Zombie, UFO i serbski performance – wspominamy Warszawski Festiwal Filmowy
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE
36. odsłona Warszawskiego Festiwalu Filmowego dopiero dobiegła końca, a nas już naszło na wspominki. Slapstickowy horror prosto z Azji, wnikliwa analiza sztucznej inteligencji, opowieść o wybitnej pływaczce, czy niesamowitych porwaniach przez UFO – redakcja Going. recenzuje jedne z ciekawszych filmów WFF.
Sezon jesienno-zimowy to czas, kiedy lubimy przesiadywać w kinach. To również sezon festiwali filmowych, które prezentują intrygujące produkcje z całego świata. Jeśli nie udało Wam się wpaść na ostatni WFF, spieszymy z pomocą. Przed Wami 6 wyjątkowych obrazów filmowych, które warto „złapać” w kinach przy następnej okazji.
Spieprzaj | reż. I-Fan Wang
Bohaterowie niczym z azjatyckich bijatyk, zwroty akcji jak w rasowych kinowych hitach i fascynujący wątek miłosny – to składniki Spieprzaj, który (nie)oczekiwanie skradł nasze serca. W parlamencie Tajwanu rozgrywa się walka o zablokowanie budowy elektrowni, która zatruje lokalne środowisko, a przy okazji stanowi centrum rozprzestrzeniania się śmiercionośnego wirusa. Młoda posłanka i pracujący w budynku ochroniarz znajdą się w samym środku krwawego slapsticku, gdzie walka toczyć się będzie już nie tylko o zablokowanie niekorzystnej legislacji, ale i o przetrwanie w rozszalałym piekle, pełnym zombie, sił specjalnych i tajemniczych naukowców. W tle tych trudnych do przewidzenia, filmowych wolt jest rozwijający się między głównymi bohaterami romans.
Reżyser sprawnie żongluje wątkami horrorowymi i komediowymi. Podchodzi z lekkością do tematu, nie siląc się na stworzenie artystycznego arcydzieła. Zamiast tego dostarcza solidnej rozrywki, romansującej z estetyką – skądinąd w pewnych kręgach wysoko cenionego – niskobudżetowego kina. Korzystając z popkulturowych klisz, nie poprzestaje na najprostszych rozwiązaniach formalnych. W momentach, w których choć na chwilę mogłaby wkraść się nuda, wprawnie intensyfikuje doznania publiczności, dodając elementy rodem z vintage’owych gier komputerowych.
Spieprzaj to debiut pełnometrażowy I-Fan Wanga – w filmie czuć było tę wolność i świeżość. Jesteśmy bardzo ciekawi jak reżyser poradzi sobie z kolejnymi projektami. Mamy cichą nadzieję, że nie będzie próbował odtworzyć formuły, która okazała się skuteczna, ale odważnie sięgnie po kolejne wyzwania. [JG]
Zakodowane uprzedzenie | reż. Shalini Kantayya
Sztuczna inteligencja była tematem wielu apokaliptycznych filmów sci-fi z lat 70. czy 80. Mimo że dziś pomaga nam usprawnić wiele mechanizmów i stanowi o poziomie rozwoju technologicznego społeczeństwa, trudno uznać ją za narzędzie nieomylne czy sprawiedliwe. W XIX wieku maszyna stała się symbolem obiektywizmu, a wiara w jej bezstronność przekłada się dziś na komputerowe algorytmy. Jednak czy wybory matematyczne można uznać z góry za etyczne? Reżyserka Shalini Kantayya przygląda się systemom rozpoznawania twarzy opartym na sztucznej inteligencji (AI), śledząc prace takich badaczek jak m.in. Afroamerykanka Joy Buolamwini z MIT. Buolamwini odkryła, że system ma problemy z rozpoznawaniem czarnoskórych kobiet, faworyzując jednocześnie białych mężczyzn. Białych mężczyzn, którzy stoją za produkcją analizowanych systemów. Czyżby algorytmy były niczym innym, jak repliką starych poglądów w nowym opakowaniu?
„Świat sztucznej inteligencji to Dziki Zachód” – pada w filmie stwierdzenie. Reżyserka porównuje AI w Chinach, gdzie jest ona o wiele bardziej transparentna, z Ameryką, gdzie wprowadza się ją „po cichu” – chociażby poprzez prozaiczny system filtrowania reklam na bazie naszych wcześniejszych wyszukiwań. O wiele bardziej alarmująca jest chociażby sprawa systemu rekrutacyjnego w koncernie Amazon, który bazując na algorytmie, odrzucał wszystkie należące do kobiet CV. Tym samym powtarzał strukturę firmy, w której zdecydowaną przewagę mają mężczyźni.
Czy więc technologia=postęp? Dokument Kantayy’i udowadnia, że w niewłaściwych rękach to jedynie kolejna form ucisku, służąca tym, którzy chcą utrzymać status quo. Film stanowi wnikliwą analizę współczesnej rzeczywistości, pokazując jak pod przykrywką rozwoju, umacnia się nasiąknięte stereotypami i uprzedzeniami systemy. Gwarantujemy, że po jego obejrzeniu każdy będzie inaczej patrzył na swój komputer czy smartfona. [MS]
18 Kiloherców | reż. Farkhat Sharipov
Kazachstan. Almaty. Lata 90. Otaczający świat nie napawa pozytywną energią. W tym samym czasie przyjaźń Sanjara (Musakhan Zhumakhanov) i Jagi (Alibek Adiken) nabiera rozpędu. Są najlepszymi przyjaciółmi – obaj czują bunt towarzyszący dorastaniu, nie dogadają się z rodzicami i eksperymentują z substancjami. Przypadkowo wchodzą w posiadanie znacznej ilości heroiny. Ta staje się swoistą przepustką do świata starszych, którzy im imponują, świata pełnego imprez, klubów i narkotyków. Niestety, nowo zawarte znajomości nie kończą się dobrze…
Obraz Farkhada Sharipova jest mocny, przekonujący i przede wszystkim prawdziwy. Dramat precyzyjnie portretuje trudne relacje na linii rodzic – dziecko, obnażając trudność w komunikacji i wzajemne niezrozumienie. Tytuł filmu jest nieprzypadkowy – 18 Khz to fale słyszalne tylko dla młodszych, tak jak niesłyszalne zdają się być dla dorosłych problemy, jakie pojawiają się u głównych bohaterów.
Zabiegi formalne Sharipova w wielu przypadkach są udane – momentami widz znajduje się pomiędzy snem, a jawą, co powoduje wrażenie zagubienia, towarzyszące przy zażywaniu substancji odurzających. Postaci portretowane w filmie nie są pokazane jako „źli narkomani”, a raczej zagubieni, dorastający ludzie, szukający rozrywki (a może wręcz ukojenia?) w narkotykach. Zdjęcia Alexandra Plotnikova sprawiają, że czujemy, jakbyśmy bezpośrednio uczestniczyli w pokazywanej na ekranie historii. Kadry, często kręcone jakby zza pleców bohaterów, pogłębiają wrażenie intymności sytuacji. Dynamiczne sceny w klubie oddają gonitwę bohaterów, ich narkotyczny, pełen nasyconych barw wir. Gdy budzą się rano, wracamy do szarej rzeczywistości, co widoczne jest też w uspokojonej pracy kamery i wypranych z kolorów kadrach.
Ekranizacja powieści Zary Yesenaman Hardcore należy do bardzo udanych. Produkcja została również wyróżniona na festiwalu, otrzymując Grand Prix Konkursu MIędzynarodowego 36. WFF. W filmie brakuje jednak muzyki, która dodatkowo przeniosłaby nas w kontekst kulturowo-historyczny Kazachstanu lat 90.- poza znanym już z Trainspotting Born Slippy zespołu Underworld, nie słyszymy więcej podobnych utworów. A szkoda. [DL]
UFO | reż. Ivan Vyrypaev
Znajdujemy się na scenie. Puste krzesło skierowane ku kamerze wyciąga z ciemności rzucane z góry światło. Oszczędna scenografia przywodzi na myśl moment porwania przez statek kosmiczny. Otwierający się u góry właz zapowiada niesamowite historie, jakich będziemy świadkiem przez najbliższe kilkadziesiąt minut.
Kręcony w manierze spektaklu teatralnego zbiór historii uprowadzonych przez UFO, nie każdemu może przypaść do gustu. Przede wszystkim wymaga on uważności – nie znajdziemy tu charakterystycznych postaci z jajowatymi głowami, ani sensacyjnych wątków konspiracyjnych, czy wygenerowanych komputerowo futurystycznych scenografii. Za to są po prostu ludzie – z krwi i kości – których historie są na tyle wciągające, że niepotrzebne są tu dodatki. Zebrane z całego świata opowieści o spotkaniu z pozaziemską cywilizacją dotykają najbardziej ludzkich i pięknych spraw – tolerancji, prawdy, życzliwości, pragnienia wspólnoty i przede wszystkich autentyczności. Tak często powtarzające się w monologach bohaterów filmu Vyrypaev’a słowo „kontakt” wcale nie musi odnosić się do znanych z filmów sci-fi ufoludków. UFO staje się dla reżysera jedynie pretekstem, by opowiedzieć o poszukiwaniu siebie, o złapaniu „kontaktu” przede wszystkim ze sobą. „Kosmiczna perspektywa” daje możliwość spojrzenia na świat z dystansu, poczucia się jego częścią, lecz paradoksalnie jedynie poprzez odpowiednie oddalenie od rządzących naszą rzeczywistością, ziemskich zasad i kanonów.
Bliskie kadry, skupienie na twarzach aktorów i aktorek i oszczędna scenografia kreują wyjątkowe poczucie bliskości i intymności. Na uwagę zasługuje też muzyka wykorzystana w filmie, która idealnie podkreśla wypowiedzi uprowadzonych, przepruwane dodatkowo dynamicznymi animacjami.
Jeśli mielibyśmy coś do zarzucenia UFO, to jedynie jego długość. Trudno skupić się na każdej z bardzo ciekawych historii, gdy są w takim natężeniu. Każda z nich na tyle angażuje, że po połowie możemy już nie mieć miejsca na kolejne – po prostu stracimy uważność. A szkoda, bo warto wysłuchać każdej z nich. [MS]
Powrót do domu (Marina Abramović i jej dzieci) | reż. Boris Miljković
Jedna z najbardziej rozpoznawalnych współczesnych artystek jest bohaterką intymnego dokumentu, w którym – po latach spędzonych w stolicach świata – wraca do rodzinnej Serbii. To finałowy przystanek w tournée wystawy retrospektywnej DO CZYSTA (którą w Polsce mogliśmy obejrzeć w Toruniu). Selekcja kluczowych prac, zapisy video i archiwalne scenografie – ekspozycja stanowiła podsumowanie niemalże 50 lat aktywności Abramović. Powrót ma wymiar symboliczny – i dla jej twórczości artystycznej, i prywatnego życia. W filmie wątek toksycznej relacji z matką miesza się z historią o międzynarodowym rozgłosie, który przenosi się na poczucie lokalnej akceptacji.
Zaskakujący podtytuł „dzieci Mariny” również obarczony jest tą dwoistością. Przebłyski z historii prywatnego życia i wypowiedzi artystki ukazujące jej stosunek do tradycyjnie pojmowanych obowiązków kobiety, mieszają się z wątkiem oscylującym wokół pojęcia reperformance’u. Grupa wyselekcjonowanych adeptów przedłuża żywotność legendarnych prac Abramović – efemeryczna forma wydarzania się tu i teraz niesie ze sobą trudne wyzwanie: jak archiwizować performance? Kamera przygląda się warsztatom, w których udział biorą młodzi artyści. Obcując ze sztuką Mariny, nasycają ją swoimi doświadczeniami, czytają je poprzez swoje pochodzenie, historię, radości i lęki. Czy performance można odtworzyć tak, jak gra się partytury muzycznych kompozytorów? – pytają twórcy.
Film, wypełniony charyzmą (i zaskakującym ciepłem!) głównej bohaterki, przybliża kulisy świata sztuki współczesnej. Zamiast umacniać jego hermetyczność, przybliża konteksty, umożliwiając zrozumienie procesu twórczego i stojących za nim inspiracji. [JG]
Nadia, Motylek | reż Pascal Plante
Czy Nadia, Motylek jest filmem sportowym? I tak, i nie. Przede wszystkim, dzieło Pascala Plante wyróżnia się na tle gatunku sposobem budowania dramaturgii. Co prawda, reżyser nie zrezygnował całkowicie z zaprezentowania kulminacyjnego punktu sportowej rywalizacji – w tym wypadku olimpijskiej sztafety pływackiej – lecz wbrew klasycznym schematom, wydarzenie to nie stało się główną, fabularną osią filmu. Scena zmagań została zaprezentowana już na samym początku dzieła, nie poprzedzały jej ciągnące się w nieskończoność wyjaśnienia, mające na celu ukazać ich wagę. Mimo to, surowa i niezwykle realistyczna prezentacja wyścigu nie była w żadnym stopniu pozbawiona napięcia. Pełni ona również istotną rolę w opowiadanej historii, nie będąc przy tym jej pointą, a jedynie punktem wyjścia.
Nie oznacza to jednak, że prezentowany wcześniej w Cannes dramat pozbawiony jest innych sportowych akcentów. W długich, niezwykle estetycznych ujęciach mamy okazję obserwować rutynowe przygotowania Nadii. Ich poetyckość wzmaga świetnie dobrana ścieżka dźwiękowa – słyszymy m. in. utwory Liz Harris (Grouper) czy Beach House, które nadają scenom odpowiedni ton, stając się przekaźnikiem uczuć głównej bohaterki. I to właśnie te, z pozoru niewiele znaczące, momenty zdają się idealnie oddawać clue opowieści. Zatopieni w hipnotyzujących sekwencjach my – widzowie – stajemy się Nadią, zaczynając utożsamiać się z jej rozterkami, chwilami radości i smutku. Nie jest łatwo osiągnąć taki efekt, szczególnie jeśli mamy do czynienia z dziełem balansującym pomiędzy filmem, a dokumentem. [PW]
Filmy wybierali dla Was i recenzowali: Jagoda Gawliczek, Dymitr Liziniewicz, Milena Soporowska i Patryk Wojciechowski.
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE