Pięć mgnień The Beach Boys. Bez nich muzyka pop nie byłaby taka sama

Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE
Choć w swoim czasie podbijali listy przebojów na wszystkich największych rynkach muzycznych, w Polsce nigdy nie zdobyli uznania ani wśród publiczności, ani dziennikarzy. Najwyższy czas to zmienić.
The Beach Boys wielkim zespołem są i moglibyśmy przytoczyć na to dziesiątki, a może i setki dowodów. Poprzestaniemy jednak na pięciu bardzo mocnych argumentach – prawdziwych perłach w piosenkowym dorobku kalifornijskiej grupy.
Oto nasz subiektywny wybór pięciu utworów The Beach Boys – w zależności od tego, na jakim etapie znajomości z tym zespołem jesteście: dawka wstępna lub przypominająca.
Bilety na koncert The Beach Boys znajdziecie tutaj!
Don’t Worry Baby (1964)
Paliwem dla muzyki pop w latach 60. była rywalizacja pomiędzy jej największymi twórcami. The Beatles odpierali ofensywę The Rolling Stones, a później sami znaleźli się pod wpływem Boba Dylana i właśnie The Beach Boys (więcej o tym poniżej). Jedno nagranie potrafiło odmienić bieg historii.
Tak było w przypadku Be My Baby – utworu nagranego przez The Ronettes, ale przede wszystkim wyprodukowanego przez Phila Spectora przy użyciu nowatorskiej techniki ściany dźwięku. Dla muzycznego lidera Beach Boys, Briana Wilsona, po usłyszeniu tego singla cała dotychczasowa muzyka straciła sens. Chcąc zmierzyć się z szokującym dziełem Spectora, napisał piosenkę będącą odpowiedzią na nie. To właśnie Don’t Worry Baby, skąpane w perfekcyjnych harmoniach wokalnych i olśniewających, melancholijnych melodiach. I choć Beach Boys byli tu jeszcze w swojej surferskiej fazie, piosenka była ważnym drogowskazem dla późniejszych, o wiele dojrzalszych muzycznych poszukiwań Briana.
God Only Knows (1966)
Na etapie albumu Pet Sounds piosenki Beach Boys stały się czymś więcej niż tylko przebojowymi singlami – były minisymfoniami popowymi, wykorzystującymi nietypowe dla rocka instrumenty (m.in. klawesyn, flet czy akordeon), elementy orkiestracji (w God Only Knows mamy kwartet smyczkowy) czy plastyczne dźwięki otoczenia (perkusjonalista Jim Gordon gra tu na… plastikowych kubeczkach po soku pomarańczowym).
W centrum tego wszystkiego była jednak iście niebiańska melodia wokalu Carla Wilsona. Dość powiedzieć, że po usłyszeniu God Only Knows Paul McCartney postawił sobie wyzwanie napisania utworu tak samo dobrego. Nie udało mu się. Bitelsowskie Here, There and Everywhere to piękna piosenka, ale God Only Knows było tylko jedno. Sir Paul wielokrotnie później nazywał je najlepszą kompozycją w historii muzyki.
Good Vibrations (1966)
Po ukończeniu Pet Sounds Brian Wilson poczuł, że w klasycznej popowej piosence (nawet z rozbudowanymi, nietypowymi aranżacjami) osiągnął już praktycznie wszystko. Ale co jeśli porzuciłby strukturę zwrotkowo-refrenową i wzorem klasycznych kompozytorów próbował łączyć ze sobą osobne muzyczne segmenty? Tak powstał jeden z najbardziej nietypowych przebojów lat 60.
Nieoczekiwane zmiany tempa, nastroju, brzmienia – Good Vibrations przeszło do historii jako kieszonkowa symfonia i jeden z najbardziej rewolucyjnych momentów w dziejach popu. A przy tym wszystkim stało się wielkim hitem – numery jeden w UK i USA mówią tu same za siebie.
Forever (1970)
Jedyny prawdziwy surfer w składzie zespołu, nominalny perkusista Beach Boys i środkowy z braci Wilsonów, Dennis, był bodaj najbardziej charyzmatyczną, rockandrollową i finalnie najbardziej tragiczną postacią spośród członków grupy (w wieku zaledwie 39 lat utonął u wybrzeży Kalifornii). A jednak jego najsłynniejsza piosenka to czarująca, romantyczna ballada, wprost stworzona do odegrania podczas ceremonii ślubnej.
Nieprzypadkowo w kultowym ejtisowym serialu Full House (pol. Pełna chata) wujek Jesse śpiewa go dla swojej ukochanej właśnie w takich okolicznościach. Są w dorobku Beach Boys utwory przełomowe, genialne, nowatorskie – Forever jest po prostu nieskazitelnie śliczne.
The Trader (1973)
Koniec lat 60. i 70. to trudny okres w historii grupy. Gusta masowej publiczności i krytyków muzycznych zaczęły dość mocno rozmijać się z artystycznym kierunkiem Beach Boys, a do tego dotychczasowy dyrektor muzyczny grupy, Brian Wilson, zmagał się z coraz poważniejszym kryzysem twórczym i psychicznym.
Patrząc z perspektywy ponad pół wieku, płyty wydane na początku lat 70. należą jednak do najciekawszych albumów Beach Boys. Również dlatego, że w dużym stopniu nieobecnego Briana potrafili godnie zastąpić inni członkowie grupy. Fenomenalna, wielowątkowa kompozycja The Trader z albumu Holland jest dziełem jego młodszego brata Carla. To utwór, który brzmi jak swoista introspektywna i nieco psychodeliczna podróż w głąb siebie, a zarazem zachwyca kompozycyjnym kunsztem.
Tekst: Kuba Ambrożewski
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE