Czytasz teraz
Balet rozkręcił się na dobre – 3. dzień FESTUNIA
Opinie

Balet rozkręcił się na dobre – 3. dzień FESTUNIA

Fest Festival 2021

Lot do Edenu, morze ludzi, turn up Bregovića, Młody Matczak, czerwony Nikiszowiec i zielone Katowice. Czas na raport z trzeciego dnia FEST Festival 2021!



relacje z 2. dnia FEST Festivalu przeczytacie tutaj


Przemek

,,Znajdź pracę, którą pokochasz, a nie będziesz musiał pracować ani jednego dnia”.

Myśl, która najczęściej występuje na tle stockowych pejzaży w ramach coachingowego pierdololo na szkoleniu w jakiejś korporacji, pojawiała się raz po raz i w mojej głowie przed wyjazdem na FEST. Perspektywa spędzenia kilku roboczych dni na festiwalu, robiąc wywiady i nagrywając storiesy brzmiała jak idealny plan.

A teraz ten odgłos:

DŹWIĘK, ABY PRZEWINĄĆ TAŚMĘ I HEJT W KOMENTARZU



Szybkie przewinięcie do piątku po południu – stoję w korku w upale, czuję nieprzespaną noc i wczorajsze disco szaleństwo w każdej komórce organizmu i mam ochotę nie być. A przede mną cały piątunio.

Do mojego psychofizycznego dołka zeszła ekipa ratownicza w postaci Raidho oraz duetu Foxall, którzy ze sceny Eden posyłali mi pozdrowienia (jako, że jesteśmy ziomeczkami) i piękne dźwięki. To była mieszanka głębokiego groove’u downtempo z house’owym, tanecznym sznytem.





Ręka rękę myje? Piszę o nich, bo się znamy? Nope – chłopaki zebrali pod sceną więcej ludzi niż sporo headlinerów tej sceny. Piękny lot. Po nich ster przejął turecki pilot Oceanvs Orientalis, jeden z twórców nowej fali downtempo/ketapopu.

Niestety, lądowanie było dla mnie lekko awaryjne, bo czas gonił mnie na wywiad z Kungsem. Tak się jakoś składa, że na FEŚCIE robię wywiady głównie z sympatycznymi, kulturalnymi, młodymi producentami. Hmm, może sam takim jestem? o.O

Tak czy siak, to była kolejna miła rozmowa (czuję się już mocno zaprawiony w boju po kilku dniach wywiadów). Choć nie byłem wielkim fanem Kungsa, to udało mi się uniknąć pytań typu CZYM SIĘ INSPIRUJESZ? Sukces.


Potem ruszyłem tam, gdzie wszyscy, czyli na występ Maty. Morze ludzi, podwójna moc Patoreakcji (utwór poleciał na bis) i uchachany Matczak – tak będę wspominał ten występ.


Ja też starałem się uśmiechać, być towarzyski, sympatyczny itp. ale organizmu nie mogłem oszukać – zmęczenie coraz mocniej dawało się we znaki.

Potowarzyszyłem jeszcze Kacprowi podczas jego wywiadu z Tymkiem (ach, te jego stylówy) i nagrałem z nim takie pozdrowienia dla Going.:


a prawdziwa wersja w storiesach na naszym instagramie: @going.app

Potem zaś wróciłem do EDENU z nadzieją, że po raz kolejny ukoi moją duszę. Byłem na live actach w wykonaniu Satori oraz WhoMadeWho… No dobra, na tym drugim nie byłem. Czekając na ich hybrydowego seta z gitarką, położyłem się na chwilę w strefie relaksu. I to był błąd. Jak ja mogłem tak dać się oszukać własnemu ciału?

Spanko 1, chęć zabawy 0. No dobra, żeby nie było – odpoczynek jest ważny i ciała trzeba się słuchać. Niemniej, znając mnie, normalnie już pewnie bym się sFOMOwał i żałował przez tydzień, że tyle mnie ominęło. Ale nie tu. Jest jeszcze sobota, uff.

Dymek

Kolejny dzień FESTowych przygód rozpoczynam od wjechania na koncert Ralpha Kamińskiego na Main Stage, który wita mnie ze sceny w różowej sukience w paski. Szybko na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Nic nie poradzę, że mam słabość do facetów przełamujących stereotypy płciowe. Zespół ma świetny sound na żywo, a głos Ralpha brzmi dosłownie jak na nagraniach. Słychać tu warsztat, ot co. 

Zaraz po koncercie biegnę na jedyny wywiadzik tego dnia, właśnie z Kamińskim, który opowiada mi o słynnym już pocałunku z Krzysztofem Zalewskim podczas tegorocznej gali Fryderyk, nadchodzącej piosence do filmu Moje wspaniałe życiei współpracy z Quebonafide. Ralph jest super ciepłą osobą – gdyby nie ograniczenia czasowe i kolejne festiwalowe obowiązki gadalibyśmy jeszcze bardzo długo. 

No właśnie, festiwalowe obowiązki. Trzeciego dnia fashion police wciąż była na posterunku. Złapaliśmy z Gabi w międzyczasie kilka bardzo różnorodnych stylówek. Nie możemy się doczekać żeby te wszystkie zdjęcia przejrzeć. Naprawdę, bywalcy FESTa mają gust i bez wątpienia było widać to i tego dnia. 

Szybki ogar, łapię zimne piwko a wtem z Main Stage dobiegają mnie strzały z Kalashnikova. To oczywiście nikt inny jak Bregović. Za chwilę dołącza do niego Kayah z niezmiennym od lat głosem o mocy kościelnego dzwonu. Muszę powiedzieć, że zawsze szanowałem ten projekt, ale przez niezliczoną ilość afterów kończących się śpiewaniem To nie ptak, zwyczajnie mi się ta muzyka osłuchała. Ale kiedy jest ona grana na żywo, dostaje wyjątkowej mocy. Momentalnie poczułem się jak na ogromnym weselu w Sarajewie czy Belgradzie. 

Wiele można powiedzieć o polsko-bośniackim duecie. Ktoś mógłby zarzucić odcinanie kuponów. Jeszcze inny ktoś mógłby wypominać beef pomiędzy Kayah a Bregovićem. Nie mniej jednak dla mnie niemałym szokiem jest fakt, że ogromna ilość słuchaczy, która śpiewała na całe gardło piosenki takie jak Śpij kochanie, śpij czy Nie ma, nie ma Ciebie miała ledwie roczek jeśli w ogóle była już na świecie w chwili ukazania się albumu duetu. Międzypokoleniowy fenomen? Myślę, że tak. Ten koncert na pewno zostanie w pamięci na dłużej. 

Łapiemy kolejne stylóweczki kiedy na scenę wychodzi Mata i od razu wjeżdża z Patoreakcją. Ach, ale ten Młody Matczak jest uroczy. Sam ze sceny powiedział, że dwa temu wjechał na FEST Festival na jeden numer podczas koncertu Białasa, a teraz gra stricte swój koncert i to na głównej scenie. Oj rozpędził się nam ten byczek. Zasłużenie.

Kolejne relacje, kolejne złapane osoby i hyc, wracam na Main Stage by posłuchać Paula Kalkbrennera. Chyba jestem jakimś królem nostalgii, bo jest to kolejny set na tej edycji FESTa, który przenosi mnie w czasie 15 lat wstecz. Berlin Calling, mordo, pamiętasz? Powtórzę raz jeszcze: kiedyś to było… 

Kacper

Już koło godziny 14:00 znalezienie taryfy graniczy z cudem. Nieświadomie trafiam na Nikiszowiec. Czerwone familoki skradają moje serce. Do żołądka trafia rolada wołowa z kiełbasą śląską, kluski i modra kapusta. Oj ta kapustka! Ślązacy wiedzą, co dobre.

Pędzę w kierunku Parku Śląskiego w niebieskiej Fabii. Mimo rozkręconej na maksa klimy kierowca gotuje się, kiedy opowiada mi o odwołanym 2 lata temu koncercie Wu-Tang Clan. Pojawiam się na miejscu i zaczynam być przytłoczony ilością osób, które wchodzą na teren festiwalu.

Publikę rozgrzewa Ralph Kaminski. I to dosłownie, bo w trakcie koncertu przeprowadza kosmiczną rozgrzewkę. Tą samą energią zaraża nie tylko publiczność, ale też Dymka, który tuż po występie łapie Ralpha na wywiad.

Zobacz również
Rainer Weiner Fassbinder

Moje przygotowania do wywiadu z Tymkiem zakłóca Marek, który dosiada się do mojego stolika. Marek prowadzi w Katowicach firmę budowlaną, imprezuje na Ibizie i dużo sądzi się w Warszawie. Rozmawiamy o jego rodzinnymi mieście, stanie wojennym, Nikiszowcu i Rudzie Śląskiej. Dowiaduje się, że Katowice są jednym z najbardziej zalesionych miast w Polsce.

Na maina wjeżdża Bregović i zaczyna robić turn up przed wejściem Kayah. Czuję, że właśnie ominie mnie jeden z najpotężniejszych koncertów na FEŚCIE, ale niestety muszę uciekać z Przemkiem na wywiady z Kungsem i z Tymkiem.

Tremę i stres zalewam łychą z wodą gazowaną i limonką. Biegniemy na backstage tego cyrkowego namiotu, gdzie zaraz spotkam się z Tymkiem. Z czwartku na piątek wleciał jego nowy album Popularne. To niesamowity zajawkowicz, dla którego najbardziej liczy się rozwój muzyczny. Kiedy pytam, czego słucha, odpowiada: Sega Bodega i Sevdaliza! Po wywiadzie wbijamy razem na backstage pogadać jeszcze trochę o jego przyszłych planach i garażowej wersji Prosciutto Crudo Bałagana.

Znowu jestem On a Mission, bo muszę odebrać kartki, na których ma się znaleźć autograf Kygo. Zadanie utrudnia słaby zasięg, kompletny brak internetu i tłumy ludzi na koncercie Maty. Wychodzę poza festiwal złapać sygnał, a ktoś z tłumu krzyczy „rura się przesuwa wciągam wszystko Zelmer”.

Nie mogę ominąć koncertu Tymka – wbijam tam tuż przed startem. Od 13 sierpnia obowiązuje tylko garażowa wersja Rainmana. Możecie zapomnieć o oryginale.

Stoję w kolejce po fryty i podziwiam imponujący rząd frytkownic. W głowie układam pastę „Mój stary jest fanatykiem smażenia”. Smakówa. Po zjedzeniu spotykam goingową familię na Kalkbrennerze. Z jednej strony to legenda, a z drugiej zupełnie nie moje klimaty. Podobnie jak The Blaze, których występ zakończy dla mnie ten wieczór.

Szukam taryfy przez 3 aplikacje jednocześnie – łączny czas oczekiwania 50 minut.

Wszelkie trudy festiwalowego życia 🤪 znoszą i relacjonują:

Przemek Pstrongowski, Kacper Pliżga i Dymitr Liziniewicz

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony