Strajk w Hollywood zakończony. O co walczyli aktorzy z SAG-AFTRA?
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Negocjacje, które zbiegły się w czasie z protestem scenarzystów, nie należały do najłatwiejszych i trwały blisko cztery miesiące. Stronom udało się jednak wypracować satysfakcjonujący kompromis.
Aktorstwo na pierwszy rzut oka zdaje się być całkiem dochodową profesją. W końcu Margot Robbie zainkasowała za rolę w Barbie 12,5 miliona dolarów (ze względu na to, że była także producentką filmu, zarobiła cztery razy więcej), a Leonardo DiCaprio, jedna z głównych gwiazd Czasu krwawego księżyca – 30 milionów dolarów. Na dodatek co chwilę słyszymy o tym, że któryś z hollywoodzkich celebrytów zaopatrzył się w ekskluzywną willę, otworzył fundację albo zainwestował w technologiczny start-up. Rzeczywistość jest jednak bardziej złożona i ekranowi milionerzy stanowią jedynie ułamek całej branży.
Z badań Biura Statystyki Pracy wynika, że ogół amerykańskich aktorów wcale nie jest tak dobrze opłacany. Ich przeciętna stawka godzinowa w ubiegłym roku wyniosła 36 dolarów, przy czym warto nadmienić, że większość z nich nie pracuje na pełen etat, tylko projektowo. Kiedy skończą zdjęcia na danym planie, muszą znów uczestniczyć w bezpłatnych castingach. Przygotowanie do nich zabiera sporo niewynagradzanego czasu i wysiłku.
Pogromcy Duchów wracają. Tym razem przeciwnikiem nieustraszonej ekipy będzie… Chłód Śmierci!
Zarobkowa niesprawiedliwość
Wysokość wynagrodzenia sama w sobie nie była jednak jedynym problemem. W końcu minimalna stawka godzinowa w Stanach Zjednoczonych wynosi raptem 7,25 dolarów. Sęk tkwi także w nierównomiernej dystrybucji środków. Duże studia filmowe i platformy streamingowe inkasują grube miliony za dystrybucję swoich produkcji. Oprócz tego, że prezentują je w kinach, zbijają kokosy na lokowaniu produktów na ekranie (niekwestionowanym liderem w tej kategorii jest seria o Jamesie Bondzie) czy merchandisingu. Prezesi dużych korporacji nie mogą przez to narzekać na małe zarobki. Na konto Roberta Igera, CEO Disneya, rokrocznie trafiają 25 miliony dolarów. Ted Sarandos, który zawiaduje Netfliksem, może liczyć na dwukrotnie wyższą kwotę. Wąż w ich kieszeni mógł rozjuszyć tych próbujących związać koniec z końcem.
Strajk SAG-AFTRA. Zagrożeni technologią
Aktorzy sprzeciwili się także wykorzystywaniu na masową skalę rozwiązań opartych na sztucznej inteligencji. Jej używanie to duża pokusa dla producentów. AI może bowiem zautomatyzować wiele procesów: od castingu aż po szybsze tworzenie efektów specjalnych. Posługuje się nią również przy generowaniu statystów czy zastępowaniu obsady dubbingowej. Wystarczy, że dany aktor raz wejdzie do studia nagraniowego i zarejestruje określone kwestie, a już nigdy więcej nie będzie potrzebny. Skuteczne algorytmy mogą nawet imitować ich głos w innym języku. – Łatwo jest marginalizować to, co robimy, bo wiąże się z rozrywką. Tymczasem w rozmowie na temat technologii czujemy się, jakbyśmy byli w patowej sytuacji. To dość ważny moment i musimy zająć w tej sprawie konkretne stanowisko – przekonywał latem aktor i scenarzysta Jonathan McClain.
Strajk SAG-AFTRA. Produkcyjny zastój
Jak powiedziano, tak zrobiono. 14 lipca przedstawiciele związku zawodowego SAG-AFTRA (Gildia Aktorów Ekranowych – Amerykańska Federacja Artystów Telewizyjnych i Radiowych) rozpoczęli strajk. Dołączyli się tym samym do 11,5 tysiąca scenarzystów, którzy już w maju zaczęli walczyć o swoje prawa na podobnych polach. Zasady manifestacji były bezkompromisowe. Ponad 150 tysięcy pracowników przestało pojawiać się na castingach, przymiarkach, próbach i samych planach filmowych. Nie uczestniczyli w konferencjach prasowych, wywiadach, festiwalach czy innych wydarzeniach związanych z promocją. Z tego tytułu przesunięto datę premiery licznych oczekiwanych produkcji, w tym Diuny 2, Superman: Legacy, Paddingtona w Peru albo Mortal Kombat 2. Smakiem musieli obejść się także fani seriali Stranger Things, American Horror Story albo Yellowjackets. Takiego przestoju w branży nie było od lat 60. Szacuje się, że straty dużych wytwórni z tego tytułu wyniosły nawet pięć miliardów dolarów.
Szacunek i uczciwość w cenie
Strajk oficjalnie zakończył się w środę 8 listopada. Łącznie trwał więc prawie cztery miesiące, co czyni go bezprecedensowym wydarzeniem w najnowszej historii Hollywood. Negocjującym udało się ustalić preferencyjne warunki w toku burzliwych rozmów z AMPTP – Sojuszem Producentów Filmowych i Telewizyjnych. – Myślę, że wszyscy są zadowoleni z powrotu do pracy w ramach umowy zapewniającej podstawowy szacunek i uczciwość, których potrzebują nasi członkowie – przekonywał w rozmowie z branżowym portalem The Hollywood Reporter jeden z najaktywniej działających aktywistów, Duncan Crabtree-Ireland.
Zasady porozumienia będą jeszcze ratyfikowane i dopiero po jakimś czasie wejdą w życie, ale wiadomo, co wywalczyli aktorzy. Na ich korzyść zmieni się podział zysków dużych platform streamingowych i wytwórni. Powstaną mechanizmy chroniące przed nadmierną eksploatacją sztucznej inteligencji. Ekranowej sile roboczej łatwiej będzie także uzyskać świadczenia socjalne, w tym ubezpieczenie zdrowotne.
Cała sytuacja może okazać się cenną lekcją dla branży rozrywkowej i samych widzów. Niekiedy zapomina się, że na sukces najjaśniej świecących gwiazd pracują setki innych osób. Większość projektów runęłaby bez nich jak domki z kart, a tymczasem warunki ich pracy bywają mało godziwe.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.