Czytasz teraz
„Pozostajesz tylko ty i twój instrument”. Wojtek Mazolewski o solowej płycie, teatrze i ekologii 
Muzyka

„Pozostajesz tylko ty i twój instrument”. Wojtek Mazolewski o solowej płycie, teatrze i ekologii 

Wojtek Mazolewski

– Zrzuciłem kolejne zasłony. Odkryłem coś, co początkowo wydawało się już odkryte. Okazało się, że można eksplorować siebie jeszcze głębiej i to było fascynujące – mówi kontrabasista, który po latach występowania w zespołach nagrał album w pojedynkę. Solo to jego w pełni autorska artystyczna wypowiedź, próba odnalezienia chaosu w przebodźcowanym świecie i manifest współistnienia. 

Stanisław Bryś, Going. MORE: Czy wydając Solo, czujesz się, jakbyś był debiutantem? 

Wojtek Mazolewski: To moja pierwsza solowa płyta na kontrabasie, więc na pewno jest szczególną formą wypowiedzi. Można powiedzieć, że to w jakimś sensie debiut. Na pewno jest osobista i intymna.  

Długo nosiłeś się z zamiarem stworzenia takiego albumu czy raczej zadziałał impuls? 

To był impuls, potrzeba, przeczucie. Jakoś trzy lata temu zdecydowałem, że chcę grać solowe koncerty na kontrabasie. Otworzyłem nową przestrzeń do rozwoju.

Od dziecka chodziłem na solowe występy artystów. Mam dużo płyt nagrywanych w pojedynkę: nie tylko na kontrabasie, ale również saksofonie, gitarze czy fortepianie. To imponujące, gdy ktoś samotnie uprawia muzykę. Tkwi w tym pewna tajemnica i głębia. Jesteś tylko ty i twój instrument. 

Wojtek Mazolewski – Solo / okładka płyty / fot. materiały prasowe

Nie jest to onieśmielające? 

Trochę jest, ale staram się nie robić niczego w lęku ani nie podejmować żadnych decyzji pod jego wpływem. W życiu oczywiście towarzyszy mi – tak samo jak innym – zwątpienie, strach czy inne negatywne odczucia. Próbuję radzić sobie z nimi w różny sposób. Gram i medytuję. Gdy znajduję już rozwiązanie i czuję przypływ kreatywności, przetwarzam cierpienie w pozytywne emocje. Muzyka jest dla mnie przestrzenią, gdzie każdy może być szczęśliwy, będąc sobą. Tam nie ma lęku, tylko nieograniczone możliwości. Chodzi o korzystanie z tego, radość z eksploracji i przekraczania granic. 

Czego nauczyłeś się podczas pracy nad Solo

Po raz kolejny odwagi, uważności i podążania za swoją intuicją nawet wbrew przeciwnościom losu. Skorzystałem także z nowych sposobów nagrania jako producent albumu.  Do jego stworzenia zaprosiłem wspaniałych realizatorów i kreatywnych ludzi takich jak Wojtek Urbański, którzy bardzo mi pomogli. Ale przede wszystkim nauczyłem się wiele nowego o sobie samym. Zrzuciłem kolejne zasłony. Odkryłem coś, co początkowo wydawało się już odkryte. Okazało się, że można eksplorować siebie jeszcze głębiej, i to było fascynujące. 

Bilety na najlepsze koncerty jazzowe znajdziesz w Going.!

Co pomogło ci odbyć taką podróż w głąb siebie? 

Podążanie za intuicją i znakami. Poza zespołami Wojtek Mazolewski Quintet czy Pink Freud bardzo potrzebuję wchodzić w inne projekty. W Londynie założyłem Tryp Tych Tryo, a ostatnio w Japonii – Tokyo Spirit Band. Udzielałem się gościnnie w Emanative w Londynie. Gdziekolwiek jestem, lubię współpracować z innymi ludźmi, żeby cały czas poszerzać swoje doświadczenie i umiejętności, a poza tym cieszyć się muzyką w świeży sposób. Tu się okazało, że jest jeszcze jedna droga – można to robić samemu. 

Jak balansujesz między tak różnymi muzycznymi wcieleniami? W tym roku wydałeś płytę live z kwintetem, zagrałeś trasę Monsters of Jazz, a teraz grasz solo. 

Wiesz, każdy z nas jest wielowymiarowy i wielowątkowy. Cieszę się, że w muzyce i w sztuce w ogóle nie obowiązuje monogamia. Możesz robić wszystko, na co tylko masz ochotę. Czerpię z tego pełnymi garściami. 

Wojtek Mazolewski – My Works Of Art

Jaką rolę w tej układance odgrywa teraz u ciebie teatr? W tym roku pracowałeś nad dwoma spektaklami: Witkacy. Kompozycje Astronomiczne oraz OK.NO (the window). 

Teatr to bardzo szczególne miejsce, gdzie sporo może się wydarzyć. Cieszę się, że wracam do tej formy. Ostatnią sztuką przed tymi wymienionymi, którą współtworzyłem dwie dekady temu, był spektakl Kronika zapowiedzianej śmierci Wojtka Klemma w gdańskim Teatrze Wybrzeże. Wojtek jest wspaniałym człowiekiem i świetnie mi się z nim pracowało, ale efekty końcowe nie były dla mnie tak satysfakcjonujące. W zespołach mogę precyzyjnie kontrolować przestrzeń i wiedzieć, jaki będzie tego efekt, więc na kolejne lata bardziej oddałem się profesji muzyka. 

Co się zmieniło?  

Teraz nauczyłem się, jak to robić w teatrze (śmiech). Jakiś czas temu zostałem poproszony o napisanie muzyki dla Janusza Opryńskiego do tekstów Czechowa w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Janusz zgodził się, żebym zrobił to po swojemu. Pozwolił mi zobaczyć przygotowania do spektaklu i na podstawie tego zbudować narrację dźwiękową. Po całych dniach prób chodziłem do studia, pisałem muzykę z moim kwintetem, a później użyto jej w sztuce. 

W pracy pomogła mi Eliza Borowska, dzięki czemu nawiązaliśmy bardzo dobry kontakt. Później przyszła do mnie i zapytała, czy nie zrobilibyśmy czegoś w duecie. Zgodziłem się, ale zapowiedziałem, że chciałbym dostać całkowitą wolność i być odpowiedzialny nie tylko za muzykę, ale też za tekst czy reżyserię.

Eliza okazała się wspaniałą partnerką, a Teatr Stary w Lublinie stworzył nam warunki do tego, żebyśmy mogli zrobić taki projekt. OK.NOnajprościej rzecz ujmując, opowiada o relacji człowieka ze sztuką. Trampoliną do rozpoczęcia prac nad nim były książki i teksty Patti Smith. Wykorzystaliśmy też dzieła Bułhakowa i teatrolożki Ute Hagen oraz moje dzienniki. Wyszło coś zupełnie innego. Nie wiem, jak to nazwać, ale gramy to w teatrze (śmiech). I mam nadzieję, że będziemy grywać jeszcze częściej. 

Wojtek Mazolewski
Wojtek Mazolewski i Eliza Borowska w spektaklu OK.NO (the window) / fot. Teatr Stary w Lublinie / materiały prasowe

A jak to było z Witkacym? 

W tym samym roku dostałem telefon z Festiwalu Konfrontacje w Opolu. Norbetowi Rakowskiemu, który jest dyrektorem tej imprezy, już parę lat temu mówiłem, że fascynuje mnie bardzo szeroko rozumiana twórczość Witkacego. Zapytał mnie, czy byłbym gotów stworzyć coś na jej podstawie. Widząc ilość pracy wokół spektaklu, która mnie czekała, i zobowiązań wobec zespołów, wybrałem różne teksty Witkacego: od książek i tekstów filozoficznych, po listy i prywatne zapiski. Na ich kanwie stworzyłem postać współczesnego bohatera, który jest idealistą i chce naprawić świat, ale w natłoku różnych spraw czeka go kompletny odlot. 

W stworzeniu tego tekstu poprosiłem o pomoc Agnieszkę Wolny-Hamkało. Poza tym pracowałem wraz z całym zespołem Wojtek Mazolewski Quintet. Muzykę, którą skomponowałem, zagraliśmy w taki sposób, żeby była żywa, zmieniająca się, improwizowana pod to, co dzieje się na scenie. Całość widziałem bowiem raczej jako koncert performatywny. Wspaniale, że w tę przygodę ruszył też z nami Marcin Dorociński. Jego entuzjazm i profesjonalizm dodały temu odpowiedniego wyrazu. Niedługo ogłosimy nasze przyszłoroczne występy, więc jestem bardzo podekscytowany, że ta przygoda będzie mieć swoją kontynuację. 

Też się cieszę, bo przeczytałem, że to będzie jednorazowy projekt. 

Na szczęście nie. Witkacy to tak ciekawy twórca, że mam nadzieję, że zrobimy z nim jeszcze wiele więcej, a sam spektakl będzie ewoluował. To artysta, który wielokrotnie inspirował mnie na różnych etapach kariery. Tam zresztą wisi jego obraz (Wojtek wskazuje na ścianę w swoim mieszkaniu – przyp. red.). Kupiłem go jakiś czas temu, żeby czuć jego obecność. 

Patti Smith i Witkacy to inspiracje z dwóch zupełnie różnych światów. Potrafisz wskazać moment, w którym dany artysta staje się dla ciebie ważny i wiesz, że jego sztuka zostanie z tobą na dłużej? 

Robię sztukę współczesną, ale w tym celu czerpię także z tradycji. Czytam, oglądam i słucham. Jeśli wnosi dziś coś do tego, co robię, wykorzystuję ją. Interesuje mnie tu i teraz, opowieść o tym, jak odnaleźć się w tym świecie, sprawnie się komunikować i zachować człowieczeństwo. Co i jak tworzyć, żeby się rozwijać i inspirować.

Rzeczywistość jest dziś bardzo szybka, rozproszona, chaotyczna i przebodźcowana. Zdaje się, że potrzebujemy refleksji na ten temat i redefinicji tego, w którą stronę zmierzamy. Widzę w wielu aspektach zagrożenia, o których powinniśmy prowadzić dyskusje. Miałyby na celu odnalezienie drogi ku bardziej sprawiedliwemu podziałowi dóbr naturalnych i ekonomicznych czy praw mniejszości. Muzyka jazzowa była i jest formą, która podnosi te tematy. 

Stąd też inspiracja Timothym Mortonem i jego koncepcją mrocznej ekologii, do której nawiązujesz w ostatnim utworze z płyty? 

Cała książka Mroczna ekologia to dla mnie bardzo inspirująca pozycja. Padają w niej ciekawe rozważania dotyczące tego, dlaczego mamy kryzys ekologiczny. Autor proponuje nowe spojrzenie na relację człowieka z naturą. Upraszczając, można powiedzieć, że chodzi o większą pokorę i świadomość współistnienia z tym, co nas otacza. O zburzenie oddzielenia i poczucia, że możemy bez konsekwencji zabierać to, co dała nam Ziemia.

Morton zastanawia się nad tym, czym jest życie jako współistnienie w obliczu ekokatastrofy. W końcu wykorzystywanie planety na potrzeby nielicznej grupy ludzi zdaje się być prostą drogą ku zagładzie. Pisze o tym z perspektywy wielu dziedzin, na przykład historii rozwoju, języka i różnych systemów filozoficznych. 

Wojtek Mazolewski
okładka książki Mroczna ekologia. Ku logice przyszłego współistnienia, o której mówi Wojtek Mazolewski / fot. Oficyna Związek Otwarty

Jaką rolę w tej koncepcji odgrywa muzyka? Z jednej strony zbliża do siebie i buduje wspólnotę, ale trudno mi się oprzeć wrażeniu, że oparty na niej przemysł jest coraz większym odłamem kapitalizmu. 

Wszędzie tam, gdzie zaczyna się biznes, kończy się sztuka. To splątanie nie przynosi żadnych korzyści. Spłyca muzykę i wykorzystuje twórców. Artyści zazwyczaj w tej relacji są wykorzystywani przez koncerny ze szkodą dla kultury. Weźmy przykład streamingu. Jako sposób dystrybucji to dobre rozwiązanie, ale w takiej formie jak dziś pozbawia zespoły należnego zarobku. To dostawca zgarnia zyski, ustala reguły i tak dalej, co jest niezdrowe i długofalowo szkodliwe społecznie. Kultura jest wartością, która nie może podlegać takiej komercjalizacji. 

Kto powinien ją chronić?

Ci, co podjęli się chronić społeczeństwo i bronić naszych praw, czyli politycy. W jednym z wywiadów apelowałem, żeby ci, którzy chcą piastować jakiekolwiek funkcje publiczne, byli zmuszeni odbyć nauki z podstawowych dziedzin: socjologii, politologii, filozofii. Powinni też czytać o kulturze i rozumieć jej znaczenie dla funkcjonowania społeczeństwa. Bez tego mamy uproszczoną kapitalistyczną gadkę o tym, że wszystko musi zarobić na siebie, co stoi w totalnej sprzeczności z tworzeniem czegoś, co ma inspirować i nigdy nie powinno być produktem. Część przemysłu, jak go nazywasz, traktuje jednak tak muzykę. Co poniektórzy uwierzyli w tą narrację i poszli za nią, co prowadzi w ślepy zaułek. 

Jak daleko według ciebie posunęło się utowarowienie muzyki? 

Nie jestem analitykiem ani historykiem. Robiąc to, co robię, zwracam tylko uwagę na to, że współczesny sposób narracji o dystrybucji dóbr zmierza w złym kierunku także w kulturze. Prawo musi dogonić negatywne społecznie skutki rewolucji cyfrowej, która dzisiaj wprowadza wiele niezdrowych patologii do sposobu, w jaki funkcjonujemy. 100 lat temu w ramach rewolucji przemysłowej sześciolatki chodziły do pracy, traciły tam zdrowie, często nawet i życie, ale prawo jednak w końcu zakazało takiego wyzysku. Tak samo powinniśmy dzisiaj zatrzymać wiele niezdrowych praktyk, jakie stosują cyfrowi giganci. 

Wojtek Mazolewski
Wojtek Mazolewski / fot. Jacek Domański / materiały prasowe

Wróćmy do tego, co powiedziałeś o tempie i chaosie współczesnego świata. Odnoszę wrażenie, że cała płyta Solo – spokojna, niekiedy wręcz medytacyjna – może być odtrutką na ten pęd. Myślałeś o niej w ten sposób? 

Muzyka może być lekarstwem. Tworząc ją, najpierw pomagam sobie uporządkować chaos. Mam nadzieję, że kiedy mi się to udaje, daję później wytchnienie słuchaczom. To pierwszy pozytywny aspekt. Wydaje mi się, że kiedy jesteśmy spokojni, nasz umysł łapie balans. Jesteśmy bliżej siebie i człowieczeństwa, czujemy, na czym naprawdę nam zależy, i podejmujemy lepsze decyzje. Tym samym potrafimy wreszcie odrzucić to, co nam zostało narzucone i na czym rzekomo powinno nam zależeć. 

Oczywiście, chciałbym, żeby dzięki muzyce dało się zrobić jeszcze wiecej pozytywnych rzeczy. Wspaniale, by moja twórczość je wnosiła, i czuję, że to się dzieje na koncertach. Tuż po występach spotykam słuchaczy i rozmawiam z nimi. Dzielą się ze mną swoimi wrażeniami i bardzo jestem im za to wdzięczny. To niezmiennie pozostaje moim najprawdziwszym paliwem do tego, żeby dalej się rozwijać i pracować. 

Hatti Vatti: Myślałem o pomieszaniu gatunków i ludzi

Grasz już na scenie prawie cztery dekady. Czujesz, że publiczność się zmieniła? 

Wszystko się zmienia. Myślę, że 15 lat temu żaden z nas nie podejrzewał, że znajdziemy się w tym punkcie, w którym jesteśmy dzisiaj. Mnie samemu wydawało się wtedy, że zmierzamy w dużo ciekawszym kierunku. Ale odpowiadając na twoje pytanie, chciałbym podkreślić, że jeżeli chodzi o polską publiczność, pozostaje ona cały czas zainteresowana i otwarta. Wspaniale się dla niej gra i to coś bezcennego. Cudownie jest jeździć po całym świecie, ale po tylu latach wiem, że naprawdę żyjemy dziś w bardzo dobrym miejscu na Ziemi. W tym, jak wykorzystaliśmy ostatnie lata, tkwi wiele pozytywnych aspektów. Mam nadzieję, że będziemy nadal dbać o siebie, iść w zrównoważonym kierunku i przestaniemy czerpać z gotowych rozwiązań, które nie do końca już działają. 

Rozumiem, że nie masz na myśli tylko tworzenia muzyki. 

Tak, myślałem ogólnie o naszym funkcjonowaniu w świecie. O tym, że moglibyśmy oprzeć się tendencjom kapitalizmu czy globalizacji, stawiając na to, żeby w Polsce ludzie, firmy i inne podmioty nie musiały działać w systemie, w którym podstawą jest przewaga nad innymi. Przy takiej liczbie ludzi na świecie zawsze to będzie niezdrowe. Wciąż możemy utrzymać chęć rozwoju, ale nie poprzez eliminację i wykluczenie. 

Wojtek Mazolewski – DARK ECOLOGY 

Przyklaskuję tym postulatom, ale boję się, że są trochę utopijne.

Szczerze mówiąc, nie widzę nic utopijnego w ekologii. Co złego w tym, żeby zachować w jak najlepszym stanie naszą planetę, ginące gatunki, języki czy kultury? Rozumiem, że kontrargumentem może być brak rentowności, ale nie wszystko, co się opłaca, warto robić. 

Ale w pewnym momencie, gdy obserwujemy to, co się dzieje na świecie, możemy poczuć bezsilność. I po cichu zrezygnujemy z tego, żeby walczyć o lepsze jutro, bo nie wierzymy w zwycięstwo. 

Doskonale cię rozumiem. Sam bywam zaskoczony i wręcz przerażony tym, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, w Gazie albo w świecie ekonomii czy geopolityki. Czuję jednak, że strach nie zwalnia mnie z tego, żeby mówić, na czym nam zależy. Sam przekazuję ten komunikat w dość abstrakcyjnej, muzycznej formie. Widzę jednak, że trafia do ludzi, którzy myślą podobnie, a nasz wspólny głos będzie już dużo lepiej usłyszany. Tak jak powiedziała Patti Smith, people have the power. 

Nie musimy poddać się mechanizmom narzuconym przez hegemonów, którzy chcą dalej i bez konsekwencji czerpać z zasobów naturalnych. Możemy powiedzieć: Nie, już wystarczy, jest mnóstwo innych problemów, którymi trzeba się zająć. Mamy ten przywilej, że żyjemy w kraju demokratycznym, gdzie mamy prawo mówić o tym, jak powinna wyglądać nasza przyszłość. Wiem, że niekiedy dopada bezsilność, ale nie poddawajmy się. Dobrze musimy zastanowić się nad tym, kogo chcemy wybierać na naszych reprezentantów. 

Zwłaszcza że czasami nie wywiązują się ze swoich obietnic. 

Tu powinien być jakiś rodzaj weryfikacji. Zastanawiam się, jakie zasady powinny obowiązywać tych, którzy nie zrealizowali programu politycznego. Jeżeli ogłaszam koncert i ludzie kupią bilety, muszę się na nim stawić. Nie mogę tam nie przyjść i jednocześnie zabrać pieniądze z wejściówek. Dlaczego ktoś inny może? 

Dobre pytanie. 

Nie mamy żadnej formy wyegzekwowania programu. Politycy nie dotrzymują umów i dalej dostają pensje (!), choć nie powinni. Polskie społeczeństwo jest świetnie wyedukowane i właściwie we wszystkich dziedzinach mamy mądrych, kreatywnych ludzi. Łączmy się w środowiskach, które będą szukały takich rozwiązań, żeby to, na co się umówiliśmy, dobrze działało.

Wojtek Mazolewski
Wojtek Mazolewski / fot. Jacek Domański / materiały prasowe

Dopytam jeszcze o jedną rzecz, którą powiedziałeś o abstrakcyjności muzyki. Czy opowiadając za jej pośrednictwem o różnych ideach i koncepcjach, czujesz się kimś w rodzaju tłumacza? 

Moją formą komunikacji ze światem są dźwięki. Czuję, że bardzo dobrze je rozumiem i odczytuję. Wręcz wydaje mi się, że niekiedy potrafią przenosić więcej niż sam język. Komunikat dźwiękowy ma wiele wspólnego z koncepcją Mortona z Ciemnej ekologii. Tkwi w nim większa różnorodność współistnienia i nie trzeba wszystkiego postrzegać jako czarno-białe. To ostatecznie bardziej korzystne i naturalne dla współżycia. 

Dużo czytasz? 

Tak. Literatura i poezja stanowi jedną z moich największych inspiracji. Nie posługuję się nim jednak tak dobrze, jak bym sobie tego życzył i mógł wyrazić złożoność tego, co czuję. 

Walter Benjamin jako wielki piewca języka powiedział, że to, co nienazwane, nie istnieje. Rozumiem więc, że raczej byś się z nim nie zgodził. 

Podobnie zresztą jak Morton. Wiesz, chodzi nawet o wykluczenie, które niesie za sobą posługiwanie się danym językiem. Nawet w ekologii i dbaniu o własne środowisko popełniliśmy wiele błędów na tym polu. Język bywa opresyjny. 

Istnieje jakiś język w muzyce, który chciałbyś lepiej zbadać? 

Bez wątpienia. Poza tym, że na co dzień uprawiam muzykę, jestem też jej odbiorcą. Od wielu lat poświęcam się zbieraniu płyt winylowych, głównie używanych, które ukazywały się w różnych epokach. Okazuje się, że to świat, w którym wciąż znajduję coś nowego, o czego istnieniu nie miałem wcześniej zielonego pojęcia. Pomagają mi w tym podróże. To, jaką muzykę można odnaleźć w Azji lub Ameryce Południowej, bardzo mnie fascynuje. Im dalej idę w las, tym lepiej wiem, ile jeszcze mam do odkrycia. 

Wojtek Mazolewski
Wojtek Mazolewski / fot. Jacek Domański / materiały prasowe

To chyba przyjemna perspektywa. 

Czasem przyjemna, a czasem przerażająca, bo zdaje ci się, że nic nie wiesz, mimo że poświęciłeś temu już tyle lat. I zaczynasz się zastanawiać, czy w ogóle starczy ci czasu, żeby to wszystko ogarnąć. 

Zobacz również
Pezet Eldo Wołanie

Ale to też perspektywa pokazująca, jak bardzo przyzwyczailiśmy się do europocentrycznego patrzenia na świat, i próbująca poszerzyć ten punkt widzenia.  

Nie możemy myśleć, że jesteśmy pępkiem świata. Sami doświadczamy negatywnych skutków europocentryzmu, będąc na jego peryferiach. Uwolnienie z tego ucisku jest potrzebne i uzdrawiające. 

Zakończmy więc na odkrywaniu świata. Często widzisz w zagranicznych sklepach swoje płyty? 

Zdarza mi się.

Jakie to uczucie?

Bardzo przyjemne. Często natrafiam na zaskakujące tytuły, których sam od lat nie widziałem. Nie myślałem, że dotrą na inny kraniec świata, gdzie ktoś ich posłucha i okażą się dla niego czymś ważnym. To, jak muzyka zbliża jako uniwersalny sposób komunikacji i jak szybko pozwala nawiązać wartościowy kontakt z ludźmi w różnych krajach, jest cały czas bardzo pouczające i uwalniające. I daje poczucie, że wciąż warto to robić. 

Wojtek Mazolewski
Wojtek Mazolewski / fot. Jacek Domański / materiały prasowe

Płyta „Solo” Wojtka Mazolewskiego ukaże się w formie cyfrowej i fizycznej 5 grudnia.














Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony