Czytasz teraz
Wiesławiec Deluxe –– gorące mamuśki z płynnego metalu w Twojej okolicy [VIDEO]
Lifestyle

Wiesławiec Deluxe –– gorące mamuśki z płynnego metalu w Twojej okolicy [VIDEO]

joe rogan

3. lipca 2021 mija 30 lat od premiery Terminatora 2. Zawsze chciałem napisać tekst o Terminatorze 2.


Oglądałem Terminatora 2 wiele razy. Jest to jeden z tych filmów, które, o ile istniejesz od wystarczająco dawna, miałeś okazję obejrzeć dziesiątki razy w różnych settingach: Na VHSach we wczesnych latach 90tych, wypożyczanych z lokalnej wypożyczalni kaset wideo, w której unosił się niepowtarzalny zapach mieszanki kurzu i kilogramów naelektryzowanych przez wielokrotne odtwarzanie w magnetowidach taśm magnetycznych (perspektywa, że nie przewinąłem kasety, albo że nie oddałem na czas filmów i wypożyczalnia nalicza mi z tego tytułu karę rzędu 5 tysięcy starych złotych za każdy dzień zwłoki, śni mi się do dzisiaj po nocach). Terminatora 2 można też było zobaczyć na Polsacie o 20:00 co pół roku. W TVP 1 o 22:00 co rok. Na DVD. Ściągniętego jako *.avi z Bear Share’a. Ściągniętego z torrentów. Streamowanego na nielegalu na stronach typu watchfree.com. W końcu, legalnie kolportowanego przez Netflix.

Do tej kategorii filmów widzianych po kilkadziesiąt razy, zalicza się niewiele produkcji. Innymi klasycznymi kandydatami mogą być Pogromcy Duchów, Batman Burtona z Michaelem Keatonem, Kim Basinger i Nicholsonem, Kevin sam w Domu (nabija wynik kombinacją ustawek typu Święta na Polsacie zmiksowane z obowiązkowym wyświetlaniem z kasety w autokarze wycieczkowym). Możliwe, że dla innych filmami takimi będą wszelkie Szklane Pułapki, albo komedie z Leslie Nielsenem. Dla mnie jest to Martwica Mózgu, ale ja nie jestem do końca normalny. W każdym razie, Terminator 2 to klasyk. Jego trzydziestkę wypada wspomnieć i uczcić.


Wiesławiec Deluxe – felietony dla MORE



Fabuła filmu jest oczywiście kretyńska: Przybywający z przyszłości robot nawiązuje emocjonalną relację z dwunastoletnim chłopcem, chroniąc go przed atakami groźnego cyborga najnowszej generacji, dzięki czemu udaje im się powstrzymać zagładę nuklearną. Brzmi jak scenariusz japońskiego filmu pornograficznego. Ale podobnie skonstruowane są fabuły wielu dobrych filmów. Na przykład Mucha Cronenberga: Młoda dziennikarka wikła się w romans z ambitnym naukowcem, który zaczyna zamieniać się w muchę po przypadkowym przedostaniu się owada do kapsuły teleportacyjnej. Albo Total Recall Verhoevena: Robotnik Douglas Quaid wybiera się do punktu wszczepiania wspomnień. Na miejscu dowiaduje się, że wspomnienia, które uważał za prawdziwe, zostały wszczepione jeszcze wcześniej. W celu rozwikłania zagadki udaje się na Marsa. 

Fabuła Terminatora 2 jest, jak wiadomo, fabułą sequelową. W pierwszej części filmu Camerona przybywający z przyszłości robot (Arnold Schwarzenegger) usiłuje zlikwidować matkę przyszłego lidera ruchu oporu przeciwko maszynom (Linda Hamilton), które eliminują resztki ludzi po zagładzie nuklearnej. Na pomoc rusza, również przybyły z przyszłości, żołnierz-wysłannik (Michael Biehn).




Pierwszy Terminator był filmem niesamowitym. Relatywnie niskobudżetowy, mroczny, cyberpunkowy horror o idącym po ciebie zabójcy, który jest nie-z-tego-świata i jest praktycznie nieśmiertelny, rozgrywał się głównie nocą w brudnych zaułkach, ślepych uliczkach i nocnych klubach Los Angeles. Gdyby podsumować Terminatora jednym słowem, byłoby to słowo: apokaliptyczny. Większość roboty robiły: mroczna elektroniczna muzyka, przypominająca miejscami kompozycje Johna Carpentera do jego  filmów, przebitki z wizji przyszłości, gdzie stosy ludzkich czaszek miażdżone są chromowanymi gąsienicami chirurgicznie lśniących automatycznych czołgów oraz mechaniczna gra Arnolda Schwarzeneggera, którego sława jako aktora obdarzonego ubogą mimiką, twardym niemieckim akcentem i niewielkim repertuarem zachowań, została w Terminatorze przeobrażona w największy atut filmu. Schwarzenegger, aktor dotąd niedoceniany i szufladkowany jako typowy ekranowy kloc, okazał się być najlepszym wyborem do zagrania roli, której niesamowity potencjał zasadza się na tym, co widz musi sobie wyobrazić: że to, co widzimy na ekranie, nie jest człowiekiem, tylko maszyną przebraną za człowieka i udająca człowieka w stopniu co najwyżej wystarczającym, żeby nie zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi na ulicy.

Złota Jesień jedzie memistów – wywiad z awangardą polskiej memesfery



Punktem kulminacyjnym filmu jest moment, w którym widz, wraz z Sarą Connor myśli, że Terminator został już zniszczony i dopala się w zgliszczach powstałych po zderzeniu i wybuchu ciężarówki, ale zamiast Schwarzeneggera z płonącego rumowiska wyłania się metalowy endoszkielet z czerwonymi świecącymi oczami. Ta cyberpunkowa wersja średniowiecznego toposu idącej po ciebie Samej Śmierci, Śmierci, której nie można zabić i z którą nie będzie żadnej negocjacji, zostawała na maksa w głowie. A skoro do dziś robi wrażenie, to w 1984 roku musiała wypierdalać uśpionych Akademią Policyjną i Pogromcami Duchów widzów z butów. Wrażenie robił też na pewno postapokaliptyczny motyw odwrócenia relacji człowiek-maszyna. Armie robotów mechanicznie eksterminujące resztki ludzi w zgliszczach cywilizacji wywoływały podobny efekt wzdrygającej niesamowitości,  jak odwrócenie relacji człowiek-zwierzę w pierwszej Planecie Małp z 1968. Tam również widok goryli i szympansów ze strzelbami na koniach, urządzających  polowania na niemych, nagich i biegających bezradnie ludzi wywoływał ciarki i poczucie dyskomfortu. Podsumowując: HAL 9000 odłączający systemy podtrzymywania życia załogi był może bardziej subtelny, ale my lubimy jak roboty wyglądają jak szkielety i wycinają wszystkich z karabinów laserowych, ciubt-ciubt. Parszywi Ziemianie, musicie umrzeć, ciubt-ciubt-ciubt. Eksterminacja.


Terminator, jako kameralny horror sci-fi, zawiesił więc swojemu sequelowi poprzeczkę stosunkowo wysoko, a, jak wiemy o sequelach, te zazwyczaj są chujowe. Rzadko kiedy odgrzewanie kotleta, żeby ponownie zarobić pieniądze na już wyeksploatowanym pomyśle, przynosi dobry efekt. I tutaj niespodzianka. Terminator 2 jest jednym z niewielu sequeli uważanych za lepsze od oryginału. Nie jest on jednoznacznie lepszy. Są pola i elementy na których ustępuje pierwszej części. Albo, mówiąc dokładniej: ze względu na to, że Terminator 2 jest nową, całościową wizją, posiada elementy, które stanowią w pewnym sensie krok wstecz w stosunku do bezkompromisowego, niskobudżetowego oryginału. Na pewno traci nieco z mroku, w który spowita była pierwsza część. Na pewno też, celując w blockbusterową publiczność, musiał uderzyć w tony familijne i, wprowadzając Schwarzeneggera ponownie do gry, tym razem jako dobrego cyborga, dodał trochę elementów komediowych, będących rozładowującym napięcie puszczeniem oka do widza. Słowem, zamiast low-budget cyberpunk sci-fi horror otrzymujemy blockbuster action flick pełną parą.  Efekt jest jednak piorunujący. Do dziś jest to jeden z najlepszych i najbardziej kompletnych filmów akcji, które kiedykolwiek nakręcono. A teraz kilka moich ulubionych motywików z tego broniącego się, mimo upływu 30 lat, majstersztyku.

  1. Początek, czyli klasyczna scena w barze dla Harleyowców. I need your clothes, your boots and your motorcycle, powiada nagi Schwarzenegger do odpowiadającego mu posturą motocyklisty, po czym widzimy, jak jego system operacyjny klasyfikuje wydmuchiwany mu w odpowiedzi w twarz dym z cygara jako rakotwórczy opar. Trochę frajerskie to negocjowanie, w jedynce by po prostu gościa zabił jak Billa Paxtona i kolegów od żartów pralniowych pod Griffith Observastory, ale okej. Może został przeprogramowany przez przyszłego Johnna Connora na używanie procedur komunikacyjnych jako pierwszej linii perswazji w celu kamuflażu. Jak masz 14 lat i jarasz się na maksa teleportowanymi z przyszłości cyborgami, to się nad tym nie zastanawiasz.
  1. Todd i Janelle, czyli rodzice zastępczy Johna Connora. Para podkurwionych robotą i życiem rednecków z przemocowymi wzorcami komunikacji. A może po prostu hard working people of late capitalism. Pewnie jedno i drugie. Dom na suburbii z dyktosklejki z białym sidingiem, garaż, trawnik, wiecznie chodzący telewizor, wnętrze w stylu mieszczańskiej Gemütlichkeit. Widz odnosi wrażenie, że Todd musi być wytrwale pnącym się w górę w hierarchii uzyskiwanych bonusów sprzedawcą używanych samochodów, a Janelle ma zajmować się sprzątaniem i gotowaniem. Zostają zlikwidowani przez zmiennokształtnego cyborga podczas wspaniałej sceny demonstracji inteligencji modelu Cyberdyne 101. (Janelle, what’s wrong with Wolfie? I can hear him barking…) Generalnie, jak to powiedział John Connor, She’s not my mother, Todd.


  1. Edward Furlong. Edward Furlong był najlepszym możliwym wyborem w castingu na cool nastolatka o rebelianckim wajbie. Śliczny młody chłopak z długimi włosami o smutnym spojrzeniu, biegający w adidasach. dżinsach i flanelowej koszuli narzuconej na wielki t-shirt z napisem Public Enemy. Wie jak hakować bankomaty i przeładowywać karabiny maszynowe. Jeździ na motorynce. Archetyp niezrozumianego nastolatka lat 90tych. I w latach 90tych, na American History X z Edwardem Nortonem, jego kariera filmowa się de facto skończyła. Podejrzewam, że jeżeli jesteś młodocianą gwiazdą formatu Macaulaya Culkina, to potem już tylko dziwki, narkotyki i szympans Bubbles z Michaelem Jacksonem na Rancho Neverland.
  1. Filtry na kamerę. Terminator 1 był mroczny i bardzo w swojej estetyce ejtisowy. Dyskoteka Tech Noir, ściągnięty z Billa Paxtona strój techno-punka, prochowce a’la Christopher Lambert, skórzane oficerki i fryzura na sztorc z lekkim dywanem po przysmażeniu powłoki organicznej w pierwszej potyczce z Kyle’m Reese. W dwójce filtry na kamerę stały się jaśniejsze i bardziej chirurgiczne. W gruncie rzeczy Kalifornia przedstawiona w T2: Judgment Day wygląda podobnie jak na mocno komercyjnych teledyskach Don’t Cry, November Rain i Estranged Guns 'n’ Roses, kręconych mniej więcej w tym samym czasie. Są wszechobecne helikoptery policyjne, brakuje tylko Slasha. Prostokątne Buicki kombi z jasnobrązową, drewnopodobną okleiną na drzwiach, Chevrolety Caprice model 1988 jako domyślny samochód policyjny; najszybszym samochodem sportowym jest Vector, a szczytem szyku klasyczne Ferrari Testarossa. Autostrady spalone słońcem, świeżo wybudowany US Bank Tower jako główny landmark Downtown i, zaraz obok, Westin Bonaventura Hotel jako pierwowzór wszystkich budynków korporacyjnych. Koniec historii at its peak.



Zobacz również
Taylor Swift

  1. The main villain czyli Robert Patrick jako T-1000. Cyborg z płynnego metalu o kamiennej twarzy. Według mnie niezły, choć nie wybitny. Można wyobrazić sobie, że Cameron angażuje do tej roli kogoś bardziej w archetypiczny sposób demonicznego, typu Christopher Walken, choć pewnie Walken w 1991 był już za stary (Walkena i Patricka dzieli 15 lat różnicy). Możliwe, że wzięcie mało charakterystycznego typa o gładkim obliczu i nadanie mu domyślnej postaci policjanta mogło być komentarzem Camerona do późnej fazy kapitalizmu. Zamiast analogowo-hydraulicznej, stalowej maszyny z roku 1984, przeciwnikiem w 1991 staje się płynne coś, co jest zdolne imitować wszystkich i wszystko, z czym wejdzie w fizyczny kontakt. Motyw ten jest jednoczesnym połączeniem i przesunięciem cech antagonistów z The Thing Carpentera z 1982 oraz kultowego The Hidden Jacka Sholdera z Kylem MacLahlanem z 1987 roku: wszystko może być przejawem lub częścią tego złego czegoś. A już na pewno policja.
  1. Doktor Silberman i szpital psychiatryczny Pescadero. Znudzony policyjny psychiatra na państwowym etacie, który w pierwszej części filmu mija się w drzwiach posterunku ze Schwarzeneggerem, opuszczając budynek na chwilę przed masakrą kilkudziesięciu funkcjonariuszy z broni maszynowej. To cudowne ujście z życiem pozwala mu przez kolejne siedem lat odgrywać zblazowanego sceptyka, faszerować pacjentów szpitala psychiatrycznego nadmiernymi ilościami otumaniających trankwilizatorów oraz przymykać oko na przemoc i wykorzystywanie seksualne wobec osadzonych. Niestety, przyjdzie kryska na Matyska i Doktor Silberman będzie musiał przełknąć gorzką pigułkę prawdy wraz z widokiem cyborga T-1000 przenikającego na jego oczach przez stalowe kraty i Schwarzeneggerem rozwalającym bestii chwilę później głowę na pół z shotguna. Płynne przejście z kategorii „leczących” do „leczonych”.
  1. Efekty specjalne wygenerowane na komputerach firmy Silicon Graphics. Oglądałem ostatnio, trochę z nudów, a trochę z zajawki, film dokumentalny o kręceniu Terminatora 2. Zaskakujące jest, szczególnie w dobie blockbusterów o Kapitanach Ameryka, Avengersach, Transformersach i innych Thorach, które praktycznie w całości opierają się na efektach specjalnych renderowanych komputerowo, jak wiele ze scen Terminatora 2 nakręconych zostało z użyciem specjalnie do tego celu zaprojektowanych i zbudowanych modeli. Endoszkielet T-800, Schwarzenegger z twarzą połowicznie zdartą do metalu od pocisków karabinowych, hunter-killery czy samojezdne czołgi Skynetu. Wszystko to powstało jako rzeczywiste obiekty i było kręcone przy użyciu szeregu technik umożliwiających uzyskanie wrażenia maksymalnego realizmu. Tam, gdzie Terminator 2 ucieka się jednak do CGI, robi to w sposób, który nie zestarzał prawie w ogóle od 30 lat. Sceny zmian kształtu przez Roberta Patricka, T-1000 jako samoagregująca się plama na kafelkowej posadzce, T-1000 przeszywający szpikulcem czaszkę otyłego strażnika więziennego z wąsami, T-1000 jako Janelle przybijająca Todda do lodówki. Niesamowite.



  1. Apokalipsa. Nad wszystkim tym unosi się jeden totalizujący message, będący sygnaturą i dominantą estetyczną filmu. Jest to poczucie przerażenia wizją nadchodzącej nuklearnej zagłady. Sen Sary Connor o zniszczeniu Los Angeles, w którym samochody, autobusy, budynki, drzewa i dzieci  idą w jednym momencie wraz z falą uderzeniową w pidzu oraz czołówka filmu z konikami, huśtawkami i karuzelami z dziecięcego placu zabaw, płonącymi w burzy ognia powstałej po eksplozji bomby atomowej, stanowi tylko wstęp do prawdziwego, ostatecznego przerażenia. Zza ściany ognia, która wchłonęła znany nam świat, wyłania się bowiem, na tle mrocznej, cyberpunkowej muzyki elektronicznej, stalowa czaszka maszyny z czerwonymi świecącymi oczami.


Gdy miałem 8 lat, na basenie w moim mieście na piętrze były wystawione automaty do gier. Wszyscy chcieli non stop grać w Mortala, ekipy kolesi we flekach otaczały graczy i waliły do nich standardowe salonowo-automatowe teksty: Daj ci go przejde Liu Kangiem, Daj ci go przejde Sub-Zerem. Daj ci zrobie fatala Scorpionem. Dawaj żetona. – Ale ja nie mam. – A jak znajdę? 



Jeśli chciałeś trochę oddechu i poczucia sprawczości plus miałeś potrzebę obrony resztek godności własnej, nie mogłeś tłoczyć się pod automatem do Mortal Kombat. Wtedy, nawet bez żetonu, można było podejść do shootera Terminator 2 i, naciskając START, usłyszeć wygłaszane metalicznym głosem deklaracje: You’ll loose to fate. I am the future.


Wiesławiec Deluxe

Wiesławiec Deluxe – felietony dla MORE


Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony