Czytasz teraz
Divorzio o separazione? TUZZA o powrocie do muzycznego związku [WYWIAD]
Muzyka

Divorzio o separazione? TUZZA o powrocie do muzycznego związku [WYWIAD]

Benito i Ricci znowu działają jako TUZZA. Z okazji powrotu raperzy udzielili nam jedynego takiego wywiadu w karierze.

Krzysztof Nowak, Going. MORE: Panowie, rozstrzygnijmy najważniejszą kwestię. Obecna TUZZA to nowy-stary związek muzyczny po uprzednim rozwodzie czy ta sama relacja, tyle że po separacji?

Ricci: I relacja, i konwencja się przegrzały. Wciąż byliśmy połączeni przyjaźnią i biznesami, ale potrzebowaliśmy przerwy. Byliśmy i jesteśmy podobni, lecz mamy różne życia. Zapragnęliśmy możliwości robienia rzeczy po swojemu i w swoim tempie. Rozłąka odświeżyła naszą relację i dodała chęci, by spróbować raz jeszcze. Bardzo się cieszę, że spróbowaliśmy.

Benito: Ja też uważam, że się przegrzaliśmy. To nie było wyreżyserowane, co nie jest takie oczywiste w polskim rapie. Wcześniej nasze życia były podobniejsze, więc spędzaliśmy ze sobą masę czasu na tworzeniu muzyki, imprezowaniu czy chodzeniu na miasto. Z czasem obaj się rozwinęliśmy i zaczęliśmy iść różnymi drogami. Początkowo trudno było nam zaakceptować, że jest inaczej niż kiedyś, bo mieliśmy duży sentyment do dawnego. Lubię jednak takie powiedzenie: gdy pada deszcz, to nie można udawać, że świeci słońce. Trzeba za to założyć kalosze, rozłożyć parasolkę i przejść przez to w miarę suchym. Dla nas słońce wyszło na Sycylii. Momenty, które tam przeżyliśmy, były piękne. Jestem z nas dumny, że tak dojrzale załatwiliśmy nasze osobiste sprawy, bo to wzmocniło fundament całej znajomości.

Zanim przejdziemy do tego, co wspólne, popytam o osobne. Zacznijmy od Benita. Miałeś poczucie, że wasz duet za mało wydaje?

Benito: Szczerze mówiąc – tak, ale to poczucie przyszło z czasem. Na początku naszej działalności wszystko było spokojne i naturalne, tyle że szybko wszedłem na wyższe obroty i poświęciłem wiele dla muzyki. Ciągle nagrywałem kolejne prevki, pisałem teksty i zauważyłem, że moja potrzeba tworzenia i wydawania jest wręcz ogromna. Nie brakowało mi też pewności siebie, co ma związek z dzieciństwem. Nie było przecież tak, że spotkałem się z Riccim w wieku 26 lat, zbiliśmy piątkę i tak zaczęła się moja przygoda z nawijaniem. Już w podstawówce pisałem dissy na nauczycielki i miałem farta, że gdy przeczytał je mój ojciec, to powiedział tylko: super, jedziesz z nimi! Już wtedy pomyślałem, że rap może być moim stylem życia. A jak coś jest stylem życia, to starasz się robić jak najwięcej, bo nie musisz się do tego zmuszać.

Czas na ciebie, Ricci. Czego najmniej ci brakowało w czasie waszej przerwy?

Ricci: Presji, którą ciężko opisać. Nie wiem, czy wypływała ze mnie, czy może z otoczenia. Ta presja zmuszała do zrobienia kolejnego numeru. Zmuszała do bycia, kurwa, wystarczająco dobrym w rapowaniu. Dobrze mieć w życiu czas na odetchnięcie i spojrzenie na wszystko z boku. Dzięki temu zatrzymaniu się znalazłem chęć do nagrywania.

Benito, znowu przyszła twoja kolej. Ten krótki solowy etap to wykorzystana czy stracona szansa?

Benito: Rozbiję to na dwie kategorie. Pierwsza to ta osobista. Chciałem trochę odbić od Włoch i pokazać, że jestem z Polski, z Warszawy. Chciałem też, żeby trochę lepiej mnie poznano. I to się udało. Wiesz, jest taka słynna w naszych kręgach anegdotka, jak to znaleźliśmy na YouTubie komentarz, w którym ktoś się dziwił, jakim cudem raper TUZZA ma dwa głosy. Kiedy jesteś w duecie, to odpowiedzialność się rozkłada. W solowym działaniu wszystko spoczywa na tobie. Lubię mieć kontrolę, więc dobrze się w tym odnalazłem. Problemem nie było też zderzenie się z opiniami. W necie pytano, gdzie jest Ricci, a także jak można zamienić go na Maciasa. Dzwonili też do mnie koledzy, mówiąc, że zrobiłem świetny kawałek, ale przewijali tego drugiego typa. A ja przecież zrobiłem ten świetny kawałek nie tylko z nim, ale także dzięki niemu! Najważniejsze, że nauczyłem się, że wszystkim nie dogodzę. No więc wykorzystałem tę szansę.

A ta druga kategoria?

Benito: W biznesie nie było tak dobrze. O tej płycie nie mówił cały rynek, a dzieciaki nie biegały z telefonami, słuchając mojej muzyki. Bardzo możliwe, że być może nigdy czegoś takiego nie doświadczę, ale znam swoją wartość. Postrzegam siebie jako zajebistego rapera i uważam, że moja solowa płyta jest zajebista. Oczywiście po czasie jest rozkmina, że mógłbym coś zrobić lepiej, ale wtedy takie były moje emocje. Może tylko trochę żałuję, że IMMORTALE wyszło w wakacje, bo to ciemny album. No i nikt nie rozkminił, że tytuł odwołuje się do tego, że przetrwam wszystko i w życiu, i w muzyce. Ale czy mogę żałować, skoro z wyboru byłem tak lakoniczny w kontakcie z mediami jak za czasów TUZZY?

Tuzza

Ricci, teraz ty coś nam zdradź. Czym zająłeś sobie czas, gdy się rozeszliście artystycznie?

Ricci: Postawiłem na umysłową pracę nad sobą. Poszedłem na terapię, która pomogła mi poukładać niektóre rzeczy w głowie, już znam trochę lepiej siebie. Muzyki nie wymieniłem jednak na nic innego. Ona ciągle krążyła wokół mnie, bo obserwowałem pracę Beniego nad solową płytą i starałem się wyciągać z niej jakieś wnioski na wspólną przyszłość. Wydaje mi się, że album IMMORTALE to jednak duży sukces, bo pokazał, że możemy działać także niezależnie od siebie.

Co do muzyki – ograniczyłeś się tylko do obserwowania?

Ricci: Pisałem jakieś wersy, miałem jakieś pomysły. Zresztą dalej je mam, ale znowu wszystko dzieje się tak szybko, że nawet nie wiem, czy wykorzystam cokolwiek z tamtego okresu. Chociaż nie, w sumie już coś wykorzystałem na VILLA DI TUZZA. To, co zrobiliśmy indywidualnie, zaorało ziemię pod wspólne duże plony.

Powiedz mi jeszcze, Benito, o konsekwencjach pójścia na swoje. Czy faktycznie wydanie przez ciebie solówki będzie dobre dla duetu? Nie zaświtała ci w głowie myśl, że od teraz to ty powinieneś być liderem TUZZY?

Benito: Słowo-klucz to pokora. Co prawda czuję się naturalnym liderem, ale jeżeli robimy coś we dwóch, to decyzje też podejmujemy we dwóch. Poza tym jesteśmy empatyczni i się dopełniamy. Ja jestem żywiołowy a Ricci spokojny. Gdy ja łażę po studiu i bez przerwy coś pierdolę, to on siedzi i nagle wyrzuca z siebie pomysł, o którym wiem, że nikt inny by na niego nie wypadł. Powiem ci więcej – gdy tworzyłem solo, to czasami brakowało mi go w niektórych kwestiach, bo wcale nie uważam, że moje zawsze musi być na wierzchu. Pomyśl zresztą o tym, jak wiele składów się porozpadało, a my nadal trwamy. Myślę, że przyświecał i przyświeca nam wyższy cel, którym jest TUZZA jako idea.

Benito wyszumiał się solowo, a ty Ricci wciąż nie. To może być zagrożenie dla waszej działalności?

Ricci: Chciałbym kiedyś wydać coś tylko swojego. Tak po prostu, żeby poczuć, jak to jest i zbadać, jak się z tym czuję. Ale to nie będzie kolidować z nami, bo znowu damy sobie wolną rękę z rozsądku, a nie z powodu konfliktu.

Po tych wyjaśnieniach pogadajmy o wspólnych rzeczach. No i opuśćmy świat idei na rzecz rzeczywistości. Tak długo pozostajecie w twórczości we włoskim klimacie, że naturalnie rodzi się pytanie: czy bycie w Polsce jest dla was w jakiś sposób przygnębiające?

Benito: Włochy mają unikalny styl życia, który wiąże się z pazurem, docenianiem tego, co nieidealne i odrzuceniem wymuskania – oczywiście poza Mediolanem, najbardziej na południu. Mnie się jednak w Polsce bardzo dobrze żyje swoim życiem i jestem dumny z bycia Polakiem. Zwiedziłem kawał świata i ciężko było mi znaleźć miasto, które przekonałoby mnie bardziej niż Warszawa. Okej, to trochę państwo w państwie, ale u nas po prostu jest bardziej kolorowo niż w wielu miejscach, chociaż wschodnie wpływy objawiają się nostalgią, mgłą i wilgocią. Nie jest brudno, nie spotyka się ludzi ze strzykawkami… W takiej Genui musisz mieć oczy dookoła głowy. Wchodzisz do parku i nie wiesz, czego się spodziewać. Może podejdzie 20 chłopa i każe ci oddać wszystko poza majtkami? U nas ciężko mi sobie to wyobrazić. Docelowo chciałbym żyć pół na pół, lecz jeszcze nie mogę, bo mam w stolicy biznesy i szukam włoskiego miejsca, które najbardziej mi się spodoba.

Ricci: Nie uważam, że Włochy są lepsze od Polski. Wiesz, żyjemy w scyfryzowanym państwie, w którym od fajnej podróży dzieli cię kilka godzin samolotem. Podróżowanie to w ogóle jedna z nielicznych rzeczy, na które nie jest mi szkoda pieniędzy, bo wiem, że inwestuję w swój rozwój.

Zapytałem o to nieprzypadkowo, bo już wspominaliście, że bardzo pomogła wam Sycylia.

Ricci: VILLA DI TUZZA to pierwsza płyta, którą stworzyliśmy w ten sposób, że gdzieś się zamknęliśmy i zrobiliśmy coś od zera. Dogadywaliśmy się na miejscu, dużo rzeczy wyszło spontanicznie. Dzięki temu czuję, że to świeży materiał. Idealnie się złożyło, że los nas spiknął w miejscu, w którym kiedyś wszystko się zaczęło.

Benito: Dzięki Sycylii odcięliśmy się od wszystkich innych bodźców niż te lokalne. Było sielankowo, bo praktycznie bez ludzi na ulicach. Dało się jednak wyczuć i postmafijny, i postapokaliptyczny klimat, bo przecież do krajobrazu swoje dołożyły trzęsienia ziemi i wojna.

Zobacz również
Katy Perry

A czy ten wyjazd był wam potrzebny, by przekonać samych siebie, że wasza włoska konwencja ma jeszcze sens?

Ricci: My nieraz się zastanawialiśmy, czy nie zderzymy się w końcu ze ścianą. Może ludzi to zmęczy? A może zmęczy przede wszystkim nas? Ostatecznie jednak TUZZA zawsze będzie kojarzona z włoskimi klimatami.

Benito: Ja nie wątpiłem, czy ma sens. Czułem, że będziemy znowu w swoim naturalnym środowisku – i to nam pomoże.

W takim razie inaczej – mimo osobistej okładki nadal mam wrażenie, że mocno się kryjecie za tą konwencją, żeby za dużo o sobie nie powiedzieć i uogólnić treść. Z czego to wynika?

Ricci: Musisz przesłuchać nową płytę.

Przesłuchałem. Nadal uważam, że jesteście zawieszeni w ogólności.

Ricci: Uważam, że na tej płycie są dwa numery, które są bardzo osobiste. To Nasza sprawa i Panettone. O wątkach z tych kawałków mówimy nawet w naszej rozmowie. A że te wątki są ubrane na płycie w formę? Przecież Włochy to forma, ale to nie jest żadna nowość. Gdy taka J.K. Rowling pisała książki, to też nie opowiadała o swoim życiu osobistym. Zgadzam się za to z tobą, że trochę lewitujemy.

Benito: Trochę o tym myśleliśmy. Bardzo szanuję swoje życie prywatne, podobnie jak Ricci. Nawet jak mówimy o sobie, to przepuszczamy informacje przez ten witraż, który widać na okładce. To nie tak, że my się chcemy chować – chcemy pokazywać rzeczy w konkretnej formie, najczęściej onirycznej.

Myślę, że ten oniryzm w formie może być dużym progiem wejścia dla ludzi, którzy mieliby z wami nagrywać. Jak ich wpasowujecie w ten świat?

Ricci: Wydaje mi się, że nowym gościom pomogła konwencja willi. Poznaliśmy się z Kabe i assterem, podłapaliśmy wspólne tematy, mieliśmy niezły vibe. Uważam, że nagraliśmy naprawdę mocne numery. Natomiast pewnie tak nie byłoby z każdym. W ogóle zastanawiamy się, po co wielu artystów cokolwiek nawija. Bardzo przekraczają naszą granicę wstydu.

Benito: I granicę kiczu. Ostatnio rozmawiałem o tym z Kazem Bałagane. Jak ktoś nawija bardzo prosto, to obaj mamy wrażenie, że gdybyś dał małpie mikrofon i tekst wygenerowany przez AI, to powstałby taki sam kawałek. Lubię, gdy rzeczy są dziwne. Lubię, gdy ludzie mówią, że mamy dziwne adliby i przeciągnięcia nie do rytmu. Lubię swój mumble wynikający z seplenienia. Numery, które są stworzone z ostro pociętych elementów i wyrównane w Melodyne, nie są doskonałe, tylko zdehumanizowane.

Skoro zaczęliśmy od kwestii relacji, to też na niej skończmy. Dopiero co zaczęliście znowu razem działać, ale czy wyobrażacie sobie sytuację, w której podajecie sobie ręce i zupełnie się rozchodzicie?

Ricci: Nigdy nie mów nigdy. Kiedyś nawinęliśmy, że TUZZA to misja, a misje mają to do siebie, że kiedyś się kończą. Może nas też to czeka?

Benito: Na pewno chciałbym, żeby ta marka żyła – z nami czy bez nas. Mam też wrażenie, że po rozstaniu ludzie by o nas pamiętali, bo działamy w niszy, a nie jesteśmy zwyczajnymi dostarczycielami hitów. To właśnie powiedział nam człowiek, który współpracuje z artystami mającymi łącznie kilkaset milionów odsłuchów pod kawałkami. Stwierdził, że na ulicy częściej słyszy o duecie TUZZA niż ludziach, z którymi działa. My robimy TUZZOWE rzeczy. To jest coś.

Więcej wywiadów z raperami przeczytacie tutaj!

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony