Czytasz teraz
Czy Andy Warhol polubiłby The Dandy Warhols? Rozmawiamy z gitarzystą zespołu, Peterem Holmströmem
Muzyka

Czy Andy Warhol polubiłby The Dandy Warhols? Rozmawiamy z gitarzystą zespołu, Peterem Holmströmem

The Dandy Warhols

W przeddzień występu ikon alternatywnego rocka w Katowicach złapaliśmy współtwórcę formacji na pogawędkę. Muzyk opowiedział nam zarówno o kulisach powstawania debiutanckiej płyty Dandys Rule OK, która obchodzi w tym roku 30. urodziny, jak i o najnowszym krążku ROCKMAKER. Zastanawiamy się też nad istotą kultury remiksu i eskapistycznej siły dźwięków.

21 lipca w katowickim P23 The Dandy Warhols zagrają w ramach europejskiej odnogi nowej trasy koncertowej. To świetna okazja, żeby przekonać się na własnej skórze, że alt-rockowa grupa nie straciła wiele ze swojej werwy, dzięki której w latach 90. zatrzęsła sceną w Portland i w całych Stanach Zjednoczonych. Na jej setliście poza premierowymi utworami znajdą się kultowe numery pokroju Ride, Bohemian Like You czy Get Off. Gitarzysta Peter Holmström, od początku tworzący legendę składu, przed występem odpowiedział na kilka naszych pytań o przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Bilety na jedyny polski koncert The Dandy Warhols znajdziecie w Going.!

Stanisław Bryś, Going. MORE: Najnowszą trasą celebrujecie 30-lecie pierwszego albumu, który wydaliście jako The Dandy Warhols. Wracasz często myślami do Dandys Rule OK i czasów, w których powstawało? 

Peter Holmström, The Dandy Warhols: Nie mam tendencji do zbytniego rozpamiętywania przeszłości. Raczej z sentymentem wspominam, jak kiedyś było inaczej. Staram się nie myśleć o tym, co mogliśmy zrobić lepiej. To bardziej refleksja nad tym, przez co przeszliśmy, aby znaleźć się w tym miejscu, gdzie jesteśmy teraz. A to była… dość szalona przejażdżka. Nic specjalnie dramatycznego, ale wciąż niezła przygoda.

The Dandy Warhols – Ride

W czym według ciebie przejawia się największa różnica między ówczesnym a dzisiejszym przemysłem muzycznym? 

Przemysł jest skrajnie inny. Kiedyś muzyka znaczyła więcej, bo nie była tak łatwo dostępna, trzeba było ją znaleźć. Teraz masz wszystko na wyciągnięcie ręki, w telefonie. Na tyle prosto po nią sięgnąć, że przestajesz przykładać do niej tak dużą wagę Tak samo jest z samym słuchaniem. 

Pamiętam, jak po raz pierwszy usłyszałem o CAN albo Faust. Trochę to trwało, zanim dorwałem płytę. Musiałem pójść co najmniej do trzech sklepów. Kiedy już znajdowałeś konkretny album, wiedziałeś, że coś w niego zainwestowałeś, więc dawałeś mu szansę. Nie mówiłeś od razu, że dana rzecz ci się nie podoba. Słuchałeś raz, dwa, wiele razy. Teraz po prostu nie dodasz czegoś do playlisty i tyle.

Czujesz, że wam jako zespołowi było trudniej zadebiutować w latach 90., niż gdybyście zrobili to teraz? 

To ambiwalentne. Myślę, że teraz łatwiej założyć zespół i wypuścić swoją muzykę w świat. Trudniej być zauważonym, bo każdy może to zrobić, a poza tym mamy cały ten chłam związany z AI. Zwrócenie czyjejś uwagi jest teraz bardzo karkołomne. Wiesz, ciągle zalewają nas nowe informacje. Staram się być ze wszystkim na bieżąco, ale nie ma na to szans. Nie nadążam i nie sądzę, że ktokolwiek umie. 

The Dandy Warhols – Nothin’ to Do 

Co według ciebie było czynnikiem, który te trzy dekady temu przesądził o sukcesie Dandys Rule OK? 

Zaczynaliśmy w czasach postgrunge’owych, gdy zaczynało pojawiać się coraz więcej zespołów, które rozwadniały ten gatunek… i cóż, nie zawsze były interesujące. My pokazaliśmy się jako artyści kolorowi… i może bardziej optymistyczni? Jako że nad Portland nie unosił się wtedy duch dobrej zabawy, byliśmy jak powiew świeżego powietrza, Myślę, że muzyka to odzwierciedlała. Nie była ugłaskanym, lekkim popem, ale pozostawała całkiem żywa. Myślę, że uwierzyło w nią wystarczająco dużo ludzi, by dać nam szansę na zrobienie czegoś innego.

Przeskoczmy do teraźniejszości. W ubiegłym roku wydaliście ROCKMAKER, a jeszcze wcześniej: Tafelmuzik Means More When You’re Alone. Te albumy całkiem się od siebie różnią. 

Właściwie nie wiem, czy nazwałbym Tafelmuzik… jedną z naszych płyt. Po pierwsze: to długi, eksperymentalny materiał. Po drugie: zaczął się od tego, że próbowałem namówić zespół do tego, żeby namieszać trochę w procesie twórczym. Początkowo nie mogłem do tego nikogo zainteresować. Później nastała pandemia i postanowiliśmy wypuścić całość, żeby dać ludziom pozostającym w zamknięciu cokolwiek.

ROCKMAKER jest za to albumem właściwym dla stylu The Dandy Warhols, tyle że z nieco bardziej ryzykowną nutą. Zawsze staramy się zrobić coś innego, ale koniec końców i tak wracamy do czegoś pierwotnego. Najwyraźniej nie możemy uciec od siebie samych (śmiech). Ale dodam, że przy nagrywaniu tego materiału miałem dużo frajdy. Dopóki nie zorientowałem się, jak do tego podejść i w pełni się zaangażować, stanowiło to pewne wyzwanie. 

The Dandy Warhols – The Summer of Hate

Na jakim polu? 

Ciężki rock nie jest moim ulubionym stylem. Słuchałem go, gdy byłem nastolatkiem, ale chyba z niego wyrosłem. Teraz bardziej interesuje mnie budowanie tekstur, melodyjne rzeczy i inny tryb pisania piosenek. To wynika nawet nie tyle z samej muzyki, co przypuszczalnie z powodu ludzi, którzy ją grają. 

Ale kiedy już wymyśliłem pierwszy riff, który brzmiał trochę bardziej w stylu gotyckiego dance rocka, zrozumiałem, jak to może wypalić. Poczułem, że nie muszę iść w stronę gitarowego, metalowego łojenia. A potem stwierdziłem: OK, to wymyślę coś inspirowanego The Damned i The Yardbirds, a potem jeszcze kilka innych rzeczy. No i skończyło się na tym, że napisałem ponad połowę płyty (śmiech).

A co z emocjonalną stroną albumu? Sam mam poczucie, że na ROCKMAKER jest sporo goryczy, choć przełamują ją próby odnalezienia nadziei we współczesnym świecie. 

Cóż, biorąc pod uwagę czas, w którym nagrywaliśmy, pewna gorycz była nieunikniona. Trudno było ją zatamować. Więc tak, rozumiem, o czym mówisz, choć nie zastanawiałem się aż tak bardzo nad emocjonalną zawartością tej płyty. Myślę, że zawsze jesteśmy pełni nadziei. Oszukujemy samych siebie, że będzie lepiej i wierzymy, że tak zmieni się rzeczywistość. 

The Dandy Warhols – Danzig With Myself (feat. Frank Black z Pixies)

Dbasz o to, żeby muzyka, którą tworzysz, niosła za sobą taki przekaz? 

Osobiście zawsze uważałem, że muzyka daje jakąś ulgę. Niekiedy przygnębia, ale też inspiruje albo uwalnia. Jest ucieczką od rzeczywistości niezależnie od tego, co się dzieje. W przeszłości częściej dbaliśmy o to, żeby nie szerzyć w niej zbyt dużo politycznych albo zaangażowanych społecznie przekazów. 

Czujesz, że słuchacze The Dandy Warhols dobrze to odczytują? 

Jako artysta nigdy nie masz pełnej kontroli nad tym, co odbiorcy wyciągną z twojej muzyki i jak ją zinterpretują. Ale słyszałem od wielu ludzi, że robimy dokładnie to, o czym wcześniej powiedziałeś. To chyba dobry znak. 

Przeskoczmy jeszcze do przodu. W maju wydaliście ROCK REMAKER, czyli zestaw remiksów z ROCKMAKER. Jak dobraliście do niego artystów? Odpowiadałeś za tę selekcję? 

Wybrałem Andy’ego Bella i Olivera (Ackermanna, gitarzystę i wokalistę A Place To Bury Strangers – przyp. red). Zawsze chciałem też współpracować z Trentemøllerem, więc nadarzył się ku temu pretekst. A poza tym zasugerował go także Courtney (Taylor-Taylor, wokalista The Dandy Warhols – przyp. red). Od niego z kolei pojawił się pomysł, żeby zaprosić Night Club. Jagz Kooner zmiksował zaś cały album, więc poproszenie go o przerobienie jednego z utworów było oczywiste. Żałuję, że nie mógł pracować nad czymś, czego wcześniej nie znał, bo jest w tym bardzo dobry. 

Muszę przyznać, że miałem jeszcze w zanadrzu kilka osób, na przykład Keitha Tenniswooda: byłego członka Two Lone Swordsmen, który teraz gra jako Radioactive Men. Ale nie mogłem znaleźć kogokolwiek, kto chciałby zainwestować w taki projekt. Szkoda, bo to nie są specjalnie duże pieniądze, a reinterpretacja każdego utworu jest po prostu fantastyczna. Wiesz, całkowite zniszczenie I Will Never Stop Loving You przez Olivera jest kurewsko genialne. Nigdy nie przestaje mnie zadziwiać, jak to robi. 

Z tego, co słyszę, raczej należysz do entuzjastów kultury remiksu. 

Zdecydowanie, zawsze ją lubiłem! Już w latach 80. podobały mi się rozszerzone taneczne miksy (extended dance mixes), zupełnie niepodobne do tego, co dzisiaj dzieje się w muzyce. Po tym, gdy zacząłem mieć obsesję na punkcie Primal Scream, zainteresowałem się rzeczami Andrew Weatheralla, a on z kolei doprowadził mnie do Koonera albo Tenniswooda, z którymi pracował.

Cenię obserwować, co ludzie potrafią zrobić z moją muzyką. To ciekawa forma współpracy, która pozwala słuchaczom usłyszeć twoje piosenki w nowym wydaniu. Każdy koncentruje się na czymś innym, jak Oliver, zasadniczo usuwając Courtney z pierwotnej piosenki i skupiając się na ścieżce Debbie Harry.

Mnie samemu bardzo podobało się, co Massive Attack w 2013 roku zrobiło z waszym kawałkiem Godless

To rzeczywiście wyszło całkiem dobrze. Ale mogę zdradzić, że w toku całego procesu wydarzyło się coś, czego nadal jestem bardzo ciekaw. Nie wiem, czy wyszłoby to na lepsze czy gorsze, ale Courtney miał problem z pierwszą wersją, którą wysłał nam zespół. Nigdy nie miałem okazji jej usłyszeć: taka już natura procesu twórczego. 

Zobacz również
Snoop Dogg Jimek

Chciałbym jeszcze spytać o patrona waszego zespołu, czyli Andy’ego Warhola. Jak myślisz, co powiedziałby o współczesnej kulturze i muzyce? Znalazłby w niej coś dla siebie czy raczej by ją odrzucił? 

Czuję, że raczej to pierwsze. Kiedyś powiedział, że w przyszłości wszyscy będą sławni przez 15 minut i to się okazało trafione. Nie wiem, czy byłby z tego zadowolony, bo wątpię, czy ktokolwiek jest, ale na pewno by go to zaciekawiło. Bardzo chciałbym go poznać, ale niestety nigdy się to nie wydarzyło. Chodziłem jeszcze do liceum, kiedy umarł. Kilka osób, które były z nim związane, stwierdziło, że polubiłby The Dandy Warhols. Mam nadzieję, że nie powiedzieli tego z grzeczności. 

Rozmawialiśmy o przeszłości i teraźniejszości, więc zahaczmy jeszcze o przyszłość. Czego życzyć tobie i całemu zespołowi na kolejnych 30 lat? 

Wierzę, że uda nam się przetrwać kolejne trzy dekady. To byłoby niesamowite. Zamierzamy nadal nagrywać i wymyślać nowe pomysły. Zobaczymy, co się z nimi stanie i w co się przekształcą. Pewnie trochę zwolnimy z koncertowaniem, Czasami odnoszę wrażenie, że krążymy w kółko, co bywa trochę wyczerpujące. Na pewno jednak nie zejdziemy zupełnie ze sceny. 

The Dandy Warhols
The Dandy Warhols zagrają 21 lipca w katowickim P23 / fot. materiały organizatora

A co z solowymi działaniami? 

Zdecydowanie będą. Jestem właśnie w trakcie szukania wokalistów na nową płytę Pete International Airport. Kontaktowałem się już z kilkoma osobami. Na razie dostałem kilka informacji zwrotnych i już wiem, że co najmniej dwa utwory będą niesamowite. Mogę zdradzić, że znów współpracujemy z Rachel Goswell ze Slowdive. Niesamowity głos, niesamowity człowiek. 

A poza tym za mną mniej więcej połowa nagrań nowej płyty Sun Atoms. Kilka pomysłów już ukończonych, kilka jeszcze rozgrzebanych. Mnóstwo danych. Dzieje się.

Pete International Airport – Tic Tac (feat. Rachel Goswell ze Slowdive)






Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony