Jamiroquai to jeden z najlepszych popowych bandów, które działały w latach dziewięćdziesiątych (w latach zerowych też mieli kilka szlagierów).
Ich największą siłą, znakiem rozpoznawczym było niesłychanie umiejętne łączenie mainstreamowej przyswajalności z jazz-funkową erudycją. Jamiroquai to absolutnie nie jest muzyka dla dziadersów, co postaram się udowodnić w poniższej selekcji reprezentatywnych utworów tej brytyjskiej kapeli.
Jamiroquai – Too Young To Die
Pierwszy boski hicior Jamiroquai, którego łagodna przebojowość zostaje w pamięci na zawsze, a przynajmniej w mojej. Acid-jazzowe, blue-eyed soulowe cacko, które w całej okazałości ukazało nam potencjał drzemiący w tej grupie.
Jamiroquai – Cosmic Girl
Cosmic Girl jest dla mnie singlem pozbawionym najmniejszych wad, czystą zajebistością. Jay Kay (Stevie Wonder nowej ery?) przeszedł tu samego siebie i wrzucił na listy przebojów cholernie nośny, synkopowany disco-funk ze zloopowanym bitem i wieloma kompozycyjnymi zawijasami. Niesamowity jest ten singiel, skomplikowany harmonicznie, a przy tym w mig zapadający w pamięć, niesamowity earworm.
Jamiroquai – Canned Heat
Jak Brytyjczycy trzasną boogie, to dosłownie nikt w klubie nie podpiera ściany. Canned Heat zieje prawdziwym parkietowym ogniem i zmusza do zatracenia się w szalonym tańcu. Hit nad hitami, mówię Wam.
Jamiroquai – Seven Days In Sunny June
Kolejny wielki utwór w przepastnej dyskografii załogi Jay Kaya, a zarazem fantastyczny, obłędnie wyczilowany letniaczek. Bezbłędny, pełen hooków miks akustycznego pop-rocka z rasowym funkiem. Idealne wakacje w muzycznej pigułce.
Jamiroquai – Runaway
Niezwykle plastyczna, przebojowa linia basu w tym perfekcyjnie, nieskazitelnie wyprodukowanym synth-disco-funku to obiekt westchnień wszystkich poptymistów. Wszędzie i o każdej porze dnia bym ją rozpoznał, nawet obudzony w środku nocy.