Jamajka wprowadziła zakaz rapowania o pieniądzach i broni. Artyści protestują
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Na słonecznej wyspie położonej w samym sercu Karaibów nie posłuchasz już o życiu ulicy czy sypaniu hajsem. Rząd argumentuje, że zakaz poruszania takich tematów przez twórców poprawi nadszarpnięty wizerunek kraju. Sami wykonawcy nazywają go kneblowaniem ich ust i stanowczo się jemu sprzeciwiają.
Kraj ze stolicą w Kingston od dłuższego czasu próbują uporać się z palącym problemem przestępstw z użyciem broni. Jak wynika z danych zebranych przez niezależne centrum badawcze Insight Crime, ich odsetek jest najwyższy spośród wszystkich państw Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Rząd kierowany przez Jamajską Partię Pracy zwrócił się w tej sprawie do Organizacji Narodów Zjednoczonych. Na wyspie pod koniec ubiegłego roku wystartował SALIENT – Wspólny Program Redukcji Broni Strzeleckiej i Lekkiej. Eksperci szukają przyczyn nasilającej się przemocy, a jednocześnie chcą ruszyć do szkół i edukować młodzież. Nie koncentrują się przy tym na natychmiastowej penalizacji tych, u których znajdą nielegalne pistolety.
Portfel i torebka wśród zakazanych słów
Inicjatywa ONZ to jednak nie wszystko. Równolegle władze zaczęły zastanawiać się nad tym, co najbardziej demoralizuje społeczeństwo. Padło na kulturę, a zwłaszcza na programy telewizyjne i muzykę. Według Broadcasting Commission of Jamaica, czyli tamtejszego odpowiednika Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, liczne audycje publiczne „normalizują przestępczość wśród podatnej, wrażliwej młodzieży”. Wprowadzony przez nich zakaz ma zatrzeć mylne wrażenie, że pogwałcanie prawa jest akceptowalną częścią życia na Jamajce.
Czego nie posłuchamy już w ojczyźnie reggae? Restrykcjami zostały objęte utwory uznane za gloryfikujące lub promujące działalność przestępczą, przemoc, używanie narkotyków i posiadanie broni. Liczne głosy oburzenia wywołała jednak dalsza część regulacji. Wskazano w nich, że należy unikać „miejskiego slangu” ukazującego zarabianie pieniędzy, zdobywanie bogactwa albo wystawny styl życia. Pojawiła się nawet lista konkretnych zwrotów, na które władze nie spojrzą przychylnie. Są tam choćby „rachunek zagraniczny”, „klient”, „portfel”, „torebka” i „burner phone”. Ostatnie hasło oznacza często zmienianą komórkę na kartę.
Szukanie kozła ofiarnego
Rząd jamajski mógł mieć dobre intencje. Artyści z karaibskiej wyspy uważają jednak, że władze popełniają błąd i w rzeczywistości chcą zrzucić na nich winę za eskalację przemocy. Stephen McGregor, producent znany szerszej publiczności jako Di Genius, mówi, że nowe zasady ustanawiają cenzurę. – Sztuka naśladuje życie, a sama muzyka bierze się z tego, co naprawdę dzieje się na Jamajce. A przez to, że nie pasuje im do moralnego wyobrażenia o świecie, oni próbują ją zablokować – podkreśla w rozmowie z portalem The Guardian. – W takich okolicznościach nikt zapewne nie będzie chciał nagrywać optymistycznej muzyki w stylu one love, one heart – dodaje. Słowom zdobywcy pięciu nagród Grammy wtórują inni wykonawcy, m.in. Rvssian i Romeich. Niektórzy zwrócili uwagę na to, że zasady są o tyle fasadowe, że nie dotyczą serwisów streamingowych ani YouTube’a. Tymczasem to właśnie z tych platform chętnie korzysta młodzież, żeby odkrywać nową muzykę.
Wizyta na farmach dyniowych w Warszawie? Zaplanuj ją już dziś!
Choć zakaz wszedł już w życie, nie wiadomo jeszcze, jakie będą konsekwencje jego złamania. Broadcasting Commission of Jamaica odmówiło dodatkowego komentarza w sprawie. Jednocześnie w mediach publicznych pojawiły już apele o zgłaszanie tych, którym na Jamajce zdarza się palnąć zwrotki o zarabianiu hajsu i wydawania jej na broń.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.