestem dorosła i mogłam to na nowo przemyśleć. Czuję, że sauna jest miejscem, w którym masz prawo do swoich doświadczeń i uczuć. Masz prawo zostać wysłuchana bez oceniania. Nikt nie da Ci lekcji. Chodzi o to, żeby się wzajemnie słuchać. Jest w tym potężna uzdrowicielska moc, która pomogła mi przetrwać wiele trudnych momentów w życiu.
W którym momencie na horyzoncie zarysował się film?
W 2015 roku pojechałam z moją mamą do klasztoru. Miałyśmy bardzo burzliwą relację. Tak dla porządku: ona nie jest córką kobiety, która mnie wychowywała. Babcia, o której wspomniałam wcześniej, jest od strony ojca. No więc mama, ja i klasztor buddyjski w Tajlandii, do którego pojechałyśmy na 26 dni, żeby przeżyć tam medytację vipassana. To rytuał, opierający się na ciszy. Nie mogłam czytać, pisać i mówić. Byłam wściekła. Czułam się, jakby ktoś odebrał mi mój głos. Dzięki temu doświadczeniu zrozumiałam, że do tamtej pory brałam go za pewnik. Uświadomiłam sobie też, jak istotne jest, by móc mówić. Wtedy złączyły się ze sobą te dwa elementy. Chciałam nakręcić film, w którym moje doświadczenia z sauną splotą się z przestrzenią dla kobiet, w której mogłyby zostać usłyszane. W której będą nagie i wrażliwe. Co więcej, jednocześnie zaczęłam się zastanawiać, do kogo właściwie należą nasze głosy? Kiedy stoję przed lustrem i mówię do siebie: jesteś taka brzydka – skąd to pochodzi? Do kogo to należy? Czemu to mówię? Takie było moje założenie, które potem realizowałam przez 7 kolejnych lat.
Znałaś swoje bohaterki wcześniej?
Zaczęłam od przyjaciółek z południowej Estonii, które były dla mnie jak siostry. Kiedy zaczęłyśmy pierwszą sesję, byłam w szoku. Myślałam, że dobrze się znamy, jednak dopiero wówczas odkryłam, jak wiele pozostaje ukryte. Żadna z tych opowieści nie została wcześniej zaplanowana. Wszystkie wydarzały się bezpośrednio przed kamerą i każda sesja była niespodzianką: co tym razem usłyszymy? Wiedziałam, że muszę zaufać saunie i historiom, które są w każdej z nas. To dla mnie bardzo smutna statystyka, jak wiele zwierzeń dotyczyło przemocy seksualnej. Co więcej, żadna nigdy wcześniej o tym nikomu nie powiedziała.
Czułaś odpowiedzialność wobec swoich rozmówczyń?
Olbrzymią. Film portretuje kobiety w bezpiecznej przestrzeni. Tworzy się tam atmosfera niezwykłej intymności i wrażliwości. W czasie pracy nad filmem odkryłam, że działam bardzo intuicyjnie. Musiałam zaufać swoim przeczuciom. Jednocześnie byłam maksymalnie transparentna i szczera na każdym etapie pracy. Nigdy nikogo do niczego nie namawiałam. Reżyserowanie opierało się na dzieleniu wizją i zapraszaniu do podróży. Moje bohaterki chciały być częścią siostrzeństwa. Chciały się podzielić opowieściami. Moja odpowiedzialność nadal trwa. Kobiety, które chodziły ze mną do sauny, brały też udział w procesie montażu. Pokazywałam im poszczególne ujęcia. To zupełnie sprzeczne z tym, jak uczy się kina dokumentalnego w szkołach filmowych.
Nie mam wielkiej wiedzy na temat produkcji dokumentów, ale nie słyszałam nigdy, żeby ktoś pracował w ten sposób z rozmówcami!
Mnie uczono wręcz, że jak już namówię kogoś na udział w filmie, muszę zdobyć pisemną zgodę i od tego momentu jako artystka mogę robić co tylko zechcę. To bzdura i błąd. Wierzę, że możesz robić silną, odważną, szczerą i intymną sztukę, włączając w nią swoje podmioty. Czułam, że sama też muszę pokazać moje delikatne strony. Ja też byłam nago w saunie i nie prosiłam nikogo o podpisy na początek. Przecież nie wiedziałyśmy nawet, jakie historie pojawią się w filmie! Zostawiłam to na etap postprodukcji. Wszyscy pytali mnie: skąd w Tobie tyle zaufania? Odpowiadałam: one zaufały mi, więc ja zaufałam im, to obopólna więź. W trzecim roku zdjęć odezwała się do mnie kobieta, której twarz często pojawia się na ekranie. To moja przyjaciółka. Któregoś dnia poprosiła mnie, żeby uwzględnić ją w filmie. Też miała ciężką relację ze swoją mamą i chciała dołączyć do naszej podróży. Potem zgłaszały się do mnie kolejne osoby. Estonia jest mała, ma przecież niewiele ponad milion obywateli. Kiedy więc robisz w niej cokolwiek, ludzie szybko się o tym dowiedzą. Jednego dnia na plan przyjechała kobieta z pobliskiej wsi. Poprosiła nas, żebyśmy przyjęły ją do sauny.
Nie wszystkie Twoje bohaterki zdecydowały się pokazać twarze.
Dla mnie to nie był problem, bo to pokazuje, jakim jesteśmy społeczeństwem. Tam, gdzie jest wstyd, jest też dużo strachu. I choć często czujemy się okej z nagością, rzadko kiedy otwieramy się emocjonalnie. To właśnie dlatego Estonia ma olbrzymie trudności, jeśli chodzi o zdrowie psychiczne. Nie wiem, jak to wygląda w Polsce, ale ważną rolę odgrywa u nas kompleks Europy Wschodniej. Boimy się, że jesteśmy gorsi od innych. Ośmielamy się dopiero w momencie, gdy zauważy i doceni nas ktoś z zewnątrz. Kiedy wygrałam nagrodę w Sundance i potem kolejne wyróżnienia na innych festiwalach, okazało się, że nasza sauna może być powodem do dumy. Moje bohaterki zaczęły udostępniać film na Facebooku z komentarzami typu: to moje kolano, to moje plecy. Z kolei to, z czym ja obecnie się mierzę, to historie, które pozostały poza filmem. Chciałabym znaleźć sposób, żeby w jakiejś formie jednak wybrzmiały.
Domyślam się, że wstyd mógł dotyczyć także nagości na ekranie, prawda?
Zdecydowanie. W Estonii słowo na kobiece genitalia ma to samo znaczenie, co wstyd. Rodzisz się więc w kobiecym ciele z czymś, co nie jest neutralne, niewinne. Od samego początku masz się za co wstydzić. Tu nie chodzi o biologię, ale o to, co narzuca nam społeczeństwo, kultura czy religia. Dużym tematem jest też uprzedmiotowienie. Kobiety są nieustannie seksualizowane. W pracy nad filmem każdy poszczególny element ma olbrzymie znaczenie – wybór przestrzeni, kadru. Bardzo dbałam o to, jak pokazujemy nagość. Nie ma tu miejsca na patriarchalne spojrzenie.
Na koniec chciałabym spytać Cię o techniczną stronę kręcenia filmu. Jak właściwie to wyglądało?
Średnia temperatura w rozgrzanej saunie wynosi 80°C, ale waha się pomiędzy 70 a 90. Moja podstawowa troska dotyczyła bezpieczeństwa wszystkich zaangażowanych w projekt osób – żeby nikt nie zemdlał i żeby wszyscy czuli się dobrze. Cały czas piliśmy dużo wody. Druga sprawa to sprzęt. Któregoś razu na planie odwiedziła mnie estońska telewizja. Ich kamery nie przetrwały 15 sekund i potem wariowały przez kolejne 2 tygodnie. My używaliśmy paczek z lodem. Operator pracował w rękawiczkach, żeby się nie poparzyć, a na głowie miał chłodny kompres. Wiedziałam, że mogę stracić jakieś obiektywy, więc szukaliśmy dobrych jakościowo, ale relatywnie tanich. Podgrzewaliśmy je razem z całą sauną, a drugi komplet czekał w chłodzie. Inaczej nie dałoby się wystawić kamery na zewnątrz, bo wszystko by zaparowało.
Pisarka Samantha Schweblin: Lubię rzeczywistość z elementem deformacji [WYWIAD]
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzi audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.