Czytasz teraz
„Polski Pixar” zrodzony z komiksu. Rozmawiamy z producentem „Smoka Diplodoka”
Kultura

„Polski Pixar” zrodzony z komiksu. Rozmawiamy z producentem „Smoka Diplodoka”

Smok Diplodok

Każdy upadek i każda kłoda rzucona pod nogi jeszcze bardziej motywowały nas do tego, że musimy zrobić ten film za wszelką cenę – mówi Maks Sikora ze studia Human. Naszego rozmówcę pytamy o istotę kina familijnego, współpracę z rysownikiem Tadeuszem Baranowskim i przyszłość rodzimej animacji.

Smok Diplodok – rezolutny, choć nieco roztrzepany gad –  po raz pierwszy zionął ogniem ponad cztery dekady temu. Jego przygody, w których uczestniczyli także profesor Nerwosolek, Hokus Pokus i Entomologia, okazały się na tyle ponadczasowe, że bohater po latach wreszcie trafił na duży ekran. Film Wojtka Wawszczyka (Jeż Jerzy, Kacperiada, Splinter) zwraca mu należny hołd i imponuje rozmachem. Ma dopracowaną kreskę niczym produkcje z DreamWorks, usłyszymy w nim m.in. Borysa Szyca, Arka Jakubika, Małgorzatę Kożuchowską i Roberta Makłowicza, a podróż głównego bohatera ilustruje tu wwiercająca się w głowę ścieżka dźwiękowa Mikołaja Stroińskiego.

Smok Diplodok: film Wojtka Wawszczyka wszedł już do kin

O animacji, która trafiła do kin 4 października, napisano i powiedziano już całkiem dużo. Sami postanowiliśmy ugryźć temat z nieco innej strony i zapytać o kulisy pracy nad projektem osobę, która zna go na wylot, choć sama nie jest ani rysownikiem, ani reżyserem. Wraz z Maksem Sikorą z Human rozmawiamy o drodze do stworzenia Smoka Diplodoka, która –  jak się okazuje – wcale nie była usłana różami.

Stanisław Bryś, Going. MORE: Jak zaczęliście pracę nad Smokiem Diplodokiem? 

Maks Sikora, Human: Sam dołączyłem do Human w 2010 roku. Wtedy skupiłem się na rozwoju działalności serwisowej studia, żeby zachować jego płynność finansową, a ludzie mieli na chleb. Później, gdy Wojtek Wawszczyk skończył pracę nad Jeżem Jerzym, zaczęliśmy rozmawiać o Smoku Diplodoku, który był marzeniem z jego dzieciństwa. On wychowywał się na tych komiksach. Poza tym znał Tadeusza Baranowskiego i rozmawiał z nim o ekranizacji. Moja reakcja była taka: Spoko, zróbmy co się da w ramach lokalnego finansowania. Zaczęliśmy development, czyli przede wszystkim pisanie scenariusza oraz prace koncepcyjne. Z czasem, oferując równolegle usługi, serwisy, obserwowaliśmy, dokąd nas to prowadzi i jaki tkwi w tym potencjał.

Byłem tym bardzo podekscytowany, bo do tej pory miałem tylko styczność ze sferą reklamową. W 2012 roku, gdy wszystko się rozkręciło, moje dzieci były jeszcze małe. Myślałem, że uda się dopiąć całość, póki nie dorosną, ale tak szybko to się nie stało.

Natalia Przybysz, Paulina Przybysz – Stan pogody (piosenka z filmu Smok Diplodok)

12 lat na wcielenie takiego pomysłu w życie to dużo czy mało? 

W kontekście tego, że cały projekt można w cudzysłowie spokojnie określić mianem pierwszego polskiego Pixara, to zdecydowanie to nie jest dużo, tym bardziej że te 12 lat dzieli się na dwie wyraźne części. Pierwszych 8 było tak naprawdę developmentem tego projektu. To okres, który zszedł na pisanie scenariusza i jego konsultacje z różnymi ludźmi. Na początku doradzano nam w grupie scenariuszowej w Polsce, a później pojawili się eksperci zagraniczni. Zaczęliśmy bowiem jeździć z pomysłem po różnych targach, eventach i festiwalach, gdzie okazało się, że w projekcie tkwi potencjał międzynarodowy. Pracowaliśmy z Markiem Palmerem z Los Angeles, Philem Parkerem z Wielkiej Brytanii czy Krisem Pearnem, reżyserem Klopsików i innych zjawisk pogodowych 2.

Dlaczego ptaki są głupie? Powstała książka, która odpowiada na to pytanie!

Problemem okazały się realia krajowe, bo nikt wcześniej takiego filmu nie zrobił. Zaszło wiele przestojów. Dopiero w kwietniu 2020 roku podpisaliśmy umowę z Polskim Instytutem Sztuki Filmowej na finansowanie projektu. W zasadzie wtedy uruchomiliśmy właściwą produkcję. 

Smok Diplodok: Film już hula w kinach, a to jeden z fotosów / fot. Młode Horyzonty Dystrybucja

Co było największym wyzwaniem producenckim na tym etapie?

Chyba wszystko, co można było sobie wyobrazić: od nieudanych rozmów, pozyskiwania partnerów, przez brak wiary różnych instytucji finansujących, aż po nieporozumienia na linii z PISF-em. Upływający czas sprawiał, że zwiększały się koszty produkcji i cały budżet. No i oczywiście pandemia, a potem wojna. 

Może zabrzmi to jakoś pompatycznie, ale każdy upadek i każda kłoda rzucona pod nogi jeszcze bardziej motywowały nas jednak do tego, że musimy zrobić ten film za wszelką cenę. Kula już się toczyła i byłoby szkoda, gdyby się rozsypała. 

Smok Diplodok: film już hula w kinach, a to jeden z fotosów / fot. Młode Horyzonty Dystrybucja

Wspomniałeś, że w Polsce nie powstał dotąd taki film jak Smok Diplodok. Co masz na myśli? 

Mieliśmy jakieś produkcje 2D, animacje dla widza dorosłego, na przykład Jeszcze dzień życia Damiana Nenowa i Raúla de la Fuente. Nie było jednak niczego dla widowni familijnej. Wyróżniamy się tym, że naszą propozycją możemy konkurować z produkcjami z Europy czy Stanów Zjednoczonych. To nowa jakość na polskich ekranach. 

Widownia familijna, czyli jaka? 

Gdyby trzeba było wskazać jedną grupę docelową, pewnie byłyby to osoby w wieku 7-10 lat. Ale Smok Diplodok kryje również dużo przestrzeni dla nastolatków czy młodych dorosłych. Powiem nawet więcej: zrobiliśmy ten film dla pełnego przekroju pokoleniowego, każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie. W końcu animacja powstała na podstawie komiksów Tadzia Baranowskiego, które wydano w kilku milionach egzemplarzy. Teraz jego fanbase, głównie złożony ze starszych odbiorców, nie jest już tak szeroki, ale nadal pozostaje znaczący. 

Smok Diplodok film
Smok Diplodok: film już hula w kinach, a to jeden z fotosów / fot. Młode Horyzonty Dystrybucja

Jak układała się współpraca z samym Baranowskim? 

Od początku aż do samej premiery przecudownie. Pełne wzajemne wsparcie, zrozumienie, spotkania co kilka miesięcy, prezentowanie postępu prac, uwzględnianie jego uwag czy komentarzy. Dalej się uwielbiamy, lepiej nie mogliśmy sobie tego wyobrazić. Dlatego też chciałbym podziękować Tadziowi, a przy okazji także Wojtkowi i całemu wspaniałemu kilkusetosobowemu zespołowi za tytaniczną pracę, zaangażowanie i poświęcenie.

Smok Diplodok już hula po kinach, więc nie mogę nie spytać się o to, czym zajmujecie się teraz.

Teraz jest czas rozliczeń Diplodoka. Patrzymy, jak radzi sobie na ekranach, obserwujemy też jego premiery w innych regionach. Część z nich nastąpi jeszcze w tym roku, ale sporo dopiero później. Przypomnijmy, że łącznie pojawi się w ponad 110 krajach. A co poza tym? Mamy kilka pomysłów na to, żeby dołączyć jako koproducent mniejszościowy kilku projektów animowanych producentów z Europy Zachodniej. No i na co dzień nadal wykonujemy prace serwisowe, głównie polegające na wykonywaniu efektów specjalnych do filmów pełnometrażowych i do seriali. Sporadycznie działamy jeszcze przy reklamach.

Zobacz również
Jenna Ortega

Smok Diplodok film
Smok Diplodok: film już hula w kinach, a to jego plakat / fot. Młode Horyzonty Dystrybucja

Ostatnio doszło też do fuzji Human i czeskiej firmy PFX Group. Na czym polega i jak wpłynęła na codzienną pracę studia?

Obie strony uczą się bardzo wielu rzeczy, przede wszystkim współpracy. To proces dość mozolny, momentami bardzo ciężki, bo w międzyczasie doszło jeszcze studio ze Słowacji i Berlina. Do tej pory każdy podmiot indywidualnie funkcjonował na lokalnym rynku, a teraz jesteśmy jedną grupą. Przyzwyczajenie się do tego trwa sporo czasu, ale są pozytywy.

Jakie? 

Możemy wymieniać się na dużą skalę zasobami ludzkimi, talentami, technologiami. Czyli de facto wypełniamy grafiki pracownikom, którzy normalnie siedzieliby i nie mieli co robić, co generuje dużo kosztów. W zależności od potrzeb personel się rotuje i to działa bardzo sprawnie. 

Druga rzecz jest taka, że będąc grupą, możemy sami w ramach kilku terytoriów pozyskiwać finansowanie na własne projekty, na przykład animowane. Już teraz  myślimy także o projektach live action, aktorskich. Poza tym zaczęliśmy starać się o wykonywanie efektów specjalnych do dużych produkcji ze Stanów Zjednoczonych. W końcu cały skład liczy aż 250 osób. 

Na sam koniec chciałbym zatoczyć szersze kręgi. Czego według ciebie potrzebuje dziś polska animacja? 

Przede wszystkim wiary. Oby wyniki Smoka Diplodoka – nie tylko polskie, ale też globalne – przerodziły się w success story. Niech to będzie case study i dla instytucji, i dla sektora prywatnego. Tego potrzebuje polska animacja, bo urodzonych tu ludzi, którzy są wspaniałymi talentami, jest pełno. Wielu z nich na pewno wróciłoby z zagranicy, gdyby dostało propozycję pracy przy takich projektach jak pełnometrażowe animacje dla szerokiej widowni. 

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony