Bagi: Nie boję się mówić, że chcę być najpopularniejszym influencerem w Polsce [WYWIAD]
Szefowa działu kreatywnego Going. Piszę i rozmawiam o książkach, feminizmie…
– W tym momencie dzieje się tak dużo i mamy nasze 5 minut – chociaż myślę, że jesteśmy dosłownie na 0,01 sekundy – że nie chciałbym tego zaprzepaścić. Kocham robić te wszystkie rzeczy i mam na to gigantyczną zajawkę, więc dla mnie nie ma czegoś takiego jak wakacje – mówi nam Mikołaj Bagiński, czyli Bagi.
Założyciel i mózg operacyjny DRE$$CODE, cyklu imprez 55CODE, marki modowej LEEVES i aplikacji Dropsy. Osobowość internetowa. Posiadacz ikonicznej panterkowej tesli. Twórca viralowej matchy o smaku banana i orzechów. Chłopak, który z dziecięcą szczerością jara się tym, co robi, a jednocześnie podchodzi do tego z pełnym profesjonalizmem. Sprawdźcie, jak Bagi podsumowuje mijający rok.
Bilety na wydarzenia DRE$$CODE złapiesz w Going.
Jagoda Gawliczek, Going. MORE: Obserwuję kolejne sukcesy DRE$$CODE i wydaje się, że nie znacie pojęcia niemożliwe. Miałeś w tym roku moment, w którym powiedziałeś sobie: YES, WE MADE IT?
Mikołaj Bagiński: Szczerze to każda kolejna impreza jest dla nas momentem YES, WE MADE IT. Przychodzą do nas już ponad tysiące ludzi. Wszyscy się super bawią, wszyscy nas kojarzą, wszyscy znają nuty chłopaków od nas. To są te momenty. Teraz zaczynamy Winter Tour, wcześniej graliśmy na SBM-ie i innych festiwalach. Nie tylko mamy swój DJ set, ale też gramy swoje numery i ludzie znają je na pamięć.
Czujesz, że te numery pogłębiły więź z fanami? W końcu teraz możecie śpiewać razem wasze tracki.
Myślę, że tak. Mamy po prostu gigantyczne community, które za nami podąża i przychodzi na nasze wydarzenia offline, jak i online – czy chodzi o imprezy, czy jakieś inne wydarzenia dzienne, które organizujemy z różnymi partnerami. To jest dla nas niesamowite od momentu, gdy organizowaliśmy imprezy i ludzie kojarzyli po prostu, czym jest DRE$$CODE, kim my jesteśmy, aż do momentu, gdy przychodzą do nas jako fani – chociaż ja wolę to nazwać właśnie naszym community! – które nas zna, śledzi codziennie na YouTube i social mediach, a na koniec może się z nami zobaczyć na naszych imprezach.
Przyznaję, że na SBM FFestivalu było naprawdę grubo – mam tu na myśli zarówno waszą energię, jak i reakcje publiczności.
Myślę, że to nasze największe wydarzenie od początku działalności, a na pewno największe wydarzenie offline. Bardzo pozytywnie je wspominam. Nasze imprezy są zawsze 18+ i przychodzi tam konkretna grupa odbiorców. Natomiast na SBM FFestival można było wejść od 16 roku życia, a jeszcze młodsze osoby mogły przyjść z opiekunami. No i to było dla nas gigantyczne wow! Przyszło po prostu tak dużo ludzi, którzy znali każdy numer. Mieliśmy dobry slot na granie, ale nie wiedzieliśmy, kto właściwie do nas przyjdzie. Siedzieliśmy na backstage’u zestresowani. Gadaliśmy co, jak, gdzie. Długo się przygotowaliśmy do tego, żeby ten set i numery chłopaków naprawdę były super fajne. No i wybiegamy z dymu, a tam tysiące ludzi. Nie wiem, ile dokładnie było tam osób, kilka tysięcy na pewno. Mega grubo.
Pamiętam, jak każde z nas szło na backstage po tym koncercie i jak ciężko było się pozbierać. Nawet nie mówiliśmy do siebie za dużo, bo nikt nie wiedział, co ma właściwie powiedzieć. Sam wrzucałem wtedy na stories, że kiedyś opowiem swoim dzieciom, że zrobiliśmy coś tak szalonego. A dzisiaj myślę, że na pewno opowiem im o tamtym, ale też mówił im, co się będzie działo jakiś czas później. Liczę po prostu, że będą się działy jeszcze większe rzeczy!
Szykując się do występu na SBM FFestivalu, przygotowywaliście się w jakiś konkretny sposób?
Mamy zasadę, że zawsze dajemy z siebie 100%, nieważne co by było. Wiadomo, im więcej ludzi, tym bardziej automatycznie wzrasta nasza energia. Natomiast nie zakładaliśmy kompletnie, że będzie to tak grube. Śledzę scenę koncertową i myślę, że zagranie na festiwalu dla dużej liczby osób może być czasami łatwiejsze niż ściągnięcie takiej frekwencji na twój własny koncert, niepowiązany z innymi wydarzeniami. Na festiwalu ci ludzie i tak są na tym terenie. Są przeróżne wydarzenia, po których artysta może się pochwalić, że na jego koncercie było kilkadziesiąt tysięcy ludzi.
Odróżniam to jednak od momentu, w którym byliśmy na SBM-ie. Patrząc po banerach i koszulkach, w jakim merchu ludzie byli, po tym, że znali tekst i wiedzieli, co krzyczeć, po tym, że wyłapywali jakieś małe insajdy, które mówiliśmy do siebie na scenie. Bardzo dobrze widziałem, że robimy to dobrze, idziemy w dobrą stronę i że nasze community jest po prostu coraz większe.
To o tyle imponujące, że na SBM-ie były dwie równorzędne sceny, więc ludzie musieli przejść od jednej do drugiej. To nie było tak, że czekali tam na kolejnego artystę, tylko przyszli faktycznie na was.
To była niesamowita ilość dopaminy i endorfin, które dostarczyli nam ci ludzie. Powtórzę się, ale dużo osób od nas naprawdę nie wiedziało, co ma zrobić ze sobą po tym koncercie. Pamiętam, że sam zszedłem ze sceny i od razu pojechałem do domu. Mieszkałem relatywnie blisko miejsca, gdzie był SBM. Stałem dwie godziny na parkingu, przeglądając wszystkie oznaczenia na Instagramie i analizując każdą piosenkę, którą zagraliśmy, bo po prostu nie dowierzałem, że to się serio wydarzyło.
A kiedy obudziłeś się następnego dnia?
Bagi: To dalej byłem zajawiony! Wszyscy od nas mówili o tym SBM-ie. Ale ja na przykład mam tak, że: Okej, jeden dzień pogadajmy sobie o tym, ale już kolejnego dnia mówiłem wszystkim: Super, że to się zadziało, ale lecimy dalej. Bardzo miło i fajnie jest cały czas wspominać jakieś duże osiągnięcie, ale niech to będzie początek czegoś jeszcze większego. Nie ma co osiadać na laurach, bo coś się zadziało. Zamiast tego pomyślmy, co zrobić dalej. Wejść w to miejsce, gdzie jesteśmy teraz, pewnie nie jest aż tak łatwo, ale na pewno jest łatwiej niż je utrzymać. To jest mój cel w DRE$$CODE, żeby cały czas podnosić wszystko o jeszcze jeden szczebel wyżej. Kiedy osiągamy duży sukces, wszyscy się jarają, ja mówię: Okej, super, ale teraz wchodzimy jeszcze wyżej.
Miałam zapytać, jak widzisz swoją rolę w grupie, ale trochę mi właśnie odpowiedziałeś.
Na pewno nie zabraniam nikomu cieszyć się z tego, co osiągamy, bo uważam, że chwila docenienia też jest bardzo ważna. Samemu często lubię się zatrzymać i uświadomić sobie, co się w tym momencie dzieje z całym DRE$$CODE. To w końcu coś, o czym totalnie marzyliśmy. Często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ja sobie nie zdaję z tego sprawy, że to były nasze marzenia, które w tym momencie osiągnęliśmy. Pozwalam więc ludziom po prostu docenić to wszystko, ale też nie pozwalam na to zbyt długo, żeby jak najszybciej pomyśleć o tym, co możemy zrobić dalej. Żeby znów wszystkich zaskoczyć.
Jak radzicie sobie z tym, że jesteście jednocześnie przyjaciółmi i przedsiębiorstwem, które stale rośnie?
Bagi: To nie jest łatwe. Zaczynaliśmy totalnie jako grupa przyjaciół. Wzloty są cały czas, ale mieliśmy też upadki. Były różne kłótnie. Jedna osoba chciała to, inna osoba chce czegoś innego i tak dalej. Jest to związane właśnie z przejściem na tę profesjonalną stronę. Było ciężko, chociaż przecież nie było tak, że zakładaliśmy DRE$$CODE i nie wiedzieliśmy, co chcemy robić. From day one byliśmy relatywnie na tyle poukładaną organizacją, że staraliśmy się robić wszystko bardzo na sztywno. Mamy management. Są współprace, które bierzemy i takie, których nie bierzemy. Idziemy w tym kierunku, a nie w innym. Wiemy, co robimy na imprezach, a czego nie robimy. Od samego początku ten zalążek bycia organizacją, w strukturze, był tam obecny.
Największym komplementem dla mnie było zawsze to, że chociaż nikt nas jeszcze nie znał, zapraszano nas na jakieś eventy, wydarzenia czy współprace, po takich akcjach ktoś do mnie podchodził i mówił: Kurczę, fajnie, że pomimo małej skali, na którą działacie, macie już organizację, która się wami zajmuje i was obsługuje. Tym bardziej jest to obecne teraz, gdy urośliśmy tysiąckrotnie od naszych początków i zatrudniamy abstrakcyjnie dużą liczbę osób, aby każdy nasz projekt, każde wydarzenie, każda rzecz, którą robimy – czy z partnerem, czy bez partnera – była po prostu zrobiona na 120%. Dla mnie jako właściciela tej firmy to największe komplementy, jeżeli klienci po zrealizowanej współpracy i kampanii przychodzą do mnie i mówią: Super, że mieliście cztery osoby z managementu, które obsługiwały cały ten deal, project managera, event managera i osobę od PR-u, która zarządziła tym wszystkim.
Jest coś, co się wam nie udało w tym roku?
Na pewno są takie rzeczy, które nam się nie udały. Łatwiej mi wymieniać te, które się udały, bo jest ich dużo więcej. Myślę sobie na przykład o festiwalach. Wszystkie były super ekstra. Czy Open’er, czy strefa na SBMie i nasze granie tam. Wydaje mi się, że te ostatnie lata były naprawdę gigantycznym sukcesem – szczególnie jeśli mówimy o wydarzeniach, bo nie bez powodu widzimy się właśnie w siedzibie Going. Contentowo na pewno są jakieś mikrorzeczy, które nie wyszły. Na przykład mamy filmy na YouTubie, które mogłyby mieć lepsze audio. Pracujemy nad tym: zatrudniliśmy 6 czy 7 nowych osób stricte zajmujących się contentem, żeby to wszystko się bardziej nakręcało i żeby tworzyć jeszcze lepsze treści.
Padło hasło wydarzenia. Powiedz coś więcej o tym, co robicie.
Jesteśmy świeżo po naszych dwóch wydarzeniach halloweenowych. Jestem super zajarany, jak to wyszło. Cieszę się, że to nie są już zwykłe imprezy, tak jak to było kiedyś… Chociaż właściwie one od początku były troszeczkę niezwykłe. Teraz wchodzimy jednak na wyżyny naszych możliwości, jeśli chodzi o atrakcje na miejscu, strefy partnerskie czy scenografię, która na naszym Halloween była super, ekstra, zajebista. Jaram się i chętnie się tym chwalę.
Dawaj.
Mieliśmy na przykład gigantyczną dynię, która miała na sobie dwa dolary. Cudem udało nam się to ogarnąć, ale mamy w tym momencie świetnego scenografa. Chciałbym po prostu, żeby ludzie mieli super experience z tego wszystkiego. Poza tym współpracujemy z różnymi partnerami, więc zależy mi, żeby oni też widzieli, że nasze wydarzenia są na naprawdę wysokim poziomie.
Scenografia na Halloween kosztowała nas więc dużo kasy, ale dzięki temu mieliśmy special guest w postaci Modelek, które grały u nas w Poznaniu. Zamiast po prostu wyskoczyć z backstage’u na scenę, to siedziały w tej dyni, która miała puste miejsce w środku. Działała na pilota, więc w pewnym momencie się obróciła i wtedy wyskoczyły z niej Modelki. To było super ekstra. Mieliśmy też kurtyny na początku, które opuszczały się na nasze wejścia. Przekminiamy coraz więcej rzeczy tego typu. No i oczywiście sprzedawaliśmy bilety online przez Going.! Byliśmy bardzo zadowoleni z tego wszystkiego.
Takie tematy jak obrotowa dynia kminicie wspólnie czy macie już dedykowane osoby, które przynoszą do was pomysły?
Mamy dużo osób. Wiesz, nie mam czasu, żeby siedzieć w biurze na co dzień i to wszystko wymyślać. Cały czas pozostaję jednak w roli osoby, która nadaje kierunek całej firmie. Tak też jest z wydarzeniami offline. W przypadku scenografii jest tak, że mamy cały team, który zajmuje się tym, aby nasze wydarzenia były na jak najwyższym poziomie. Koncept tego, jaka scenografia ma się pojawić na wydarzeniu, trafia do mnie na maila. Ja mówię, czy idziemy w tę czy tamtą stronę.
O tej dyni wiedziałem, ale było to zrobione pomiędzy jakimiś moimi dwiema czy trzema nagrywkami. Wszystko zaakceptowałem, potem przychodzę na próbę i mówię: Wow, no grubo, szczerze to nie spodziewałem się, że coś takiego wymyślicie.
Wow, to ile to właściwie kosztowało?
Niestety akurat wiem, ile kosztowało, ale nadal często coś mnie zaskakuje. Gdzieś o czymś słyszałem, coś mi mignęło na mailu i potem to się pojawia u nas na wydarzeniach. Jestem superdumny z naszego teamu. Mogę tutaj dużo opowiadać, że to mój sukces i tak dalej, że to ja wytyczam nam kierunek. Jednak na koniec dnia bez tych ludzi po prostu nic by się nie udało. To jest główny powód, czemu odnosimy ten sukces: mamy po prostu świetnych ludzi na pokładzie. Potem ten sukces może być przypisywany mi jako jednej z głów tego całego przedsięwzięcia, ale ja go potem i tak oddaję tym ludziom, którzy to wszystko wymyślają, siedzą, pracują i się stresują.
Nad czym pracujecie teraz? Możemy już coś zapowiedzieć?
Tych odległych, przyszłorocznych i końcowo-rocznych jeszcze nie chcę zdradzać, żeby nie zapeszać. Na pewno jednak będzie działo się bardzo, bardzo, bardzo dużo, bo jako DRE$$CODE kochamy wydarzenia offline. Przed chwilą ogłosiliśmy natomiast dwie kolejne imprezy z Winter Touru. Najpierw urodzinowa impreza Inez i Bagiego 22 listopada w klubie Oczki z bardzo ciekawym motywem przewodnim — bardzo pasującym do nas! Następnie impreza mikołajkowa 6 grudnia w Gdańsku. Będzie special guest, tak jak zazwyczaj u nas, i będzie super ekstra zabawa. Zapraszam wszystkich gorąco!
Bliżej ci do online czy offline?
Bagi: Bez online nie byłoby offline, a bez offline to online nie mógłby działać tak intensywnie. Jestem tego świadom. Od samego początku nasze community mogło spotkać nas na wydarzeniach offline i to sprawiło że jesteśmy tak duzi w internecie. Ja sam jestem znany z tego, że robię bardzo dużo rzeczy offline’owych – jeżdżę do widzów, mam właśnie wydarzenia, imprezy. Razem gramy na festiwalach, mamy współprace partnerskie, meet&greety. Robimy multum rzeczy w tym kierunku, żeby ludzie mogli nas jak najlepiej poznać. Wiem, że dzięki temu potem to online też rośnie. Z drugiej strony bez naszych zasięgów online’owych te rzeczy offline’owe by się po prostu nie działy w takiej skali.
Wspomniałeś o opuszczanych kurtynach, więc przykryjmy nią na chwilę DRE$$CODE. Powiedz mi, co jest twoim największym osiągnięciem tego roku poza projektem.
Matcha Bagiego. To rzecz, która pierwsza przychodzi mi do głowy. Całe to wydarzenie offline, jakim była możliwość kupienia mojej własnej matchy na Oleandrów, było czymś niesamowitym. Na pewno dużo w tym szczęścia, ale nie ukrywam, że miałem też wsparcie mojego teamu, który pomagał mi w zorganizowaniu tego. Dużo z tych rzeczy było zaplanowanych, ale nie wiedziałem kompletnie, że to pójdzie aż tak grubo, jak finalnie poszło.
Każdy element tego przedsięwzięcia wyszedł na 150%. Zaczynając od promocji tego wszystkiego na TikToku i materiałów, które poleciały gigantycznym viralem, przez sam dzień premiery, gdzie stałem i przez wiele godzin wydawałem matchę, kolejki, frekwencję na tym wydarzeniu, która była absurdalnie wielka, aż po sam smak matchy, który ludziom posmakował, i ilość, w jakiej się sprzedała przez te dwa tygodnie. Zwieńczyła to gigantyczna kwota 155 tysięcy złotych, którą przekazaliśmy na Stowarzyszenie Bardziej Kochanych. To miejsce jest mi bardzo bliskie. To, że osoby z zespołem Downa będą korzystać z pieniędzy wygenerowanych przez sprzedaż matchy, jest dla mnie czymś turbociepłym, niesamowitym. Jak do tego wracam myślami, to po prostu bardzo się cieszę.
To jest bardzo piękne.
Dzięki.
Ale też pokazuje kolejny raz, jak mocne jest to połączenie offline i online.
Bagi: Tak, dokładnie. Uważam, że to gigantyczna siła. Uwielbiam z niej korzystać i robię to cały czas. Viralowanie rzeczy na TikToku, potem przerzucanie tego na jakieś produkty stacjonarne. Viralowanie na TikToku jakiegoś wydarzenia Meet&Greet, żeby ludzie gdzieś przyszli i nas zobaczyli. Nawet sam fakt promocji naszych imprez, która dzieje się w 100% online… no może w 90, bo czasem mamy jakieś plakaty na mieście. Potem się okazuje, że ludzie trafiają do klubów, które niekoniecznie mieszczą się w centrach miast. Bywają na obrzeżach, a ludzie i tak tam przyjeżdżają.
Gdzie najdalej byliście offline?
Najdalej tak dosłownie, lokalizacyjnie? Myślę, że lewy górny róg Polski, jakiś Kołobrzeg na przykład. Mieliśmy tam naszą pizzę kiedyś! A jeżeli chodziłoby nie tylko o wielkie wydarzenia, to na przykład zawiozłem swoją matchę do Francji do pewnej dziewczyny. Nagrała TikToka, że chciałaby się jej napić, ale niestety mieszka poza Polską. Wrzuciłem mojemu teamowi, żebyśmy zabookowali bilety i do niej polecieli. No i polecieliśmy. Myślę, że to był najdalszy kierunek, gdzie udało nam się dotrzeć, łącząc online z offline.
A gdybym nie miała na myśli jakiegoś konkretnego miejsca na mapie, co byś mi odpowiedział?
Chyba też powiedziałbym o tej pizzy na festiwalu. To było dla mnie coś totalnie crazy. Wypromowaliśmy to online. DRE$$CODE nie był jeszcze tak rozpoznawalny jak teraz. Pamiętam, że chodziliśmy wtedy na festiwale czy koncerty i po prostu imprezowaliśmy. Teraz… cóż, bardzo to lubię i zdarza się dużo fajnych sytuacji, ale jednak ludzi, którzy wiedzą, kim jesteśmy, jest na tyle sporo, że trudno obejrzeć jakiś koncert, będąc wśród publiczności. Pamiętam, że wtedy w Kołobrzegu było bardzo luźno. Myślę, że ta pizza jest tą najdalszą rzeczą i bardzo dobrze ją wspominam. Zastanawiam się, czy nie moglibyśmy zrobić z nią jeszcze czegoś w przyszłym roku.
Pizza o smaku matchy?
Oj, to myślę, że byłoby to ciężkie połączenie. Albo kolejna pizza, albo kolejna matcha, lepiej w tym kierunku.
Dużą częścią waszego DNA jest moda i zajmujecie się nią na różne sposoby.
Tak, zdecydowanie jesteśmy bardzo obeznani w temacie. Myślę, że modą w mojej interpretacji tego słowa interesuje się mniejsza część z nas. Natomiast tym, co jest obecnie trendy, jakie rzeczy się nosi, jakie są marki streetwearowe, kto co wydaje i tak dalej – wszyscy. To jest wręcz główny temat u nas. Często się spotykamy i gadamy: Ej, a widzieliście to collabo, Supreme z czymś, Palace, Loewe, Off-White? Cały czas się o tym gada. Wszystkie nasze szafy są dostępne na przeróżnych apkach do sprzedaży ubrań i często są w ogniu. U nas wszyscy wymieniają te ubrania co chwilę.
Fajne jest też to, że robimy bardzo dużo rzeczy dookoła mody, które są takim proof of concept, że my naprawdę w tym jesteśmy. Mamy swoje marki odzieżowe, stylizujemy inne osoby, projektujemy. Mówię my, ale oczywiście nie wszyscy jednocześnie, tylko poszczególne osoby. Ja na przykład produkuję merch dla wielu artystów w Polsce, doradzam im. Cieszy mnie, że się z tego wywodzimy. To jest kolejna rzecz, dzięki której jesteśmy trochę not the same, porównując do innych ludzi i ekip działających w Internecie.
Czyli według ciebie moda mówi więcej o łapaniu danej chwili i tego, co się dzieje z nią w szerszym kontekście?
Na 100%. Dostałem ostatnią wysyłkę od Adidasa i Maty z jego nowymi butami. Wiem, że mało osób dostało je stricte od nich, nawet nie wszyscy od nas z ekipy. Trochę się przyfleksuję, że jedną z nich byłem ja. I pierwsze co, to napisałem szybko do Maty, czy może mi je podpisać. Zaraz po tym wrzucam je na półkę. To jest dla mnie tak gigantyczne osiągnięcie! Te buty są oczywiście ładne i podobają mi się, ale nie jest to jakiś model, w którym bym śmigał nie wiadomo jak często. Jednak dla mnie to połączenie jest czymś niesamowitym: marka Adidas, której jestem ambasadorem i Mata, którego bardzo dużo słuchałem i jest wielką inspiracją dla mnie. Jest pierwszym Polakiem, który połączył siły z Adidasem, i zrobił swojego buta. Dlatego chcę go postawić na półce – ten prezent ma dla mnie niesamowitą wartość. No i dostałem go w special boxie!
Sprawdź, co piszemy o rapie
Dobry flex, przyznaję.
Bagi: Dzięki. Moda jest dla mnie gigantyczną zajawką. Na swoich kanałach nie robię aż tak dużo contentu dookoła mody, jednak to właśnie z niej się wywodzę. Jako influencer powstałem z tego, że miałem swój sklep. Potem założyłem aplikację związaną z butami, z odzieżą, z okazjami. To z nią tak naprawdę uczyłem się biznesu i to była moja pierwsza prawdziwa zajawka. Teraz, jak ktoś gdzieś przychodzi w jakiś fajnych butach czy odzieży, zawsze o tym gadamy. Samemu jednak, w całym tym pędzie ostatnio, coraz mniejszą wartość przywiązuję do tego, jakie rzeczy mam w danym momencie na sobie. Zależy mi, żeby nosić moją markę Leeves, bo tak jest mi po prostu najwygodniej. Dalej mam jednak dużą kolekcję limitowanych parek pochowanych po szafach.
Istnieje jakiś item, który bardzo chciałbyś mieć?
No wiadomo, że tak, ale ciężko mi teraz wybrać coś konkretnego. Mega mi się podobają różowe adidasy z Gucci. Miałem zielone, ale ktoś mi je niestety ukradł albo gdzieś je zgubiłem. Bardzo żałuję. Chciałbym mieć te konkretne buty, bo mi się bardzo podobają, a nie dlatego, że stoi za nimi jakaś historia. Jakbym miał trochę więcej luźnej gotówy, pewnie nakupowałbym sobie butów.
Jednocześnie czuję, że mam trochę mniejszą zajawkę niż kiedyś na to, żeby wszystko mieć u siebie na chacie. O wiele bardziej zadowala mnie to, że na przykład mam buty Mata x Adidas, który mogę sobie gdzieś postawić, czy jakieś fajne pary, które przypominają mi konkretne sytuacje z przyszłości.
Wiem, że byłeś niedawno w Japonii. Były duże zakupy?
Zdecydowanie. Przywiozłem sobie dużo ubrań i wydaliśmy bardzo dużo kasy, bo tam jest po prostu tanio. Już powiedziałem całej ekipie, że jeszcze tak chwilę sobie podziałamy tutaj, pojedziemy tam na jakiś gigashopping. Musimy totalnie coś takiego zrobić. Impreza urodzinowa moja i Inez będzie właśnie w stylu japońskim. Wrzuciłem dużo zdjęć naszemu teamowi i robimy scenografię inspirowaną tym wyjazdem. I będą matchowe drinki, oczywiście.
Jesteś w stanie pojechać gdzieś i po prostu sobie odpocząć, czy cały czas jednak skanujesz wszystko jako potencjalne inspiracje, które możesz wnieść do DRE$$CODE?
Bagi: Ja nie odpoczywam. Nie mówię tego, żeby się tym pochwalić, chociaż w jakiś sposób pokazuje to mnie jako bardzo pracowitego ziomka, bo taki jestem. W tym momencie dzieje się jednak tak dużo i mamy nasze 5 minut – chociaż myślę, że jesteśmy dosłownie na 0,01 sekundy – że nie chciałbym tego zaprzepaścić. Kocham robić te wszystkie rzeczy i mam na to gigantyczną zajawkę, więc dla mnie nie ma czegoś takiego jak wakacje. Moja mama się na mnie trochę wkurza i każe mi jechać na urlop, ale ja jej mówię, że nie ma w ogóle takiej opcji. To, co się dzieje tutaj, jest niesamowite. Kocham to robić i nie widzę opcji, żeby wyjechać na więcej niż pół dnia.
Jak ważne jest dla ciebie to, żeby działać akurat w Polsce?
Mam jakąś frustrację, gdy ktoś zaczyna pytać: To kiedy wychodzicie za granicę? Polska jest na tyle duża i na tyle chłonna, jeżeli chodzi o rzeczy offline’owe i działanie w Internet, że jeszcze zbyt dużo przed nami, żeby w ogóle myśleć o czymkolwiek za granicą. W ogóle się nad tym nie zastanawiam. Nawet nie mam chyba takich aspiracji, żeby nie wiem, podbijać teraz internet w Czechach czy gdziekolwiek.
Moja apka działa w Niemczech i w Czechach i radzi sobie naprawdę spoko, zwłaszcza w Czechach, więc jakąś ekspansję w swoim portfolio biznesowym mam. Jednak na ten ruch zdecydowaliśmy się, wiedząc, że w Polsce zagarnęliśmy już dużą część rynku. W tym momencie czuję, że DRE$$CODE ma bardzo dużo przed sobą i aż jaram się, jak myślę, jak dużo jeszcze możemy zrobić. Uważam, że mówienie w tym momencie: Wyjdźmy za granicę jak najszybciej, zróbmy imprezy w Nowym Jorku dla ludzi z Nowego Jorku jest totalnie przepaleniem potencjału.
Plus Polska jako taka może być czymś cool. Ludzie z Nowego Jorku mogą przejechać na imprezę DRE$$CODE do Polski, żeby przeżyć coś fajnego.
Na pewno, aczkolwiek tak jak mówiłem, dotarcie do ludzi spoza Polski zupełnie nie jest dla mnie priorytetem w tym momencie.
Wracając do działań składu – jak godzicie tę część wspólną z waszą działalnością solową?
Wydaje mi się, że to nasza największa zaleta i coś, z czego jestem najbardziej dumny. Nie jesteśmy zlepkiem dziewięciu nijakich tworów internetowych. Każde z nas przynosi coś do tego stołu. Każde z nas jest inne, co jest trochę oczywiste. Niektóre osoby mają swoje marki, chłopaki robią muzę, dziewczyny stylizują, Karolina maluje. Inez robi super content teraz na YouTubie, ma zaplecze w produkcji odzieży, dużo o tym wie i fajnie się z nią gada na ten temat. Mógłbym tak wymieniać każdego członka, ale też nie o to chodzi.
Ważne jest to, że na przykład chłopaki, którzy u nas robią muzę, nie zaczęli działać, bo management uznał, że jest w tym dużo kasy. To chłopaki, które pokończyły szkołę muzyczną i mieli w sobie muzykę from day one. Bardzo się tym jaram. Oczywiście, nawet jakby ktoś nie skończył szkoły muzycznej, a chciałby robić muzę u nas, też to zrobimy! Żeby nie było, że zamykam komuś drogę. Uważam, że jeśli ktoś ma zajawkę i chce to robić fajnie, z pewnością mu pomogę, żeby to wyszło zajebiście i było duże.
Złapaliśmy się na podsumowanie roku, więc wypada zakończyć pytaniem: a co w przyszłym?
Duże zasięgi. Moim osobistym celem jest to, żeby być najpopularniejszym influencerem w Polsce. Nie boję się tego mówić. Wiem, to brzmi trochę nieskromnie. Sam nie lubię, jak ktoś z dupy stwierdza coś takiego. Już się spotkałem z osobami, które twierdzą, że nie widzą innej opcji i będą największymi raperami czy influencerami. Często jednak jest to bezpodstawne. Fajnie jest wierzyć w siebie, ale uważam, że trzeba mierzyć siły na zamiary.
Myślę, że ja mierzę siły na zamiary i z pełną odpowiedzialnością za te słowa mówię, że chcę być najpopularniejszym influencerem w Polsce. Co za tym idzie, chciałbym, żeby DRE$$CODE był najpopularniejszą organizacją w Polsce, jeżeli chodzi o content i wydarzenia. Mamy bardzo dużo bardzo konkretnych planów na tak naprawdę większość kwartałów w przyszłym roku, jeżeli chodzi o wydarzenia. Mamy dużo pomysłów, które przechodzą już do realizacji. Nie jest to moment, kiedy mogę to zleakować, niestety.
Trzeba śledzić Going. i wtedy wszystko będzie wiadomo.
Dokładnie. Na pewno mamy dużo przemyśleń związanych z tym, że robimy imprezy 18+ od bardzo długiego czasu. Tymczasem na nasze wydarzenia przychodzi sporo osób, które nie mają 18 lat. To nie są te dzieciaki, które mają 9 czy 10 lat i przychodzą na festiwal Ekipy, chociaż to też jest dla mnie gigantyczna inspiracja. Mam na myśli bardziej osoby w wieku 16-17 lat. Czujemy, że to nasz core odbiorców. Ci ludzie są na tyle dorośli, żeby kumać, co robimy, i żeby fajnie z nami spędzać czas. Mamy dużo pomysłów, w jaki sposób będziemy mogli ich zaangażować w nasze przedsięwzięcia. Powiem tak. festiwal Ekipy był dla mnie dużym wydarzeniem, więc festiwal DRE$$CODE to coś, co mi się teraz marzy. Więcej nie zdradzam!
Szefowa działu kreatywnego Going. Piszę i rozmawiam o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzę audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.