Czytasz teraz
Królowa Śmiechu z TikToka: „W Polsce nie wypada się śmiać. Blokujemy emocje”
Kultura

Królowa Śmiechu z TikToka: „W Polsce nie wypada się śmiać. Blokujemy emocje”

Warzywo o nieregularnym kształcie, nietypowy wyraz twarzy, pomysłowa zbitka słów – każda z tych rzeczy potrafi rozbawić Agnieszkę Otto. Z popularną internetową twórczynią i joginką śmiechu rozmawiamy o dystansie do siebie, zdrowiu psychicznym i aktywności fizycznej, a na sam koniec częstujemy się garścią sucharów. 

Stanisław Bryś, Going. MORE: Co panią najbardziej rozśmieszyło w ostatnim czasie? 

Królowa Śmiechu: Generalnie rozśmieszam sama siebie, więc trudno mi powiedzieć. Ostatnio jakiś film oglądałam, ale nie pamiętam tytułu (później okazało się, że chodzi o Zaginione miasto braci Nee z Sandrą Bullock i Channingiem Tatumem – przyp. red.) Popłakałam się wtedy ze śmiechu. Na Netfliksie wybieram zresztą przede wszystkim komedie. 

Co to znaczy, że rozśmiesza pani samą siebie? 

Nie wiem (śmiech). Po prostu tak mam od urodzenia. Nie wiem, może chodzi o ruch przepony. 

A na poziomie bardziej emocjonalnym? 

Zachowanie. Śmiech to ruch, a on od razu powoduje, że wzrastają endorfiny. Człowiek staje się radosny, bo to przecież hormony szczęścia. 

Ludzie raczej nie umieją się z siebie śmiać. 

Faktycznie większość osób tak ma, ale w kontrze znam takich, którzy naprawdę umieją się z siebie śmiać. To głównie mnisi tybetańscy. W naszym gronie joginów śmiechu stale rozwijamy taką umiejętność. W pewnym momencie człowiek wpada w taki stan, że śmieszy go właściwie wszystko. Gdy nie ma z kogo się śmiać, bo jest tylko sam ze sobą, a chce, żeby coś poprawiło mu humor, kieruje uwagę na siebie samego (śmiech). 

Jak nauczyć się takiego dystansu do siebie? 

Szczerze mówiąc, trudno odpowiedzieć mi na to pytanie, bo sama mam tak od urodzenia i zawsze miałam taką łatwość. W domu rodzinnym zawsze było u mnie wesoło, tata nieustannie mnie rozśmieszał. Śmiech, stale gdzieś obecny, był sposobem na rozbrajanie różnych trudnych sytuacji i radzenie sobie z emocjami. 

Skąd pomysł, żeby uczyć tego innych, także na TikToku? 

To dość długa historia. Namawiali mnie do tego znajomi. Zachęcali tym, że to platforma do dzielenia się wieloma treściami, także tymi niegłupimi i pożytecznymi. Poza tym obserwowałam moje córki i pozazdrościłam, że nagrywają jakieś tańce. Znając siebie, wiedziałam, że mogę zaraz nagrywać takie treści, którymi zajmuję się dziś. Ale córki mnie przez długi czas blokowały. Ostatecznie wystartowałam w tym roku. Przejęłam konto po psie. 

Po psie? 

Tak, moje córki po prostu go nagrywały, nic specjalnego, parę filmów. Zostawiłam ich jedno nagranie i dokładałam do tego swoje własne. A pseudonim Królowa Śmiechu wyszedł przy okazji warsztatów. Nie wiedziałam, co z tego wyjdzie. Chciałam przede wszystkim podnieść pewność siebie. Do nagrywania trzeba się nauczyć mówić, wysławiać, zwracać uwagę na wygląd. Człowiek staje się swoim największym krytykiem. 

Co było pierwsze? 

Nagrywanie śmiechu z okazji Dnia Śmiechu, 7 maja. Zaczęło się od minuty śmiechu dla pokoju na świecie, którą powtarzałam przez tydzień w różnych miejscach. Musiałam się przygotować, wyjść z domu i zaśmiać. Potem ktoś poprosił mnie o śmiech dla maturzystów i ósmoklasistów. Zaczęły też pojawiać się prośby o indywidualne dedykacje, które zaczęłam numerować. I niedawno wyszły suchary. Wrzucałam je od czasu do czasu, żeby zobaczyć, co z tego wyjdzie, i okazało się, że ludzie ich potrzebują. Widzę, że duży ruch panuje wśród młodzieży. W związku z tym, że mam dzieci, czuję, że to ważne. Śmiech na życzenie może daje im świadomość, że ktoś się nimi interesuje i opiekuje. Dzieciaki żyją w takich czasach, że trudno im odpędzić się od hejtu. Sama się go bałam, ale na moim profilu zdarzają się jedynie pojedyncze przypadki, które i tak w chwilę wyśmieję.

Czyli Królowa Śmiechu spotyka się z pozytywną reakcją?

Tak. Otrzymuję nie tylko publiczne komentarze, ale też prywatne, bo udostępniam na TikToku swój adres mailowy. Tak pan się zresztą ze mną skontaktował. Dostaję dużo ciepłych słów i pytań. Jeden chłopak zastanawiał się nad tym, czy można śmiechem poradzić sobie z depresją. Czuję, że to pożyteczna działalność, a nie tylko same głupoty. No i co ciekawe, staję się już rozpoznawalna na ulicy. Nieznajomi podchodzą do mnie i rozmawiają. Niedawno byłam w McDonald’s, rozpoznała mnie tam dziewczyna i aż zadzwoniła do swojego chłopaka, który jest moim wielkim fanem. Pomachałam mu nawet. Ale moja córka wstydzi się gdzieś ze mną chodzić publicznie (śmiech). Jakoś to przetrwam. 

Królowa Śmiechu: wyrzucić stłumione emocje

W jednym z najpopularniejszych materiałów trzyma pani ogórka w supermarkecie i mówi pomidor. Czy śmianie się w przestrzeni publicznej jest trudne? 

To zależy od nastroju, ale i tego, w jakiej jestem przestrzeni. Bywam w zaprzyjaźnionych miejscach, gdzie nie mam żadnego problemu, na przykładach po sąsiedzku. W dużych sklepach bywa kłopot, ale gdy nie ma ludzi wokół, jakoś sobie z tym radzę. Skupiam się na danym przedmiocie czy akcji i nie widzę, co jest naokoło. 

W międzyczasie zacząłem zastanawiać się nad tym, dlaczego musimy w ogóle komuś tłumaczyć się ze śmiechu. 

Wydaje mi się, że wszystko ma korzenie w naszych narodowych cechach. Jesteśmy krajem, który bardzo się umartwia, w związku z czym nie wypada się śmiać – płakać już bardziej. Tak jak panu mówiłam, kiedyś blokowały mnie dzieci, mówiąc, że śmieję się zbyt głośno i się mnie wstydzą. Widać, że ludzie mają też problem z wyrażeniem siebie. Blokujemy emocje. 

Jedno wideo, z bardziej stłumionym śmiechem, nagrała pani w kościele. Znaleźli się tacy, którzy mocno oponowali. 

Coś widziałam, chociaż nie czytam wszystkich komentarzy, bo zabierają mi zbyt dużo czasu, a one i tak żyją swoim życiem. Nie mam na nie wpływu. A co do kościoła: kiedyś pojawiła się taka prośba od fana. Spróbowałam – w środku byli ludzie, dlatego nie śmiałam się zbyt głośno. Podejrzewam, że gdybym znalazła księdza, nagrałabym jakiś film wraz z nim. Mam taki styl bycia, że zaczepiam ludzi, gdy czegoś od nich potrzebuję. Raz podeszłam do policjantów, ale nie byli specjalnie zainteresowani. Chodzi mi o to, żeby wyśmiewać nasze powszechne zachowania i schematy, a tym samym uwolnić się od niektórych z nich. Tak można wyrzucić z siebie stłumione emocje, a przez to poczujemy oczyszczenie. 

Królowa Śmiechu: nie wchodzę w politykę

Z czego nie wypada się śmiać i kto to ustanawia? 

Właśnie nie ma kogoś takiego! Przyjęliśmy mówić, że śmianie się na pogrzebie nie jest w dobrym tonie. Jeśli jednak życzył sobie tego zmarły, nic nie stoi na przeszkodzie. Okazuje się tym samym, że nie istnieje katalog czysto niestosownych sytuacji. Sami wbiliśmy sobie to do głowy. Pewne pierwotne plemiona mają rytuały, w których razem wyśmiewają niektóre problemy. Poruszają całymi ciałami i w ten sposób pozbywają się różnych napięć. 

Współcześnie wiele mówi się o poprawności politycznej. Nie wypada się z czegoś śmiać, żeby przypadkiem kogoś nie urazić. 

To prawda, ale wówczas można pośmiać się razem. W jodze śmiechu właśnie o to chodzi. To bezpieczna przestrzeń, nikt nikomu nie docina. Staram się nie wyśmiewać czegoś konkretnego, na przykład nie wchodzę w politykę. Śmieję się w jakiejś intencji. Wracając do tego kościoła: byłam w danym budynku, nie nabijałam się z religii. 

Przejdźmy zatem do jogi śmiechu. Ile w niej jest jogi, a ile śmiechu? 

Joga jest w tym zestawie domyślnie. Z niej płynie sam oddech, a same ćwiczenia bardzo przypominają dziecięcą zabawę i operowanie wyobraźnią. Czasami wrzucam je na TikToka. Dziś wymyśliłam nawet jedno. Chodzi o udawanie czynności z dnia codziennego i śmianie się z nich. Piję kawę, mieszam, przykładam do ust. Skaczę na nartach. Jeżdżę na rowerze. Niektóre pozycje nawiązują do jogi, bo chodzi o ruch. Słowem: dorośli bawią się w dzieci, ale czuję, że taka strategia dobrze wszystkim robi. Gdy jest zabawa, praktykujemy ją razem, a nie siedzimy w kącie. 

Królowa Śmiechu: Ważny jest oddech

Kto najczęściej przychodzi na jogę śmiechu? I jakie reakcje towarzyszą pierwszym treningom? 

Na zajęciach jesteś anonimowy, chociaż bywają też warsztaty organizowane przez większe firmy. Wszyscy są wtedy równi, nawet szef. A wracając do pytania: najczęściej przychodzą ludzie, których po prostu ciekawi taka praktyka. Albo poznali kogoś zajmującego się jogą śmiechu i chcieli przyjrzeć się temu bliżej. Jest dużo stałych bywalców, którzy ciągle przychodzą i chcą się dobrze bawić, a do tego zrelaksować. Ten element odprężenia jest ważny, bo pierwsze 20 minut intensywnego wysiłku przypomina w pewnym stopniu ćwiczenia aerobowe. Biegamy, skaczemy, machamy rękami, wykonujemy skłony, a często nawet nie wiemy, co robimy. Później okazuje się, że jesteśmy zmęczeni, choć przecież niby tylko się śmialiśmy. Dlatego siadamy, głębiej oddychamy. Niektórzy instruktorzy sięgają wówczas po instrumenty muzyczne, takie jak misy czy dzwonki. 

Czyli opcji jest znacznie więcej. 

Tak, w jodze śmiechu można też robić inne rzeczy. Wszystko zależy od inwencji trenera: niektóre ćwiczenia, adresowane dla ludzi starszych, odbywają się na krzesłach. Podczas nich dużo się śpiewa, bo każdą piosenkę można przerobić na „ho, ho” i „ha, ha”. Chodzi nam wówczas przepona, którą powinniśmy cały czas aktywować. To zapomniany, choć najważniejszy mięsień oddechowy. Wszyscy raczej oddychają płytko. Jak to jest u pana? 

Raczej oddycham tylko nosem i ustami. 

Tak ma większość ludzi. A wracając do jogi śmiechu: to przede wszystkim zajęcia relaksujące. Człowiek się po nich bardzo dobrze czuje, nawet jeśli jest już zmęczony. Stąd pewnie ich popularność w szpitalach, na przykład wśród dzieci z niepełnosprawnością. Istnieje program opracowany przez indyjskiego lekarza medycyny, Madana Katarię, w 1995 roku. Badał wpływ śmiechu na zdrowienie.

Był też taki dziennikarz Norman Cousins, który w latach 60. cierpiał na genetyczne zwyrodnienie stawów. Stwierdził, że jeśli śmiech pomaga, bardzo chciałby wprowadzić go do swojej terapii. Spędzał w szpitalu całe dnie, oglądając stare komedie i stand-upy. Po takim czasie mógł funkcjonować bez bólu dwie godziny. Opisał to zresztą szerzej w książce Anatomy of an Illness. Poza nim był jeszcze Patch Adams, dobrze znany z czerwonych nosków rozśmieszających pacjentów w szpitalach. Chodziło o to, żeby poprawić ich jakość życia, pomóc wrócić do zdrowia. 

Królowa Śmiechu: joga śmiechu a terapia

Czy polscy psychoterapeuci przepisują już recepty na jogę śmiechu? 

Wydaje mi się, że to jeszcze ziemia nieodkryta. Mogą być jakieś pojedyncze przypadki, gdy bezpośrednio znają jakichś joginów śmiechu. Ci najczęściej płyną jednak swoim nurtem. Otwarte są za to same instytucje. Moi koledzy często organizują warsztaty w placówkach psychiatrycznych: czy to na oddziałach dla dorosłych, czy dla młodzieży. 

Wróciłbym w tym miejscu do chłopaka, który zapytał panią o to, czy można leczyć śmiech depresją. Co mu pani odpowiedziała? 

Przede wszystkim poleciłam mu szukanie inspiracji, bo sama nie mam takiego doświadczenia. Dopiero od niedawna jestem joginką śmiechu. Odesłałam go do mojej starszej koleżanki, która miała takie przypadki i je indywidualnie konsultuje. Ona odbywa sesje z takimi ludźmi, wiedząc, że ci na początku nie będą otwarci. Potem coraz bardziej w to wchodzą, bo to przecież ćwiczenia. Trzeba robić je codziennie, żeby organizm się przystosował. Po angielsku powiedziałabym Fake it until you make it. Przecież śmiech w jodze śmiechu jest udawany i dopiero po kilku sekundach przeradza się w ten prawdziwy. Endorfiny jednak wydzielają się już od początku, bo mózg myśli, że jest szczęśliwy, nawet jeśli tylko kąciki ust podnoszą się do góry. To naturalne korzyści.

Ten moment przejścia śmiechu w naturalny potrafi być całkiem przyjemny.

Tak, to kolejna faza. Na niektórych zajęciach potrafimy tarzać się ze śmiechu. Wszyscy pytają mi się, czy coś biorę. Absolutnie nie (śmiech). Samo spotkanie jest już szałem. Próbuję zintegrować naszą społeczność, bo na całym świecie inni jogini organizują dużo wspólnych imprez. Dwa tygodnie temu odbył się kongres w Indiach. Był to drogi wyjazd, ale jak widziałam, co tam się działo, muszę przyznać, że dzieci by się tego nie powstydziły (śmiech). 

Królowa Śmiechu: czy telewizja w Polsce jest ponura?

Na przykład? 

Leżeli na podłodze, machali nogami i się po prostu śmiali – to jedno z popularniejszych ćwiczeń. Niektórzy z nich to już starsi ludzie, nawet koło 70 lat. Wszystko zaczęło się od bezpłatnych, kilkuosobowych klubów śmiechu. Gdy się okazało, że zdają egzamin, zaczęto częściej się spotykać. Wszystko rozeszło się po świecie.

Kiedy Polska przywitała takie praktyki?

Do nas joga śmiechu zawitała stosunkowo późno, bo dopiero w 2013 roku. Sama odkryłam ją dwa lata temu, w czasie pandemii. Chciałam zmienić swoje życie i znaleźć coś dla siebie. Poszłam na kurs trenerów mentalnych, gdzie były bezpłatne zajęcia. Weszłam na parę sesji i bardzo mi się spodobało. Wciąż to jednak niszowa rzecz – nawet jeśli jakieś media się nią zainteresują, za chwilę znika. Sama chciałabym, żeby na stałe zagościła w naszej świadomości. Stąd moja codzienna działalność na TikToku. Minimum dziesięć minut śmiechu dziennie pozwoli utrzymać równowagę psychiczną i fizyczną. Sprawdziłam to nie tylko na sobie. 

Myślę, że to o czym pani mówi, stanowi część większego problemu związanego z tym, że w mediach za mało mówi się o pozytywnych rzeczach. 

Tak właśnie jest i dlatego podczas pandemii wyłączyłam telewizor. Jestem przez to zdecydowanie szczęśliwsza. Tylko czasami oglądam seriale na Netfliksie. Niekiedy zastępowały mi nagrywanie tiktoków ze śmiechem, kiedy byłam chora. 

Zobacz również

Królowa Śmiechu: śmiech nie dla wszystkich?

Czy istnieją przeciwwskazania do jogi śmiechu? 

Tak, dla ludzi, którzy chorują na serce, zwłaszcza po rozległych operacjach. Lekarze przestrzegają wówczas przed tym, żeby się nie przemęczać. Poza tym kobiety w ciąży, zwłaszcza w ostatnich miesiącach, bo taki śmiech może przyspieszyć poród. Trzeba wziąć pod uwagę, że to silnie stymulująca aktywność fizyczna. Wskazałabym jeszcze na osoby z epilepsją. Nie wiadomo, jak zareagują. Na zajęcia przychodzą jednak głównie zdrowi. Gdy przychodzimy do szpitala, od razu informujemy o przeciwskazaniach. Wtedy opiekunowie wskażą tylko grupę pacjentów, która się do tego klasyfikuje. 

Co do zasady joga śmiechu jest jednak uniwersalnym narzędziem. 

Tak. Ludzie na wózkach inwalidzkich praktykują ją na siedząco, ci w szpitalach, po operacjach albo w trakcie przewlekłych chorób – na leżąco. Moi znajomi bywali w takich miejscach i organizowali takie zajęcia. Poza tym jest wskazana dla osób niepełnosprawnych umysłowo. U nas może nie jest to zbyt popularne, ale moja koleżanka w Rybniku prowadziła takie warsztaty. W Indiach, gdzie praktyka się upowszechniła, trzeba było dopasować ją do każdej grupy. Tam żyją przecież miliardy ludzi. 

Wspomnieliśmy już o różnych motorach napędowych dla śmiechu – żartach, komediach czy autorefleksji. Co jeszcze według pani go stymuluje?

Mnie osobiście śmieszą też zwierzęta, sama mam ich dużo w domu. Ale najogólniej odpowiem, że w życiu sporo jest śmiesznych sytuacji, których człowiek nawet się nie spodziewa. Jeśli zaś się ich nie zauważa, warto praktykować tę jogę śmiechu. Tak jak wspomniałam, śmiejemy się w niej bez powodu. 

Królowa Śmiechu: gdy człowiek się śmieje, młodnieje

Zapytam się wprost: czy bycie joginką śmiechu jest teraz pani zawodem? 

Mam nadzieję, że będzie. Na razie nie zarabiam na mojej działalności – proszę tylko o wirtualną kawę. Nadchodzi jednak taka potrzeba, żeby wyjść do ludzi z tymi warsztatami. Od czasu do czasu prowadzę zajęcia w czasie festiwali czy targów ezoterycznych. W zeszłym roku miałam dwie płatne sesje, zamówione przez firmę, tyle że odstawiłam to na drugi tor. Chciałabym w to pójść, bo czuję, że to moja działka. Jeśli człowiek tak ma, powinien to robić za pieniądze. 

Tym bardziej że pani publikuje na TikToku dużo i regularnie.

Tak, to spory wysiłek. Część materiałów przeznaczam na swój własny użytek w tym sensie, że poprawiają mi nastrój. Joga śmiechu wzięła się również ze stanów depresyjnych. Moja córka od dziesięciu lat choruje na depresję. Szukałam różnych sposobów, żeby jej pomóc, w tym farmakologicznie. Później była na paru sesjach jogi śmiechu ze mną u koleżanki i rzeczywiście dobrze jej to zrobiło. Na początku była bardzo nieśmiała, ale potem normalnie, tak jak każdy uczestnik biegała, jeździła na rowerku i zabawkowym samochodziku. Nie bała się, tylko wyszła do ludzi. 

Czyli nie powinniśmy pokładać wiary w samych lekach, jeśli chodzi o zaburzenia zdrowia psychicznego? 

Można zwracać jednocześnie uwagę na ruch, którego joga śmiechu jest przecież częścią. Ona nie jest aż tak wysiłkowa, na przykład w porównaniu do standardowej jogi, gdzie pojawiają się różne asany. Sama kiedyś ją uprawiałam, ale różne skłony, wymachy nogami czy utrzymanie równowagi sprawiały mi duży kłopot. Tymczasem joga śmiechu także daje świadomość ciała i mięśni. Człowiek jest sam ze sobą, dobrze się bawi, ale pod sam koniec coś go jednak zacznie pobolewać. Ludziom w depresji powinno to częściowo pomóc, bo cały proces wydziela endorfiny i równoważy nasze zdrowie psychiczne. Sama kiedyś łykałam leki przeciwdepresyjne, zwłaszcza w czasie pandemii, gdy nasze układy nerwowe były upośledzone, ale po czasie już ich nie potrzebuję. A, i jeszcze jedno! Joga śmiechu odchudza (śmiech). Moja córka ostatnio zauważyła, że nie mam brzucha, więc bardzo mnie to pociesza. Do tego łagodniejsze są same rysy twarzy. Gdy człowiek się śmieje, młodnieje.

Dobrze, że zwróciła pani uwagę na ten okres pandemii. Wtedy w ogóle zaczęto mówić o zdrowiu psychicznym.

Zaczęliśmy szukać sposobów na to, jak radzić sobie ze smutkiem i samotnością. Uruchomiły się wszystkie działania w sferze internetowej. Tak jak mówiłam, gdyby nie one, nie poznałabym jogi śmiechu. A to był czas, gdy człowiek tropił różne kursy, które przecież nie przeminęły. 

Królowa Śmiechu: suchar na koniec

I dzięki sferze online może pani prowadzić konto na TikToku. 

O to właśnie chodzi. Próbowałyśmy jeszcze prowadzić transmisje live z koleżanką. Miałyśmy jakiś odzew, ale komentujący głównie chcieli, żeby opowiadać im suchary. Myśmy sobie po prostu rozmawiały i ja tylko co jakiś czas wtrącałam coś śmiesznego. Na pewno jest w tym jakiś potencjał, trzeba wybadać, może będziemy mówiły o czymś sensowniejszym. 

Rozmawiamy o śmiechu na zawołanie. A czy są praktyki, które postulują coś podobnego, tyle że z płaczem? 

Na pewno istnieją terapie płaczem, które w gruncie rzeczy polegają na tym samym – pozbyciu się emocji. Czuję jednak, że śmiech jest lepszy. Myśmy mieli na jednym kursie zestawienie śmiechu i płaczu, który i tak później ustąpił miejsca temu pierwszemu. Wypłakiwanie się dla niektórych może być odpowiednią formą terapii. Każdy z nas tak ma, tylko że się chowamy. Nie trzeba tego blokować. Zdarza się, że podczas jogi śmiechu ludzie płaczą, bo emocje są tak silne, że trzeba się odblokować. Grunt, że jest do tego bezpieczna przestrzeń, w której można robić co się chce. Ostatecznie nawet nie trzeba się śmiać. 

A gdybym jeszcze na sam koniec poprosił panią o spuentowanie naszej rozmowy jednym sucharem…

Jak się nazywa nawodniona mrówka? Hydrant. 

Bardzo lubię takie zbitki słowne (śmiech). 

Bo to na tym polega. Wszystkie te suchary spisuję z Internetu albo gdzieś podsłucham, ale to akurat wymyśliłam sama. A jaki jest najlepszy ser na świecie? Deser. Kiedy człowiek wpadnie w fazę układania takich żartów, już się nie zatrzyma.

Królowa Śmiechu to jedyna perełka z TikToka. Z tych wideo dowiesz się, czego słuchać w Warszawie nocą!

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony