Czytasz teraz
Powrót do przyszłości, czyli 3 cyberpunkowe płyty z przełomu wieków
Opinie

Powrót do przyszłości, czyli 3 cyberpunkowe płyty z przełomu wieków

Grafika: Paweł Ćwikliński (ig: eyoiscomin)

Premiera Cyberpunka 2077 była ostatnim etapem umasowienia na skalę światową terminu 'cyberpunk’. My cofamy się do początku XXI wieku, aby posłuchać jak brzmiał cyberpunk w muzyce 20 lat temu.

„We have to invent the future…” – Mark “k-punk” Fisher

„Wielkim” wydarzeniom w rodzaju premiery gry powstającej 7 lat towarzyszy proporcjonalnie duży szum medialny – w końcu balon hype’u sam się nie nadmucha a jedyne „wielkie” wydarzenia jakie nam może zaoferować późny kapitalizm to następne generacje PlayStation lub kolejne części Gwiezdnych Wojen. Oprócz tych oficjalnych środków promocji istnieją również te mniej oficjalne dające niby rozgłos, ale w prześmiewczy sposób. Mowa oczywiście o memach internetowych, na które, przy tak ważnym dla kultury cyfrowej wydarzeniu, nie trzeba było długo czekać. Jeden z nich brzmiał następująco:

„Jest słabo, miasto puste niemalże całkowicie, NPCe nic nie mówią właściwie, kolorystyka do bani a i jeszcze coś się zbugowało i nie chciała mi muzyka działać nie wiem czemu. Samochodu nawet nie skomentuje, już wolałem na piechotę iść.

A dopiero idę do sklepu po grę.”

Od 10 stycznia 2013 roku, czyli dnia, w którym pojawił się pierwszy teaser do Cyberpunka 2077 do dnia jego premiery, upłynęło prawie 7 lat i wiele rzeczy zmieniło się od tego czasu na świecie. Niestety, jak to obrazuje wyżej przytoczony mem, zmieniło się – i to na gorsze.

W minionym roku wybuchła światowa epidemia wirusa, w której większość coś straciło: czy to życie w walce z nieznaną dotąd ludzkości chorobą, czy po prostu joie de vivre. Praktycznie wszystkie wielkie wydarzenia sportowe, łącznie z igrzyskami olimpijskimi w Tokio, zostały odwołane – zupełnie jak w Akirze z 1983, gdzie również olimpiada w Tokio ma się odbyć w 2020, lecz ostatecznie się nie odbywa. Mimo że samochody jeszcze nie latają (chociaż marzył już o nich w 1983 Juan Atkins jako Cybotron w utworze Cosmic Cars) to technologia, w ledwie zauważalny sposób, penetruje dzisiaj praktycznie każdą sferę naszego życia. Smartfony, od kiedy pojawiły się na masową skalę w 2007 roku (za umowną datę przyjmując premierę pierwszego iPhone’a), szybko stały się naszymi protezami, czyniąc z nas cyborgów podłączonych cały czas do sieci (w samym 2017 roku powstało więcej danych niż w przeciągu ostatnich 5000 lat ludzkości). W końcu przy ich użyciu komunikujemy się z innymi na wszelkie możliwe sposoby, zamawiamy e-recepty za pośrednictwem aplikacji, potem płacimy za zakupy w sklepie internetowym, słuchamy muzyki w tramwaju i po powrocie do domu ustawiamy w telefonie budzik, podłączamy go do ładowarki (czy ktoś jeszcze wyłącza telefon na noc?) i kładziemy się spać.

Dodajmy do tego jeszcze, że w ostatnim czasie, w wielu państwach na świecie, mają miejsce protesty obywateli przeciwko różnego rodzaju, zależnym od lokalnego kontekstu, nierównościom społecznym, które były tłumione przez rządy w sposób zakrawający niekiedy na wojnę domową. Przykładowo, w Indiach protestowało ostatnio 250 milionów ludzi, z kolei na Białorusi protesty trwają nieprzerwanie od maja. Światowe rządy coraz bardziej tracą na swojej wiarygodności, działając w coraz mniej transparentny (przypominający działalność Seele, czyli tajnej organizacji pociągającej za sznurki z Neon Genesis Evangelion) i jednocześnie coraz bardziej odszczepiony od rzeczywistości sposób (organizując wydarzenia typu Great Reset). Woda staje się towarem na giełdzie (wygląda na to, że Quantum of Solace, będący jednym z najmniej docenianych Bondów w serii, przewidział przyszłość).

Mamy rok 2020, dla przypomnienia Blade Runner oraz Akira, dwa ważne dla gatunku cyberpunk utwory, dzieją się w 2019 roku (z kolei najnowsza gra CD Projekt Red została stworzona w oparciu o system RPG z końcówki lat 80. Cyberpunk 2020). Znaleźliśmy się w rzeczywistości, która nie dość, że jest niskobudżetowa, to nie przypomina żadnej ze spektakularnych wizji przyszłości z XXI wieku, jakimi karmiła nas popkultura, a na które składać miały się: teleportacja, robo-pokojówki oraz ogólnie zaawansowana technologia zmieniająca krajobraz życia (jak w Jetsonach czy Batman Beyond). Zamiast tego jest niekiedy strasznie przytłaczająca i zwyczajnie trudna do zniesienia. 

Zdecydowanie bliżej nam do światów stworzonych przez Paula Verhoevena z pierwszej części RoboCopa (wstawki telewizyjne w tym filmie z 1987 przypominają niekiedy Wiadomości w TVP w 2020) czy Starship Troopers. Co prawda nie ma w naszym świecie jednej złej korporacji, która bezwzględnie realizuje swoje interesy, jak Tyrell Corporation w Łowcy Androidów albo Weyland-Yutani ze świata Obcego, ale jest za to konglomerat zwany Big Tech. Chociaż (jeszcze) nie wyruszył on na podbój przestrzeni pozaziemskich, ani nie stworzył androidów na podobieństwo człowieka, to stoi za wielką konsumpcyjną rewolucją technologiczną, unika płacenia podatków, miesza się do naszego życia prywatnego oraz niszczy miejsca pracy.

Wygląda więc na to, że, niestety, żyjemy już w dystopijnej wersji Simsów nie odbiegającej zbyt wiele od światów, które wymyślali cyberpunkowi autorzy w latach 80. I tak jak literatura czy film mają swoje klasyki cyberpunkowe, tak samo świat muzyki ma swoje kultowe artefakty, które podejmują ten temat. W końcu nie bez powodu twórcy Cyberpunk 2077 dołożyli tylu starań, aby zadbać o odpowiednią ścieżkę dźwiękową do swojej gry. 

Zanim jednak przejdziemy do omówienia trzech muzycznych klasyków cyberpunku, które choć powstały 20 lat temu, to nie tylko muzycznie wyprzedziły swoje czasy, ale również tematycznie pozostają aktualne do dzisiaj, to należy odpowiedzieć na pytanie, czym w takim razie jest cyberpunk?  Chociaż sam termin klasycznie odnosi się do popularnego niegdyś trendu literackiego w ramach gatunku science-fiction, to wywodzi się on z połączenia dwóch słów: cyber (słowie mającym korzenie w greckim kubernetes oznaczającym między innymi kapitana statku, z którego później wzięło się pojęcie cybernetyki) oraz punk. Jednak w ramach tego tekstu, w myśl za CCRU (Cybernetic Culture Research Unit), którego częścią był Mark Fisher, żeby zdefiniować cyberpunk należy rozłożyc go ponownie na dwa człony. Pierwszy – cyber – w tym wypadku będzie określać dystrybucyjną tendencję kulturową wspieraną przez nowe technologie. Drugi – punk – nie oznacza zaś tutaj gatunku muzycznego, lecz sposób tej dystrybucji, która odbywa się na obrzeżach kultury środka przy jej jednoczesnej kontestacji.

1. Arpanet |Wireless Internet

Podróż po motywie cyberpunku w muzyce zaczniemy w roku 2002, bo to właśnie wtedy wydano płytę Wireless Internet nieznanego nikomu dotąd wcześniej wykonawcy Arpanet (to nazwa sieci stworzonej przez Pentagon będącej prototypem dzisiejszego Internetu), który później okazał się kolejnym pseudonimem Geralda Donalda. Chociaż prawie cała twórczość afrofuturysty z Detroit mniej lub bardziej podpada pod cyberpunk, to właśnie ten album z jego dyskografii wydaje się być najbliżej uchwycenia esencji tej tematyki. Przede wszystkim dlatego, że to concept album poświęcony NTT Docomo czyli największej istniejącej japońskiej firmie telekomunikacyjnej, która do dzisiaj pozostaje pionierem w kwestiach wprowadzania rozwiązań technologicznych, takich jak dostęp do Internetu dla mas (Docomo uruchomiło konsumencką sieć 3G już w 2001 roku, fzaś w 2020 w marcu jako pierwszy japoński operator wprowadzili 5G). Muzycznie Arpanet to kolejny element układanki uniwersum Herr Muellera (jak lubi określać sam siebie w sporadycznych wywiadach lub informacjach prasowych Gerald Donald), czyli chłodne i robotyczne electro, które medytuje o technologii i przyszłości za pomocą snare’ów, hi-hatów i futurystycznych linii melodycznych.

Zobacz również

Gesamtkunstwerk, czyli tytuł kompilacji pierwszych wydawnictw Dopplereffekt, to niemieckie słowo oznaczające totalne dzieło sztuki. Bowiem jak w przypadku każdego wydawnictwa, w którym maczał palce Gerald Donald wszystko, poczynając od aliasu poprzez projekt okładki a na tytułach utworów kończąc, ma znaczenie. Wszystkie składowe są podporządkowane jakiejś idei przewodniej i ostatecznie są częścią o wiele większej, wykraczającej poza samą muzykę, całości. Nie inaczej jest w przypadku Wireless Internet, którego nie tylko sam tytuł jest wystarczająco wymowny i profetyczny, ale także nazwy utworów, takie jak Illuminated Displays przepowiadające erę smartfonów, czy I-Mode oznaczające nazwę własną technologii mobilnego Internetu stworzonej przez Docomo. W samej warstwie muzycznej album brzmi jakby był ścieżką dźwiękową do filmu dokumentalnego o NTT Docomo. Zaczyna się od The Analyst, utworu przywodzącego na myśl Fitter Happier Radiohead, w którym zsyntetyzowany ludzki głos opowiada o sytuacji technologicznej z 2000 roku, zadając słuchaczom pod sam koniec pytanie o wpływ rozwoju technologicznego na ludzkość: „What will the implications be for humanity? / Who will benefit and who will suffer?”. Album kończy zaś wzniosłe Wireless Internet, które do dzisiaj pozostaje w mojej czołówce produkcji Gerlada Donalda.

2. Deltron 3030 | Deltron 3030

Mamy więc rok 2000. Ludzkość dumnie wkroczyła w nowe millenium: pluskwa milenijna (czyli potencjalnie katastroficzne skutki, jakie miał z nastaniem roku 2000 wywołać przyjęty kilkadziesiąt lat wcześniej sposób zapisu daty w programach komputerowych) okazała się nieprawdą. Rok wcześniej miał premierę Matrix (jedna z ostatnich wielkich franczyz filmowych jakie wypuściło Hollywood zanim zabrało się za zabawy w nekromancję z Gwiezdnymi Wojnami, czy przenoszenie komiksów na ekran) a świat jeszcze nie rozkochał się w Gorillaz. Przenieśmy się jednak na chwilkę do 1999. Wtedy właśnie trzech kolesi: Del the Funky Homosapien (w 2001 zasłynie z featuringu w kawałku Clint Eastwood), DJ Kid Koala oraz Dan the Automator (który swoimi produkcjami przyczyni się później do sukcesu pierwszej płyty Gorillaz) postanawiają założyć undergroundową hip-hopową formację. Wracamy do roku 2000: ukazuje się ich debiutancki album zatytułowany tak samo jak nazwa grupy – Deltron 3030. Na okładce płyty nieprzypadkowo widnieje podkolorowane na żółto zdjęcie przedstawiające Perisphere, czyli białą kulę zamontowaną na pięciu stalowych filarach o średnicy 55 metrów, która była częścią Wystawy Światowej w Nowym Jorku w 1939 roku.

Płyta Deltron 3030 jest równie monumentalna i pełna rozmachu w swojej konstrukcji, jak budynek z okładki. I podobnie jak Wystawa Światowa, której tematem był świat jutra, tak samo podejmuje temat przyszłości, będąc jednocześ nie rapową space operą osadzoną w dystopijnej przyszłości roku 3030. Narracja prowadzona przez Dela jest równie zabawna, co poważna i przy tym pełna odniesień do klasyków cyberpunku, jak choćby w utworze 3030: „Del I’m feeling like a ghost in a shell /I wrote this in jail playing host to a cel”, nawiązującym do kultowej japońskiej mangi. Błyskotliwym tekstom Dela nie ustępuje produkcja Dana the Automatora, która również nawiązuje do innych dzieł sci-fi poprzez samplowanie motywów dźwiękowych z Battlestar Galactica czy dialogów z filmu Czarna dziura z 1979.

3. Hive | Devious Methods

Cofnijmy się znowu w czasie do roku 1998, czyli 2 lata przed premierą Matriksa. Młody producent z Kalifornii o pseudonimie Hive wydaje swój drugi album w karierze zatytułowany Devious Methods. W tym samym roku ukazuje się w Japonii pierwszy tom kultowej mangi science-fiction BLAME. Pewnie się zastanawiacie, co mają ze sobą wspólnego te dwa, pozornie niczym niezwiązane ze sobą wydarzenia? Paradoksalnie bardzo wiele, bowiem zarówno manga Tsutomu Niheia, jak i płyta Hive’a wprost ociekają klimatem cyberpunkowym, tym samym zawierając w swoich dziełach zeitgeista końcówki lat 90. Ukoronowaniem tego będzie włączenie utworu Hive’a Ultrasonic Sound na ścieżkę dźwiękową Matriksa pomiędzy takie tuzy jak Rammstein, The Prodigy czy Rage Against the Machine. Jednak to nie koniec analogii. Devious Methods to płyta drum’n’bassowa, ale jednocześnie bardzo mocno osadzona i inspirowana metodami produkcji wykorzystywanymi w hip-hopie (pierwszy album Hive’a składał się jedynie z instrumentalnego hip-hopu) jak sampling.

Dlatego na albumie, obok sampli z Liquid Swords GZA, usłyszymy także sample z King Crimson, sekwencję początkową z filmu Flash Gordon, czy wreszcie kultowy riff w Ultrasonic Sound, wzięty z numeru pionierów hardcore punku, Bad Brains. Jak się to ma do BLAME? Otóż akcja w japońskim komiksie, podobnie jak na płycie kalifornijskiego producenta, również od początku nabiera zawrotnego tempa i nie zwalnia do samego końca. Tak samo więc na płycie, nawet przy nieco spokojniejszych numerach (jak tytułowy utwór), które odpływają w rejony trip-hopu i instrumentali hip-hopowych, można odnieść wrażenie, że chociaż akcja tymczasowo spowolniła, to zaraz znowu ruszy do przodu. Chociaż Hive nie stworzył już później drugiego albumu na miarę Devious Methods to dalej flirtował z motywami science-fiction nagrywając mixtape Hip Hop 2023, z równie odjechaną okładką jak android z głową tygrysa (nie trudno o skojarzenie z Kingiem z Tekkena).

3 cyberpunkowe płyty z przełomu wieków wybrał dla Was i opisał Bartłomiej Bywalec – kiedyś związany z Kinkyowl, obecnie redaktor Improvisera. Poza pisaniem zajmuje się również samą muzyką jako dj mindfucker oraz w duecie ezoterycznym z VAGT-em jako AstroParty19.

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony