Ten album zapewnił Carly Rae Jepsen status gwiazdy indie popu. Czas na jego reedycję
Redaktor naczelny Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
– Kobieta stojąca za jedną z największych piosenek tego stulecia teraz przypomina kogoś, kim na początku nigdy nie miała okazji się stać: ulubienicą indie – pisała o okolicznościach wydania E•MO•TION Carrie Battan z New Yorkera.
Nagły, niespodziewany sukces konkretnego utworu ma dwie twarze. Z jednej strony daje artyście ogromny zastrzyk rozpoznawalności. W końcu hit rozbrzmiewa w radiach, nuci się go na ulicach i chóralnie śpiewa podczas koncertów. Bywa jednak też tak, że twórca głośnego przeboju staje się jego zakładnikiem. Przykłady Los Del Rio, Soft Cell albo Neny, czyli najczęściej wymienianych one-hit wonders, pokazują jedno. Nawet jeśli wymienieni artyści wydali jeszcze masę płyt, słuchacze i tak będą kojarzyć ich przede wszystkim z Macareny, Tainted Love czy 99 Luftballons.
Złoty strzał i cisza. Poznaj 5 artystów, którzy w swojej karierze wydali tylko jedną płytę
Ten hit znali wszyscy
Carly Rae Jepsen postanowiła uniknąć tego losu. Singiel Call Me Maybe pochodzący z EP-ki Curiosity wzniósł ją na sam szczyt. – To chyba najbardziej chwytliwa piosenka, jaką kiedykolwiek usłyszałem – nie krył uznania Justin Bieber. Dzięki jego postowi na Twitterze o Kanadyjce, która miała już za sobą fonograficzny debiut Tug of War, zrobiło się jeszcze głośniej. Na jej płytę Kiss, skąpaną w równie cukierkowym, teen popowym anturażu, czekały już miliony słuchaczy.
Carly Rae Jepsen. Zwrot ku alternatywie
Sława Call Me Maybe w pewnym momencie zaczęła przytłaczać Kanadyjkę. Artystka bała się, że zostanie postawiona w jednym rzędzie z niedojrzałymi, nieporuszającymi poważnych spraw i stawiającymi na rozpoznawalność wykonawcami. – Piosenka stała się ogromnym, gigantycznym tworem, który przyćmił całą resztę projektu – opowiadała. Aby się od niej uwolnić, postanowiła dać sobie więcej czasu i otworzyć się na nowe doświadczenia. Przez trzy miesiące grała Kopciuszka na Broadwayu. Postanowiła odezwać się do twórców, których zawsze ceniła: Tegan i Sary, Rostama Batmanglija z Vampire Weekend i Shellbacka.
Owocem tych poszukiwań okazał się album Emotion, który mógł zaskoczyć wszystkich, włącznie z samą jego autorką. Carly Rae Jepsen odeszła od cukierkowego popu i odważnie skręciła w stronę syntezatorowych, ejtisowych brzmień. Stawiając na alternatywę, zaprosiła do współpracy m.in. Się, Deva Hynesa oraz wspomnianego Batmanglija.
Album, co było do przewidzenia, nie odniósł takiego komercyjnego sukcesu jak Curiosity, ale pokazał, że twórczyni ma jeszcze wiele do powiedzenia. – Niewielu artystów postrzegło tak algorytmiczny hit pokroju „Call Me Maybe” jako sygnał, żeby pójść jeszcze dalej i stworzyć coś lepszego, bardziej ludzkiego, bardziej elektryzującego. Ale Jepsen jest tym typem piosenkarki, która czerpie energię z wyzwań, jakie stawia przed nią bezkompromisowe granie popu – przekonuje.

Emotion świętuje 10. urodziny
Słuchacze Jepsen, która od tamtej pory wydała jeszcze cztery krążki (ostatni, The Loveliest Time, ukazał się w 2023 roku), chętnie wracają do Emotion. W te wakacje nadarzył się ku temu szczególny pretekst, bo w czerwcu płyta obchodziła 10. urodziny. Artystka nie zapomniała o tej rocznicy i ogłosiła, że 17 października światło dzienne ujrzy jubileuszowa reedycja krążka. Dobrze znaną tracklistę uzupełnią cztery niepublikowane wcześniej utwory: Guardian Angel, Back of My Heart, Lost in Devotion oraz More. Ten ostatni jako zapowiedź wydawnictwa trafił właśnie do sieci. Słuchamy i czekamy na ponowne spotkanie z indiepopowym evergreenem!
Redaktor naczelny Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.

