Brytyjski post-punk stracił wielką nadzieję. Rozpadł się zespół Black Midi
Członkowie formacji potwierdzają, że formacja kończy działalność i to chyba w kiepskiej atmosferze. Inne, bliskie mu źródła mówią natomiast tylko o dłuższej przerwie. Co tam się właściwie zadziało?
Pięć dni. Tyle zajęło zespołowi Black Midi (Geordie Greep, Cameron Picton, Morgan Simpson, Matt Kwasniewski-Kelvin) nagranie pierwszego krążka Schlagenheim. Wszystko działo się w studiu należącym do producenta Dana Careya w południowym Londynie. Materiał w ekspresowym tempie zawędrował stamtąd do pierwszej pięćdziesiątki UK Albums Chart. Później został nominowany do nagrody Mercury Prize, a większość krytyków zakochała się w jego nieprzewidywalności i chaotycznej perfekcji. – Debiut londyńskiej ekipy gitarowej jest rozedrgany, jeżący włosy na głowie, stale pozostający w ruchu. [Artyści – przyp. red.] nawiązują do bardziej ezoterycznej ery indie z magnetycznym, olśniewającym stylem – nie szczędził pochwał Jeremy D. Larson z Pitchforka.
Zapanować nad chaosem
Niespełna półtora roku później zespół ogłosił, że ze względu na problemy psychiczne przerwę od grania postanowił zrobić dotychczasowy gitarzysta. Wspomniany już Matt Kwaśniewski-Kelvin tym samym wyłączył się z prac w studiu nagraniowym. Kilka miesięcy później do sieci trafił zarejestrowany bez niego krążek Cavalcade, będący przeciwieństwem poprzednika pod względem uporządkowania przebiegu procesu twórczego. Faktycznie improwizacja poszła tu w odstawkę, ale stylistyczna dezynwoltura, zderzająca jazz z rockiem progresywnym i zadziornym post-punkiem, pozostała ta sama. Wydawnictwo zebrało jeszcze lepsze oceny niż huczny debiut i rozbudziło apetyt na więcej.
Więcej przyszło całkiem szybko, bo już lipcu 2022 roku. Następca Cavalcade, czyli Hellfire, został nagrany z Martą Salogni. Włoszka, współpracująca wcześniej m.in. z Björk, Animal Collective czy Porridge Radio, jeszcze bardziej poszerzyła horyzonty londyńczyków. 39-minutowy krążek zajął 22. miejsce na listach najchętniej kupowanych płyt w Wielkiej Brytanii. Odcisnął także ślad w podobnym zestawieniu przygotowywanym za oceanem. Niestety, wynik ten może być niemożliwy do poprawienia, bo wszystko wskazuje na to, że czwartej płyty… już nie będzie.
Black Midi. Definitywny koniec czy długi urlop?
Hellfire wykręciło dobry wynik, na koncerty zaczęło przybywać coraz więcej słuchaczy. Nic, tylko płynąć na fali sukcesów? Nie tym razem. 10 sierpnia podczas transmisji live na Instagramie frontman składu, Geordie Greep, napisał na czacie niepokojącą wiadomość. – Black Midi był interesującym zespołem, który bezpowrotnie odszedł – skwitował.
Niedługo później liderowi przytaknął wokalista i basista Cameron Picton. – Uzgodniliśmy, że nie będziemy nic mówić o „rozstaniu”, więc wczoraj wieczorem byłem tak samo oszołomiony jak wszyscy inni, ale może w trochę inny sposób. Myślę, że czasami wszystko, co możesz powiedzieć, to „lol”. W każdym razie wkrótce rozpocznę sesje nagraniowe mojej własnej płyty, nie mogę się doczekać. Powinno być dobrze, a nawet – taką mam nadzieję – świetnie! – napisał w usuniętym już wpisie na Twitterze/X basista Cameron Picton. Żaden z artystów nie zdradził szczegółów dotyczących powodów rozstania.
Czy powinniśmy już szykować chusteczki i z łezką w oku słuchać Schlagenheim? Redaktorzy Pitchforka rzucają na całą sprawę promień nadziei. Anonimowy przedstawiciel formacji zdradził, że Black Midi nie udają się na wieczny odpoczynek, tylko długi urlop. Czas pokaże, czy mieli rację.