Czytasz teraz
Eryk Moczko: „Lubię, jak nazywają mnie bananem” [WYWIAD]
Muzyka

Eryk Moczko: „Lubię, jak nazywają mnie bananem” [WYWIAD]

Eryk Moczko

Eryk Moczko szturmem wdarł się do środowiska rapowego. Członek ekipy DRE$$CODE udzielił nam wywiadu, w którym nie gryzł się w język w stosunku do samego siebie.

Krzysztof Nowak, Going. MORE: Kto jest najgorszym raperem w Polsce?

Eryk Moczko: Eryk Spoczko. A tak serio – nie wiem, bo nie słucham raperów, którzy mi się nie podobają.

Bardzo dyplomatycznie.

Eryk Moczko: Nie jestem jednym z tych, którzy wartościują twórców w taki sposób. Jeśli ktoś ma pasję do robienia muzyki, to nie będę go hejtować. Fajnie, że coś robi ze swoim życiem i stara się rozwijać. Nie mam zamiaru podcinać komukolwiek skrzydeł.

Rozumiem, że ciebie nie wkurwiają komentarze, że jesteś najgorszym polskim nawijaczem?

Eryk Moczko: Ludzie w internecie mają prawo do wyrażania swoich opinii. To normalne, że dla części odbiorców jestem wackiem. Nie brakuje jednak tych, którzy weszli w moją twórczość głębiej niż typowy obserwator z TikToka i zajawili się nawet tymi rzeczami, które zrobiłem przed moim wypłynięciem na szerokie wody.

Twoja koncyliacyjność sprawia, że zaraz posądzę cię o chęć stworzenia rapowej komuny, w której jest zakaz krytykowania się nawzajem.

Eryk Moczko: Wcale nie chciałbym, żeby tak wyglądała polska scena rapowa, wierz mi. Lubię, jak ludzie się dissują. Beefy też śledzę z zaciekawieniem. Po prostu zawsze byłem i pewnie zawsze będę cichym, skrytym gościem, który wszystko sobie na spokojnie analizuje.

To dlatego wykazałeś się taką czołobitnością względem Okiego? Rozumiem, że go szanujesz, ale czy to aby nie przesada?

Eryk Moczko: Mimo że zacząłem robić karierę, to nadal jestem fanem Okiego czy Quebonafide. Nie wstydzę się tego, że czasem nawet nieintuicyjnie mogłem stworzyć topline jak artysta, którego słuchałem i nadal słucham. Każda taka osoba ma wpływ na mnie i moją muzykę. Nie ma sensu się tego wypierać.

Przyznam, że jeszcze czasem słyszę w tobie Okiego.

Eryk Moczko: Tak? Ja tego nie słyszę.

Dobrze, to z innej strony. Zdziwił mnie sposób, w jaki, jak to się mówi, rozmasowałeś sprawę ze Szpakiem.

Eryk Moczko: Nie dotknęły mnie jego słowa, bo miałem okazję go poznać. Nawet byliśmy razem w studiu. Mam go za miłego gościa i świetnego człowieka, ale wiem, że nie daje sobie wchodzić na głowę. To mnie nie dziwi. Muzyka to całe jego życie, a nic mu z nieba nie spadło. Nie do końca posłuchałem jego dobrych, niemal ojcowskich rad, więc zareagował w naturalny sposób.

Nie za bardzo rozumiem twoje podejście. Może pomoże mi przeniesienie się do twojej przeszłości?

Eryk Moczko: Myślę, że tak.

W 2019 wydałeś pierwszą płytę. Raczej nie będziesz się kłócić ze stwierdzeniem, że nie odbiła się szerokich echem. Dlaczego tak się stało?

Eryk Moczko: Bo to było jak nagrywanie do szuflady z kumplem. Nie miałem pojęcia o tworzeniu muzyki, a mój producent Koder dopiero uczył się robić bity. Byłem zwykłym chłopakiem z Poznania, takim bez większej przekminki. Zarapowałem numery, wpuściłem je do internetu i ich nie promowałem, bo nie czułem takiej potrzeby. Najważniejsze, że tak zaczęła się przyjaźń ze wspomnianym Koderem. Trwa do dziś i pewnie nigdy się nie skończy. Stawiam go na równi z moimi rodzicami i narzeczoną.

Odkładając na bok sferę osobistą – czymś cię musiał przekonać do współpracy muzycznej.

Eryk Moczko: Wystarczyło to, że ja nie miałem doświadczenia muzycznego, a on tak. Co prawda byłem przez chwilę w poznańskich Słowikach, ale mnie wyrzucili, bo nie umiałem zaśpiewać Alleluja. Spodobała mi się jego otwartość. Byłem w okresie życia typu YOLO, a on ot, tak zaprosił mnie do siebie, żebym nagrał u niego kawałek. Przyszedłem i zostałem na siedem lat. Piękny kawał, co?

Czy to wtedy do studia wozili cię rodzice?

Eryk Moczko: Tak. Pewnie woleli, żebym się uczył, a nie myślał o muzyce, ale nie dali mi tego odczuć. Mama i tata potrafili mnie odbierać noc w noc o 4:00, po czym na 8:00 szedłem do szkoły. Myślę, że się bali, lecz wiedzieli, że na koniec dnia to moja decyzja. Jestem im za to wdzięczny najbardziej na świecie.

Ta wdzięczność jest zrozumiała. Podejrzewam, że zajawka na rap utrudniała ci edukację.

Eryk Moczko: Nigdy nie byłem ambitnym uczniem – raczej jechałem na dwójach i trójach. Potem nie zdałem matury z matematyki. Gdy ją poprawiłem, to poszedłem na studia i po dwóch miesiącach je rzuciłem, bo pokłóciłem się z wykładowcą.

O co?

Eryk Moczko: Uważałem, że robimy rzeczy, którymi powinni zajmować się szóstoklasiści. Nic więcej nie powiem.

To popchnęło cię do wyprowadzki do Warszawy?

Eryk Moczko: Przeprowadziłem się dwa lata temu. Nie czułem strachu, bo wcześniej przez pół roku mieszkałem w Sztokholmie i pracowałem w studiu muzycznym.

Czym się tam zajmowałeś?

Eryk Moczko: Byłem pomocnikiem producentów. Chwilę wcześniej zaczęło mi być bliżej do tworzenia bitów. Co do stolicy – poznałem przyszłą narzeczoną i przeprowadziliśmy się tam razem. Od początku miałem duże wsparcie na co dzień. Koder został w Poznaniu, więc chyba mieliśmy jakiś kilkumiesięczny zastój w tworzeniu. Na szczęście szybko do nas dołączył.

Pierwszy materiał i mixtape z 2023 dzieli ładnych kilka lat. Zwlekałeś z wydaniem tego drugiego, bo nie wierzyłeś, że zrobisz karierę w rapie?

Eryk Moczko: Wiedziałem, że ją zrobię, odkąd pierwszy raz stanąłem za mikrofonem. Wiedziałem, że będzie to wynikiem wiary, konsekwencji i pomysłu na siebie. Nie będę na siłę skromny – uważam się za superinteligentnego gościa, który wie, jakie postawić kroki, by dojść do właściwego miejsca. Na razie mój plan sprawdza się w stu procentach.

Moment przełomowy też sobie zaplanowałeś?

Eryk Moczko: Nie, ale sądzę, że był związany z krakowską imprezą kolektywu DRE$$CODE. Przed hotelem ludzie puszczali sobie opublikowany na TikToku fragment Napalonych fanek. Oczywiście nie zakładałem, że stanie się on viralem. Ta platforma może być przekleństwem dla wielu artystów, lecz trzeba być głupkiem, by nie korzystać z jej możliwości promocyjnych. W kawałek Enzo nie wierzyli za to nawet moi znajomi. Mówili, że jest fajny, ale nie widzieli w nim potencjału na coś dużego.

Czy kolejnym krokiem milowym były Młode Wilki Popkillera?

Eryk Moczko: Naprawdę nie wiem.

Czemu?

Eryk Moczko: To świetna akcja, którą śledziłem bodajże od edycji z Bedoesem. Nawet gdyby nie miała żadnych słuchaczy, to bym do niej dołączył, żeby powiedzieć na starość: tak, byłem tam. Poznałem tam też super artystów, świetnie nam się pracowało i powstał bardzo świeży album. Cały czas jednak nie wiem, czy to ja dałem więcej tej inicjatywie, czy ona mnie. Najważniejsze, że dobrze to wszystko wspominam.

To ładna klamra, więc przejdźmy do teraźniejszości. Czy V w tytule twojego albumu to skrót od słowa versus?

Eryk Moczko: Nie. Po wspomnianych dwóch singlach poczułem się bardzo mocny. Zaczęły się dziać rzeczy, o których marzyłem jako dzieciak. Powiedziałem Koderowi: stary, to jest mój rok, muszę go jakoś podsumować. Najpierw postawiłem na nazwę Wizja 24

Zupełnie tak, jakbyś tworzył telewizję we wczesnych latach zerowych.

Eryk Moczko: No właśnie, coś mi nie pasowało. Miałem też problem z Vision 24, bo brzmiało jak jakiś pomysł Kanye.

Dla mnie brzmi to jak ERA47 Okiego.

Eryk Moczko: Nie zgadzam się. Ostatecznie zostawiłem jedną literę i złączyłem ją z symbolem roku.

Sam materiał nagrywałeś pół roku. To dość długo jak na nasz rynek.

Eryk Moczko: Stworzyłem aż 24 pełnoprawne numery w pół roku, więc dla mnie to krótko. Powiem więcej – mam jeszcze 60 odrzutów.

Chyba prevek, nie kawałków?

Eryk Moczko: No tak, ale większość miała refreny i zwrotki. To pokazuje skalę pracy nad krążkiem.

Pozostańmy przy tych 24 utworach. Może po prostu masz problemy z rzetelną selekcją zgromadzonego materiału?

Eryk Moczko: Wszystkie kawałki wpisują się w dwa klucze: energetyczny i zajawkowy. Moja narzeczona musi mnie nienawidzić, bo w zeszłym roku widziałem częściej mojego producenta niż ją. Muszę jednak działać, bo jestem za młody na przerwę.

Nadal uważam, że zwyczajnie miałeś za dużo pomysłów. Szczególnie da się to odczuć na początku płyty – w intrze masz jazzowe i korzenne wątki, po czym w drugim numerze wjeżdżasz z trapem. To trolling czy niezdecydowanie?

Eryk Moczko: Ani to, ani to. Chodzi o to, że nie czuję się w pełni artystą. Jestem jeszcze pogubiony i sprawdzam, co jest najbliżej mojej wrażliwości. Łapię się wszystkiego, ale dzięki temu V24 jest prawdziwe. Pokazuje mój mętlik w głowie. Kolejne projekty dużo wyjaśnią i mi, i słuchaczom.

Pewne wersy powracają za to u ciebie jak mantry. Przejdźmy przez nie. Dużo rapujesz o hejterach z twoich nastoletnich czasów. Jeszcze sobie tego nie przepracowałeś?

Eryk Moczko: Prawdę mówiąc, nie wiem, czy to jeszcze na mnie wpływa. Może moje wewnętrzne Ja wciąż ma z tym problem. Tak to już jest, gdy prawie nikt w ciebie nie wierzy. W szkole wytykano mnie palcami i obśmiewano. Za młodu tworzyłem w głowie obraz perfekcyjnego życia, teraz w końcu rzeczywistość zaczęła do niego przystawać, więc mam ochotę pokazywać ludziom z przeszłości środkowy palec.

Zaliczano cię też do bandy bananów.

Eryk Moczko: Lubię, jak nazywają mnie bananem. Jeśli ktoś tak o mnie pomyślał, to znaczy, że zajebiście prowadzę swoje życie.

Zobacz również
erykah badu the alchemist

Adwersarzom chodzi o twoją przeszłość, a nie teraźniejszość.

Eryk Moczko: Nie jestem z zamożnej rodziny, ale niczego mi nie brakowało. Mój dom był bardzo dobry i kochający. Mama nie pracowała, bo zajmowała się mną i bratem. Tata ma tę samą pracę od wielu, wielu lat. I nie jest to praca w firmie, w której zarabia się nie wiadomo jakie pieniądze. Są po prostu godne. Nie dostawałem ogromnych kieszonkowych, za to jeździłem na różne wymiany szkolne. Razem byliśmy na all inclusive tylko raz, za pieniądze z mojej komunii. Rówieśnicy fleksowali się pieniędzmi – ja nie miałem czym.

A teraz możesz sobie pozwolić na ghostwriterów? To bardzo popularny zarzut.

Eryk Moczko: Mogę, ale nie korzystam. Wychodzi na to, że piszę świetne teksty. Nie mam jednak problemu z powiedzeniem, że w 2019 roku tworzyłem kwadratowe teksty, przez co niektóre pisałem pół na pół z Koderem. Zresztą jest tak, że jak siedzimy we dwóch w studiu i on wymyśli jakiś dobry wers, to mi go oddaje. Nie boję się reakcji na to, że kolega wymyślił mi kilka słów.

No właśnie, Koder nadal jest twoim głównym producentem. Czy niemal wyłączna współpraca z bardzo podobną do siebie osobą nie jest aby strachem przed wyjściem ze strefy komfortu? Wygląda to na artystyczny dupochron.

Eryk Moczko: Wiadomo, że jest mi łatwiej, bo na przestrzeni lat wypracowaliśmy system pracy, który jest dla nas najszybszy i najwygodniejszy. Tylko tu dochodzi jeszcze jeden aspekt – nigdy nie pójdę do studia bez Kodera, bo nie chcę być realizowany przez nikogo innego. Zrobi to najlepiej.

Dlaczego najlepiej? Bo się znacie jak łyse konie?

Eryk Moczko: Jeśli nie masz emocjonalnej więzi z realizatorem, to na ogół nie dostaniesz indywidualnego podejścia. Gość zrobi wszystko na jedno kopyto, realizując tak samo 30 innych artystów. Wtedy ty zabrzmisz jak innych 30 artystów.

Kolejna mantra to krwiożercze podejście wytwórni. Naprawdę jest aż tak źle?

Eryk Moczko: Zdecydowanie jest. Po skończeniu V24 wydoroślałem – zauważyłem, jak mało jest w tej branży przyjaźni, jeśli nie znasz kogoś od jego początków scenicznych. To biznes, w którym każdy chce zarobić jak najwięcej.

Nic nowego. Powiedz lepiej, co z tymi wytwórniami.

Eryk Moczko: Czytałem umowy, które proponowano mi na początku mojej drogi. Gdybym podpisał którąś z nich, to byśmy tu nie siedzieli. Moja rada dla młodych twórców: konsultujcie każdy papier z prawnikami. Druga rada: nie podpisujcie kontraktów na początku kariery. Trzecia rada: podchodźcie z zimną głową nawet do kwestii dystrybucji swoich nagrań.

Krótko mówiąc: doradzasz bycie self-made manem?

Eryk Moczko: Sam nim nie jestem. Sporo osób mi pomagało, na czele z prawnikami kolektywu DRE$$CODE. Zawsze potrzebowałem też porady od rodziny, narzeczonej czy przyjaciela. Prawdziwy self-made to Koder. Ja bym nie istniał bez niego, a on beze mnie – tak. Do tego jestem w dystrybucji Sony.

To ostatnie nie jest raczej złym dealem.

Eryk Moczko: Powiedzieli mi wprost: nie potrzebujemy cię, a ty nie potrzebujesz nas, ale możemy ci trochę ułatwić życie. Mam dobre warunki finansowe.

Czyli dorobiłeś się już tego łańcucha z diamentami, o którym tyle rapujesz?

Eryk Moczko: Niech to będzie moją tajemnicą. Diamentowy łańcuch można także rozumieć szerzej niż tylko jako item. To swego rodzaju manifestacja, a ja w nią wierzę. Inspiruję sam siebie.

Dopiero teraz zabrzmiałeś jak influencer.

Eryk Moczko: W jakimś stopniu nim jestem, ale który z artystów nie jest? Wychowałem się w czasach ekspansji youtuberów, więc chciałem zostać jednym z nich. Potem pojawiła się muzyka i bardziej mnie zajarała. Żeby jednak nie było – jara mnie również tworzenie internetowych treści. Trudno mnie jednak zestawić np. z Bagim z naszej ekipy.

Przy tym wszystkim wydajesz się życiowym tradycjonalistą.

Eryk Moczko: To akurat kwestia wychowania. Nie jestem tradycjonalistyczny w stu procentach, ale można mnie nazwać normalnym typem. Bardzo zależy mi na mocnym, życiowym gruncie. Gdy poznałem Karolinę, to wiedziałem, że spędzę z nią resztę życia, więc się oświadczyłem. Chciałbym też szybko założyć rodzinę i mieć dzieci, by móc im dać jak najwięcej energii. Podoba mi się perspektywa bycia młodym ojcem.

Czy to ma związek z rodziną?

Eryk Moczko: Moi rodzice starali się o pierwsze dziecko ponad 15 lat. Widzę, że teraz brakuje im sił. Tata nie pójdzie ze mną na rollercoastera, a ja chciałbym móc wyskoczyć z potomkiem na taką atrakcję. Jak już dorośnie, to świetnie byłoby napić się razem piwa i wyjeżdżać w świat.

Najpierw jednak, przynajmniej wnioskując po twojej płycie, będziesz jako domator układać z dzieckiem klocki. Nie boisz się, że niebawem zdziadziejesz i przestaniesz być interesujący dla młodych odbiorców?

Eryk Moczko: Zupełnie nie. Nie mówię, że to się nie wydarzy, bo pewnie jak urodzi mi się dziecko, to wejdę w tryb tatuśka niewidzącego świata poza familią. Poprzestańmy na tym, że na razie jestem bardzo na czasie ze wszystkim, bo mnie to interesuje.

Więcej wywiadów z raperami znajdziecie w tym miejscu!

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony